Rozdział 13
Zapytałam znajomą, czemu jej siostra się katuje, czytając różne gnioty? Żeby wiedzieć, jakich błędów nie robić. Ok. To ma nawet sens XD
Rozdział 13
W Hogwarcie zbliżało się Boże Narodzenie i wszystkich opanował jakiś szał związany z zakupem prezentów. Ostatnie przed wyjazdem uczniów wyjście do Hogsmeade sprawiało, że biedna wioska wyglądała, jakby opanował ją istny chaos. Wszędzie widać było uczniów, którzy biegali z zakupionymi już podarunkami albo biegali jak bezgłowe kurczaki, nie mając pojęcia, od czego zacząć.
Sam Severus klął od nosem, zastanawiając się, jak to się stało, że znowu przypadło mu w udziale pilnowanie bandy niewdzięcznych bachorów? Odpowiedź była nader prosta. Wraz z wiadomością o zniknięciu Pottera, Śmierciożercy zrobili się nieco bardziej śmiali i pozwalali sobie na więcej. W ostatnich miesiącach miało miejsce kilka poważnych ataków na miejsca, gdzie mieszkali czarodzieje, ale to gazety najbardziej rozdrażniły Mistrza Eliksirów.
Kiedy tylko następował jakiś atak, Prorok Codzienny natychmiast wypuszczał artykuł, sugerując, że Chłopiec, Który Przeżył, powinien w końcu wkroczyć do akcji. Severus nie miał pojęcia, na jakim świecie oni wszyscy żyli, ale nawet on wiedział, że Potter nie miałby w tej chwili szans. Stawiać naprzeciwko siebie do walki czarodzieja z wieloletnim doświadczeniem i nastolatka, to jak obserwować walkę słonia z mrówką. Wystarczyłoby, że słoń podniósłby nogę. Chłopak miał do tej pory wielkie szczęście, że w ogóle przeżył te wszystkie kłopoty.
Od Albusa słyszał, że Weasley i Granger ubolewali nad nieobecnością Pottera i brakiem możliwości wysłania listów. Próbowali nawet zapytać wprost, gdzie jest chłopak.
– Nie mogę wam tego zdradzić, ale zapewniam was, że jest bezpieczny – zapewnił ich jedynie. Dyrektor nie mógł im przecież powiedzieć wprost, że sam nie wiedział, gdzie Hakon zabrał Złotego Chłopca.
Owinął się szczelniej płaszczem, idąc uliczką między budynkami. W takich chwilach jak ta naprawdę zaczynał tęsknić za tym bachorem. Weasley nie miał takiej ikry, gdy dochodziło do pyskowania. Potter się go nie bał i za to należał mu się jakiś szacunek. Nie zmieniało to jednak faktu, że trochę wbrew sobie, ale martwił się. Nie lubił nie wiedzieć, a świadomość, że nie wiedział, co się dzieje z Potterem, była znacznie gorsza, niż się spodziewał.
Do ostatnich wakacji ten chłopak był dla niego niczym wrzód na tyłku. Nie zamierzał się do tego przyznawać, ale naprawdę wcześniej nie znał go. Nawet nie chciał go poznać, zakładając, że jest jak jego ojciec. Nie przyjmował do wiadomości, że James Potter nie żył, a jego syn nie mógł czerpać z niego wzorców. Nawet sobie nie wyobrażał, że kiedyś znajdzie się w sytuacji, w której będzie spał w jednym łóżku z Potterem, ale tak się właśnie stało.
To było dla niego dziwne, lecz jednocześnie wyjątkowe doświadczenie. Czuł się, jakby naprawdę zamieszkał z partnerem, z którym tworzył związek. Chłopak był atrakcyjny i nie ulegało wątpliwości, że wiele osób oglądało się za nim. Powoli zamieniał się w młodego mężczyznę z wielkim wpływem na społeczeństwo, z czego nie zdawał sobie nawet sprawy. Był tak skupiony na swoich przyjaciołach i osobach, które były dla niego ważne, że nie zauważał pewnych rzeczy. Mógłby z łatwością zaszkodzić ministerstwu, gdyby tylko chciał. Niektórzy byli w niego tak wpatrzeni, że wykonywaliby jego polecenia, bez mrugnięcia okiem.
Harry Potter nie był jednak kimś, kto wykorzystywałby swoją pozycję do takich rzeczy. Miał ogromne poczucie sprawiedliwości, nawet jeśli przez całe życie to właśnie jego traktowano niesprawiedliwie. Jakim cudem ten chłopak po dzieciństwie w domu Petunii nie stał się zgorzkniały i agresywny, było niezłym pytaniem. Możliwe, że zadziałał w jego przypadku jakiś instynkt, który nie pozwolił mu się stoczyć.
Severus nie miał tyle szczęścia. Jego ojciec nie był najlepszym przykładem, ale w Hogwarcie też nie było lepiej. Zamiast jednak po ukończeniu szkoły odciąć się od wszystkiego, pozwolił się wmanewrować w sytuację bez wyjścia. Tak naprawdę nadzieją dla niego i wszystkich innych czarodziejów był chłopak, którego nikt nigdy nie zapytał, jak się czuje. Nikomu nigdy nie pozwolił zauważyć, że coś z nim było nie tak. Nauczył się, że dorosłym się nie ufa i żył w takim przeświadczeniu.
Syknął na dwójkę uczniów, którzy w najlepsze całowali się na środku ścieżki, zamiast z niej zejść i oszczędzić przygodnym ludziom takiego widoku. Na szczęście winowajcy szybko czmychnęli, nie chcąc się narażać na utratę punktów. Wszyscy zresztą wiedzieli, że nie potrzebował wygórowanego powodu, żeby utrudnić komuś zdobycie pucharu domów albo wlepić szlaban.
W zasadzie w te wakacje mógł się zrelaksować. Nie musiał spędzać lata w swoim rodzinnym domu, mógł spokojnie warzyć eliksiry i chociaż zmuszony był zająć się Potterem, którego magia wybuchała przy byle prowokacji, to jednak cała sytuacja paradoksalnie wyszła na plus.
Wracając do zamku, rozmyślał o czymś, do czego nigdy w życiu nie przyznałby się nikomu, nawet gdyby ktoś go torturował. Z zachowania Potter był idealnym kandydatem na partnera, ale nie dlatego, że był młody. Severus cenił sobie przestrzeń osobistą w sferze zawodowej i bachor to rozumiał. Nigdy mu nie przeszkadzał, kiedy zaszywał się w pracowni, potrafił zająć się sobą, uznał, że to jemu przypada zajmowanie się domem i gotowanie, a poza tym nigdy nie narzekał na obowiązki domowe. Mistrz Eliksirów nie miał nigdy problemu z tym, żeby posprzątać, czy coś ugotować, ale to było całkiem miłe uczucie, że ktoś jeszcze się w to angażował.
Odetchnął z ulgą na myśl, że jeszcze kilka dni i przez jakiś czas będzie miał spokój od tych irytujących bachorów, a w szczególności od Granger i Weasleya. Nie wiedział, co Albus im powiedział, ale patrzyli na niego, jakby te wszystkie problemy i fakt, że Potter zmienił szkołę, były jego winą.
Wieczorem z radością wrócił do swoich pokoi. Nie musiał przez te kilka godzin myśleć, jak bardzo nie cierpiał uczyć tych imbecylów. Co innego, gdyby dostał pod swoje skrzydła kandydatów na przyszłych mistrzów. Oni przynajmniej słuchaliby, co się do nich mówi. Był jednak zobowiązany do pozostania w Hogwarcie i nie zamierzał złamać danego słowa. Kusiło go jednak wielokrotnie, żeby odwrócić się na pięcie, wyjść przez bramę szkoły i aportować się gdziekolwiek.
– Co za dzień – mruknął, kładąc się kilka godzin później do łóżka.
Zasnął dość szybko i zdziwił się, kiedy ujrzał znajomą scenerię. Zobaczył polanę ze studnią na środku, od której wychodziły różne ścieżki i otaczający ją las.
– Cześć – usłyszał nagle za sobą znajomy głos i szybko odwrócił się. Przed nim stał Harry. Lekko uśmiechnięty i ubrany w podobny płaszcz, w jakim odwiedził ich Hakon. Wyglądał na dużo spokojniejszego i zadowolonego z życia. – Jak się masz?
– Chyba zwariowałem, skoro mi się śnisz – burknął.
Chłopak roześmiał się.
– Jakby to ująć – zaczął niepewnie. – Naprawdę rozmawiamy. Faktycznie obaj śpimy, ale połączyłem nasze sny świadomie, żebyśmy mogli pogadać. To jeden z rodzajów zaklinania, których się nauczyłem.
– Robisz ze mnie królika doświadczalnego?
– Nie, nie! – zapewnił szybko. – Nic z tych rzeczy. Ćwiczyłem już wcześniej. Nigdy jednak na takie odległości i nie miałem żadnej gwarancji, że mi się uda. Cieszę się, że wszystko poszło dobrze. To nie było łatwe i spokojnie. Jestem pod kontrolą kolegi, który mnie pilnuje. Rzucił na siebie zaklęcie, które obudzi go, gdyby coś było nie tak i wyciągnie mnie ze snu. Tobie nic nie grozi, bo to moje zaklinanie działa.
– Nie wiedziałem, że zaklinaczy uczą czegoś takiego – powiedział Severus. Był pod wrażeniem. Do tej pory nie słyszał o takiej możliwości.
– Ja wcześniej też nie – przyznał, siadając na krawędzi studni. – Ale cieszę się, że się udało. Trochę tęskniłem. Tam nie mam się z kim przerzucać wyzwiskami. A ty tęsknisz za mną?
– W twoich marzeniach bachorze!
Złoty Chłopiec roześmiał się tylko, słysząc to. Właśnie takiej odpowiedzi się spodziewał po Mistrzu Eliksirów.
– Pokazałeś już, jak beznadziejny w eliksirach jesteś? – zapytał Severus.
– Zdziwiłbyś się, ale niczego nie wysadziłem. W zasadzie to moje mikstury nawet mi wychodzą, chociaż nie są perfekcyjne. Moja nauczycielka mówi, że poziom mistrzowski zaklepany jest dla niej i jej podobnych.
– Chociaż jedna mądra – mruknął, przypominając sobie zachowanie Granger na kilku lekcjach. – Wyglądasz... Nieźle – powiedział, starając się wybrać odpowiednie słowo. – Chyba zmiana otoczenia ci służy. Nadal wybuchasz?
– Sporadycznie mi się to jeszcze zdarza, ale jeden z naszych nauczycieli pracuje ze mną nad tym. No i nowi przyjaciele mi pomagają. Wiesz... Dużo zrobiło to, że mnie nikt tam nie ocenia, ani nie oczekuje ode mnie niemożliwego. To duża odmiana. Tam jestem po prostu Harrym, a nie Chłopcem, Który Przeżył.
– Co to za miejsce? – spytał po chwili. Może chociaż tę zagadkę wyjaśni i dowie się, czemu już kiedyś śniło mu się coś takiego. – To jakiś rodzaj ochrony twojego umysłu?
– Nie. Nic z tych rzeczy. To ścieżki losu. Kiedy ktoś o nich śni, to znak, że czeka go wybór. W moim przypadku to tak wygląda. Nie wiem, jaką formę przyjmują u innych. Jak widzisz mam kilka wyborów, które wynikają z decyzji, które już podjąłem. To działa na zasadzie akcja-reakcja. W momencie, gdy pójdę jedną z nich, w pewnym momencie ponownie znajdę się na polanie, gdzie ścieżki się przecinają i będę musiał zadecydować, którą pójść. To często trudne wybory.
– Nie da się ukryć – odparł Severus. – Śniło mi się kiedyś podobne miejsce – dodał, decydując się na szczerość.
– Musiałeś wtedy podjąć jakąś decyzję. Zaklinacze mówią, że ścieżki mogą się też śnić, gdy zwiążemy z kimś swój los. W zasadzie możemy tak o sobie powiedzieć, prawda?
– Chyba nie będziesz mnie namawiał na związek po ukończeniu szkoły?
– Aż tak głupi nie jestem. Dobrze wiem, jacy obaj jesteśmy, ale nie żałuję tego, co się stało. Czułem, że miałeś wyrzuty sumienia, że poszliśmy do łóżka, ale nie zmusiłeś mnie do niczego. Myślę, że tak miało być i nie ma sensu bardziej się w to zagłębiać.
– Twoi przyjaciele patrzą na mnie, jakby twoje zniknięcie było moją winą. Wolałbym sobie nie wyobrażać, co by było, gdyby dowiedzieli się o naszym romansie – powiedział, używając specjalnie tego słowa. W końcu nie byli w żadnym związku.
– Nic nie będzie, bo się nie dowiedzą. To nie jest ich sprawa. Życie czasem kieruje nas na różne tory. Powinni myśleć o swojej przyszłości.
– Widzę, że nauczyłeś się nieco zdrowego egoizmu.
– Miłek często ze mną rozmawia. To kolega i taki trochę typ starszego brata – wyjaśnił, widząc pytające spojrzenie Mistrza Eliksirów. – Mieszkamy w jednym pokoju. Jest koszmarnie zakręcony, bezczelny, wyszczekany na całego, a do tego dolewa sobie wódki do herbaty, jak jest mu zimno. Ale poza tym jest naprawdę w porządku. Mogę mu się wygadać i wiem, że pary z gęby nie puści ani mnie nie oceni.
Taka właśnie była prawda. Miłek zawsze był w jakiś sposób obok i robił wielu osobom za starszego brata. Pomagał też Harry'emu nadrabiać zaległości i tłumaczył co trudniejsze zagadnienia. Nie był jakimś geniuszem, ale potrafił się wczuć w czyjąś sytuację i tak dobrać słowa, żeby druga strona wszystko zrozumiała.
Pierwsze lekcje zaklinania były dla byłego Gryfona bardzo trudne. Musiał w głównej mierze polegać na swoim instynkcie, co miało czasem dość specyficzne efekty. Jego nowi nauczyciele szybko przekonali się, że ich nowy uczeń swoją siłą magiczną przewyższa wszystkich innych podopiecznych. Nawet dyrektorka, która prowadziła z nim indywidualne zajęcia, potwierdziła to.
– Zdajesz sobie sprawę ze swojej siły? – zapytała. Harry potrzasnął głową. – Twój magiczny rdzeń jest dużo silniejszy niż u przeciętnego czarodzieja. Zaklinacze zwykle są silniejsi ze względu na swoją profesję, ale ty wybiegasz znacznie poza skalę.
– To źle? – Popatrzył na nią niepewnie. Przekonał się już, że przy pani Ingrid lepiej było mówić wprost. Nic jej tak nie denerwowało, jak kręcenie.
– Twoje zdolności będą po prostu trudniejsze do opanowania, ale jeśli ci się uda, a takie jest założenie, to będziesz mógł opanować zaklinanie na wielką skalę. Problemem będzie tylko to, że nie potrafisz śpiewać, więc wpadłam na inny pomysł – powiedziała z uśmiechem.
Tym sposobem jeszcze tego samego dnia Harry wylądował na lekcji muzyki u profesora Voldena, który zajmował się tą dziedziną nauki. Te zajęcia były w pełni indywidualne, bo jak wszyscy mówili, każdy zaklinał w nieco inny sposób. Zaklinanie grupowe odbywało się na innej zasadzie, ale na ten moment Złoty Chłopiec znalazł się w małej salce muzycznej z fletem poprzecznym w rękach.
– Ale ja nie umiem na niczym grać! – zaprotestował szybko.
– Śpiewać też nie umiesz. Tylko nucić, a to za mało – podsumował profesor Volden. – Zaklinacz nie może być cichy. Jego zaklinanie musi być mocne, a skoro słoń ci na ucho nadepnął, to musisz nauczyć się niemego zaklinania za pomocą samej muzyki. Nie przejmuj się. Nie jesteś jedynym.
Harry westchnął, ale faktycznie nie był jedynym. Tak naprawdę poza nim było jeszcze kilka innych osób, które nie potrafiły śpiewać i wykorzystywały do zaklinania jakieś instrumenty muzyczne. Nigdy nie ukrywał, że słoń mu na ucho nadepnął, ale jak widać i na to znalazł się jakiś sposób. Gorzej było z tańcami rytualnymi. Tu już było zdecydowanie ciężej i próbował szczerze protestować, kiedy przyszło do pierwszych zajęć.
– Na szkolnym balu deptałem po nogach koleżance, która ze mną poszła – próbował tłumaczyć nauczycielowi.
Profesor Kotaro, który z pochodzenia był Japończykiem i świetnym tancerzem, uśmiechnął się tylko dobrotliwie.
– Zapewniam cię, że będzie dobrze. To kwestia wprawy. Wiesz, co zwykle mówią? Na efekt składa się dziesięć procent talentu i dziewięćdziesiąt procent ciężkiej pracy. Taka właśnie jest prawda. Miłek może ci to potwierdzić. Jego pierwsza próba wykonania tańca rytualnego przypominała taniec goryla. Wymachiwał rękami i podskakiwał jak małpa. Żałowałem, że nie miałem ze sobą kamery, bo to byłoby warte uwiecznienia dla potomności, a teraz? Jest jednym z naszych najlepszych tancerzy, a kręgi rytualne rysuje z pamięci.
Harry nie czuł się specjalnie przekonany, ale nie pozostawiono mu wyboru i musiał chociaż spróbować. Na szczęście ten rodzaj ruchów miał pewien schemat, który zawsze się powtarzał. Pierwsze zaklinanie tańcem, którego się nauczył, miało zaledwie pięć ruchów, które powtarzały się po sobie i to dodało mu odwagi. Okazało się, że było to zaklinanie ochronne, a wykonane grupowo dawało naprawdę niezły efekt. Można było w ten sposób chronić nawet całe obiekty. Uznał to za naprawdę przydatne i naprawdę zaczął dawać z siebie wszystko.
Po dwóch miesiącach załapał mniej więcej podstawy tańca rytualnego i podstawowe ruchy, a do tego grę na flecie. Na początku musiał sobie przypomnieć jakieś początki z mugolskiej szkoły, kiedy miał jeszcze lekcje muzyki w ogóle jako takiej. Tam zawsze dostawał marne oceny ze śpiewu, ale nie przejmował się tym. W Hogwarcie nie mieli takich zajęć, więc myślał, że nigdy więcej nie będzie miał z tym styczności, a tu niespodzianka. Na początku było gorzej niż źle. Wystarczyło, że wydobył z fletu kilka dźwięków, myśląc o zaklinaniu czegoś, a tu dawało to zbyt mocny efekt. Udało mu się raz zalać całą klasę, nagłymi opadami deszczu. Profesor Volden jednym ruchem osuszył wszystko i zapewnił chłopca, że to nie był najbardziej spektakularny efekt zaklinania, jaki widział.
Niemniej jednak Szkoła Zaklinaczy była miejscem, w którym Harry poczuł się jak w domu. Nie był to Hogwart ze swoimi wieloma korytarzami, salami i ogólnym ogromem, ale to miejsce było jak przytulna przystań, gdzie zawsze było ciepło. W chłodne wieczory wszyscy przychodzili z grubymi kocami do salonu pełnego kanap i foteli, odsłaniali idealnie gładką ścianę i zaklęciem sprawiali, że mogli oglądać jakiś mugolski film albo program. To było coś nieznanego w Hogwarcie i Harry naprawdę sobie cenił te momenty. Polubił małą społeczność tego miejsca.
– Czyli odnalazłeś się tam? – spytał Mistrz Eliksirów.
– Nie było to łatwe, ale tak. Tak myślę – powiedział, podchodząc do mężczyzny. – Ale nadal tęskniłem za tobą. Pytanie brzmi, czy ty za mną też?
W odpowiedzi Severus ujął jego twarz w dłonie i po chwili pocałował go. We śnie mógł sobie pozwolić na więcej i nie zamierzał tego żałować.
---
I co powiecie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top