Rozdział 12
Chyba faktycznie jesień w pełni, bo w ogóle nie widać entuzjazmu. Sama zaliczam doła za dołem.
Rozdział 12
Zakupy szkolne w ogóle nie przypominały atmosferą tych, jakie Harry robił przed kolejnym rokiem w Hogwarcie. Tutejsza czarodziejska społeczność w jakiś sposób przenikała się z niemagiczną, co niezmiernie go dziwiło. Odnosił wrażenie, że kiedy szli uliczką w odpowiednie miejsce, wszyscy mijający ich ludzie wiedzieli, kim są, ale nikt nic nie mówił.
– Zawsze to tak wygląda? – spytał, patrząc na idącego z zadowoleniem obok niego Miłka.
– Ale, że co? – spytał chłopak ciekawie.
Podczas obiadu po powitaniu Harry dowiedział się, że chłopakiem jest Polakiem i lepiej było z nim nie zaczynać żadnej kłótni czy walki, bo był tak uparty, że nie odpuszczał, dopóki nie zmiażdżył przeciwnika. Przyznał zresztą sam, że miał dość specyficzny charakter. Można było go prosić o wiele rzeczy, ale gdy ktoś próbował go do czegoś zmusić, to stawał okoniem w tempie ekspresowym.
– Mam wrażenie, że ludzie wokół wiedzą, po co tu przyszliśmy – wyjaśnił były Gryfon. Nikt z jego współlokatorów nie miał nic przeciwko, żeby zawiesił sobie nad łóżkiem godło Gryffindoru. Miłek zresztą sam przyznał, że jest ładne, a poza tym sam miał nad swoim łóżkiem godło swojego kraju. Harry z ciekawością patrzył na białego orła w koronie. Nie miał jednak na razie okazji zapytać, czy wiąże się z tym jakaś konkretna historia.
– Nie tyle wiedzą, ile wyczuwają pewne rzeczy – odparł starszy chłopak. – Skandynawowie podchodzą w dość specyficzny sposób do takich osób jak my. Jak chcesz, to ci potem pokażę, gdzie w bibliotece są książki o zaklinaczach ze Skandynawii. Tam jest to świetnie wyjaśnione i może spróbujesz zgadnąć przy okazji własną domenę.
– A to zaklinacze nie są po prostu zaklinaczami? Z tego, co mówił mi Mistrz Hakon, wynika, że naszym głównym atrybutem jest czarowanie na odległość.
– Oczywiście, że tak, ale tak samo, jak u większości czarodziejów z czasem okazuje się, w jakim rodzaju zaklinania jesteśmy ekspertami. Uczymy się wszystkich rodzajów, ale w niektórych jesteśmy po prostu nieco lepsi. Na przykład ja najpewniej czuję się, zaklinając zwierzęta, bo lubię z nimi pracować.
Harry popatrzył na niego zaskoczony.
– To można zaklinać zwierzęta? Ja do tej pory przypadkiem zaklinałem chmury i rośliny, i nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy – zauważył.
– Oczywiście, że można, ale takim zaklinaniem nie robisz im krzywdy. Wręcz przeciwnie. Pomagasz im. Prosty przykład. Masz cielną krowę, która zaczyna rodzić i okazuje się, że coś jest nie tak. Dzięki zaklinaniu możesz ją uspokoić, zbadać odpowiednio albo nawet pomóc maluchowi, żeby się nie udusił.
– To brzmi naprawdę praktycznie – zgodził się.
Polubił Miłka. Chłopak może i był trochę onieśmielający swoją bezpośredniością, ale może właśnie tego mu brakowało? Do tej pory ludzie mieli zwyczaj przemilczeć sporo rzeczy, które go dotyczyły, więc była to całkiem miła odmiana. Mógł zauważyć, że pewnych tematów zaklinacze nie poruszali, ale nie dlatego, że nie mogli. Uważali, że pewne sprawy są zbyt osobiste i rozmawiali o nich, dopiero gdy ktoś wyraził taką chęć. Zwykle padało pytanie, czy ktoś chce się wygadać. Nikt niczego na siłę z nikogo nie wyciągał.
– No raczej. Mój ojciec jest zadowolony, bo przez wakacje ustawiłem do pionu wszystkie zwierzęta w gospodarstwie.
Harry uśmiechnął się lekko. On nie miał rodziny, o której mógłby opowiadać innym i trochę tego zawsze zazdrościł innym dzieciakom. Ron narzekał czasem, że jest biedny, ale nie doceniał tego, że ma rodziców i rodzeństwo, które zawsze za nim stanie. Było to dla niego tak powszednie, że nie zdawał sobie sprawy, jakim jest szczęściarzem.
Było mu troszkę wstyd, że przez całe wakacje właściwie nie myślał o Ronie, Weasleyach, Hermionie i innych osobach. Chociaż raz mógł skupić się na sobie, a nie myśleć o innych. Czuł się wprawdzie przez jakiś czas jak egoista, ale czy naprawdę nie miał prawa myśleć o sobie? Przywykł tak bardzo do tego, że ktoś zawsze czegoś od niego wymagał, że nigdy nie zastanawiał się, czy było to dobre. W te wakacje dotarło do niego w końcu, że nie. Nie miał żadnego obowiązku znosić wymagań innych ludzi, skoro nikt nigdy nie zapytał go tak naprawdę, jak się czuje. Nie tak naprawdę. Obecnie chyba tylko Snape dostrzegał pewne rzeczy.
Ocknął się ze swoich rozmyślań, kiedy weszli do księgarni. Gdzieś tam z tyłu głowy przemknęło mu, że spodobałaby się Hermionie. Nowi koledzy pomogli mu wybrać odpowiednie książki, a potem ku jego zaskoczeniu sprzedawca zapytał go, w jakim języku mają być.
– Eeee... Angielski poproszę – powiedział.
Sprzedawca machnął różdżką, skasował należność, zapakował wszystko i życzył mu miłego dnia.
– To jakieś zaklęcie tłumaczące? – zapytał Miłka, kiedy szli do kolejnego sklepu.
– Dokładnie tak. Z mową potoczną nie mamy problemów, ale mimo wszystko łatwiej nam czytać w ojczystych językach. Nauczyłem się od Ivara i Ulfa trochę szwedzkiego i norweskiego, ale miałbym problem, żeby przeczytać jakąś książkę w tym języku. Jak chcesz, to potem nauczę cię tego zaklęcia i wariantu, który pozwala ci porozmawiać z inną osobą, jeśli nie mówicie w tym samym języku.
Harry skinął głową. To było coś naprawdę praktycznego. Zastanawiał się, czy mógłby napisać za jakiś czas list do Snape'a. Wątpił jednak, żeby Hedwiga mogła go zanieść. Mimo wszystko to był spory kawał drogi, ale zapytać o jakąś inną opcję, zawsze mógł. Jakoś nie miał ochoty pisać do Rona i Hermiony, ale w przypadku Snape'a było inaczej. Łączyła ich nieco inna relacja niż kiedyś, ale nie był pewien, czy kiedyś do tego wrócą. Nie miał żadnej gwarancji, że jeszcze kiedyś się zobaczą ani że starszy czarodziej będzie chętny na kontynuację ich wakacyjnej przygody.
Po obowiązkowych zakupach dostali jeszcze dodatkową godzinę na jakieś osobiste sprawunki. Harry skorzystał z uprzejmości i pomocy nowych kolegów, którzy pokazali mu, gdzie jest sklep ze słodyczami, a potem odzieżowy. Jego ubrania widziały lepsze czasy, a skoro nie wracał do Dusrleyów, to mógł nieco poszastać pieniędzmi, nie bojąc się, że wuj albo ciotka zaczną na niego patrzeć podejrzliwie.
– Lubisz słodycze, co? – spytał Ivar.
– Lubię. Jak mieliśmy ze szkoły wyjście do pobliskiej wioski, to zawsze uzupełniałem tam swoje zapasy. Inaczej nie miałem szans na słodkości – wyjaśnił.
Nikt tego nie skomentował, jakby wyczuwali, że Harry niespecjalnie miałby ochotę mówić o swojej sytuacji w domu.
– Gdybyś chciał się kiedyś wygadać, to wiesz, gdzie nas szukać – zapewnił Miłek.
– Dzięki. Skorzystam, jeśli poczuję taką potrzebę.
Pierwsza noc w nowej szkole przypominała mu trochę czasu, kiedy po raz pierwszy zjawił się w Hogwarcie. Poczuł przez to jakiś dziwny rodzaj nostalgii. Zawsze myślał, że to tamta szkoła była dla niego jak prawdziwy dom, ale może dobrze się stało, że tam nie wracał. Na razie za dużo rzeczy kojarzyło mu się tam z Syriuszem.
Westchnął, odwracając się na drugi bok i omal nie krzyknął, kiedy zobaczył, że Miłek wpatruje się w niego.
– Nie możesz spać? – spytał starszy chłopak.
– Prawie dostałem zawału – mruknął Harry. – A sam czemu nie śpi? – zapytał cicho.
– Mam bardzo czujny sen. Słyszę właściwie wszystko, co się dzieje. Nawet to, że dziewczyny nad nami puszczały sobie jakąś muzykę. Naprawdę nie chcesz pogadać? Czasem rozmowa z kimś, kto nie jest zamieszany w sprawę, dobrze robi. Nie nalegam. Tylko proponuję.
Harry zastanowił się przez chwilę, po czym skinął głową.
– Ok. Chodź – powiedział Miłek, siadając na łóżku. Szybko narzucił na siebie bluzę, zgarnął koc i dał mu znak, żeby poszedł za nim.
Były Gryfon szybko poszedł w jego ślady i kilka chwili później siedzieli na ławce na korytarzu opatuleni w koce. Sam nie był pewien, czemu faktycznie zaczął mówić. Wyrzucał z siebie cicho zdanie po zdaniu o wszystkim, co go spotkało. O Dursleyach, Ronie, jak potem obaj zaprzyjaźnili się z Hermioną, o tym koszmarnym turnieju na czwartym roku, dementorach, śmierci Cedrica, aż doszedł do walki w ministerstwie, utracie ojca chrzestnego i wybuchach magii, które się potem zaczęły. Siedzący obok chłopak nie przerywał mu, słuchając uważnie i Harry poczuł się na tyle pewnie, że powiedział mu też o Snapie.
– Niezła jazda – powiedział po chwili milczenia Miłek. – Szczerze mówiąc, to nigdy nie spotkałem chłopaka, który przeżyłby już aż tyle. Dziwię się, że nie miałeś załamania wcześniej.
– Chyba nie pozwalałem sobie na to – mruknął cicho Harry. – Zawsze byłem w centrum uwagi i gdzieś tam podświadomie czułem, że nie mogę sobie pozwolić na chwile słabości.
– I właśnie dlatego twoje emocje zaczęły wybuchać. Butelkowałeś je, zamiast dać im upust. Zacząłeś się powoli wyciszać, więc i one się nieco uspokoiły. Śmierć kogoś bliskiego zawsze jest czymś ciężkim i to normalne, że potrzebujesz czasu na żałobę. Każdy przechodzi ją inaczej. Jedni płaczą kilka dni, drudzy zaciskają zęby i rzucają się w wir pracy, a inni przechodzą to w ciszy. U nas jest pewien rodzaj tradycji, że najbliżsi zmarłej osoby przez rok ubierają się na czarno albo w ciemne kolory. Moja babcia nosiła tak żałobę po śmierci swojego brata. Nie wiem, jak jest u was.
Harry nie był pewien. W zasadzie to nigdy nie był na żadnych pogrzebie. Poczuł nagle jakąś taką złość, że Syriusz nie miał pogrzebu i nie miało to znaczenia, że jego ciało wpadło za zasłonę. Mimo wszystko uważał, że należałoby go uhonorować.
– Czemu akurat czarny kolor? Chodzi o smutek? – zapytał Harry. Jemu tak to się właśnie kojarzyło.
– Nie. To wywodzi się z odleglejszych czasów i niewiele osób u nas już o tym pamięta. Chodzi o to, że czerń nie tylko świadczyła o smutku po zmarłym, ale też chroniła przed jego potencjalną złością. Tak naprawdę nie wiesz, z jakimi myślami ktoś odszedł. Może miał do kogoś żal? Uważano, że czarny czyni nas niewidzialnymi dla tych, którzy odeszli.
– To naprawdę ciekawie – przyznał szczerze. Chętnie posłuchałby o tym więcej, bo zaczynał powoli czuć w sobie jakiś rodzaj spokoju. Może dlatego Snape ubierał się na czarno? Może chciał być niewidzialny dla kogoś? Uspokoił się jednak na tyle, że zaczął ziewać i Miłek zarządził powrót do łóżek.
– Dzięki, że mnie wysłuchałeś. Pomogło mi to – powiedział szczerze Złoty Chłopiec.
– Po to ma się kumpli. Rozmawiałeś o tym ze swoimi przyjaciółmi w Hogwarcie?
– Obawiam się, że nie zrozumieliby, ale nie dlatego, że nie próbowaliby. Po prostu wychowywali się inaczej i mają inne podejście do życia. Hermiona na urodziny przysłała mi książkę o tym, jak sobie radzić z samym sobą. Tak mnie wkurzyła, że spaliłem ten poradnik z radością. Nic z niego nie zostało.
Miłek prychnął cicho pod nosem, próbując się nie śmiać.
– Też bym tak zrobił – zapewnił go. – A teraz czas spać. Od dziś oficjalnie jesteś zaklinaczem, a to znaczy, że jutro otrzymasz płaszcz.
– Płaszcz? No właśnie. Dlaczego tutaj wszyscy chodzą w płaszczach?
– To nie jest pierwsze lepsze wdzianko. Zacznie się zmieniać, wyczuwając twoje postępy, a potem przybierze odpowiednie kolory i wzory, reprezentujące ciebie. To jak wizytówka.
– Nie słyszałem nigdy o czymś takim – przyznał Harry.
– Wiem, że w japońskiej szkole magii jest coś podobnego. Dwa lata temu zaklinacz stamtąd skończył tutaj naukę. Opowiadał naprawdę ciekawe rzeczy. Ale teraz czas spać. Jutro ważny dzień. Jeszcze nierozpoczęcie nauki, ale przygotowania też są fajne.
– Dzięki, że mnie wysłuchałeś. Jakoś mi tak teraz lżej.
– Cała przyjemność po mojej stronie – oparł Miłek, moszcząc się wygodnie i naciągając kołdrę, aż po samą brodę.
Złoty Chłopiec przez jakiś czas patrzył jeszcze w sufit, rozmyślając o wszystkim, co się wydarzyło. Zastanawiał się, czy Ron i Hermiona będą za nim tęsknić? A może o nim po prostu zapomną? Nie był przecież pierwszym uczniem, który zmienił szkołę. Miał nadzieję, że tym razem Dumbledore nie schrzanił sprawy i wymyślił jakiś bardzo przekonujące wyjaśnienia, dlaczego Chłopiec, Który Przeżył, opuścił Hogwart.
,,,
Ceremonia Przydziału przebiegła bez zakłóceń i nowi uczniowie kolejno zajmowali miejsca w swoich nowych domach. Ron i Hermiona nie reagowali jednak zbyt entuzjastycznie. Brakowało im Harry'ego.
Kiedy Dumbledore oznajmił im, że Złoty Chłopiec nie wróci do Hogwartu, oboje sądzili na początku, że żartuje. Ta szkoła była dla Harry'ego jak dom i nie do pomyślenia było, żeby z niej zrezygnował.
– Nie zrezygnował z nauki, ale ze względu na zaistniałe okoliczności nie może kontynuować tutaj nauki – wyjaśnił. – Zapewniam was jednak, że jest bezpieczny.
– To przez te jego wybuchy magii, prawda? – zapytał Ron. – Czemu nie zauważyliśmy, co się z nim dzieje?
– Obawiam się, że to wina nas wszystkich – powiedział ciężko dyrektor. – Tak naprawdę nikt z nas nie zainteresował się, czy po wydarzeniach w ministerstwie wszystko z nim w porządku. Najwyraźniej uznał, że nikogo nie interesuje jego samopoczucie i zadbał o to, żeby nikt go o to nie zapytał.
– Jesteśmy jego przyjaciółmi – zauważyła Hermiona. – Mógł nam powiedzieć o wszystkim. Pomoglibyśmy mu.
– Nie pomoglibyście mu w taki sposób, jak tego potrzebuje, panno Granger. – Albus Dumbledore nagle bardzo dobitnie poczuł swój wiek. – Próbowaliśmy mu pomóc przez całe wakacje, ale to było za mało. Jest w nim nadal tak wiele złości i żalu, że wybucha to w sposób niekontrolowany i może zrobić komuś krzywdę. Dlatego podjął decyzję, że nie wróci. Możliwe, że gdy odzyska kontrolę nad własną magią, będzie to możliwe.
Widział, że oboje nie wyglądają na do końca przekonanych, ale nic nie powiedzieli. Musieli się pogodzić z faktem, że ten rok spędzą bez swojego przyjaciela. Oczywiście na uczcie powitalnej wszyscy zauważyli, że przy stole Gryffindoru brakuje ikony tego domu i ciągle ktoś coś szeptał do innych, zastanawiając się, gdzie jest Złoty Chłopiec.
Po uczcie dyrektor wstał ze swojego miejsca, poinformował uczniów tradycyjnie o kilku istotnych sprawach, po czym przeszedł do tej najważniejszej. Harry Potter nie pojawi się w tym roku w Hogwarcie. Uznali z Severusem, że najrozsądniej i najbezpieczniej będzie przekazać właśnie taką informację. Wszyscy pomyślą, że chłopiec jest szkolony w jakimś tajnym miejscu, skoro Voldemort powrócił. Nie zamierzali zdradzać nikomu, że nadzieja czarodziejskiego świata ma problem z własną magią ani że jest zaklinaczem. Takie informacje natychmiast zostałyby przekazane dalej przez dzieci Śmierciożerców, a w ten sposób Severus mógł ich ubiec i zachować swój status szpiega.
Kilka godzin wcześniej poinformował Czarnego Pana o tajemniczych planach Dumbledore'a oraz że chłopak nie pojawi się w szkole. Natychmiast został wezwany, gdzie opowiedział Czarnemu Panu ustaloną wersję wydarzeń.
– Wygląda na to, że skoro zginął Syriusz Black, Dumbledore za bardzo boi się o życie tego bachora – mówił. – Wiem, że go ukrył, ale uparcie nie chce zdradzić lokalizacji.
– Liczę na twoje zdolności szpiegowskie Severusie – zasyczał niemalże Voldemort. – Nie zawiedź mnie lepiej.
– Oczywiście mój panie.
Osobiście miał nadzieję, że bachor naprawdę jest bezpieczny. Tak naprawdę pozwolili mu odejść w nieznane, nic nie wiedząc o społeczności zaklinaczy. Nie wiedzieli, czy będzie mógł się z nimi w jakiś sposób kontaktować, a wysłanie mu wiadomości też nie wchodziło w grę. Naturalnie mogli spróbować, ale Mistrz Eliksirów czuł, że to byłaby daremna próba. Gdziekolwiek Potter był, tamto miejsce na pewno było odpowiednio chronione.
Sam sobie nie wierzył, ale w jakiś sposób tęsknił za tym bachorem. Nadal wyrzucał sobie momentami tamten romans. Gdyby obaj byli teraz w Hogwarcie, to natychmiast ukróciłby to. Był pewien, że Potter nie protestowałby w tym przypadku. Zdawał sobie sprawę, jak bardzo obaj ryzykują tak naprawdę. On jako szpieg, a Potter jako ten, któremu przyjdzie stanąć na pierwszej linii ognia przed wszystkimi. Najwyraźniej życie nie było dla nich sprawiedliwe, skoro pozwoliło im posmakować czegoś niezwykłego, a potem to odebrało.
W obecnej sytuacji mógł mieć tylko nadzieję, że bachor nie wpakuje się w gorsze kłopoty niż zwykle.
---
Człowiek śpi sobie spokojnie, a tu mu nagle komar lata nad uchem. Nie wiedział, co czyni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top