Rozdział 8
Wiecie co? Ja już naprawdę nie mam siły do niektórych. Nie mam nawet siły, żeby się złościć. Poddaję się i jest mi strasznie przykro, że niektórzy nie potrafią zrozumieć prostej prośby.
Rozdział 8
To nie tak miało być.
Taka myśl przemykała przez głowę Mistrza Eliksirów, kiedy poczuł, że chłopak oddał pocałunek. W ogóle nie miał w planach go całować. Chciał go tylko sprowokować do jakiejkolwiek reakcji. Nieważne, czy byłaby to złość, obrzydzenie, jakieś wrzaski albo wyklinanie na niego. Tymczasem Potter patrzył na niego, jakby zastanawiał się, czy starszy czarodziej odważy się cokolwiek zrobić.
Chciał się odsunąć, ale ramiona chłopaka nagle oplotły jego szyję i nie pozwoliły mu na to. Jakby jeszcze tego było, przylgnął do niego mocno i nie chciał puścić. Nikt by się nie spodziewał, że w tym drobnym ciele, mogło się kryć tyle siły.
Gryfon zawsze był niższy i dużo szczuplejszy od swoich szkolnych kolegów. Lata życia z Dursleyami odbiły się na jego sylwetce i wzroście, ale nie przeszkadzało mu to być najmłodszym szukającym w tym stuleciu. I jednym z najlepszych. Chłopak w powietrzu czuł się jak ryba w wodzie. Wszyscy zachwycali się jego talentem i podziwiali, z jaką gracją poruszał się na miotle, ale nie zauważali jednego. Harry Potter był tak naprawdę bardzo samotny. Na co dzień otaczali go wprawdzie przyjaciele, ale żaden z nich tak naprawdę nie rozumiało, co przeżywał i jak wyglądało jego codzienne życie. Weasley i Granger mieli rodziny, na które mogli liczyć. Złoty Chłopiec nie miał nikogo, a kilka tygodni wcześniej stracił jedyną osobę, która mogła mu pomóc wyrwać się z domu wuja i ciotki. Nic dziwnego, że obwiniał się o wszystko, a ponieważ nie mógł się wyżyć w żaden sposób, nagromadzone emocje musiały w końcu w jakiś sposób znaleźć ujście.
– Mógłbyś mnie już puścić? – mruknął mężczyzna, kiedy udało mu się w końcu minimalnie odsunąć. Nie wykonał jednak żadnego ruchu, który sugerowałby, że chciałby wstać z kanapy.
– Nie chcę – usłyszał, a ramiona na jego karku zacisnęły się mocniej. – Tak jest miło.
– Ale mnie jest niewygodnie.
– To połóż się obok.
– Potter! Przypomnę ci, że nadal jestem twoim profesorem, a ty jesteś irytującym i bezczelnym bachorem – syknął. – Wątpię, żeby dyrektor był zadowolony, gdyby nas teraz zobaczył.
– Nie zobaczy, bo go tutaj nie ma.
– Mógłby mnie zwolnić, gdyby uznał, że cię deprawuję.
Harry zaśmiał się, słysząc to i lekko poluzował uścisk, ale nie puścił go.
– Nic by ci nie zrobił, bo jesteś dla niego zbyt ważny. Gdzie znalazłby drugiego szpiega, który tak ryzykowałby życiem? Nigdzie. A poza tym niczego przecież takiego nie robimy.
– Całowanie się z uczniem uważasz za nic takiego? Chyba nie chcę wiedzieć, jakie masz obecnie postrzeganie rzeczywistości.
– Zaburzone – odparł wprost Gryfon. – I mam gdzieś, co może pomyśleć Dumbledore. Wkurzył mnie strasznie swoim zachowaniem. Nie będę słuchał, co mówi. Skoro nie potrafi być ze mną szczery, to ja też nie muszę.
– Nie dość, że zrobiłeś się bezczelny, to jeszcze bardziej uparty niż zazwyczaj.
– Trudno. Poza tym, skąd mam wiedzieć, ile jeszcze pożyję? Powiedzmy sobie szczerze. Obecnie mam marne szanse, gdyby doszło do starcia ze Śmeierciożercami. Dostałem nauczkę po ostatnich wydarzeniach.
– A co ma z tym wspólnego fakt, że nie chcesz mnie puścić? Zabieraj łapy bachorze.
– Nie.
Severus przeklinał zwinność Pottera, bo sekundę później drobne ciało dosłownie uczepiło się go, jak ośmiornica. Bachor trzymał go mocno wszystkimi kończynami i nie zamierzał puścić. Nie miał pojęcia, czy robił sobie z niego żarty, chciał przetestować jego cierpliwość, czy miał jeszcze jakiś inny powód. Faktem było, że gdyby ktoś ich teraz zobaczył w tak kompromitującej pozycji, mógłby pomyśleć tylko o jednym, a on musiałby się gęsto tłumaczyć.
– Ostatni raz powtarzam. Puść mnie albo cię przeklnę – zagroził.
– Śmiało – zachęcił go Harry. – O ile dosięgniesz do różdżki.
Mistrz Eliksirów mruczał pod nosem wszelkie znane mu przekleństwa, kiedy zorientował się, że jego różdżka została na fotelu, na którym wcześniej siedział.
– Całowanie się z facetem jest lepsze niż z dziewczyną – stwierdził nagle chłopak, czym sprawił, że starszy czarodziej zmarszczy brwi i popatrzył na niego, zapominając na chwilę, że jego utrapienie postanowiło zabawić się w ośmiornicę.
– Wśród uczniów ze Slytherinu krążą plotki, że co tydzień śpisz w innym łóżku.
– No bardzo zabawne. Kto wymyślił takie głupoty? Pewnie Malfoy? On jest pierwszy do wymyślania plotek. Byleby tylko i dopiec.
– Czyli plotki nie są prawdą?
– Nie. W życiu z nikim nie spałem. Nie byłem nawet nigdy zakochany. W zasadzie to nawet nie wiem, co to znaczy. Za dobrego wzorca to nie miałem. Ciotka Petunia i wuj Vernon są tak nudni, że głupia telenowela w telewizji jest ciekawsza i więcej bym się z niej dowiedział. Uch... Nie wierzę, że w ogóle o tym mówię. Serio coś jest ze mną nie tak.
W następnej chwili Harry miał wrażenie, że zejdzie na zawał z zaskoczenia. Najpierw myślał, że jego profesorowi coś się stało, bo poczuł, że ten zaczyna się trząść, a w następnej chwili Postrach Hogwartu zaczął się tak zwyczajnie i po ludzku śmiać. Był to tak niecodzienny widok, że go zatkało i puścił mężczyznę.
– Faktycznie. Co jest z tobą nie tak Potter – przyznał Snape, kiedy udało mu się opanować. – Wiedziałem, że Petunia jest nudna, ale nie sądziłem, że dalej się to ciągnie.
– Ja tam zawsze myślałem, że Dudleya to oni zrobili korespondencyjnie czy coś w tym stylu. Ty się serio potrafisz śmiać – powiedział, podnosząc się do siadu. – Ale coś mi mówi, że nie robisz tego na co dzień.
– Nie mam powodów do śmiechu bachorze. Ostatni raz miałem ochotę się śmiać, kiedy Albus zgubił zapas tych cholernych cytrynowych dropsów, które tak uwielbia. Merlin raczy wiedzieć, co on w nich widzi.
Tym razem to Harry zaczął się śmiać i Severus omal nie odetchnął na głos, czując ulgę. Przez moment Gryfon wyglądał jak zawsze, a nie jak ten zdołowany nastolatek, którego oglądał codziennie od kilku tygodni. Wątpił jednak, żeby ten stan miał się utrzymać na dłużej. Mógł mieć tylko nadzieję, że chłopak nie pogrąży się znowu w apatii.
Na szczęście do końca dnia obyło się bez wybuchów magii i bez większych złośliwości. Mimo wszystko Harry starał się dotrzymać obietnicy i trzymać język za zębami. Nie było to jednak łatwe, biorąc pod uwagę usposobienie Mistrza Eliksirów.
Severus z prawdziwą ulgą położył się do łóżka po takim dniu. Dawno nie czuł się tak zmęczony i niemal warknął, kiedy kilka minut później drzwi do jego pokoju skrzypnęły lekko.
– Idź spać Potter – powiedział, mając pewność, że to Gryfon znowu zawraca mu głowę. Mruknął, kiedy usłyszał cichy trzask i był pewien, że bachor sobie poszedł. Zmarszczył brwi, kiedy usłyszał odgłos kroków, a po chwili chłopak bezczelnie wpakował mu się do łóżka. – Co ty wyprawiasz durny bachorze?!
– Idę spać – odparł, moszcząc się z zadowoleniem obok starszego czarodzieja.
– Zmiataj do swojego pokoju, ale już.
– Dobranoc – powiedział tylko chłopak, nie przejmując się oburzeniem Mistrza Eliksirów i bezczelnie zagarnął jedną z poduszek.
Severus policzył w myślach do dziesięciu, bo miał wrażenie, że za chwilę to on wybuchnie.
– Skoro już postanowiłeś wejść na wyższy poziom bezczelności i nieproszony wpakować mi się do łóżka, to może mi chociaż łaskawie podasz przyczynę? – zapytał, siląc się na spokój i powtarzając sobie w myślach, że nie przeklnie tego bachora. Od razu go zaknebluje i zakopie żywcem za domem.
– Nie chciałem być sam – mruknął cicho Harry, sprawiając, że mężczyzna zaniemówił. – A nikogo innego w domu nie ma.
– To może poproszę dyrektora, żeby czasem tu zanocował?
Harry wydał z siebie odgłos, jakby zbierało mu się na wymioty.
– Dziękuję, postoję. Są pewne granice – odparł.
– Jedną z nich właśnie naruszyłeś durny chłopaku – warknął. – Tylko dziś i tylko dlatego, że masz urodziny. Inaczej przekląłbym cię do przyszłego tygodnia.
– Pomarzyć zawsze wolno – zauważył z zadowoleniem Gryfon, próbując zagarnąć dla siebie więcej kołdry. Ta została mu po chwili brutalnie wyrwana. – Ej!
– Zmiataj do siebie, jeśli dalej coś ci się nie podoba.
Harry nadął policzki z niezadowolenie, ale kilka sekund później na usta wkradł mu się złośliwy uśmieszek. Podpełzł bliżej i zanim Mistrz Eliksirów zdążył zareagować, wpakował się znowu pod kołdrę i oplótł go wszystkimi kończynami jak wcześniej.
– Do jasnej cholery! – warknął rozzłoszczony Snape.
– Przecież nie zabieram kołdry – zauważył słodko Gryfon.
Severus był już na skraju wytrzymałości. Potter uznał najwyraźniej, że czas przetestować kolejną granicę i postanowił naruszyć jego strefę osobistą. Najgorsze w tym wszystkim było to, że mężczyzna sam dał mu na to w jakiś sposób przyzwolenie i teraz musiał sobie radzić z konsekwencjami. Niech tylko wrócą do Hogwartu, a skończy się Eldorado. Gówniarz będzie szorował najgorsze kociołki, jakie tylko zdoła znaleźć w czeluściach klasy eliksirów. Nawet te zapomniane od lat.
– Jesteś wrednym bachorem Potter – syknął, próbując się jakoś ułożyć w tej kompromitującej pozycji.
– Wiem. Powtarzasz mi to od lat. Dodajesz też jeszcze kilka innych rzeczy. W zasadzie jesteś całkiem twórczy w wymyślaniu mi przezwisk. Przebijasz nawet Malfoya. On się zrobił strasznie monotematyczny – przyznał sennie.
– Mam nadzieję, że nie próbujesz mnie do niego porównywać?
– Gdzieżbym śmiał.
Severus mógł jedynie westchnąć pod nosem. Potter musiał się czuć naprawdę samotny, skoro przylgnął do jedynej osoby, którą miał w zasięgu wzroku. I kończyn przy okazji też. A Mistrz Eliksirów nie był przecież z kamienia i naprawdę nie miał pojęcia, ile wytrzyma w takiej sytuacji. Pytaniem było, czy chłopak zrobił to ze zwykłej złośliwości, czy niewiedzy i ludzkich reakcjach. Na Merlina! Severus musiałby być stu procentowym impotentem, żeby nie zareagować na fakt, że przytulało się do niego w najlepsze młode i ciepłe ciało.
Już nie pamiętał, kiedy ostatni raz był w takiej sytuacji. Chyba mniej więcej w okresie, kiedy skończył szkołę i zaczął swoje praktyki na Mistrza Eliksirów. Był wtedy w kilku związkach, ale nic poważniejszego z tego nie powstało. Najgorsze było, że jeden z jego partnerów spotykał się z nim tylko po to, żeby mieć ułatwioną drogę do tytułu. Severus dość szybko go rozgryzł, a potem porządnie przeklął. Pokłócili się wtedy strasznie i usłyszał sporo okropnych i bolesnych słów. Wiedział, że nie był zbyt atrakcyjny i obyłby się bez słuchania o tym. Zwłaszcza że jego były nie poprzestał na tym i rozpuścił o nich paskudne plotki, które dotarły do jego mistrza i musiał się tłumaczyć. Zapewnił, że może zeznawać po dawce eliksiru prawdy, jeśli będzie taka konieczność i chyba tylko tym się wybronił z tego całego zamieszania. Jego eks zbladł momentalnie, kiedy usłyszał o takiej możliwości i przyznał się do wszystkiego.
Severus nie wiedział, co się z nim potem stało i nie chciał wiedzieć, ale niesmak do związków pozostał w nim na długo. A teraz Potter musiał mu bezczelnie przypomnieć, jak to jest, kiedy śpi się w jednym łóżku z drugą osobą i na dodatek przykleił się do niego, jakby rzucił zaklęcie trwałego przylepca. Nie miał innego wyjścia, jak jakimś cudem przetrwać tę noc i chociaż trochę się przespać. Bachor na szczęście po umoszczeniu się ograniczył swoją okupację do jednej ręki i nogi swojego profesora.
– Zatłukę, jak wstanie – burczał pod nosem i miał wrażenie, że po jego słowach chłopak jakby do niego mocniej przylgnął. Zerknął na niego.
Śpiący Potter wydawał się całkiem znośny, o ile nie odcinał mu dopływu krwi do kończyn. Z bliska widać było, że wraz z dorastaniem zatracił sporo cech swojego ojca, a więcej cech Lily zaczynało być widocznych. Bachor nadal miał na głowie to swoje wronie gniazdo, ale z tym najwyraźniej nic się nie dało zrobić. Słyszał pogłoski, że to była cecha dziedziczna wśród przodków chłopaka. Niektórzy próbowali coś z tym zrobić. Nie miał pojęcia, na ile plotki były prawdziwe, ale słyszał historię, że jeden z Potterów był tak zdesperowany przez swoje nieujarzmione włosy, że sam stworzył eliksir, który miał je przygładzić. Niestety skutek był taki, że w kilka sekund wyłysiał i musiał czekać kilka miesięcy, aż eliksir przestanie być aktywny i mógł przestać nosić kapelusze.
Zgadywał, że Gryfon nie miał pojęcia o historii swojej rodziny. Był ostatnim z naprawdę wpływowego i starego rodu. James Potter lubił się chwalić, że jego lina rodziny była naprawdę bardzo stara i tutaj nikt tego nie kwestionował. Nie była to żadna tajemnica, ale nikt nie był pewien, skąd w ogóle wzięli się Potterowie. Każdy ród miał gdzieś swój początek, ale ten konkretny nie chwalił się głośno swoimi korzeniami. Musieli mieć ku temu ważny powód, skoro nawet taki pyszałek, jakim był James, nie mówił o tym specjalnie głośno.
Przez dłuższą chwilę przyglądał się chłopakowi, zanim sam nie zaczął w końcu zasypiać. O dziwo spał spokojniej niż zwykle. Zwykle miewał koszmary o przeszłości. Pijany i awanturujący się ojciec, zastraszona matka, która mogła go przekląć jednym ruchem, ale nigdy tego nie zrobiła, spotkania Śmierciożerców, jego okropne życie w szkole i inne nieprzyjemne sytuacje.
Ta noc jednak była inna. Śnił o jakimś spokojnym miejscu. Stał na wysokim wzgórzu otoczonym lasami. Spod jego stóp rozchodziło się kilka ścieżek, a każda z nich znikała pomiędzy drzewami. Nie widać było, dokąd prowadzą. Nie bał się jednak w takim sensie jak zwykle. Czuł jednak, że ścieżki przed jego oczami, to rodzaj wyboru, którego musi dokonać w życiu.
Nagle usłyszał ciche nucenie i popatrzył w bok. Melodia dochodziła z części lasu, gdzie liście były czerwono-złote. Nawet na śnie miał ochotę się skrzywić, widząc te gryfońskie barwy. Ruszył w dół zbocza i niedługo potem znalazł się pomiędzy drzewami. Szedł, rozglądając się na boki, ale nie zauważył niczego podejrzanego. Jedynie im dalej szedł, tym nucący głos stawał się wyraźniejszy.
Polana, na której nagle się znalazł, była idealne okrągła, a na jej środku stała studnia. Ktoś siedział na jej krawędzi tyłem do niego, ale nie potrafił zgadnąć, czy znał tego osobnika. Widział jedynie ciemne włosy i sylwetkę ubraną w czarny płaszcz z jakimiś dziwnymi wzorami. Pierwszy raz widział, coś takiego. Chciał obejść studnię i zobaczyć, z kim ma do czynienia, ale nie mógł tego zrobić. Mógł podejść do niej, ale nie okrążyć ją. Zupełnie, jakby coś go powstrzymywało.
Zauważył, że od studni wychodziły kolejne ścieżki. Zaczynał czuć lekką frustrację, zastanawiając się, o co może chodzić. Nie lubił nie wiedzieć. Zwykle to on był tym, który przekazywał informacje innym i nie miał problemu z ich zdobyciem. Teraz jednak sprawa wyglądała inaczej. Czuł, że musi dokonać jakiegoś wyboru, ale nie miał żadnej podpowiedzi, czego ten wybór miał dotyczyć. Równie dobrze mógł wybrać byle jaką ścieżkę i nią iść w ciemno. To jednak nie byłoby w jego stylu. Lubił wiedzieć, w co się pakuje i przygotować na ewentualne kłopoty.
Ponownie spojrzał na siedzącą tyłem do niego postać. Gdyby tylko mógł obejść studnię i spytać, dlaczego tu jest i co powinien teraz zrobić? Cały czas miał wrażenie, że powinien znać tę osobę, że już ją spotkał, ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie i kiedy. W zasadzie to mógł być. Nawet ktoś z jego przeszłości. Miał nadzieję, że to nie był jakiś proroczy sen i nie przyjdzie mu użerać się ponownie z kimś, kogo kiedyś porządnie przeklął. Ponownie rozejrzał się wokół. Już miał postawić stopę na jednej ze ścieżek, kiedy obudził się. Dobrą chwilę zajęło mu, zanim zorientował się, gdzie jest i, że ciężar na jego ramieniu do śpiący Gryfon. Niech Merlin da mu cierpliwość, żeby jakoś wytrzymał z tym bezczelnym chłopakiem.
---
Zimno się robi. Kocyk poszedł w ruch.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top