=3=

MIDORIYA

Izuku Midoriya powinien zrobić sobie przerwę.

Szkoła zajmowała jego myśli od białego rana aż do późnej nocy, kiedy padał ze zmęczenia na łóżko usłane grubymi podręcznikami i zapisanymi zeszytami. Zasypiał od razu, budził się bez pamięci o swoich snach ani o tym, w jaki sposób jego książki znalazły się na biurku ułożone w równą stertę.

Kochał naukę, kochał wszystko co z nią związane — badania, projekty, wielkie ściany tekstu i godziny spędzone na robieniu szczegółowych notatek. Problem leżał w tym, że nauka nie kochała jego.

Izuku pojawił się w szkole z podkrążonymi oczami, słaniając się na nogach. Ledwo zdołał założyć na siebie spodnie bez potknięcia się o nogawki, a potem zjeść śniadanie bez wpadnięcia twarzą w swoje owocowe płatki z mlekiem. Przed wyjściem z domu jego mama musiała mu przypomnieć, że nie zabrał plecaka.

Po kilku lekcjach walki z sennością, kiedy za wszelką cenę starał się nie tracić przytomności i robić jak najdokładniejsze notatki (które później okazały się być nie do odczytania, a jedynym wyraźnym słowem było powtarzane na marginesach: „spać"), Midoriya wtoczył się do sali biologicznej z żołądkiem podjeżdżającym mu do gardła. O referacie, który dziś miał zwrócić pan Aizawa, przypomniał sobie dzień przed terminem, o północy, i spędził kolejne trzy godziny nad pustą kartką papieru, kwestionując swoje życiowe decyzje.

Izuku zajął swoje miejsce, czując, że zjadają go nerwy. Nie mógł sobie pozwolić na słabą ocenę, szpecącą jego idealne świadectwo, a jednak coś w środku mówiło mu, że ten dzień właśnie nastał. Dzień, w którym Izuku Midoriya coś obleje.

Wypakował swój piórnik nadrukowany gwiazdami i statkami ufo (prezent od Uraraki) na biurko i ułożył go równolegle do wyciągniętych wcześniej książek. Machinalnie rozsunął zamek, ciągnąc za breloczek z satelitą, i złapał między palce swój jedyny długopis. W stresujących sytuacjach czuł nagłą potrzebę zrobienia czegoś z dłońmi. Już dawno się tak nie denerwował.

— Midoriya — zawołał znudzony Aizawa, wyrywając chłopaka z zamyślenia. Izuku podniósł głowę i zwrócił niepewną minę w kierunku nauczyciela. — No chodź tu po swój referat.

To tyle. To koniec. Chłopak już kalkulował w głowie, co powinien zrobić, żeby poprawić tę jedną głupią pracę. Wstał na chwiejnych nogach i nawet nie zauważył, że wciąż ściskał w dłoni długopis. Czuł się, jakby szedł na szubienicę, a karta trzymana przez Aizawę była pętlą, która zaraz zaciśnie się na jego szyi.

— Jakby kogokolwiek to zaskoczyło, dostałeś najlepszą ocenę w klasie — wymamrotał profesor.

Izuku zatrzymał się w pół kroku i zamrugał zdecydowanie zbyt wiele razy. Przesłyszał się? Jeszcze minutę wcześniej był gotów paść na kolana przy całej klasie, a teraz okazało się, że jego zmartwienia były niepotrzebne. Na pewno się przesłyszał.

Aizawa zamachał niecierpliwie referatem. Część czarnych włosów spiął z tyłu w sposób tak niechlujny, że wciąż musiał zakładać je za uszy. Z kilkudniowym zarostem, ubrany w czarny sweter, nie sprawiał wrażenia przykładnego ani wymagającego nauczyciela. Jego uczniowie jednak już na pierwszych zajęciach uczyli się, jak niewiele prawdy kryje się w ich wyobrażeniach.

— Powiedziałbym, żebyście wszyscy brali przykład z Midoryi — zaczął, przyciągając uwagę całej klasy. Podał Izuku jego pracę, któremu z wrażenia wyleciał z dłoni długopis, kiedy zobaczył czerwone „A+" przy swoim nazwisku. — Jednak wolałbym, żeby żadne z was nie zemdlało mi ze zmęczenia, przejmując jego autodestrukcyjny styl życia. Wracaj na miejsce.

Midoriya jak w transie usiadł do ławki, nie spuszczając wzroku ze swojej oceny. Reszta lekcji minęła mu błyskawicznie i ani się obejrzał, pakował swoje rzeczy z powrotem do czerwonego plecaka. Chwilę po dzwonku wypadł z sali jak poparzony, żeby wpaść na czekającą na niego Urarakę.

— Hej, Izuku — powiedziała. — I jak ci poszła biologia?

Uraraka, jak przystało na zastępcę przewodniczącego szkolnego samorządu, wyglądała nienagannie. Ubrana w kraciastą spódnicę i różową bluzę, z prostymi brązowymi włosami i idealnie wyważonym makijażem, nie za mocnym ale wciąż widocznym gołym okiem, roztaczała wokół siebie aurę profesjonalizmu. Była idealnym uczniem, idealną przyjaciółką.

— No wiesz... — zaczął trochę niepewnie Midoriya. Ochaco zrobiła zmartwioną minę i położyła mu dłoń na ramieniu. — Najwyższa ocena w klasie!

— Tak! Wiedziałam, że tak będzie — powiedziała, po czym przyciągnęła do siebie przyjaciela i mocno wyściskała. — Mówiłam ci, że nie masz się czym przejmować.

Dziewczyna może nie miała najlepszych ocen, ale za to cieszyła się popularnością i sympatią większej części szkoły. Kiedy przechodziła korytarzem, uczniowie obracali za nią głowy, nauczyciele uśmiechali się z szacunkiem, a znajomi i przyjaciele nie umieli odmówić sobie przywitania jej ciepłym uściskiem.

A Izuku zawsze ciągnął się gdzieś za nią, zbyt wpatrzony w trzymaną w swoich dłoniach książkę, aby zauważyć całą tę uwagę, którą przyciągała jego przyjaciółka.

— Wiesz, stresowałem się tym chyba nawet za bardzo — powiedział, opierając się o brudnoniebieskie szafki ustawione pod ścianą. — Ale to tak bardzo nie w moim stylu: zapomnieć o pracy i pisać ją na kolanie o drugiej w nocy. To nie mogło się udać.

— Ale się udało. — Ochako założyła kosmyk włosów za ucho. — Twoja mama na pewno będzie z ciebie bardzo dumna.

Midoriya uśmiechnął się na te słowa.

W zasięgu wzroku stało tylko kilka osób, wyciągających swoje szpargały ze skrzypiących szafek, naprędce ładujących telefony w kilku gniazdkach wciśniętych w przerwy między blokami drzwiczek, podpierających nierówne ściany budynku. Kolejna nudna przerwa.

— Wiem. Kiedy ostatnio dostałem A+, upiekła ciasto specjalnie na tę okazję. Nie mogę się doczekać, aż powiem jej, że sam Aizawa mnie pochwalił. No, może nie w takich słowach.

Ochako pokiwała głową ze zrozumieniem. Plotki o enigmatycznej osobowości nauczyciela krążyły wśród wszystkich uczniów — nawet tych, którzy nie chodzili na żadne jego zajęcia. Każdy chciał go zrozumieć, zrozumieć schematy jego działania i oceniania, ale wszelkie próby zawsze spełzały na niczym. Shouta Aizawa pozostawał wielką zagadką nawet dla kadry.

Co nie znaczy, że nie był lubiany. Wręcz przeciwnie: zjednywał sobie słuchaczy, nawet nie zwracając na nich uwagi; zdobywał sympatię, chociaż nie zdawał sobie z tego sprawy.

Tym bardziej pochwała, w takiej czy innej formie, była u niego czymś równie rzadkim co słaba ocena u Izuku.

— Deku! Coś ty powiedział?! — ryknął ktoś, kogo żadne z nich wcześniej nie zauważyło.

Chłopak musiał stać tam cały czas i przysłuchiwać się ich rozmowie. Wyłonił się zza Uraraki z wściekłością wykrzywiającą mu twarz, z oczami płonącymi gniewem i dłońmi ściśniętymi w pięści.

Midoriya zdążył pomyśleć, że nikt nie nazwał go w ten sposób od lat, zanim został złapany za kołnierz i popchnięty na szafki. Uderzył plecami o metal, a obraz rozmazał mu się przed oczami.

— Nie mogę już tego znieść! — krzyknął chłopak. Izuku ledwo go zrozumiał przez pisk w uszach. Chyba nie stało mu się nic poważnego, jednak wciąż nie potrafił skupić się na swoim oprawcy. — We wszystkim musisz być najlepszy, kretynie? Jak taki idiota może utrzymać się na szczycie!?

Midoriya zamrugał kilkukrotnie, a potem zmrużył oczy. Katsuki Bakugou nie był kimś, z kim spodziewał się jeszcze kiedyś rozmawiać. Chociaż obecne okoliczności trudno było znaleźć rozmową.

— Kacchan... — zaczął, na co chłopak warknął i mocniej przyparł go do szafek. — O co tu chodzi?

Zmienił się od czasu, kiedy jako dzieci wędrowali razem po podwórku, udając superbohaterów. Jego platynowe włosy wciąż układały się w ten sam chaotyczny sposób, ale w czerwonych oczach Izuku dostrzegł już tylko odrazę i przejmującą wściekłość.

— Och tak, teraz nie wiesz, co się dzieje? Podobno jesteś taki inteligentny!

— Kacchan, możemy o tym porozmawia... — zdążył powiedzieć Midoriya, zanim Bakugou zbliżył się do niego i przeniósł dłonie na jego szyję. Izuku przełknął ślinę i zamilkł.

— Zamknij się, debilu!

Ochako w tym czasie szukała wzrokiem kogoś, kto mógłby im pomóc. Korytarz był niemal pusty, a obecni tam już uczniowie prędzej wyskoczyli oknem, niż stanęli na drodze rozsierdzonemu Katsukiemu. Dziewczyna przebiegła na drugi koniec holu i obejrzała się za siebie, żeby sprawdzić czy Midoriya nadal żyje.

Uśmiechnęła się na widok przyjaciela sprzedającego Bakugou kopniaka między nogi. Tym bardziej musiała szybko kogoś sprowadzić, skoro Izuku nie zamierzał sobie pomóc i odpuścić.

Za rogiem znalazła chłopaka ubranego w niebieską bluzę zespołu pływackiego — taką samą jak ten, który zaatakował Midoriyę. Nie zdążyła nawet mu się przyjrzeć, a już chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę zdarzenia.

— Co robisz? — zapytał, wyjmując z ucha słuchawkę.

Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że to sam kapitan. Shoto Todoroki rzucał się w oczy ze swoimi dwukolorowymi włosami i heterochromią,

— Twój kolega próbuje zabić mojego przyjaciela — odpowiedziała jak gdyby nigdy nic. — Powinniście mu założyć jakiś kaganiec.

— Bakugou... — zaklął pod nosem i pokręcił głową.

Shoto wyrwał się Urarace, kiedy tylko zauważył Izuku siłującego się z Katsukim. Zielonowłosemu zaczynało brakować już powietrza, gdy Todoroki chwycił współzawodnika pod ramionami i oderwał od mniejszego chłopaka.

Midoriya osunął się na podłogę, łapczywie łapiąc każdy oddech. Ochako znalazła się koło niego, troskliwie głaszcząc go po plecach.

— Puszczaj mnie, zasrańcu! Jeszcze nie skończyłem!

— A właśnie, że skończyłeś — odparł chłodno Shoto, trzymając Bakugou za ręce. — Zrobiłeś nawet za dużo.

— Nie zostawimy tego w ten sposób — powiedziała Uraraka, pomagając przyjacielowi wstać. Zgromiła pływaków wzrokiem. — Nie pozwolę tak krzywdzić moich przyjaciół.

— Ochako... — zaoponował Izuku i odkaszlnął.

— Masz rację — wciął się Todoroki. — Zgłoście to, komu uważacie za słuszne. Przepraszam was za całą sytuację. Do tego nie powinno dojść.

Pochylił głowę i przeprosił jeszcze raz, a potem zaciągnął kolegę wgłąb szkoły.

— To dziwne. Do tej pory ignorował mnie w szkole... — pomyślał na głos Midoriya, rozmasowując gardło.

Uraraka spojrzała na niego z niepokojem. Wyglądało na to, że nie stało mu się nic poważnego, chociaż oczy miał trochę rozbiegane.

— Kto to był, Izuku?

— To? Stary przyjaciel. Zapamiętałem go trochę mniej boleśnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top