Rozdział 7 : Co się dzieje ?

   Obudziłam się w dziwnym miejscu. Dach był strasznie wysoko, a wszędzie leżały stare skrzynie przykryte siećmi. Leżałam za stertą dziwnego materiału. Nie pamiętałam, co się stało. Moje ubranie było lekko potargarne i w niektórych miejscach delikatnie... przypalone? Co się działo ? Poszukałam wyjścia. I znalazłam je. Była... noc ? Dziwne, zwłaszcza, że widziałam wszystko dokładnie. Okazało się, że jestem niedaleko rzeki, nad którą znajdowała się baza wojskowa, czego pozostałością są hangary, z czego w jednym z nich się ocknęłam. Skierowałam się w stronę domu, jednak dalej rozmyślałam nad tajemnicą "Mroczniaka" : co on mi wstrzyknął, i co się działo potem ? Nagle usłyszałam jakieś chichoty. Obróciłam się. Za mną stała grupka mężczyzn, od razu zauważyłam, że są pijani (chwieju chwiej...). 

- Hej, mała ! - zawołał jeden z nich - Chodź tu, hic,  nic ci nie zrobimy.

~ Akurat...

Zignorowałam ich i poszłam dalej. Dalsza droga minęła bez żadnych problemów. W domu rzuciłam się na łóżko i zasnęłam.

   Rano byłam strasznie ospała. Mimo wszystko udało mi się jakoś zrobic herbatę i tosty. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.

~ Kogo niesie tak wczas ?

Spojrzałam przez wizjer i oniemiałam. Uchyliłam drzwi. Za nimi stał... Scott. 

- Hej - przywitał się.

- Hej ? - powiedziałam zdziwiona - Skąd wiesz, gdzie mieszkam ?

- A jak myślisz ?

- Zgaduję że śledziłeś mnie od jakiegoś czasu, to znaczy odkąd szukasz dziewczyny Vincentowi.

- I dobrze zgadujesz - roześmiał się - Mogę wejść ?

- Jasne. Przepraszam cię za ewentualny bałagan, ale wstałam z łóżka pięć minut temu.

- Nie szkodzi.

Usiedliśmy na kanapie. 

- Tosty - zauważył Scott.

- No i... Co z nimi ? - zapytałam.

- Vin uwielbia tosty (powtórzenie).

~ Czemu gadasz ciągle o nim hę ?

- Tak właściwie po co wpadłeś ? - spytałam.

- Pogadać. Vincent kazał mi przyjść i sprawdzić, czy wszystko z tobą OK.

- Przecież umiem o siebie zadbać...

- Więc wmów to jemu. Bardziej troszczy się o przyjaciół niż o siebie.

- A właśnie : którą masz zmianę ? 

- Dziś mam wolne, jak każdy. Przez ten pożar wszystko jest pozamykane, bo wszyscy się boją o pracowników.

- Jaki pożar ? Co się stało ? - zapytałam zdziwiona.

- Nie słyszałaś ? Sklep Takho się spalił. Nie znają przyczyny... podobno jakiś dziwny stwór zionący ogniem wydostał się z podziemia paląc wszystko...

- Coś się komuś stało ?

- Nie, ale pod budynkiem znaleźli tajne labolatorium, a w nim mnóstwo strzykawek z różnymi substancjami, które okazały się połączonym DNA zwierząt.

Nagle przypomniałam sobie jedno ze zdań wypowiedzianych przez "Mroczniaka".

- Wiesz co ? Moglibyśmy odwiedzić Vincenta, dawno u niego nie byłem - powiedział nagle Scott.

- Okej, a wiesz, gdzie mieszka ? - wolałam się upewnić, że to na pewno on.

- No pewnie ! Zbieraj się i idziemy.


================================

Hej :) Dziś dłuższy rozdział, bo wena mi wysiada przez te upały :/ Wiecie co ? Chyba nie będę zdradzać, co będzie w następnym rozdziale, żeby był ten dreszczyk tajemnicy :) Ja idę się taplać z kuzynostwem w basenie, miłego czytania ;D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top