Rozdział 23 : Czas na zabawę

- C... co tu się dzieje ?? Scott ? Co ty tu... ??

Muszę zapamiętać : Vincent, który ledwo co wstał, nie ogarnie niczego. Niestety.

*pięć minut później*

Udało nam się jakoś wytłumaczyć Vincowi co się dzieje. Nagle wpadłam na genialny pomysł. Nachyliłam się do Scottiego.

- Ej, sprawa jest - szepnęłam do niego.

- Tak ?

- Wyjdziesz na chwilę ?

- Po co ?

- Potem ci wyjaśnię.

Scott westchnął, wstał i wyszedł przez...okno.

- Co się dzieje ?? - Vincent nie wiedział o co chodzi.

I dobrze.

- Możesz wyjść na chwilę ?

- Po co ?

- Zobaczysz. Znaczy się możecie być w domu, ale żadnych wygłupów i nie zbliżać się do kuchni.

- Nooooo doooobraaaa.... Scott !! Właź z powrotem ! - krzyknął.

Ja zadowolona poszłam do kuchni i zaczęłam szperać w szafkach.

*pół godziny później* *perspektywa Vincent'a*

Co ona tam robi ?? Nie ma jej od pół godziny, a co jeśli... Nagle moje rozmyślania przerwało otwarcie się kuchennych drzwiczek, po czym do salonu wkroczyła Mayah z talerzem, na którym leżała sterta naleśników przełożonych jakimś dziwnym, różowym czymś i z wierzchu polanych roztopionym masłem. Były poskładane w trójkąty.

- Smacznego - uśmiechnęła się i położyła talerz przed nami - Scott, ty też coś zjedz.

Wziąłem jeden i spróbowałem. Zaraz, zaraz...

- Naleśniki o smaku tostów ?! - zawołałem zdziwiony.

- No a co ? Trochę mi to zajęło, ale widzę, że warto było - zaśmiała się.

Scott, najwidoczniej przekonany, również sięgnął po naleśnik. Po chwili błogi uśmiech zagościł na jego twarzy, a on sam gdzieś odpłynął.

- Nie budź go - zachichotałem - Rzadko go można takiego zobaczyć.

Mayah również zachichotała. Nagle rozległo się pukanie. Podeszłem. Za drzwiami stali Mike i Jeremy. Gestem nakazałem im milczenie i zaprowadziłem do salonu. Gdy zobaczyli Scott'a, zaczęli się skręcać, żeby powstrzymać śmiech. Nagle wpadłem na szatański pomysł. Chwiciłem marker i zacząłem kreślić różne rzeczy po całym jego ciele. Po chwili dołączyła do mnie reszta.

*pięć minut później* *perspektywa Mayah*

Skończyliśmy. Teraz nasz nieobecny umysłem przyjaciel był mieszaniną czarnych, czerwonych, niebieskich i zielonych kresek. Nagle otworzył oczy. Na szczęście zdążyliśmy pozbyć się narzędzi zbrodni.

- Jak długo mnie nie było ? - zapytał całkiem przytomnie.

- Coś koło pięciu minut - zachichotał Jeremy.

W tym momecie Scott spojrzał na swoją dłoń, o czym na resztę swojego ciała.

- Baaaaardzo śmieszne - mruknął - A teraz się przyznać, kto to był.

- Wszyscy - zaśmiał się Mike.

Po chwili cała nasza czwórka leżała na podłodze łaskotana przez Scott'a.



=======================================================

Na wstępie chciałabym przeprosić za krótki rozdział i za to, że długo nic nie wstawiałam. Najpewniej już nie ma większości z was, jednak postanowiłam pisać dalej. Rozdziały mogą się pojawiać rzadziej, ale będą się pojawiać. Weny wszystkim i pozdrawiam :) 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top