Rozdział 20 : Nowa dusza
Pomału wyjaśniłam Mike'owi i Jeremy'emu, jak uwolnić dusze według pomysłu Scott'a. Zaczęliśmy myśleć, kto mógł ich zabić i dlaczego.
- Nie prościej byłoby się ich spytać ? - zapytał wreszcie Vincent.
- Chcesz to ty idź się pytaj - mruknęłam.
- Coś ty taka marudna ?
- Nie śpię od dwóch dni, człowieku.
- Och... To jak chcesz to śpij, zadzwonię po Scott'a, postaramy się coś wymyśleć.
Mimo że bałam się, na jak głupie pomysły mogą wpaść, wiedziałam, że Scott nie pozwoli im przegiąć. Więc zwinęłam się i pomału zasnęłam.
Obudziłam się sama. Tak, chłopcy nie kombinowali, jak siedzieli, tak siedzą, z tą różnicą, że jest jeszcze Scottie. Pomału wstałam i przeciągnęłam się.
- Dzień dobry - powiedziałam, ziewając.
Cisza. Chwila... Cały czas siedzą i się nie ruszają. Pacnęłam Scott'a. Kartonowy model. Ech, nie powiem, mają talent. Ale mają też przesrane. Nagle na stole zobaczyłam karteczkę.
- "Wyszliśmy, bo zaczyna nam się nocna zmiana a nie chcieliśmy cię budzić. Scott."
Idioci ! Przecież jak dusze zobaczą, że mnie nie ma, pomyślą, że coś mi zrobili ich zaatakują ! Pędem wybiegłam z domu i poleciałam do pizzerii. Pobiegłam do biura. I w tym momencie zauważyłam, że Bonnie trzyma Scott'a tak, jakby animatron chciał go udusić.
- Zostaw go ! - krzyknęłam.
Usłyszał i... Posłuchał. Postawił chłopaka na ziemię. Podbiegłam do niego.
- Nic ci nie jest ? - zapytałam pełna obaw.
- N...nie... Gdy... gdyby nie ty... - starał się powiedzieć coś jeszcze, ale zasłoniłam mu dłonią usta i kazałam iść do biura.
- Mayah, my myśleć że... - zaczął Bonnie, a raczej przez mikrofonik mówiła dusza.
- Tak wiem, ale oni chcą wam pomóc, tak jak ja - przerwałam mu.
Nagle usłyszałam wrzask. Tak, brawa za domyślenie się, czyje. Zdążyłam jedynie zobaczyć jego znikające nogi w pokoju Parts and Service. Weszłam tam, a za mną Bonnie. Zdążyłam, bo Foxy właśnie miał zamiar rozerwać Jeremy'ego. Dlaczego mają niezamknięte drzwi ? Zasłoniłam go sobą.
- Foxy, Mayah wszystko dobrze, oni są przyjaciółmi - odezwał się królik.
O proszę, postępy w mowie. Normalnie najprawdopodobniej zostałaby użyta forma "przyjaciele". Ale o najważniejsze musiałam spytać Jeremy'ego.
- Czemu wyszliście z biura, i czemu nie macie zamkniętych drzwi ??
- Drzwi są... zamknięte, i to jest problem... Bo nie możemy wejść do biura...
Echh... Naprawdę, tylko tego brakowało.
- Dobra, ty idź z animatronami szukać reszty, Scott najpewniej jest pod biurem, ja spróbuję się do niego dostać - teraz zwróciłam się do animatronów - Bonnie, Foxy, idźcie z Jeremy'm poszukać reszty, bo chcę wam coś opowiedzieć.
Przytaknęli, a chłopak miał minę w stylu "Proszę nie". Mimo wszystko wyszliśmy z pokoju. Udałam się w kierunku biura. I tak jak myślałam, stał tam Scott. Tyle że był przerażony i próbował wyważyć drzwi.
- Co się dzieje ? - zapytałam i spojrzałam przez szybę.
Nie musiałam czekać na odpowiedź. W środku był przerażony Mike goniony przez Chicę. Zapukałam w okno. Animatron spojrzał na mnie i gwałtownie się zatrzymał. Otworzył drzwi. Tymczasem Mikey skoczył pod biurko i czekał.
*pięc minut później*
- Wyjdziesz wreszcie czy mam to podpalić - mruknęłam.
No nareszcie wylazł. Nie rozumiem go czasami. Ale mniejsza. Otworzyłam drugie drzwi i poszliśmy do jadalni. Zastaliśmy tam Jeremy'ego, Bonnie'ego, Foxy'ego i Freddy'ego. Nigdzie nie było za to Vincent'a.
- Gdzie Vin ? - zapytałam, mając złe przeczucia.
- Nie wiem, nie znaleźliśmy go - powiedział Jeremy.
~ Gdzie on mógł poleźć...
W tym momencie Chica wydała z siebie naprawdę dziwny odgłos, tak jakby krzyk, po czym rzuciła się na mnie. Na szczęście nie atakowała, tylko mnie zakryła sobą. To samo stało się z chłopakami.
- Co się dzieje ? - jąknęłąm.
Nagle w rogu zobaczyłam coś dziwnego. Kostium. Kostium Golden Freddy'ego. Ruszał się. Nie wiem, czy miał endoszkielet czy nie. Ale istniał też drugi wariant.
- Vin ? - zapytałam cicho.
- Źle - powiedział Złoty Freddy - Twój koleżka właśnie zaczyna umierać. Módl się, bo to samo spotka was.
Mówi normalnie ?!
- Oni chcą nam pomóc, John - powiedział Freddy.
Czyli już mówią normalnie ? Fajniee... Dobra, wracajmy do akcji. Czyli on chce zabić Vinc'a tak ?
- Bo uwierzę. Po za tym... Tak wyglądał zabójca. Nie wierzysz ? Patrz tam.
Odwróciliśmy głowy. Na jednym telewizorze był jakiś pokój. Moment... Gdzie jest Vincent ?! JEST ! Ale nagle zauważyłam jakiś ruch w rogu.
- Za niedługo umrze. Chyba że... Przyzna się do morderstw.
Moment... Sytuacja bez wyjścia. Jeżeli się przyzna, ma przesrane. Jeżeli się nie przyzna, umrze. Co mam robić ?
================================================
Hejjj :D Mroczny odcinek, mimo wszystko miałam ubaw pisząc go, przez komiks z filmiku :D Jest na 0:50 :D Polecam, pierdzielony troll :D Ja was zostawiam z nowym rozdziałem, i ogłaszam taki mały konkursik :D Postanowiłam zmienić tytuł opowiadania. Opis już zmieniłam, ale kwestię tytułu zostawiam wam. Piszcie POD TYM ROZDZIAŁEM wasze propozycje, najlepiej związane z fabułą czy coś :D Czekam na propozycje do 20 sierpnia ;) Do zobaczenia :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top