Rozdział 13 : Co wy tu... ?
Mój koszmar rzucił się na nas. Odepchnęłam Scott'a i Vincent'a w stronę drzwi i zasłoniłam ich skrzydłami. Nagle zauważyłam miejsce pobytu koszmarnego Vin'a, więc zionęłam tam ogniem. Umknął mi. W tym momencie mój zły odpowiednik rzucił się na mnie. Oderzyłam go ogonem, a on przeleciał na drugi koniec hangaru, zatrzymując się dzięki mocnym paznokciom, rozdrapując ziemię. Koszmar ponowił atak, jednak zamiast zrobić unik, rozpędziłam się i skoczyłam. Wylądowałam na jego plecach i zionęłam ogniem. Przeciwnik poderwał się do lotu, a ja wróciłam do obrony moich towarzyszy. Nagle rozległo się ciche kliknięcie, a do środka wlało się świeże powietrze. Podpaliłam wszystko, co się dało, po czym wyleciałam i wzniosłam się tak wysoko, jak tylko mogłam. WOLNOŚĆ ! Usłyszałam głos Scott'a.
- Mayah !!!!!! To Mike i Jeremy, możesz lądować !!!
Wrzasnął tak kilka razy, jednak nie za głośno, aby nie usłyszał tego ktoś niepożądany. Zanurkowałam, jednak zaczęłam hamować wcześniej, aby nie rozbić się na ziemii. Gdy wylądowałam, roześmiałam się, bo Mike'owi i Jeremy'iemu prawie oczy wyskakiwały. Ja tymczasem oberwałam w czoło od Scott'a.
- Ej ! Już drugi raz walnąłeś mnie w łeb ! - krzyknęłam na niego.
- To najwidoczniej jedyny sposób, żebyś się uspokoiła.
Nie zdążyłam mu odpowiedzieć.
- A może nam ktoś wyjaśnić, co się dzieje ? - przerwał nam Mike.
- W skrócie - zaśmiał się Vincent - Mayah, porwanie, mój koszmar, wstrzyknięcie jej DNA, pożar "Takho", wymądrzanie się Scott'a...
- Ej ! - powiedział nieco oburzony Scotie.
- ... nie przerywa się - monotonnie odparł Vin - Erm, co tam dalej... Ach, treningi przez dwa tygodnie, zostajemy zamknięci w hangarze przej koszamary... mój i Mayah. Ech, ten mój jest jakiś wredny.
- Tia... A mój potrafi to co ja i jest spoko ? - mruknęłam - Tak w ogóle : co wy tu...
- Poszliśmy na spacer, bo Mike nalegał, że niby zamierzają zburzyć te hangary czy coś... - przerwał mi Jeremy - Usłyszeliśmy dobijanie się, więc uznaliśmy, że ktoś się zatrzasnął, więc wyważyłem drzwi i zobaczyliśmy Scott'a i Vincent'a. Potem coś wyleciało a hangar w środku się palił, potem to coś wylądowało i to byłaś ty. Resztę znasz.
- Oh... Okej... Ale nie wystraszyłam was ? - wolałam się upewnić.
- Nie - powiedzieli w tym samym czasie.
Odetchnęłam w duszy, jednak niepokoiłam się, że zjawią się tu koszmary.
- Chodźmy gdzieś - zaproponował Vin.
Czy on czyta mi w myślach ? Zresztą nieważne.
- Tiaa, tylko gdzie ? - powiedziałam z przekąsem.
- Może do mnie ? - zaproponował Mike - Co prawda mam mały bałagan, ale nie jest aż tak źle.
- A Fritz ? - zapytał Jeremy.
- A no tak... Zapomniałem o nim... Nie przejmujcie się nim, jest idiotą...
- Wydawał się miły... - powiedziałam.
- To tylko pozory... - mruknął Mike.
- No dobra, nie marudźmy tylko chodźmy - przerwał mu Scott, rozglądając się niepewnie.
Rozumiałam jego niepokój. Podeszłam do niego i gestem poprosiłam, żeby chwilę został.
- Polecę i będę ubezpieczać was z góry, nie wiadomo, co strzeli do głowy mojemu koszmarowi... - powiedziałam.
- Ale mi się nie zabij, bo znowu będę musiał kogoś walnąć w łeb - zaśmiał się cicho i pobiegł do reszty.
Nie zrozumiałam o co mu chodziło. No nic, później się nad tym zastanowię. Odbiłam się od ziemi i starałam się jednocześnie nie stracić ich z oczu, i ukrywać się przed innymi, co było dość trudne. Ale na szczęście nikt mnie nie zauważył i bez żadnych ekscesów dotarłam do domu Mike'a. Mieszkał na obrzeżach miasta, więc nie było dużego problemu.
=============================================
Hej ludzie, dość dawno nie było rozdziału, a ten napisałam resztami sił, bo wena mi gdzieś nawiała :/ Już ten dopisałam resztką :/ Chcę przypomnieć o możliwości zadawania pytań :) Tak w zasadzie przedłużę wam termin do... 9 sierpnia ! A tak ! Na razie nie dostałam ani jednego pytania (nie licząc tego, które nie dotyczyło fabuły ani nic) ani wyzwania, to mnie przeraża :/ Czekam z niecierpliwością :) Dobranoc, weny wszystkim, i do zobaczenia gdy wróci mi wena (czyli najprawdopodobniej za 2 dni :D) ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top