Rozdział 11 : Fritz i dziwne wydarzenia w pizzerii
*tydzień później*
Nauczyłam się już dość dobrze panować nad lotkami, jednak nie próbowałam jeszcze latać. Było popołudnie, więc pomyślałam, żeby zadzwonić do Scott'a. Ach, zapomniałam, spisał mi numery całej czwórki. To w sumie... dawno się nie widziałam z Mike'iem i Jeremy'm. Zadzwoniłam do pierwszego. Nie odebrał. Natomiast ten drugi był widocznie czymś przejęty, przez co nie mówił nic poza "straszne straszne straszne rzeczy". O co mu chodzi ? Zadzwoniłam do Vincent'a.
- Halo ?
- No nareszcie ktoś odebrał - mruknęłam tak, żeby usłyszał.
- Co się dzieje ? - zapytał od razu Vin.
- Nie wiem, Mike nie odbiera, a Jeremy ciągle mówi "straszne straszne rzeczy".
- Coś jest nie tak.
- Geniusz...
- Ale poważnie, jeżeli Mike nie odbiera telefonu, a Jeremy jest tak bardzo czymś przejęty, to musiało się stać coś złego. Są najlepszymi przyjaciółmi, poza tym nie ma opcji, żeby zaniepokojony Jer niepokoił się bez powodu. Spotkajmy się przed pizzerią, zobaczymy, o co biega.
- Okej.
Rozłączyłam się i zebrałam najszybciej jak mogłam.
*pięć minut później*
Zadyszana stałam pod Freddy Fasbears Pizza. Truchtem przebiegłam całą odległość, czego zaczęłam żałować. Wszędzie była policja, a nawet SWAT. Zdziwiłam się. Na jaką cho***ę oni tu ?
- Przepraszam... - zwróciłam się do jednego z policjantów.
- Tak ?
Na szczęście był miły.
- Co się stało ? Kolega do mnie dzwonił, powiedział, żebym przyszła, bo był jakiś wypadek, czy coś...
- Ach, tak, animatron zaatakował pracownika, który obecnie znajduje się w szpitalu.
Przeraziłam się. ŻE COOO??
- Który animatron ?
- Z tego co wiem, nazywa się "Bonnie".
Chwila... Czy ja dobrze usłyszałam ?
- Dziękuję, a wiadomo, z jakiego powodu ?
- Niestety nie.
Nagle policjant został zawołany przez innego. W tłumie wypatrzyłam Vincenta. Podeszłam do niego.
- Wiesz coś ? - zapytał od razu.
- Na boku.
Odeszliśmy pod ścianę jednego z pobliskich budynków.
- Bonnie zaatakował jednego z pracowników - powiedziałam od razu.
- Słucham że co ?? - przeraził się Vin.
Nagle podszedł do nas Scott.
- Nieprzyjemne wieści... - mruknął.
- Tak, wiemy, Boniacz zaatakował - przerwał mu Vincent.
- A wiecie kogo ?
I tu nas ma. Nie miałam zielonego pojęcia, chociaż mam pewne podejrzenie...
- Ja chyba wiem...
Vin spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a Scotie wzrokiem mnie ponaglił.
- Bonnie zaatakował... Mike'a, tak ?
Scott przytaknął. Nagle podszedł do nas jakiś rudy, piegowaty chłopak. Od razu zauważyłam, że łatwo go wystraszyć. Jednak postanowiłam zobaczyć, po kiego grzyba do nas podszedł.
- Hej, szukam Jeremy'ego, widzieliście go ?
- Nie - odpowiedziałam.
- No to nic, poczekam... Tak właściwie : jestem Fritz, kuzyn Mike'a...
Moment... Że co on powiedział ? Tymczasem on kontynuował.
- ... I jak dowiedziałem się o wypadku to od razu przyjechałem, a Jeremy powiedział, że szukają kogoś na nocną zmianę na te parę dni, więc się zgłosiłem.
Przerażenie w oczach Scott'a i Vincent'a zaniepokoiło mnie. Tymczasem Fritz zniknął nawet się nie żegnając.
- Pewna śmierć - stwierdził Scotie.
- Dlaczego ?
- W poprzedniej pizzerii w animatronach znaleziono ciała dzieci, w a jednym był zmiażdżony dorosły - mruknął.
Zaraz... Że co ?!?
=======================================
Hejj... :D W tym momencie skończyła mi się wena, a raczej skończył mi się pomysł co mogłabym tu dalej napisać, po za tym i tak chyba przegięłam z długością :D Wstałam w uj wczas (ok. 5:00), a i tak zeszło mi mnóstwo czasu na pisanie. Tam na górze macie piosenkę, dałam z nudów, polecam, fajna :) No nic, ja idę, życzę miłego czytania, do zobaczenia, cześć :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top