Rozdział 10 : Pierwszy lot

   Scott wahał się przez chwilę. Warto dodać, iż na końcu ogona znajdowały się tak jakby lotki.

- Smok - usłyszałam.

Pomyślałam, że się przesłyszałam.

- Słucham że co ? - powiedział Vincent.

- Taki ogon ma jedynie smok. Po za tym... Masywność skrzydeł mówi wszystko.

Moment, ŻE COOOOOO??? Ale nie, serio : CO ?? Jakim, do jasnej cholery cudem ? Albo Scott żartuje, albo koszmar Vin'nego jest mądrzejszy niż myślałam.

- Zna ktoś jakieś miejsce, w którym nikt nas nie zobaczy ?

Spojrzałam na Scott'a ze zdziwieniem.

- Po co ?

- Bo jeżeli mam rację, to nie mamy powodu do radości. Najlepiej miejsce z wodą...

- Opuszczone garaże przy Sole ? - zaproponował Vincent.

- Dobry pomysł. Tylko weź jakoś ten ogon ukryj, Mayah, bo ściągniemy na siebie naukowców.

- Haha, to było bardzo śmieszne... - sarkazm.

*5 minut później*

- Dobra, weź je rozłóż.

- Ale co ?

- Skrzydła...

- A.... Okej, ale po co ?

- Zobaczysz.

Nie lubię się kłócić ze Scott'em. W każdym bądź razie wykonałam polecenie.

- Teraz ogon.

Ech, nie lubię, jak mi rozkazują. Mimo wszystko ciężko było opanować "nowe części ciała".

- A teraz leć ! - wykrzyknął najwyraźniej rozbawiony całą tą sytuacją Vincent.

Roześmiałam się i podskoczyłam. Ku mojemu zdziwieniu nie było to takie trudnie. Niestety. chwilę później pierdyknęłam o ziemię.

- Co, czemu, jak, dlaczego ? - pytałam sama siebie.

Tymczasem Scott nad czymś uporczywie myślał.

- To proste - powiedział w końcu - Lotki na końcu ogona ! Musisz nauczyć się ich używać.

- Coś czuję, że nie obejdzie się bez siniaków... - mruknęłam.

- Mam lepszy pomysł niż uczenie się ich w locie - zaśmiał się Vincent.

- Hm ? Jaki ? - zapytał Scott.

- Zamiast w locie, zmieniaj ich pozycję na stojąco, siedząco czy jak tak chcesz, a potem popróbuj, jakie ustawienie pasuje do czego.

- Dobre - zachichotałam.

Nagle kichnęłam. Jednak nie zasłoniłam ust (nie zdążyłam), co... wyszło mi na dobre, bo podczas kichnięcia, hmm, jakby to ująć... "zionęłam" ogniem. Nie, na poważnie mówię. Ja miałam zdziwioną minę, a Vincent i Scott się bezczelnie śmiali ! Ja im jeszcze pokażę...



==========================

Hejka wszystkim z rana jak śmietana, oto dla was kolejny rozdział ! :D Możecie mi pomóc ? Taka nietypowa prośba, bo jak widzicie, w tym rozdziale często wypowiada się Scott, przez co mogłam zrobić trochę powtórzeń... Stąd "zadanie bojowe" dla was : wymyślcie jakieś nwm, zdrobnienia, przezwiska itp. :D A ja tymczasem pomyślę nad następnym rozdziałem. Najprawdopobodniejszy scenariusz jest taki, że jutro nie będzie nic, bo jak to niedziela : wstać, kościół, rodzina, zero wolnego czasu :/ Ale kto wie :D Ja się z wami żegnam na dziś, no chyba że wena mi każe pisać dalej :D Miłej soboty !

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top