Rozdział 4 - Ujawnienie
Rozdział 2 -Jak wygląda nauka w naszej szkole?
1)Jak zapewne wiecie mam mało czasu na pisanie, więc nie będę wnikał w szczegóły. Mianowicie, jeżeli w ogóle chcesz się tutaj dostać to musisz znaleźć już swoją 'drugą część', ponieważ sposób nauczania w tej szkole jest dostosowany do dwóch osób połączonych ze sobą szczególną więzią(często jest to również uczucie). Dostanie się do szkoły w pojedynkę jest praktycznie niemożliwe, więc jeśli jeszcze nie zaczęłaś/zacząłeś szukać to polecam oficjalnie rozpocząć poszukiwania!
2)Nasza szkoła podzielona jest na działy według umiejętności:
-przemiany - po ukończeniu otrzymuje naszyjnik przemian(w zależności od konkretnych 'ukierunkowań' i talentów, różne typy zwierząt)
-powietrza - po ukończeniu otrzymuje talizman skrzydeł (zwiększa siłę fizyczną i umożliwia przemianę w ptaka)
-żywiołów - po ukończeniu jest możliwość nawiązania więzi ze smokiem i walka z innymi grupami(za dużo pisania)
-...i więcej nie znam, ponieważ informacje na ten temat są bardzo uważnie pilnowane"
Potem doczytałam jeszcze trochę na temat poszukiwania rzekomego 'partnera' do ćwiczeń i umiejętności
-No i jedno wielkie GÓWNO! - krzyknęłam zatrzaskując książkę. Byłaby jeszcze jakaś szansa gdybym nawiązała ten głupi kontakt telepatyczny. Ale nie! Mogę dalej tkwić tutaj..
*
Dzisiejszy dzień był wyjątkowo nudny.. nic mi się nie chciało. Po tym, jak dowiedziałam się, że muszę znaleźć sobie 'jakiegoś partnera/partnerkę' do współpracy, aby mieć w ogóle jakąkolwiek szansę na rozpoczęcie nauki w tej szkole, bo ich sposób nauczania jest 'przystosowany' do 'połączonych' osób, w ogóle odechciało mi się cokolwiek robić. Znałam dwie umiejętności, które posiadałam i wiedziałam, że mogę (oczywiście po ukończeniu odpowiedniego szkolenia, i tylko niektóre szczególnie uzdolnione osoby) zdobyć naszyjnik przemiany i zamieniać się w ptaka.
Nie chciało mi się nawet przebierać na lekcję wf-u, i przed wzięciem nieprzygotowania powstrzymał mnie fakt, że dzisiaj będziemy mieli lekcje z klasą pana od banana, czyli Andrzeja. Byłam ciekawa jak gra. On w ogóle był ciekawy. Ale nie w ten sposób, który na pewno teraz przyszedł wam do głowy. Chyba..
Weszliśmy na naszą ogromną salę. Na szczęście tym razem wywietrzyli przez przerwę i nie pachniało potem innych uczniów. Na dzień dobry bez rozgrzewki zostaliśmy podzieleni na dwie drużyny, klasa na klasę. Po ponad 5-cio minutowych sporach, nasz nauczyciel od zajęć wychowania fizycznego dał się namówić na rzekomo pełną kontuzji rozgrywkę kosza. Graliśmy podzieleni na cztery drużyny. Każda klasa na dwie. Pierwszy 5 minutowy mecz miała rozegrać drużyna do której nie należałam, więc usiadłam na ławce pod ścianą. Dziewczyny rozmawiały o pierdołach typu "poszłam do sklepu i kupiłam piękną sukienkę na przecenie", "to ta w której byłaś przedwczoraj w szkole? Świetnie podkreśla twoją zgrabną figurę!". Włączyłabym się może nawet do tej dyskusji gdybym nie wiedziała jak bardzo kłamliwe są komentarze większości osób w tym gronie(od kiedy nie mam garba, stałam się bardziej 'zauważalna'. Dziwne ze nikt nie pyta czemu tak szybko znikł..).Dziewczyny omawiały ubiór zarówno swój nawzajem, jak i chłopaków, z całego tygodnia a ja udając zainteresowaną, kątem oka obserwowałam przebieg gry na boisku. Zdecydowana większość chłopaków zaliczała się do kategorii "uzależnieni od komputera" co oznaczało, że byli jak na chłopaków drobnej postury, a mięśnie? Można było doszukać się ewentualnie wałów tłuszczu mniejszych, lub większych. Tylko nie wielka ich część, wyraźnie wyróżniała się od reszty. Widać było albo, że należą do jakiejś drużyny sportowej albo, że chodzą regularnie na siłownię. Jeżeli chodzi o dziewczyny to byłam jedną z trzech na skalę szkoły, które w ogóle uprawiały jakiś sport i coś ze sobą w tym kierunku robiły. Lubiłam wysiłek fizyczny. Cała reszta to były albo dziewczyny tak grube, że służyły na boisku jako żywe tarcze, albo tak wychudzone, że kiedy by im tak zdjąć bluzkę, postawić w samych stanikach i kazać unieść ręce do góry można by było policzyć im wszystkie żebra i zapewne studiować budowę narządów wewnętrznych. Tylko kilka wyglądających na normalne, w jakikolwiek sposób angażowały się na boisku. Ale miałam szkołę, istne wariatkowo. Odszukałam wzrokiem Andrzeja, który należał do grupy regularnie odwiedzającej siłownię (można to wywnioskować po wyglądzie jego torsu). Akurat wykonywał dwutakt aby zaraz potem biec przez salę, teatralnie ściągając koszulkę i wydając okrzyk radości, bo ten kosz oznaczał zwycięstwo dla jego drużyny, gdyż właśnie odezwał się gwizdek. Zmiana. Mój mecz nie był praktycznie wcale interesujący gdyby nie fakt, że paru chłopaków ponad dziesięć razy podłożyło mi nogę, a ja dokładnie cztery razy się przewróciłam. Kiedy znowu była zmiana i wchodziły dwie wygrane drużyny, czyli drużyna Andrzeja i ta, która wcześniej miała z nami mecz, zauważyłam, że chłopak też mi się przygląda, ba, nawet spojrzenia nie odwrócił, jak to mają w zwyczaju inni chłopacy, gdy jakaś dziewczyna w jakikolwiek sposób ich zainteresuje, tylko uśmiechnął się nonszlancko i przechodząc obok specjalnie trącił mnie ramieniem. Usłyszałam szepty wśród dziewczyn. Nie zwróciłam jednak na to uwagi. Wiedziałam, że zrobił to na pokaz. Do mojej bazy danych na temat Andrzeja doszła kolejna informacja.- chłopak jest wyjątkowo(zbyt) pewny siebie.
Pierwsza lekcja skończyła się totalną porażką mojej drużyny. Byłam jedyną osobą grającą na ataku, ponieważ reszta osób wolała trzymać się obrony. Wygrali z nami jednym - i jedynym zdobytym w naszych meczach - koszem. Na drugiej godzinie wyszliśmy na dwór i zostały zaplanowane gry i zabawy drużynowe. Od kiedy noszę bluzkę z wycięciem na plecach i moje skrzydła pozostają złożone i niewidzialne, mogę grać o wiele pewniej i cieszę się większym zainteresowaniem płci przeciwnej. Może to trochę dziwne, ale chyba każdy czuje się wtedy dowartościowany. W końcu w tej szkole, taka wysportowana dziewczyna to rzadkość. Najpierw był murarz. Zostałam złapana jako jedna z pierwszych - nieudany ślizg. Potem jeszcze szczupak, proporzec i trafianie do bramki (faktycznie gra drużynowa). Dziwi mnie, że zdążyliśmy tyle zrobić na jednej lekcji. Kiedy skończyliśmy strzelać do bramki, w czym najlepszy był bezkonkurencyjnie Bartek z mojej klasy, wuefista przyniósł miękką i lekką piłkę, po czym oznajmił nam, że teraz będziemy grać w zbijaka. Wszyscy się ucieszyli. Znowu dokonaliśmy podziału klasa na klasę i rozpoczęliśmy rozgrywkę. Jak to nasz pan ma w zwyczaju, reformując trochę zasady gry, dodał nam dwie dodatkowe piłki. Ustawił wszystkie trzy na linii przecinającej boisko i oznajmił, że możemy biec po nie na wyścigi, na sygnał gwizdka. Ustawiliśmy się w pozycjach startowych na przeciwległych jego końcach. Andrzej znalazł się na przeciwko mnie. Nastała chwila ciszy i rozległ się gwizdek. Ruszyłam. Kiedy dobiegłam do linii na której były ustawione piłki zatrzymałam się i sięgnęłam po najbliższą. Wtedy nadbiegła drużyna Andrzeja, która dziwnym trafem ruszyła chwilę po gwizdku. A może mi się tak zdawało..? W każdym bądź razie Andrzej z całego rozpędu wbiegł we mnie. Już prawie złapałam równowagę, kiedy ktoś jeszcze raz popchnął chłopaka, który i tak już się ode mnie odbił. Co do przewidzenia, nastolatek przewrócił się na mnie, która nie zdążyła złapać równowagi. Odruchowo rozłożyłam skrzydła. I tu był mój błąd. Andrzej, czerwony jak burak chcąc się podnieść postawił rękę na moim skrzydle. Zabolało. Wiedziałam, że zapewne pozbawi mnie co najmniej paru piór. Nie o to jednak chodzi. Nastolatek poślizgnął się (o ile można to tak nazwać) na moim skrzydle. Tracąc podparcie, znowu na mnie wylądował. Poczułam jak ja również się czerwienię. Ale wstyd. Pewnie wszyscy oglądający wydarzenie z boku pomyśleli, że zrobił to specjalnie. W końcu wstaliśmy. Teraz w oczach chłopaka widziałam już nie arogancję i pewność siebie, ale nieposkromiona ciekawość i ogromne zdumienie. No to się wydałam. Pięknie.
I tym oto sposobem Andrzej dowiedział się o moich skrzydłach.
Tymczasem ponad 500 km od miejsca mojego pobytu, kula w pewnym czarnym zamku wykryła użycie zaklęcia poza terenem szkoły..
~~~
Dziekuje za wyswietlenia i gwiazdki 😊😊
Publikuje wtedy, kiedy czuje sie zainspirowana.
Poprawki czesto sa na telefonie, tym samym - bez polskich znakow. Kiedy zasiade w ktorys weekend do komputera, postaram sie to poprawic.
mary_writer
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top