Rozdział 8 - Namierzenie cz.2 - Nowa..szkoła?
Pierwsze co poczułam po ocknięciu się to było przenikliwe zimno. Zaraz poczułam jak uderzona wcześniej głowa boli. Otworzyłam oczy. Po chwili, gdy oczy zdążyły się przyzwyczaić do panującej wokół jasności, a obraz nabrał ostrości, zobaczyłam, że leżę na środku sporego pokoju. Pokoju mieszkalnego. Ściany były bardzo wysokie i zakończone ostrym łukiem, pokrywająca je tapeta miała kolor krwisto czerwony z czarnymi dodatkami. Jakieś zawijasy, coś literopodobnego. W całość wkradały się małe skrzydła. Z mojego położenia widziałam tylko połowę pokoju, był on naprawdę spory, widać było dwa łóżka, dwie szafy, dwie szafki nocne i drzwi. Wszystko bogato zdobione i z ciemnego drewna. Zaskakujące było to, że każde z tych łóżek było wielkości łóżka małżeńskiego. Może to że względu na skrzydła? Nie wiem.
Po chwili spróbowałam się podnieść. Było ciężko, a skrzydła (już widzialne..) nie ułatwiały sprawy. Na czworakach podeszłam do czerwonego dywanu i usiadłam na nim. Dopiero wtedy wróciła pamięć. Noc, impreza, fiolka, Andrzej i Zenek, ogłuszenie i ciemność. Andrzej i Zenek.. właśnie. Co oni teraz robią? Czy mnie szukają? Czy w ogóle chcą mnie szukać? Co się tak właściwie stało? Skoro Andrzej rzucił się na tą fiolkę, to musiał wiedzieć o niej całkiem sporo. Jak on w ogóle się dowiedział kiedy ona się pojawia? Skoro mówił, że "znowu obejdzie się smakiem" to znaczy ,że już nie raz próbował podobnego przedsięwzięcia. W mojej głowie dudniło od pytań bez odpowiedzi. Jednak nad nimi wszystkimi górowało teraz jedno: Gdzie jestem? Nie mogłam znaleźć żadnego zajęcia a drzwi były zamknięte, więc żeby zabić czas wstałam i podeszłam do jednego z łóżek. Widniał na nim napis "Amelia". Podeszłam do następnego "Marcin"(chłopak z dziewczynami w jednym pokoju??). Koło Marcina byłam ja. Przynajmniej tak to rozumiem. Skoro na jego ramie widniał wyryty na złotej tabliczce napis "Natalia", to jak to inaczej rozumieć? Czwarte łóżko było puste. Zdążyłam usiąść na tym podpisanym moim imieniem, a usłyszałam szczęk klucza i otwarły się drzwi. Do pokoju wszedł wysoki mężczyzna. Śmiało mogę powiedzieć, że był 'anielskiej' urody. Ubrany był w długie jeansowe spodnie i zwykły T-shirt. Miał ciemnobrązowe włosy i czarne skrzydła. Trzymał je na wpół rozłożone, pióra błyszczały jakby nałożył na nie jakąś odżywkę. Na oko miał dwadzieścia parę lat.
- Witaj w "szkole lotu" - powiedział niskim, głębokim głosem. "Zapewne musi ładnie śpiewać. "
- Szkole..lotu..? - nie miałam pojęcia co odpowiedzieć. Wstałam z łóżka i niepewnym krokiem podeszłam do mężczyzny.
- Tak, może nazwa brzmi wręcz 'lajtowo', to możesz mi wierzyć, że w praktyce tak nie jest. - Dopiero teraz zobaczyłam, że ma lodowato błękitne tęczówki. Samo spojrzenie kazało człowiekowi uważać na słowa. - Przyniosłem Cię tu, ze względu na to, że ujawniłaś innym swoje skrzydła i używałaś zaklęć nielegalnie. Nie miałaś nawet legitymacji skrzydlatych. Nie wspomnę już o kradzieży fiolki. No ale cóż.. stało się. Najwyżej jeden z rodów będzie odrobinę słabszy, nikomu się nic nie stanie..- powiedział.
Końcówkę mówił cicho, raczej do siebie niż do mnie, jednak i tak usłyszałam co mówił. Po chwili przeczesał włosy i kontynuował.
- Tak więc, jest to - nazywając rzeczy po imieniu - po prostu miejsce które normalni ludzie zwykli nazywać poprawczakiem. Tylko tutaj jest odrobinę trudniej. Od dzisiaj będziesz mieszkała z Amelią i Marcinem. Marcin jest o rok starszy a Amelia jest w twoim wieku, więc powinniście się dogadać. Zajęcia zaczynasz jutro. Rok szkolny zaczyna się tu inaczej niż u Ciebie i jutro są pierwsze zajęcia w tym roku. - uśmiechnął się półgębkiem.
Już miał wychodzić, kiedy zebrałam się na odwagę żeby go o coś spytać.
- A co oni zrobili, że tutaj siedzą?
- Myślę, że o to możesz ich zapytać sama. - w progu zatrzymał się i dopowiedział. - Dzisiejszą noc spędzisz sama, bo wszyscy zjadą się jutro. Jakieś ubrania masz w szafie razem z kosmetykami, a co do łazienki to jest wspólna dla tego piętra na końcu korytarza po prawej. Drzwi zostawiam otwarte, pozwiedzaj sobie. Na terenie szkoły, która jest BARDZO dobrze pilnowana, obowiązuje zakaz latania. Miłego wieczoru. - i wyszedł. Nie zamykając za sobą drzwi.
Sfrustrowana usiadłam na łóżku. Poczułam się tak, jakby ktoś mnie spoliczkował. Rozumiem, że musiał mnie przenieść. Ale odrazu poprawczak?! I nie mógł tego zrobić w nieco delikatniejszy i formalniejszy sposób? Ehh.. nie pozostało mi nic innego jak pozwiedzać.
Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Nie minęło pięć minut a ja byłam na korytarzu. Było strasznie cicho. Byłam pewna, że to miejsce nie uciekło od pędu XXI wieku, mimo to, dało się bardzo wyraźnie odczuć iście 'średniowieczny' klimat. Przestrzenne korytarze, świece zamiast lamp, duże okna zakończone ostrym łukiem. Cały korytarz miał włącznie z moim 10 pokoi. Zgodnie z instrukcją mojego przyszłego nauczyciela(..?), w celu odwiedzenia toalety, udałam się na koniec korytarza. Po prawej stronie był wielki obraz i drzwi do toalety. Obraz przedstawiał dwa anioły. Jeden z nich miał białe skrzydła a drugi tylko w połowie, drugą połowę miał czarną. W ręce trzymał dziwnie znajomą fiolkę, drugą ręką odbierał cios tego pierwszego. Najwyraźniej obaj się o coś pokłócili. Zapewne fiolka była przyczyną. Dopiero teraz zauważyłam, że chmury po prawej stronie, czyli tej na której znajdował się anioł o dwukolorowych skrzydłach, znikały. Były przejrzyste.
Obraz był podpisany "Przekleństwo". Kącik moich ust uniósł się do góry. Był to pierwszy z wielu obrazów przedstawiających tego anioła, a może jego brata? Na dalszych obrazach występował już tylko anioł o czarnych skrzydłach.
- Całkiem nieźle jak na poprawczak. - mruknęłam i weszłam do łazienki.
Była ona naprawdę wielka. Każda z kabin była wielka, najprawdopodobniej ze względu na skrzydła. Szampony stały w równym rzędzie z odżywkami i mydłem. I tu każda kabina była podpisana. Poszukałam swojej. Była na samym środku. Jakie było moje rozbawienie, kiedy zobaczyłam butelkę z napisem "odżywka do skrzydeł". Wątpię żeby jakiekolwiek zwierzę używało odżywek do swoich skrzydeł. "Twoje skrzydła już nigdy nie będą matowe i szorstkie, latanie stanie się łatwiejsze"
To jakiś żart?? Odłożyłam butelkę i właśnie miałam wyjść, kiedy poczułam, że pod moją nogą coś się przesunęło. I nagle spadła na mnie woda, prawdziwym wodospadem.
Nie wiele myśląc wyskoczyłam z kabiny jak oparzona i jakby tego było mało, zaliczyłam przysłowiową glebę.
- Dobrze, że nikt tego nie widział...- wykrztusiłam, podnosząc się z ziemi. Rozcierając obolałe ramię ruszyłam dalej. Dawno nie byłam taka poobijana. Najpierw ogłuszenie a teraz gleba. "Zawsze może być gorzej".
W następnym pomieszczeniu były umywalki i lustra. Pod umywalką były szafki, również podpisane.
Chyba mają tutaj prawdziwą manię na tym punkcie. Nie narzekam, mnie to jak najbardziej odpowiada.
Dalej można było jeszcze wysuszyć włosy, i uprać brudne ubrania. Szkoda, że nie umiem obsługiwać pralki..
Chociaż wolę to niż gdybym musiała myć ubrania jak w średniowieczu.
Kiedy nie było już co zwiedzać udałam się do mojego pokoju. Na mojej komodzie stał tylko zegar, lampka i chusteczki. Zero telefonów, czy czegokolwiek elektronicznego. Ciężko będzie się z kimkolwiek skontaktować.
Poukładałam sobie wszystkie rzeczy w szafie, komodzie i szafce, po czym wzięłam pidżamy oraz kosmetyczkę i udałam się pod prysznic. Postanowiłam wypróbować ową odżywkę do skrzydeł.
Kiedy umyta położyłam się do łóżka była godzina 22:00. Ale ten czas szybko leci. Dopiero co się ocknęłam. Ehh.. nagle zatęskniłam za rodziną, Zenkiem i nawet Andrzejem. Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam. Po mojej głowie nawet w śnie chodziło pytanie: Czy ktokolwiek, kiedykolwiek będzie mnie szukał? Czy mnie znajdzie?
--------------------------------------
Wiem, że długo nie było rozdziału, a i ten dodałam później niż chciałam. Mam jednak nadzieję, że chociaż częściowo nadrobiłam zaległości ;p.
Pozdrawiam,
mary_writer
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top