Prolog


6 lat wcześniej

Uciekałam sama nie wiem przed czym. Po prostu wbiegłam do lasu i biegłam. Coś mnie tutaj przyciągnęło ale teraz czułam, że coś za mną jest. Bałam się. Pod stopami, na które nie nałożyłam butów, czułam mech. W lesie wokół była niesamowita cisza, przerywana jedynie moim urywanym oddechem, a nade mną świecił księżyc w pełni. Przed sobą zaś, miałam ledwo widoczny cel. Mała, ledwo zauważalna przez drzewa, odległa polana. Czułam już jak palą mnie łydki,uda i płuca od nieprzerwanego sprintu, ale nie mogłam się zatrzymać. Chłodny deszcz nawilżał moje wysuszone usta, podmuch wiatru rozwiał potargane włosy. Mijane drzewa zlewały się w jedną całość. Liczyła się tylko polana przede mną. Jeszcze trochę, dasz radę..- motywowałam się w duchu. Gdy w końcu drzewa gwałtownie się skończyły wiedziałam, że dotarłam na polanę. Opadłam na kolana i zaczęłam ciężko dyszeć. Kiedy mój oddech się uspokoił, i serce wróciło do normalnego rytmu ośmieliłam się obejrzeć za siebie. Nikogo ani nic tam nie było, odetchnęłam z ulgą. Wstałam i rozejrzałam się. Okazało się, że polana jest większa niż się początkowo wydawało, a normalna z daleka trawa nagle wydawała się niesamowicie delikatna, czułam się jakbym chodziła po dywanie. Przeszłam kawałek i kucnęłam żeby przejechać po trawie wierzchem dłoni. Przez chwilę rozkoszowałam się jej dotykiem. Wrażenie nie było mylne, była gładka i przyjemna w dotyku. Przez myśl mi przeszło, że mogłabym na niej spać. Nagle wrażenie czyjejś obecności powróciło ze zdwojoną siłą, przerywając moją chwilę zachwytu. Zerwałam się na nogi, a nagły przypływ adrenaliny dał o sobie znać nagłym dreszczem. Obróciłam się. Światło księżyca, który świecił na polanę z taką intensywnością, że było jasno prawie jak za dnia, zdawało się gromadzić właśnie na tej polanie. A ku gwoli ścisłości - na kamieniu. Na samym środku stał w połowie omszony kamień z wyrytym symbolem złożonych skrzydeł. Kiedy podeszłam bliżej zauważyłam, że stoi na nim fiolka z mieniącą się w świetle księżyca wodą. Jako spragniona i zmęczona biegiem 10 letnia dziewczynka oczywiście nie zastanawiając się nad konsekwencjami podeszłam i wypiłam zawartość, chcąc zaspokoić palące mnie pragnienie. Pamiętam, że zauważyłam kątem oka jak dwa białe wilki wychodzą z lasu. Jeden z nich był uskrzydlony i właśnie on wszedł wtedy na skałę na końcu polany, i zawył. Gdyby nie woda, którą wypiłam przed chwilą, pomyślałabym, że śnię, i że to właśnie owo wycie wywołało ból. Gdy tylko dźwięk dotarł do moich uszu. Poczułam intensywne pieczenie w żołądku, a potem poczułam się tak, jakbym weszła w ogień. Żar rozprzestrzenił się od żołądka aż po końcówki palców w przeciągu paru sekund. Upadłam, a z mojego gardła wydobył się całkowicie niekontrolowany krzyk. Potem cały ból skumulował się w moich plecach. Dziwiło mnie, że nie zabrakło mi tchu i krzyk nie ucichał i, że jeszcze nie straciłam przytomności. A jednak. Pamiętam ciepło spływającej po moich plecach krwi, kiedy pod wpływem niewiarygodnie i chorobliwie wręcz silnego impulsu, własnymi paznokciami pokaleczyłam sobie skórę. Dopiero gdy trzy czwarte moich pleców było podrapane, zrozumiałam, że to co wypiłam wcale nie było trucizną. Na moich plecach znajdowała się para niewielkich czarnych skrzydeł.

I tak to właśnie się zaczęło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top