Rozdział 8 ✓

Matt:

-Co tak długo? - zapytał Ben, gdy wszedłem do swojego biura.

Rozsiadł się na moim krześle jak książę i zadowolony trzyma nogi na moim biurku.

-Wiesz, nie wszyscy potrafią przenikać przez komputer - odpowiadam.

-Czytasz czasami o nas? - zapytał, podnosząc brew.

-Już się naczytałem - odpowiadam - ciekawi mnie bardziej skąd takie szczegóły z waszego życia w internecie.

-W internecie nic nie ginie, pamiętaj o tym - rzekł i od razu zaczął szperać w moim komputerze.

-Ej, skąd znasz hasło ?

-Nie było ono jakieś specjalnie trudne. I ty nazywasz się agentem?

Zignorowałem to i stanąłem za nim obserwując co robi.

-Żeby wiedzieć gdzie szukać, trzeba wiedzieć co szukać - rzekł, klikając bez przerwy na klawiaturze.

-A nie możesz po prostu wejść do systemu ? - zapytałem - No wiesz, od środka.

-Mogę, ale tak jest zabawniej - uśmiechnął się - poza logiem i krótkim sloganem nie mamy nic więcej. Znalezienie grafiki nie jest problemem, wyzwaniem jest znalezienie właściwej nazwy... Takiej jak ta.

Spojrzałem na monitor i zobaczyłem dokładnie to samo logo, które miał tamten mężczyzna na ramieniu.

-Skąd wiesz, że to jest to?

-Przyjrzyj się.

Spojrzałem niżej i zobaczyłem opis.

"Feniks, z nami bezpieczniej. Usuwamy insekty, których policja nie widzi"

-No dobra. Logo jakoś nie powala. Znalazłeś coś może o założycielach?

-Nie - odpowiedział Ben - wszystkie informacje są utajnione. Nie ma nawet numeru telefonu ani adresu. Cenią sobie prywatność.

-Być może, ale na kartotekę policyjną nic nie poradzą.

Ben odsunął się i tym razem ja wszedłem w system informacji policyjnych, czyli baza wszystkich skazanych lub poszukiwanych osób.

-Patrz! - krzyknął Ben, gdy przeglądałem zdjęcia skazanych - Czy to...?

-Kurwa...

***
Elizabeth:

Z lekkim zażenowaniem patrzyłam, jak ciocia Deaney biega od sklepu do sklepu, od półki do półki, od wieszaka do wieszaka.

-Nigdy nie zrozumiem kobiet - zaczął Mike.

-Cóż, gdyby ciebie po tylu latach puścili do miasta też być się zachowywał podobnie - odpowiedziałam.

-No chodź mała! Znalazłam coś dla ciebie! - krzyknęła ciocia.

-Ciociu, błagam nie tak głośno, nie chcemy rzucić się w oczy - powiedziałam cicho, podchodząc do niej.

-Daj spokój, jedyne na co zwrócą uwagę to mężczyźni na nas! W końcu fajne z nas laski - puściła mi oczko.

-Powiesz jej? - uśmiechnął się Mike.

-Kobietom nie wypomina się wieku - powiedziałam cicho.

-Mówiłaś coś? - zapytała ciocia.

-Nie nie! A właściwie to możemy już wracać? No wiesz, galeria pełna ludzi, a my...

-Zaczynasz zachowywać się jak matka! Jednak genów nie oszukasz .

-Myślałam, że mama wręcz domagała się wyjścia z domu.

-Oh tak. Pamiętam jakby to było wczoraj! Strzelała fochy i łaziła za Slendim! Ale jak poznała twojego ojca było jeszcze gorzej! Jak się zakochasz to zrozumiesz - puściła mi oczko.

Ciocia Deaney jednak faktycznie lubi nieco nadkolorować historię.

Po moich dyskretnych prośbach, a raczej błaganiach wyszłyśmy z galerii. Lubię zakupy, ale ta cała afera ze znikającymi mordercami nie daje mi spokoju. No i martwię się też o Jane, Clockwork i innych.

Mam dziwne przeczucie, że stoi za tym ktoś z przeszłości mamy. To nie pierwszy raz gdy próbują jej uprzykrzyć życie, ale tym razem nikt nie ma pomysłu kto to. Większość podejrzanych już nie żyje, łącznie z tym całym Miller'em. Mama opowiadała jakie miała z nim cyrki, a ciocia Deaney i Nina śpiewały jej nad uchem "Kto się czubi ten się lubi".

Uśmiechnęłam się na te wspomnienia. Pomimo tego kim jestem, miałam szczęśliwe dzieciństwo. Szkoda, że Mike nie mógł przeżyć tego w ten sposób co ja.

-Kroi się afera.

Z rozmyślań wyrwał mnie głos Mike, a po chwili wpadłam na ciocię. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam cały konwój policji przed jakimś budynkiem.

-Nie jest dobrze - odezwała się i zrobiła krok w tył.

Zaczęłam się rozglądać za jakąś drogą ucieczki i wtedy w ciemnym rogu zauważyłam żółte oczy.

-Ciociu patrz.

-Idziemy, póki nas nie widzą.

Wzięła mnie za rękę i pobiegłyśmy w kierunku tych żółtych oczu, których wlascicielem był Ian.

-Mamy szczęście, czy nas śledzisz? - zapytała ciocia.

-Macie szczęście - odpowiedział Ian - ten konwój kręci się tu już od piętnastu minut. Prawdopodobnie kogoś zamordowano.

-Zamordowano? Z całym szacunkiem do służb bezpieczeństwa, ale takie konwoje są tylko dla ważnych ludzi, a nie morderstw - odpowiedziała ciocia.

-Dziennikarzy też nie brakuje - dodaję.

-Możliwe, że ktoś ważny będzie transportowany. Trzeba wybadać kto to. Może to będzie dla nas jakaś wskazówka - powiedział Ian.

-Ostatnio tyle się dzieje, że nie mamy czasu na nic. Wiecie jak cierpią na tym moje pory?! - uniosła się kobieta.

-Ciszej! Nie obchodzi mnie twoja twarz, możliwe, że jesteśmy blisko rozwiązania sprawy, więc skończ marudzić i patrz! - Ian złapał głowę cioci Deaney i zwrócił ją w stronę tego zamieszania.

Paparazzi nagle się ożywili, a z budynku ktoś wyszedł. Przez tłum nie mogłam dostrzec twarzy, ale słysząc głosy dziennikarzy, wykąpałam, że to kobieta.

-Za dużo ich tam jest nic nie widzę!

Spojrzałam na brata, który zrozumiał od razu moje intencje i chwilę później latał nad ludźmi, obserwując sytuację.

Wkrótce po tym jak kobieta odpowiedziała na parę pytań, wsiadła do jednego z czarnych aut i odjechała, a za nią trzy inne auta.

Mike pojawił się chwilę później.

-Blondynka, tylko tyle udało mi się dostrzec. Tak kłapali jęzorami, że nie byłem w stanie nic usłyszeć, oprócz tego, że kilka razy powtórzyła słowo "Czystka" - rzekł Mike.

-Czystka? - zapytałam.

-Co? - zapytał Ian i Deaney.

-Eee... Udało mi się usłyszeć to słowo. No i dostrzegłam, że to kobieta o blond włosach - odpowiedziałam szybko.

-Zawsze coś - dodał Ian - Czystka... Slender może się tym zainteresować.

-Świetnie! Wracajmy! Muszę się trochę odmłodzić - krzyknęła ciocia.

-No co ty ciociu, świetnie wyglądasz - uśmiechnęłam się.

-Odmłodzić? Epoka dinozaurów minęła - zaczepił ją Ian.

W jednej chwili oczy cioci pociemniały, a pazury wydłużyły.

-No to ten... Powodzenia! - krzyknęłam i zaczęłam uciekać w stronę lasu.

-No co ty Deaney, żartowałem... - usłyszałam głos Ian'a a po chwili krzyk.

Zobaczyłam, że zaczął biec za mną co sił w nogach a za nim wściekła ciocia.

- Powtórz no te słowa!! - krzyknęła.

Zaśmiałam się. Może to nawet lepiej, że ciocia jest zła. Szybciej znajdziemy się w kryjówce i opowiemy o wszystkim Papie.

Kim jest ta kobieta? I o jakiej czystce mówiła?
________________________________________

Tęskniliście?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top