Rozdział 7 ✓
Elizabeth:
Nie byliśmy w najlepszej sytuacji i większość pewnie by spanikowała albo atakowała na ślepo, ale my od razu wiedzieliśmy co robić i kto kogo atakuje.
Hisani zajęła się snajperami.
Wnikła w ciało jednego z nich i rozstrzelała pozostałych snajperów, dopóki jeden z przeciwników się nie zorientował i nie odstrzelił mu łba.
-No to nie było miłe - oznajmiła Hisani gdy wyrzuciło ją z ciała.
-Ty też tak umiesz? - zapytałam Mike'a, skręcając kark mężczyźnie, który tak jakby strzelił do ducha.
Było takie zamieszanie, że nikt nawet nie zwrócił uwagi na to, że rozmawiam sama ze sobą .
-Jakbyś nie zauważyła to wnikam zawsze w twoje ciało - odpowiedział mój brat.
-Ale to co innego.
-Może skupicie się na tym co się wokół dzieje. Kwestie umiejętności duchów omówimy później - uśmiechnęła się Hisani .
Cóż miała rację. Załatwiliśmy snajperów ale zostało jeszcze paru upierdliwców.
Spojrzałam na ciocię Deaney, która wyglądała jakby była na placu zabaw. Bez oporów rozrywała na strzępy swoje ofiary . Jednemu wydłubała oczy po czym wsadziła mu je do gardła, drugiemu zaś odcieła rękę i wepchnęła do gęby drugiego. O wyrywaniu flaków już nie wspomnę .
Natomiast wujek Jeff radził sobie starą metodą. Dźgał wroga póki nie padł, ewentualnie jak miał możliwość to podrzynał gardła .
-Zostawcie jednego żywego! - krzyknął Jeff - wyśpiewa nam co się tu dzieje!
-Lepiej żeby nie śpiewał jak ty bo mimo iż nie żyje to uszy mi krwawią - dodała Hisani.
Wujek Jeff chyba postanowił zignorować zaczepkę Hisani i mordował dalej.
Nagle poczułam silny uścisk i zimną stal przy gardle.
-A teraz ani kroku! - krzyknął mój "Porywacz" - Wszyscy grzecznie pójdziecie ze mną albo poderżnę jej gardło.
Moja mama zapewne uznała by to za żart i ma rację. Czy nie po to tu przyszli? Aby nas zabić?
-Mike? Może byś coś zrobił ? - zapytałam w myślach.
-Radzisz sobie powalająco - odpowiedział z uśmiechem.
-Coż i tak mieliśmy zostawić jednego przy życiu - Hisani wzruszyła ramionami i wnikła w jego ciało.
Przez chwilę próbował walczyć, ale ostatecznie się poddał.
-Czyli co ? Można uznać, że zadanie wykonane? - zapytałam.
-Skontaktuje się ze Slendim i się przekonamy - odpowiedziała ciocia Deaney.
-To się lepiej pospiesz, nie w smak mi narzekać ale ten mężczyzna śmierdzi gorzej niż spalone ciało czarownicy z XV wieku - powiedziała Hisani, krzywiąc się.
-Istniejesz już tak długo? - zapytałam zdziwiona.
-Kochanie, żyłam jeszcze zanim dinozaury wygineły - puściła mi oczko.
Dinozaury? Chciałabym zobaczyć jak Hisani wciela się w Tirex'a albo jak dosiada pterodaktyla. Mogło by to wyglądać całkiem zabawnie.
-Slender powiedział, że mamy udać się do kryjówki - rzekła ciocia Deaney.
-No to w drogę.
***
-Nic nie jestem w stanie wyczytać z jego myśli - powiedział Slender - zdaje się ich nawet nie posiadać.
-Myslałam, że Jeff ma na to wyłączność - odpowiedziała kąśliwie mama.
-Znudzi ci się kiedyś pyskowanie? - warknął wujek Jeff.
-Znudzi mi się jak wydoroślejesz - odpowiedziała mama.
-Dość - wtrącił się wujek Jack - Hisani może ty coś zdziałasz?
Duch ponownie wszedł w ciało mężczyzny, którego złapaliśmy kilka godzin temu i po około 15 minutach z niego wyszła .
-Słowo daje lepszym więzieniem dla kryminalistów było by piekło - rzekła.
-Co zobaczyłaś? - zapytałam .
-Jane, Zero i Clock Work. Był przy ich porwaniu. Cierpi na brak pamięci krótkotrwałej, więc nie udało mi się zobaczyć dokąd je zabierają ani kto jest jego szefem. Mózg zwyczajnie kasuje wspomnienia uważając je za zbędne .
-Serio? Nic nie zobaczyłaś? Może jest coś co mam może podpowiedzieć gdzie ich zabrano - zaczął Jeff.
-Nic nie widziałam oprócz kryjówek, w których dziewczyny się ukrywały... Chociaż ...
-Co? - zapytaliśmy wszyscy.
-Na bluzie jednego z jego ludzi widniało jakieś logo... - spojrzała na mężczyznę przywiązanego do krzesła - o właśnie to - wskazała na jego ramię.
Faktycznie. Do tej pory nie zwracaliśmy na to uwagi ale na jego prawym ramieniu widniało logo jakieś firmy.
Nie było ono jakieś specjalne. Niewielka nalepka, na której widniał czarny Feniks, a pod spodem napis "Z nami bezpieczniej"
-Ktoś kojarzy to logo? - zapytał LJ.
-Nie, ale mogę to sprawdzić - odpowiedział Ben .
-Ben i Matt sprawdzą skąd pochodzi to logo, my na tę chwilę nie mamy już nic do roboty - powiedział Papa.
-Czyli co? Koniec śledztwa? - zapytałam.
-Na chwilę obecną tak. Mamy na razie wystarczająco poszlak .
-Wspaniale! To ja idę na zakupy! - pisnęła ciocia Deaney - i biorę Liz! Taka seksi dziewczyna musi pokazywać to i owo!
-Deaney zapomniałaś, że jesteśmy zagrożeni ? - zapytała mama - bez urazy ale nie pozwolę narażać życia mojej córki .
-Oh Liluś, będę ją chronić własną piersią! - rzekła i przytuliła mnie.
-Mamo i tak z ciocią nie wygrasz - zaśmiałam się .
-Właśnie! A poza tym ona jest taka urocza, że nikt nawet nie będzie jej podejrzewał !
-Cóż... - zaczęła mama i spojrzała na papę .
-Będę spokojniejszy jeśli Serina będzie miała na was oko - odpowiedział .
-Będziemy z nią w stałym kontakcie - zasalutowała ciocia.
Mama westchnęła.
-No dobrze. Tylko uważajcie na siebie - powiedziała z troską.
-Jasna sprawa! - krzyknęła ciocia.
Nim zderzyłam cokolwiek powiedzieć, chwyciła mnie za rękę i jak torpeda wybiegła na zewnątrz.
Zawsze lubiłam ciocię Deaney. Jest strasznie nieprzewidywalna. Coś czuję, że to będą ciekawe zakupy.
__________________________________________
Będę w głębokim szoku jeśli ktoś tu jeszcze jest i czekał na rozdział °O°
Ogólnie to pisałam go 3 miesiące, w przeciągu których miałam taki sajgon, że zdarzało mi się zapomnieć jak się nazywam 😅
Jeśli ktoś tu jeszcze jest to zostaw ślad po sobie ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top