Rozdział 6 ✔

Elizabeth:

-Nie sądziłam, że Hisani Zainteresuje się tą sprawą - mówię to Mike'a.

Po ustaleniu planu działania i opatrzeniu Smile'a, poszłam do swojego pokoju spakować najpotrzebniejsze rzeczy.

-Jakbyś jej nie znała - odpowiedział Mike.

-Mam nadzieję, że się nie wygada. Jeszcze tego by nam brakowało.

-Czyżby mowa o mnie?

Nagle w moim pokoju znikąd pojawiła się wcześniej wspomniana istota.

-Umiesz pukać? - zapytałam trochę nerwowo.

- Ale po co? Tak jest o wiele ciekawiej - uśmiechnęła się - a ja chętnie bym się czegoś dowiedziała o tobie - rzekła i podleciała do Mike'a - Mam pierwszeństwo w byciu duchem tutaj.

-Eee... pomieścimy się - Odpowiedział Mike.

Hisani złapała mojego brata za rękę i w jednej chwili zrobiła minę jakby wszystko jej się rozjaśniło.

-Rozumiem... - powiedziała po chwili - Czyli jednak miałam rację.

-Co masz na myśli? - zapytałam.

-Kiedy się urodziłaś czułam, że jest przy tobie jakaś niewytłumaczalna siła. Silna i bardzo niestabilna - tłumaczy - Mike umarł bardzo młodo i nie wiedział tak naprawdę co się z nim stało. Jego dusza musiała błądzić dopóki nie pojawiłaś się ty.

- Nie rozumiem - spojrzałam na brata, a on na mnie.

- To jest trochę bardziej skaplilowane. Po prostu dusza Mike postanowiła Cię chronić, aby nie spotkał Cię ten sam los .

- To raczej oczywiste - Odparł pewny siebie Mike.

-Mama mówiła, że krótko po moich narodzinach postanowiłaś odejść.

- To prawda. Dwie dusze w jednym domu. Nie było by w tym problemu gdyby nie To, że dusza Twojego brata była niestabilna i gdybym została...

-Mógł by Cię uznać za zagrożenie - Dokończyłam.

-Dokładnie - westchnęła - siły nadprzyrodzone bywają bardzo niebezpieczne. Slender również o tym wiedział.

-C-co? Papa też o tym wie?!

-Kochana ze Slendim i jego braćmi znam się nie od dzisiaj - puściła mi oczko - tak naprawdę tylko potwierdziłam jego przeczucia. Chyba czekał aż sama ujawnisz prawdę.

- Tak naprawdę sama jeszcze do końca tego nie rozumiem, a teraz jeszcze namieszałaś mi w głowie - podrapałam się po czaszce.

-Jestem tutaj żeby Cię chronić, czego tutaj nie rozumieć? - rzekł Mike, wykładając się na łóżku.

Hisani się zaśmiała.

- Mam nadzieję, że nie masz poczucia humoru Jeff'a - rzekła rozbawiona.

-Niestety ma - mruknęłam.

-Dziewczyny ile można na was czekać?! - krzyknął Toby z dołu.

-Daj nam 5 minut! - krzyknęłam i spakowałam resztę rzeczy.

-Jeszcze jedna rzecz zanim ruszymy - rzekła Hisani - Nie lekceważ siły, której sama nie rozumiesz - powiedziała i rozpłyneła się.

Spojrzeliśmy po sobie.

Hisani jest jedyną osobą, która może mi pomóc cokolwiek zrozumieć, ale wygląda na to że nie bardzo ludzi rozmawiać na tematy paranormalne. A to dziwne bo przecież jest duchem.

-Lepiej żeby ta misja nie była totalną katastrofą - powiedziałam do siebie.

***
-Ty tak serio? - zapytał Toby - Chcesz zabrać dwie najbardziej ogarnięte osoby ze sobą?

-Jestem jeszcze ja - odezwał się wujek Jeff.

-Jesteśmy zgubieni - skwitowała ciocia Deaney.

-Lili i Jack są mi potrzebni. Jesteście podzieleni w ten sposób, aby sobie poradzić i nie rzucać się w oczy. W razie kłopotów jesteśmy w kontakcie - odpowiedział Slender.

Każdy był spakowany i gotowy do drogi... O ile bagażem można nazwać bronie wszelkiego rodzaju.

Papa podzielił nas na mniejsze i większe grupki. W ten sposób będziemy mogli przeczesać również tereny zamknięte.

Ja jestem w grupie z Hisani, Deaney i Jeff'em. Mama nazwała to mieszanką wybuchową. Cóż, coś w tym jest.

-Z małą pomocą Matt'a i Liam'a udało mi się załatwić lepszy sprzęt - rzekł Ben i postawil na ziemi jakiś karton.

Zajrzałam do niego.

-Łoł ale odjazd! To najnowszy sprzęt z agencji! - krzyknęłam uradowana.

Wyjęłam z kartonu małą słuchawkę i przymocowałam ją przy uchu . Pozostali poszli w moje ślady.

-Bezpieczniejsza wydaje mi się telepatia Slendera - zaczął LJ.

-Trochę technologii jeszcze nikogo nie zabiło - odpowiedział Ben.

-Poza tym w razie kłopotów ze sprzętem możemy kontaktować się ze Slendim - dodał Candy Pop.

-A gdzie wujek Liam? - zapytałam.

-Czeka już na nas - odpowiedziała mama - Matt będzie obserwował działania NATO. Możliwe że to ich sprawka, aczkolwiek nie są aż tak inteligentni i sprytni.

-Każdy wie gdzie ma się udać? - zapytał Slender, na co wszyscy kiwneli głowami - bądźcie ostrożni.

- To moje drugie imię - odpowiedział Jeff.

-A mama mówi, że twoje drugie imię to debil - na moje słowa wszyscy się zaśmiali.

Wujek Jeff mruknął coś pod nosem obrażony.

Odrobina śmiechu nam się przyda, bo niedługo może nie być tak zabawnie.

***
-Ale jak to?! Nikogo?! - krzyknęła ciocia Deaney.

-Deaney, przypominam ci, że mamy nie rzucać się w oczy - upomniał ją wujek Jeff.

-Przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać. Nasza mała Liz nadal nie ma faceta!

-Ale jaki w tym problem? - zapytałam.

Zapomniałam jak to jest kiedy ciocia Deaney zaczyna temat chłopców. Chociaż to i tak nic. Jak miałam 10 lat próbowała mi wytłumaczyć skąd się biorą dzieci, ale mama w ostatniej chwili wywaliła ją za drzwi. Dosłownie. Ale nie wiele to dało.

-Jaki problem?! Kochana tu o wnuki chodzi! A Poza tym wyrosła z ciebie naprawdę sexi bomba! Nie jeden facet dałby sobie wątrobę wyciąć dla Ciebie!

-Deaney zamknij się w końcu! - krzyknął wujek Jeff.

-Uciszasz mnie, a sam się wydzierasz!

-Radziłabym wam obojgu się uciszyć - zaczęła Hisani - jesteśmy w połowie drogi do celu, a jak tak dalej pójdzie to ściągnięcie na nas uwagę.

-Za późno - dodał Mike, patrząc na coś przed nami.

Spojrzałam w tamtym kierunku i zauważyłam dwóch mężczyzn którzy mierzą w nas bronią.

-Tylko dwóch? - zdziwiłam się.

-Rozejrzyj się - rzekła Hisani.

Zrobiłam jak powiedziała. Byliśmy otoczeni z każdej strony.

-No bez jaj! Dopiero co misja się zaczęła i już mamy kłopoty! - powiedziała ciocia Deaney, wysuwając pazury.

- To twoja wina! - warknął wujek Jeff, wyciągając nóż.

- Na waszym miejscu skupiła bym się na tym aby ich zdjąć. Kłócić będziecie się później - dodałam.

-Dwóch przed nami, czterech z tylu i dwóch po bokach. Kilku jeszcze ukrytych w krzakach - oznajmił Mike.

- Nie zapominaj o snajperach - dodała Hisani.

-Skoro mamy rozeznanie to ktoś ma jakieś pomysły? - zapytała Deaney

Cóż. Chyba każdy myślał o tym samym.

-Do ataku.
____________________________________________
Boże w końcu udało mi się skończyć ten rozdział.

Ostatnio miałam masę na głowie. Zmiana pracy i inne duperele. Ale jeśli chodzi o tą książkę to będędziubać kawałek po kawałku skończę (:

Nie będzie określonych terminów kiedy będą rozdziały. Jak się pojawi to będzie, to taki test dla cierpliwych xd

Mam nadzieję, że rozdział się podobał I do zobaczenia w następnym (;

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top