Rozdział 1 ✔

Elizabeth:

-Mamo! - krzyknęłam, wchodząc do salonu.

-To ja - odpowiedziała z uśmiechem.

Usiadłam obok niej na kanapie.

-Papa znowu nie pozwolił mi iść na misje! - mówię wkurzona.

Jak to jest, że mama w moim wieku chodziła sama na misje, a ja nie mogę? Mam już 16 lat!

-Rozmawiałyśmy na ten temat Liz. Pracują teraz nad trudną i niebezpieczną sprawą, a sama wiesz jaka jesteś porywcza - Odpowiedziała.

-Wujek Jack mówił, że Ty w moim wieku robiłaś już misje dużo gorsze!

-Bez wiedzy Slendera, przez co często pakowałam się w kłopoty - zwróciła mi uwagę - w końcu po kimś masz ten porywczy charakter.

-A tato? Dlaczego nie mogę być waszym szpiegiem w agencji?

-Ponieważ jakby ktoś odkrył twoją tożsamość mielibyśmy wszyscy problemy. Pamiętaj, że jesteśmy mordercami. Nie możemy żyć jak zwykli ludzie - rzekła i spojrzała na mnie z uśmiechem - twoja babcia chciała spróbować żyć jak inni, jednak nie skończyło się to dobrze.

-Wiem... - mruknęłam.

Patrzyła na mnie przez chwilę, aż w końcu westchnęła.

-Mam zbyt miękkie serce jeśli chodzi o Ciebie. Mam do załatwienia jedną sprawę, chcesz iść ze mną? - zapytała.

- Tak! - krzyknęłam szczęśliwa i przytuliłam ją - jesteś najlepsza!

-Możesz iść ze mną pod warunkiem, że będziesz się mnie trzymać i nie zrobisz nic głupiego jasne? - spojrzała na mnie, mrurząc oczy.

-Jak słońce - odpowiedziałam.

-Ruszamy wieczorem - wstała,  pocałowała mnie w czoło i poszła w kierunku gabinetu Papy.

Mama zawsze dbała o to aby niczego mi nie brakowało. Kiedy byłam młodsza bardzo się o mnie martwiła i nie pozwalała nigdzie wychodzić samej. Ale nie mam o to do niej pretensji. Po tym co spotkało ją i mojego brata jej zachowanie jest w pełni zrozumiałe.

Mimo iż kryje się z tym to nie trudno mi zauważyć, jak zachowuje się przy grobie Michaela. Nie wiem jak to jest stracić dziecko, ale przysięgłam sobie, że znajdę tego kto ją skrzywdził i sprawie, że będzie błagał o śmierć.

Wstałam z kanapy i poszłam do swojego pokoju na piętrze.

Mój pokój nie jest duży, ale jak dla mnie bardzo przytulny. Kwadratowe pomieszczenie o granatowym kolorze ścian. W lewym rogu stało łóżko, a obok była mała szafka, ma której stała nocna lampka. Po prawej stronie pokoju stała duża szafa, a obok niej kilka szafek na ciuchy i książki. Na środku pokoju stał niewielki stolik z dwoma krzesłami po obu stronach. Okno było umiejscowione między łóżkiem a szafą. Było duże przez co za dnia pokój wydawał się mniej mroczny. Całość dopełniało stojące lustro obok drzwi.

Gdy przekroczyłam próg pokoju, od razu podeszłam do lustra.

-Dobra Liz. Tym razem na pewno się uda - powiedziałam, dodając sobie otuchy.

Wyciągnęłam dłoń w kierunku lustra i położyłam na nim dłoń, mając nadzieję, że w końcu uda mi się wejść do środka, jednak efekt był ten sam co za każdym razem, czyli żaden!

Mama mówiła, żebym się tym nie przejmowała, że to przyjdzie samo, jednak zaczynam już tracić nadzieję. Ona może wchodzić i wychodzić z lustra kiedy tylko chce! Może w 5 sekund znaleźć się w dowolnym miejscu! Dlaczego ja tego nie potrafię?!

Z frustracji wywołanej niepowodzeniem, uderzyłam pięścią w szkło, które pod silnym naciskiem pękło.

- To już czwarte lustro w tym tygodniu - odezwał się męski głos za mną - może spróbuj ładnie poprosić?

Skrzyżowałam ręce na piersi i odwróciłam się.

Na moim łóżku, rozwalony niczym książę leżał chłopak z oczami identycznymi jak u mamy. Wśród jego czarnych włosów można było dostrzec białe pasemko.

-Nie masz nic lepszego do roboty niż nabijanie się ze mnie? - mruknęłam zła i położyłam się obok niego.

-Złość piękności szkodzi siostrzyczko - uśmiechnął się złośliwie.

-To już wiem dlaczego gówno jest atrakcyjniejsze od Ciebie - odbiłam piłeczkę.

-Ała - położył dłoń na klatce - jesteś niemiła.

-Dla Ciebie zawsze - wystawiłam język.

-I dziecinna - skwitował.

Prychnęłam, ale uśmiechnęłam się.

Michael towarzyszy mi odkąd pamiętam. Nie wiem dlaczego, ale tylko ja jestem w stanie go zobaczy i usłyszeć.  Nie wiem dlaczego tak się dzieje. Nawet sam Mike tego nie wie, jedyne co mi powiedział to to że jest tutaj po to aby mi pomagać i chronić.

Nie mówiłam nikomu o tym, że widzę ducha zmarłego brata, zwłaszcza rodzicom. Mama ledwo się pozostała bo śmierci Mike'a, nie chce wywoływać u niej kolejnego szoku, poza tym nie ma żadnej gwarancji, że mi uwierzy. W końcu jak można wierzyć w coś, czego się nie widzi i nie słyszy?

Ale czasami naprawdę mam ochotę jej powiedzieć, że Mike cały czas tutaj jest. Żeby wiedziała jak bardzo ją kocha i tęskni.

Tato opowiadał mi jaka była Mama, zanim doszło do tej tragedii. Jak tato mi o niej opowiadał to miałam wrażenie, że mówi o zupełnie innej kobiecie. Teraz mama jest bardziej cicha i spokojna. Jest też mniej opryskliwa i bardziej ostrożna.

Kocham mamę i chciałbym aby uśmiechała się i śmiała jak dawniej. Oczywiście nie wątpię, że teraz nie jest szczęśliwa, ale w jej oczach brakuje tej iskry co kiedyś, przynajmniej tak mówi tata. Cały czas powtarzają, że mnie kochają. Wiem to i nigdy nie czułam, że jest inaczej, jednak wiem też, że to ja muszę pomścić Mike'a i zrobię to za wszelką cenę.

-Mike? - odezwałam się po dłuższej chwili ciszy.

- To ja - odpowiedział.

-Czasami się zastanawiam, jak by to było, gdyby nie doszło do tej tragedii...

-Mam dobrą radę: nie myśl, od tego głowa boli - rzekł, patrząc w sufit.

- Ale pomyśl, gdybyś mógł zmienić przeszłość i zapobiec tamtym zdarzeniom... żebyś mógł teraz żyć.

-Słuchaj piękna - podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na mnie - jak próbuje się zmienić przeszłość to zazwyczaj jebie się przyszłość. A odpowiadając na twoje przemyślenia to: Nie. Nie zmieniłbym przeszłości .

-Dlaczego? - zapytałam i również usiadłam - Przecież mama... - zaczęłam, ale mi przerwał.

-Wiem, że mama długo cierpiała i może gdyby nie miała taty to bym zmienił przeszłość. Ale wsparcie taty i reszty naszej rodziny pozwoliło jej stanąć na nogi. Pojawiłaś się ty i znów zaczęło się wszystko układać. Moim zadaniem jest Cię chronić i to właśnie robię. Przestań w końcu zawracać sobie tym głowę.

-Masz rację - westchnęłam - Ale niechciałbyś chociaż raz z nią porozmawiać? Przytulić?

-Pewnie, że bym chciał - odpowiedział - Ale wystarczy mi, że mogę ich widzieć razem i słyszeć co mówią - uśmiechnął się delikatnie - A teraz rusz to płaskodupie bo zaraz idziesz na misje!

-Nienawidzę Cię! - krzyknęłam.

W tym momencie do pokoju weszła mama.

-Liz, w całej rezydencji Cię słuchać. Czemu się wściekasz? - zapytała, stojąc w progu.

-Em... - Myśl Liz - No bo próbowałam wejść do lustra, ale mi się nie udało i trochę się wkurzyłam...

Genialna wymówka. Ale co innego miałam jej powiedzieć? 'No słuchaj mamo twój martwy syn powiedział że mam płaską dupę'. Swoją drogą zapłaci mi za to.

-Z pewnością uda ci się, jak będziesz rozbijać wszystkie lustra - spojrzała na mnie wymownie .

-To było w przypływie chwili! Ale już mam dosyć, dlaczego mi nie wychodzi?!

-Powiedzieć ci co możesz zrobić żeby ci wyszło? - zapytała cichym, tajemniczym głosem.

Kiwnęłam głową.

-Poproś ładnie lustereczko to może Cię wpuści - puściła mi oczko i zaśmiała się.

-No mówiłem! - zaśmiał się Mike.

-Chodźmy już lepiej - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.

Wstałam z łóżka i podeszłam do mamy. Wtedy zauważyłam, że przy pasie zamocowane są jej sztylety. Dawno ich nie używała.

-Co to za "Sprawa do załatwienia"? - zapytałam patrząc na broń.

-Zebranie kilku informacji. Najpierw pójdziemy do Jason'a i Candy Pop'a.

-Informacji na temat czego? I po co ci broń? - dopytywałam.

Wolę znać szczegóły, aniżeli później zastanawiać się co? Gdzie? Kiedy? Jak? i dlaczego?

-Zobaczysz - puściła mi oczko i skierowała się do wyjścia.

Nie lubię kiedy mama jest taka tajemnicza. Ale do odważnych świat należy.

W drogę!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top