Rozdział pierwszy

Pov: Dante

Dosłownie jestem w czasie biegu do szkoły, przez wyścig o 1 po którym zasiedziałem się do 5 i poszedłem spać na dwie godziny by się nie spóźnić. Jednak spałem prawie 3 h i obudziłem się 7 minut przed dzwonkiem na lekcje, więc nawet nic nie zjadłem. Ale to nic nowego, ogólnie prawie nie jem daje sobie radę bez jedzenia.

Dotarłem pod szkołę 5 minut po dzwonku, na moje nieszczęście na pierwszej lekcji zajęcia z wychowawcą. Komu to do życia, tłumaczyć się czemu się spóźniłem i trzeba kłamać bo nie powiem że byłem na wyścigu, jeszcze mi tu policje naśle! Wchodzę do klasy bez pukania bo czemu nie.

– Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie – Mówię dość cicho ale tak by usłyszała i kieruje się do ławki.

– Dzień dobry, Dante. Czemu się spóźniłeś? – Spojrzałem na nią a w jej oczach był gniew, ojjj ktoś chyba ma gorszy dzień więc pewnie będzie uwaga. Byle by nie wszywali rodziców bo jest to możliwe.

– Zaspałem. – powiedziałem zgodnie z prawdą.

– Które to już twoje spóźnienie w tym miesiącu? może sprawdzimy? – no nie, tak to nie. Jak ona to zobaczy to dyrektor i rodzice, a tych bym wolał uniknąć.

– Może lepiej nie? – powiedziałem pod nosem wiedząc co mnie czeka. Siadłem do ławki w której siedziałem sam i się spiąłem, od środka panikując.

– 13 spóźnień a mamy 19... Klaso, możecie robić co chcecie byle nie głośno i nic niebezpiecznego a ty Dante idziesz ze mną. – Wstałem i poszedłem za nauczycielką z wzrokiem na butach. Wiedziałem że rodzice zrobią mi awanturę o to że znów muszą przyjechać do szkoły gdy przecież mogą robić coś innego ważniejszego. – Dzień dobry Panie Dyrektorze, ten młodzieniec w tym miesiącu spóźnił się już 13 razy a jest 19, w praktyce to 15 dzień szkoły w tym miesiącu.

– Witam, Dante masz coś do powiedzenia? Który to już raz że zostajesz do mnie przyprowadzony bo się prawie zawsze spóźniasz? Znów mam wzywać rodziców? – Sam dyrektor był chyba mocno zdenerwowany że znów musi się ze mną użerać. A ja na ostatnie pytanie zacząłem ciężej oddychać.

– Ja przepraszam, 4 raz. – w moim głosie na pewno dało się usłyszeć panikę, a ostatnie pytanie zignorowałem.

– Niestety, ale jestem zmuszony wezwać twoich rodziców. – czułem że powietrze jest coraz trudniejszym gazem do złapania, lecz próbowałem się uspokoić.

– Dobrze... – Wypowiedziałem ledwo pomiędzy próbami złapania oddechu. Głowę wciąż miałem skierowaną na nogi i do tego zakrytą kapturem bluzy. Właśnie bluza! mam bluzę z wyścigów na sobie, jaki ja jestem głupi! Ale teraz już nic nie poradzę.

– Mogę iść do toalety? pewnie trochę zejdzie jak przyjadą – spytałem z nadzieją, wiedziałem że za chwilę to bym popadł w atak paniki, także wolałem być sam w tej chwili.

– Myślę że tak. Tylko nie uciekaj nigdzie bo nic to nie da. – uśmiechnął się do mnie dyrektor gdy na niego spojrzałem.

– Dziękuje. – odpowiedziałem i wyszedłem z gabinetu wręcz biegnąc w stronę toalet szkolnych.

Gdy zamknąłem kabinę to usiadłem na podłodze wyciągając telefon. Odblokowałem go i wybrałem numer do znajomego którego traktuje za starszego brata... Odebrał za 3 sygnałem.

– Halo, Dante? Coś się stało, że dzwonisz o tej godzinie? – Usłyszałem od razu zmartwiony głos.

– B-bart... – Coraz trudniej łapałem powietrze dlatego mój głos był cichy.

– Dantuś, spokojnie. Musisz oddychać. Dasz radę, będę dosłownie za chwilę tylko musisz mi powiedzieć gdzie. – Jego głos uspokajał lecz to dalej było za mało.

– S-s-szkoła

– Już jadę, łazienki prawda? – Moje myśli bardzo szybko opanowała panika, ledwo Go słyszałem przez szum w uszach.

– Mhm...

– Jestem za dwie minuty. Spróbuj się uspokoić. Danteee mów coś. – ostatniego zdania dobrze nie usłyszałem.

Przytuliłem nogi do klatki piersiowej i płakałem. Strach wręcz mnie przeszył od głowy do nóg. Po chwili poczułem jak ktoś mnie przytula i głaszczę po włosach, nie wiem ile tak spędziliśmy ale na pewno bardzo długo.

– Już dobrze, oddychaj. Jestem tutaj... – Był to adekwatnie głos Barta. Po uspokojeniu spojrzałem się na Jego twarz. – Dante? Co się stało?

– jak długo tak jesteśmy? – spytałem, olewając jego pytanie, co starszy mógł rozumieć jako że nie chce mówić. Zna moje zachowania bardzo dobrze.

– Ponad godzinę temu tu przyjechałem. I od tamtej pory siedzimy tutaj.

– Kurna dyrektor! Trzy nieodebrane od matki... Dziękuje Bart, ale niestety muszę iść do dyrektora... - przytuliłem się do niego mocno

– Po co musisz tam iść? I czemu ty w ogóle masz bluzę wyścigową w szkole? – A no tak, zapomniałem. Bluza, trochę przewalone mam wszędzie aktualnie.

– No tak jakby, hmm mam 13 spóźnień w tym miesiącu a jest 15 dzień szkoły dyrek wyzywał rodziców. A co do bluzy to zapomniałem o niej, przepraszam wiem że nie powinienem.

– Okej, czyli na pewno muszę ci ograniczyć wyścigi bo wstać później nie możesz do szkoły. Co do bluzy to masz szczęście że są to nowe bluzy i nie są tak rozpoznawalne. – Wyszczerzył się do mnie po powiedzeniu.

– No nie! nie ograniczysz mi wyścigów! I tak będę na nich, na dzisiejszym z pewnością też. Właśnie, biorę dziś auto na 4 dni. – Miałem plan najbliższe dni spędzić w aucie, tak by nie wracać do domu. Co by było potem to by się zobaczyło.


------------------------------------------

873 słowa.

Pierwszy rozdziałek!!!  Trochę ciekawie że kolegą Dante od wyścigów jest Bart ale no innego pomysłu nie było XD 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top