Rozdział dziesiąty
Pov: Dante
– Dzwonię po Barta, będzie Ci łatwiej. – Siwowłosy policjant wyszedł z pomieszczenia, pewnie by zadzwonić.
– Jak masz na imię? – spytała się mnie psycholożka.
– D-dante – mój głos dalej drżał.
– jesteś w stanie, mi opisać jak się czujesz? – była spokojna.
– dobrze, t-to tylko chwilowe. Zaraz mi przejdzie – uśmiechnąłem się słabo, lecz uśmiech i tak był wymuszony.
– nie musisz kłamać. Nikt Cię tu nie skarci za to, że powiesz jak się czujesz naprawdę. Chcę tylko Ci pomóc. – próbowała mnie przekonać.
– Bart tu za chwilę będzie, Dante teraz już będzie dobrze. Będą mieli rozprawę i trafią na długie lata za kratki. – do sali wrócił funkcjonariusz.
– J-ja chciałem tylko b-by przestał... C-czemu o-o-n to r-robił, cchodź p-prosiłem b-by przesta-ł – zacząłem płakać, teraz jedyne o czym myślałem to ostry przedmiot, który był w moim plecaku. Nie mogąc teraz wyjść, zacząłem paznokciami drapać skórę nadgarstka, co chyba zobaczyła wychowawczyni siedząca obok.
– Dante, tak nie robimy. – powiedziała łagodnie siadając przede mną, odciągając moje ręce od siebie. Chodź trochę za późno, bo zdążyłem rozdrapać sobie jakąś z ran. Czego nie zobaczyła, lecz ktoś inny już tak. A na sam dotyk odsunąłem się trochę do tyłu
– Madison, mu krew cieknie po ręce. Pokaż to. – Powiedział dyrektor, lecz ja wziąłem ręce do siebie w obawie.
– Dantuś, pokaż ręce proszę. Nikt ci tu krzywdy nie zrobi... – obok mnie pojawił się Bart, którego praktycznie od razu przytuliłem, chowając głowę w jego zagłębieniu szyi. Ten objął mnie rękami. – Powiesz mi co się wczoraj stało? to może pomóc w tym by trafił za kratki na dłużej.
– O-on z-znów... znów s-się wy-yżył... – nie umiałem powiedzieć tego normalnie.
– Już, już ci nic więcej nie zrobi. A teraz pokaż łapki – odciągnął mnie trochę od siebie i chwycił za ręce, przez to że mój organizm był wyczerpany nawet się nie szarpałem. Podniósł rękawy bluzy i zaczął oglądać moje nadgarstki... Nowe jak i stare rany, teraz to wszystko było widoczne...
– Dante? – był to cichy głos wychowawczyni, zamiast spojrzeć na nią wpatrywałem się tępo, w moje ręce. Myślałem, że ta rozmowa nadejdzie dużo później. Nie byłem przygotowany, nie wiem co powiedzieć. Wiedziałem, że Bart wie. Nie wygląda na zaskoczonego a na smutnego.
– Kiedy? Kiedy zrobiłeś pierwszą cholerną kreskę! – krzyknął Bart, w głosie miał smutek jak i złość.
– Bart, uspokój się. Krzyczenie tu nie pomoże, tylko pogorszy sprawę. – upomniał go siwowłosy policjant.
– 3 lata. – mruknąłem.
– a od kiedy się głodzisz? – spytał z wyrzutem, chyba zapomniał o osobach w pomieszczeniu.
– Nie głodzę się! – zerwałem się z podłogi, tego nie miał prawa wiedzieć.
– To skąd tak niska waga! 48 kilogramów przy 184 centymetrach ciała to jest bardzo mało! Lekarz cię mało co na oddziale nie zamknął! – krzyknął.
– Wiesz co? Nie chcę cię znać. – wybiegłem z klasy po czym z szkoły. Za mną słyszałem krzyczenie mojego imienia, lecz nie bardzo mnie to zainteresowało.
Wyciągnąłem telefon szukając wiadomości z Bartem, chciałem coś mu jeszcze przekazać.
—---------- Bart —--—-------
"The beginning is the end. Goodbye Friend/Brother."
—------------------------------------------
------------------------------------------------------------------------------------------------------
521 słów
ogólnie rozdział miał być dłuższy ale to był taki idealny moment by to zakończyć i zostawić taki przedsmak przed następnym rozdziałem, że nie mogłam tego zrobić.
----------------------------
Co teraz zrobi Dante?
Czy Bart będzie żałował swoich słów?
------------------
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top