Rozdział dwunasty
Pov: Dante
Moje myśli przeszły do... Nicollo... Nie znam go, ale zauważyłem, żebym mógł się z nim zaprzyjaźnić. Dogadałem się z nim od razu co nie zdarza się często, co musiał zauważyć Bart. Będzie trzeba znaleźć riposty, aby Bart mnie nie męczył, przegra ze mną i tak. A co do Nicollo, to jest miły, przystojny... chwila co, Dante kurwa o czym ty myślisz idioto walony, nie możesz tak myśleć.
– Dante? – spojrzałem na młodszego, Jego zmartwiony wzrok był skierowany na mnie. Nie chcę by się mną martwili, dlaczego oni wszyscy się tak bardzo martwią?
– Hmmm? – mruknąłem.
– zjedz coś – popatrzył na talerz leżący na stoliku, nie widziałem go tu szybciej. Ktoś musiał go tu przynieść niedawno.
– nie jestem głodny... – odpowiedziałem cicho, Jego wzrok znów padł na mnie. Błagalne spojrzenie białowłosego było dla mnie katorgą.
– Proszę... zjedz chociaż trochę... – Jego głos lekko zbolały, łamał mi serce jeszcze mocniej niż spojrzenie. Nie specjalnie spieszyło mi się do jedzenia, lecz nie chciałem niepokoić chłopaka jeszcze bardziej.
Wziąłem więc talerz, na którym był mały kawałek mięsa, ziemniaki i jakaś papka... W skrócie szpitalne jedzenie. Bardziej bawiłem się tym jedzeniem niż je jadłem, ale zjadłem trochę ziemniaków, pomimo odruchu wymiotnego, który mnie dręczył. W pewnym momencie odłożyłem talerz ponownie na stolik. Musiałem się udać do łazienki.
Wstałem powoli z łóżka chcąc iść do WC.
– gdzie idziesz? – zapytał się młodszy, patrząc na mnie nieufnie.
– Do toalety, wiesz potrzeby fizjologiczne i te sprawy – oczywiście w innym celu chciałem się tam przejść, ale On nie mógł tego wiedzieć.
– okej... – patrzał na mnie bardzo nieufnie, ale nie wie. Prawda?
W toalecie... wymiotowałem, a przynajmniej próbowałem. Nie udało mi się wywołać wymiotów.
– Nie próbuj, nie dasz rady – usłyszałem za sobą jakiś głos. Obróciłem się i zauważyłem niskiego siwowłosego chłopaka, patrzył na mnie z współczuciem.
– co?... – zapytałem lekko speszony.
– Nie uda ci się, tabletki w jedzeniu przemycają. – powiedział i ruszył w stronę wyjścia z łazienki. Kurwa...
Zamknąłem kabinę i zjechałem po jej drzwiach, moje oczy zaszły się łzami. Oparłem głowę o drzwi, zaczynając lekko szlochać. Przyciągnąłem kolana do klatki piersiowej. Przed oczami znów przelatywały mi obrazy mojego ojca, gdy... zostawałem jego zabawką. Mój oddech był coraz płytszy, zaczynałem się dusić. Rozmazanym wzrokiem widziałem jak drżą mi ręce, po chwili mój zakres widzenia się zmniejszył. Po chwili tylko poczułem, że lecę do tyłu, nie wiem co się działo dalej...
Pov: Nicollo
Starszego nie ma od dobrych 25 minut, zaczynam się martwić. Postanawiam wstać, po czym ruszam do szpitalnych łazienek. Na korytarzu spotykam Barta.
– Widziałeś Dante? Powiedz proszę, że tak. Wyszedł do łazienki i nadal nie wrócił – spytałem się chłopaka.
– Nie, ile temu poszedł? – pyta się mnie.
– dobre 25 minut temu...
Pov: ??? (chłopak z łazienki)
Ruszyłem w stronę wyjścia z łazienki, jednak zatrzymałem się słysząc, że chłopak z którym jeszcze chwilę temu rozmawiałem zjeżdża po drzwiach i zaczyna płakać. Powoli podeszłem pod kabinę, w której zamknął się czarnowłosy. Usiadłem przy drzwiach nasłuchując. Gdy usłyszałem bardzo desperackie łapanie oddechu postanowiłem działać. Szybko wstałem i próbowałem otworzyć drzwi. Po jakimś czasie się udało, chłopak akurat stracił przytomność... Kurwa, złapałem chłopaka przed tym co uderzył o podłogę głową. Położyłem Jego głowę na kafelkach i wybiegłem na korytarz.
– Potrzebuje pomocy! – krzyknąłem, po chwili podbiegł do mnie lekarz. – chłopak w łazience zemdlał. .
-----------------------------------------------------
Kurwicaaaa, co tu się dzieje kochani
Co myślicie co będzie dalej?
Kto był tym chłopakiem?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top