Rozdział czwarty


Pov - Nico

Widząc Barta, który zaczął płakać po utracie przytomności młodszego od niego kierowcy było mi przykro. Dopiero teraz zrozumiałem jak jeden jest ważny dla drugiego i na odwrót.

Wydaje mi się że znam tego chłopaka, po głosie jak i po ksywce, ale teraz to nie ważne trzeba im jakoś pomóc.

– Czekaj, włóż go do auta i odsuń się trochę. – Powiedziałem w stronę starszego który to zrobił lecz patrzył na mnie pytająco. Podszedłem do drzwi auta.

– Capi, wstajemy – Potrząsnąłem przy tym jego ramieniem. Po chwili czarnowłosy zaczął odzyskiwać przytomność. – Słyszysz mnie?

–mhm – mruknął patrząc mi w oczy. 

– Co się stało, że tak zareagowałeś? – zapytał fioletowo włosy.

– muszę do domu, muszę Bart. – odpowiedział starszy dalej siedząc w samochodzie, ale teraz jego wzrok był skierowany do szarozielonookiego.

– a wyścig? I wiesz przecież że Cię tam nie puszczę w takim stanie. – W głosie wiało powagą.

Pov- Capela

– Ja po prostu muszę. Do wyścigu jest jeszcze godzina, zdążę obiecuje. – Spojrzałem w oczy Reeda.

– Niech Ci będzie, ale pamiętaj jak nie wrócisz to bez wahania wbije ci na chatę i poślę go do grobu. – uśmiechnął się w czasie mówienia ostatniego zdania.

– Taaaa, wrócę.

—--------- W domu —------

– Gdzie ty gówniarzu byłeś! – wchodząc do domu od razu usłyszałem krzyk i poczułem mocny ból brzucha, na który się wywróciłem. Kopnął mnie w brzuch jeszcze trzy razy.

– Może mi odpowiesz, a nie będziesz siedział cicho! Czemu znów byliśmy wzywani? Nie wyraziłem się ostatnio jasno! – Ojciec dalej na mnie krzyczał. Znów dostałem w brzuch, z moich ust wyleciała krew. Ojciec się odwrócił i poszedł do salonu, domyślałem się że po coś co będzie jeszcze bardziej boleć. Dlatego też wstałem podpierając się ściany i poszedłem do mojego pokoju wziąć potrzebne rzeczy. Uwinąłem się w dosłownie 5 minut, wyszłem z domu nie zauważony.

Jechałem w miejsce gdzie odbywał się wyścig, oczywiście za szybko bo chciałem zdążyć.

– Capi! 20 minut do wyścigu! – Krzyknął do mnie Bart, na co się skuliłem. Bałem się, dalej co chwilę plułem krwią a ból w brzuchu był ciężki do zniesienia.

– Mówiłem, zdążę. – zaśmiałem się lekko.

– Co ci jest? Masz krew na bluzie jak i twarzy. – zauważył chłopak który miał być moim pilotem. Spojrzałem się na niego z mordem w oczach. Po czym odwróciłem się od chłopaków łapiąc się za mocno bolący brzuch i zacząłem pluć krwią.

– Dan? – podszedł do mnie Bart. – Co on zrobił? – mówił zmartwiony.

– t-to nic takiego, oberwało mi się lekko w brzuch i ty– nie skończyłem mówić gdy znów poczułem krew zbierającą mi się w ustach.

– Wracamy do domu. Nie pojedziesz w takim stanie. – głos fioletowo włosego brzmiał poważnie i to bardzo poważnie.

– Nie. Jedziemy na wyścig. Mi za chwilę przejdzie, nie martw się. – uśmiechnąłem się lekko.

– Ty wiesz że możesz mieć stłuczoną wątrobę? To nie jest dobre wyjście – odezwał się najmłodszy.

– I tak pojadę. Patrz stoję i chodzę normalnie – wstałem i zacząłem chodzić, co prawda trochę jakbym był piany ale mniejsza.

– mhm

– Uczestnicy na linie startu! – usłyszeliśmy głos organizatora.

– Jedziemy! – krzyknąłem, młodszy wsiadł do auta a Bart poszedł w stronę swojego.  

Wyścig się zaczął.

---------------------------------------------------------------------------------

słów -538 

I polsat! Krótki rozdział, ale tak żeby coś było. Przepraszam za ostatnią nie aktywność ale dużo się działo. 

----------------------------------

 Czy Dante na pewno będzie w pełni zdrowy? ( i fizycznie i psychicznie) 

Kto dotrze pierwszy? 

 Skąd Nico zna Dante po głosie i ksywie? 

----------------------------------------------------

Na te pytania sami sobie odpowiedzcie. A tak szczerze to następne rozdziały pokażą. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top