Kiedy uczy cię samoobrony

Był środek nocy. Około pierwszej nad ranem. Spałaś spokojnie w swoim wygodnym, ciepłym łóżku, kiedy nagle poczułaś jak ktoś cię z niego spycha. Upadłaś na podłogę z głośnym hukiem, co spowodowało u ciebie natychmiastową pobudkę.
Krzyknęłaś, z bólu, którego sprawcą był upadek. Podniosłaś wzrok i ujrzałaś stojącego nad sobą Zack'a.

- Issac! Co ty ro...

- Doszło do mnie, że sama nie jesteś w stanie nic zrobić. - Zack przerwał ci w pół słowa i zaczął nerwowo maszerować po twoim pokoju. - Przecież ty nie masz pojęcia o broni, ani walce!

Z niewiadomego powodu Zack wydawał się być na ciebie bardzo zdenerwowany. A to przecież ty powinnaś się gniewać na niego! To on budzi cię w środku nocy!

- Zack, nie mam pojęcia do czego zmierzasz, ale przyjdź jutro, chcę się wyspać...

- Nie ma mowy! Idziemy się uczyć wypruwania flaków! - w tej chwili mężczyzna złapał twój nadgarstek i zaczął ciągnąć cię w stronę wyjścia.

~Time skip~

Znajdowaliście się w środku ciemnego lasu. Musiałaś porządnie wytężyć wzrok, żeby cokolwiek zauważyć.

- Dobra, zaczniemy od walki wręcz. - Zack rzucił swoją kosę na ziemię, po czym podszedł do jednego z wysokich drzew..., i zaczął je okładać pięściami.

- Issac, do jasnej ch*lery! Co ty robisz!

- Nie gadaj, tylko rób to co ja!

- Nie ma mowy!

- Staram się być dobrym nauczycielem, więc z łaski swojej rób to co ci każę!

- Jak nie przestaniesz mnie denerwować, to uderzę ciebie, zamiast tego drzewa!

Foster zaprzestał swojej czynności, i spojrzał na ciebie mocno zdziwiony. Widać było że przez chwilę rozważał tę propozycję. Po chwili kiwną głową i podszedł do ciebie z wymalowanym na swoich ustach, denerwującym, pewnym siebie, drwiącym uśmieszkiem.

- Dobry pomysł. - powiedział - Spróbuj mnie walnąć.

- Jesteś pewien?

Na swoje pytanie uzyskałaś twierdzącą odpowiedź, która niezwykle cię zadowoliła. W końcu masz okazję wyładować swoją frustrację na swoim chłopaku. Nieczęsto zdarza się taka okazja.

Zaczęłaś uderzać pięściami w miejsca, gdzie twoim zdaniem był przed chwilą znajdował się Zack, niestety on robił umiejętne uniki od twoich ciosów. W pewnym momencie znudzony już chłopak złapał twoje nadgarstki.

- Ch*lera, Zack! Puszczaj! - krzyknęłaś zirytowana jego zachowaniem.

- Jesteś nienauczalna. - mruknął, po czym puścił twoje ręce. - Wiesz co, chyba zamiast uczyć cię samoobrony załatwię ci jakąś spluwę.

- Tak właściwie, to dlaczego chcesz mnie uczyć samoobrony? Do tej pory rodziłam dobie bez niej...

- Bo do tej pory nie zadawałaś się ze mną... I do tej pory moi znajomi nie wiedzieli się, że mam dziewczynę... Ch*lera, jak Danny będzie miał ochotę na wyrwanie ci patrzałek z głowy to będzie nieciekawie. - ostatnie zdanie wypowiedział tak cicho, że nie zdołałaś go usłyszeć.

- Po co opowiadasz o mnie swoim psychopatycznym znajomym?!

- Tak jakoś. - wzruszył ramionami. - No już, nie gniewaj się. Kupię ci czekoladę.

Po tak wspólnie spędzonym czasie Issac zaniósł cię na rękach do domu, ponieważ narzekałaś na zmęczenie po treningu. Następnego dnia znalazłaś na stole kuchennym ślicznie zapakowany prezent, w którym znajdowały się: pistolet, paralizator i dwa noże. Dlaczego Issac musi być taki uparty?

Mam nadzieję, że rozdział się podobał. I przepraszam, że nowa część pojawiła się tak późno...Znowu.

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top