Część 3.

Perspektywa: Alec.

Na wieczór postanowiłem udać się do pokoju, w którym nocował Magnus Bane. Była to idealna okazja do tego, aby sprzątnąć go raz na zawsze i wyrównać rachunki. Miałem do niego ogromny żal za przeszłość, więc chciałem wymierzyć mu najsurowszą z możliwych kar.

Nikt tak bardzo nie cenił swojego życia, jak on, gdy zaczął pławić się w luksusie, a forsą szastał na prawo i lewo, która de facto odebrała mu zdrowy rozsądek.

Będą już w budynku, miałem przygotowany awaryjne pistolet oraz nóż, co niezbyt mnie cieszyło, ponieważ swoje ofiary zabijałem poprzez strzelanie z łuku, lecz nie mogłem z nim wejść do hotelu, bo ochrona od razu by mnie zobaczyła i się mną zainteresowała.

Schodami wszedłem na samą górę. Nie chciałem używać windy, ponieważ ta była wyposażona w kamery, więc lepiej, aby nikt nie był w stanie rozpoznać, ani uwiecznić mojej twarzy.

W środku pomieszczenia również był monitoring ale znajdował się on w takich miejscach, które ominąłem i nie zostałem nagrany.

Po ciężkich trudach w końcu znalazłem się na samym szczycie. Odnalazłem apartament numer 1269, lecz coś mi w nim nie pasowało. Drzwi nie były zamknięte, tylko lekko niedomknięte, co oznaczało, że ktoś musiał już wejść do środka.

Cholera jasna, to pewnie Dylan i Thomas przyszli zabić Magnusa.

Wkurzyłem się, że nie udało mi się dotrzeć przed nimi, dlatego też wziąłem do ręki swój pistolet, aby w razie czego ich zabić, po czym po ciuchu zakradłem się do pomieszczenia.

Widok, który zastałem wręcz zamurował mnie totalnie, ponieważ widziałem chłopaków szarpiący się i na podłodze przy kuchni. Właściwie jedyne, co byłem w stanie dostrzec to ich nogi oraz walające się dookoła przedmioty.

Czy ja jestem w ukrytej kamerze?

Korzystając z okazji, że ta dwójka imbecyli, nazwanych nie mam pojęcia na jakiej podstawie skrytobójcami i to podobno najlepszymi w swoim fachu, ułatwili mi zadanie tym, iż otworzyli drzwi do apartamentu Magnusa, wszedłem niepostrzeżenie do środka, przymykając delikatnie drzwi, a oni nawet mnie nie zauważyli. Usłyszałem, że mężczyzna skończył brać prysznic, więc bezpardonowo wszedłem do jego łazienki.

Magnus zdążył się ubrać w swoją kuszącą, satynową piżamkę oraz zszokował się moim widokiem i gdy chciał coś powiedzieć, ja bez wahania przywaliłem mu w głowę stojącym obok glinianym kotem na tyle mocno, że od razu stracił przytomność, wpadając wprost w moje ramiona.

Całe szczęście, że nie narobił huku.

Przełożyłem sobie jego ciało przez ramię, a następnie skierowałem się w stronę wyjścia, przed którym stał wózek hotelowy, do którego miałem zamiar schować Magnusa, aby nikt się nie zorientował, że właśnie wywożę jego ciało z dala od tego miejsca. Nie chciałem zostawić go tutaj, ani tym bardziej w tym miejscu zabić, bo jeszcze Ci idioci przypiszą sobie moje zasługi, a na to nie mogłem pozwolić.

A to się chłopaczki zdziwią, gdy zastaną, a właściwie to nie zastaną Magnusa Bane'a w łazience.

Znajdując się już w salonie dostrzegłem, jak Dylan z Thomasem wciąż się miotają, a podobno są najlepsi w swojej dziedzinie, choć ich wrzaski, szarpanina i walająca się dookoła broń nie może zostać nazwana profesjonalizmem.

Myślałem, że wyzwaniem będzie odbić z ich rąk Magnusa Bane'a, ale nie spodziewałem się, że zamiast fachowców napotkam na swojej drodze przedszkolaków, których de facto prościej by było wykiwać, niż ich. Na tą okazję nawet zaopatrzyłem się w pistolet.

Zatrzymałem się obok drzwi prowadzących do łazienki i w milczeniu przyglądałem im się podczas dziecięcej bójki z nadzieją, że może mnie zobaczą i podczas swojego misternego planu napotkam jakieś trudności, że będę miał okazję skonfrontować się z innymi zabójcami, ale do chuja się jednak przeliczyłem i to bardzo.

Już ciężej było podnieść Magnusa z ziemi, niż zostać przez nich zauważonym.

Uniosłem brwi do góry, po czym wzruszyłem ramionami i najprościej w świecie po cichu wyszedłem z apartamentu, nie przejmując się dosłownie niczym.

Jak to mówią, gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta.

I to dosłownie.

Schowałem ciało mężczyzny do wózka hotelowego, przykrywając je prześcieradłem, po czym kierowałem się w stronę wyjścia hotelowego, spotykając po drodze jakichś ludzi, którzy nawet nie zwrócili na mnie uwagi, ponieważ myśleli, że jestem bojem hotelowym.

Już więcej czujności wzbudzam w gościach, bo chociaż na mnie spojrzeli.

Zjechałem windą pracowniczą na sam dół, ponieważ ona jako jedyna nie była wyposażona w kamery, a następnie spokojnym krokiem spacerowałem po parkingu, odnajdując niemal natychmiast mojego czarne BMW. Schowałem ciało do bagażnika, uprzednio związując jego ręce srebrną, grubą taśmą, bo liny akurat nie miałem oraz zmieniając tablice rejestracyjne, aby utrudnić identyfikację. Odłożyłem wózek hotelarski do miejsca ich składowiska, aby nikt się nie zorientował, że coś jest nie tak.

W trakcie drogi usłyszałem, że Magnus zaczął się szamotać w bagażniku, co chwila na mnie wyklinając, a także okładając mój biedny samochód, jak by był czemuś winny, więc musiałem zajechać do jakiegoś pobliskiego lasu, aby go uciszyć. Kurwa mać, nie po to wywaliłem trzysta patyków na to, aby ten idiota niszczył moje auto.

Zatrzymałem się gdzieś głęboko w lesie, po czym otworzyłem bagażnik, a on od razu zaczął się drzeć, gdy tylko mnie zobaczył.

Dlaczego nie pomyślałem o tym, aby zatkać mu wcześniej gębę?

- Alexandrze! – krzyknął udając groźnego, co absolutnie mu nie wychodziło, a ja tylko wywróciłem oczami na jego słowa, gdyż jego przestraszony wyraz twarzy dawał mi ogromną satysfakcję. – Masz w tej chwili mnie wypuścić, to może ujdzie Ci płazem Twój karygodny występek.

- Oh plis, choć raz się zamknij, bo już znudziło mi się Twoje jojczenie. – powiedziałem bezpardonowo, wywołując szok na jego wymalowanej buzi, po czym przyłożyłem mu do twarzy szmatkę nasączoną uprzednio chloroformem, czyli najlepszym przyjacielem człowieka i niezmiennym kompanem nieustraszonych przygód. Ahoj gwałcie!

Jak to mówią, aby zdobyć serce ukochanego, należy wykorzystać jego cztery słabości - szmatkę, chloroform, bagażnik samochodowy oraz las. Dzięki temu prostemu trikowi, nikt się Tobie nie oprze.

Zadowolony zamknąłem bagażnik i po około czterdziestu minutach dotarłem do swojego domku, który ulokowany jest wewnątrz lasu, kilkanaście mil za miastem.

Przerzuciłem ciało Magnusa przez ramię, po czym posadziłem i przywiązałem go do krzesła w mojej kuchni i czekałem, aż się obudzi, co trochę trwało.

Perspektywa: Magnus.

Czułem, jak głowa zaczyna mi pulsować z bólu. Otworzyłem leniwie oczy i przed sobą zobaczyłem eleganckie mieszkanie, a właściwie to chyba dom, który musiał należeć do Alexandra, bo jego jako ostatniego widziałem.

Rozejrzałem się dookoła i nikogo nie dostrzegłem. Czułem natomiast, że jestem związany i nie myliłem się. Węzły, które krępowały moje nogi i ręce nie były super wytrzymałe, ani trwałe, ponieważ Alec nigdy nie był dobry w wiązaniu, a na samą myśl o tym, aż się uśmiechnąłem.

Wyplątałem się z lin, lecz nie do końca, ponieważ nie chciałem zepsuć chłopakowi niespodzianki. Był to mój element zaskoczenia, bo gdy będzie chciał mi coś zrobić, wtedy uda mi się go obezwładnić. Nie spodziewa się nawet, że bez trudu rozwiązałem się. Sznury były na tyle poluzowane, że bez problemu wyciągnę ręce.

Ponownie zacząłem rozglądać się po mieszkaniu chłopaka, które było bardzo ładnie urządzone. Jak zwykle dominowała w nim czerń, odcienie szarości i biel, czyli tak, jak Alexander najbardziej uwielbiał.

Znajdowałem się w kuchni przymocowany do krzesła, a obok mnie był blat kuchenny, na którym stał pokrojony w plastry ananas oraz inne owoce. Po mojej lewej stronie natomiast była kanapa, duży telewizor plazmowy oraz zapewne wygodne, ogromne, dwuosobowe łóżko, wokół którego znajdowały się zasłony mające na celu odgrodzenie go od reszty. Z tego, co zdążyłem zauważyć, chłopak nie miał osobnej sypialni, kuchni, jadalni, salonu tylko łazienkę, w której najprawdopodobniej się znajdował.

- Nareszcie się obudziłeś. – usłyszałem głoś chłopaka i chciałem się odwrócić, lecz musiałem udawać skrępowanego.

Chłopak podszedł do mnie i teraz stał naprzeciwko mnie. Zauważyłem, że musiał wziąć prysznic, ponieważ jego bordowa koszulka przylegała do jego ciała oraz widać było na niej ciemne plamy od wody. Alec nie wykazywał zbytniego zainteresowania moją osobą, tylko chwilę pokręcił się po domu, zasłaniając każdą z rolet okiennych.

- Jeśli chciałeś się ze mną umówić, to trzeba było napisać, a nie od razu mnie porywać. – powiedziałem z uśmiechem, a on tylko prychnął.

- Nie mam zamiaru umawiać się z taką parszywą kreaturą, jaką jesteś Ty. – stwierdził, a mi zrobiło się przykro, ponieważ byłem nieziemsko przystojny i miałem dużo powodzenie wśród obu płci, więc nazwanie mnie parszywą kreaturą jest bezpodstawne.

- Alexandrze, wypuść mnie. – nakazałem, ponieważ doszło do mnie, że chłopak nie jest skory do żadnych rozmów, bo trwająca kilka minut cisza nie podobała mi się. – Nie powiem nikomu, że mnie uprowadziłeś, ani też nie podam Cię do Sądu o to, masz moje słowo.

- Nie martw się, za chwilę Cię wypuszczę, ale do domu to Ty na pewno nie trafisz. – rzekł spokojnym, wręcz wyrafinowanym głosem, zimnym niczym lód. Przestraszyłem się jego pustego, nie wyrażającego dosłownie nic wzroku.

- Co masz na myśli? – spytałem i cholera jasna, po raz pierwszy w życiu coraz bardziej zacząłem się bać. Na ogół byłem i jestem odważny, ale sytuacja, w jakiej aktualnie się znajduje nie należy do najprzyjemniejszych w moim życiu.

- Nie porwałem Cię po to, bo miałem ochotę Cię zobaczyć, tylko po to, abyś zapłacił mi za to, co mi kiedyś zrobiłeś. – wysyczał, a mnie przeszły ciarki, gdy do moich uszu dotarł jego groźny i beznamiętny ton. Alec stał cały czas naprzeciwko mnie i przenikliwie obserwował moją osobę.

- Alec, o czym Ty mówisz... - spytałem, choć dobrze widziałem, o co mu chodzi. Nie myślałem jednak, że tak bardzo go to zaboli. – Przecież nic takiego się nie stało...

- Nic? – warknął, po czym z impetem otworzył szafę stojąca naprzeciwko mnie. Gdy tylko dostrzegłem jej zawartość, niemal natychmiast pobladłem, ale musiałem zachować zimna krew i jakoś uspokoić Alexandra, choć jedyne, co go uspokaja, to dobry seks.

Zobaczyłem, że chłopak wyciąga z niej łuk wraz z jedną strzałą, których miał kilkadziesiąt zawieszonych na drzwiczkach, a na samym dole mebla znajdowały się różnorodne noże oraz broń.

O kurwa.

Normalni ludzie trzymają w szafach ubrania, a Alexander woli noże i inne zabawki, szkoda jednak, że nie erotyczne. Cudownie.

Zobaczyłem, że mężczyzna kieruje się w moją stronę, po czym naciąga łuk, a strzałą celuje wprost w moje czoło. W tym właśnie momencie, gdy zobaczyłem charakterystyczne, kolorowe pióra umieszczone na bordowo-brązowym trzonie uświadomiłem sobie, że zabójcą, o którym trąbią cały czas w telewizji jest właśnie Alexander.

Z tego, co słyszałem od mediów, chłopak zabił już ponad pięćdziesiąt osób, a nikt nie jest w stanie go schwytać, ani w jakikolwiek sposób namierzyć, bo jego strzały są nieproporcjonalne do tych, które można nabyć w sklepie Ręcznie robione, bez żadnych odcinków palców, bez jakiegokolwiek DNA. Ofiary zabijane po cichu, z premedytacją i niezwykłą precyzją.

Co się stało z Alexandrem? Moim Alexandrem. Czułym, kochającym i dobrym?

Patrzyłem na niego wzrokiem pełnym współczucia oraz żalu. Byłem na siebie wściekły za to, jak kiedyś sie zachowałem, a fortuna, prestiż, sława i luksus totalnie zakręciły mi w głowie i przez te wszystkie lata zapomniałem o Alexandrze. O moim chłopaku, którego do tego pory kocham i modlę się, aby mi wybaczył. Wszystkiego bym się spodziewał, ale nie tego, że zostanie jednym z najbardziej poszukiwanych zabójców w całym państwie.

Muszę zrobić wszystko, aby Alexander mi wybaczył. Teraz, gdy się spotkaliśmy, nie mogę pozwolić na to, abym ponownie go stracił.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top