Część 1.

Perspektywa: Thomas.

Jechałem około piętnastu minut i na miejscu byłem szybciej, niż przewidywałem. Zaparkowałem swój samochód kilkanaście ulic wcześniej na parkingu podziemnym, który jako jedyny nie był wyposażony w kamery, aby nikt nie był w stanie go ze mną powiązać.

Wjeżdżając do środka upewniłem się przy wysiadaniu, że nikogo nie ma w pobliżu, po czym otworzyłem bagażnik i zmieniłem tablice rejestracyjne w samochodzie.

Wziąłem do ręki swój plecak i ruszyłem w stronę najwyższego wieżowca ulokowanego przy Santa Monica Street.

Po drodze rozmyślałem sobie jak zwykle o swoim życiu i o tym, że jest ono aktualnie nudne. Brakuje mi rozrywki i brakuje mi chyba jakichś problemów. Dotychczas, przez poprzednie lata wszystko szło gładko jak po maśle i nie przypominam sobie, abym miał jakikolwiek z czymś problem. Zawsze perfekcyjnie zabijałem, bez pozostawienia jakichkolwiek śladów i nie wpadłem ani razu w ręce policji.

Boże, brakuje mi rozrywek. Chyba czas wybrać się do jakiegoś klubu i w końcu się rozerwać.

Jako dziecko nigdy nie lubiłem przebywać z rówieśnikami, ani tym bardziej nie interesowałem się grami komputerowymi, samochodami, czy pornosami, jak koledzy ze szkoły. Preferowałem raczej zaszywać się w pokoju i oglądać filmy. Kochałem horrory, morderstwa i śmierć.

Wielu ludzi, w tym rodzice, uważali mnie za dziwne dziecko ze skłonnościami socjopatycznymi i w sumie, gdy teraz tak sobie o tym rozmyślam, to po części mają rację. Chodziłem do psychologa, nawet zdarzyło się zawitać u psychiatry, ale mój spryt oraz urok osobisty działał cuda.

Kiedy lekarze wielokrotnie wypytywali się mnie o to, czy jestem autorem wielu krwawych rysunków, z przekonaniem odpowiadałem, że nie, przez co rodzice nigdy nie byli w stanie mnie udupić w pokoju bez klamek. Biegli psychiatrzy nie widzieli podstaw do tego, aby mnie gdziekolwiek zamknąć, czy też leczyć. Sprawiałem wrażenie zdrowego i prawidłowo funkcjonującego w społeczeństwie dziecka.

Pewnego razu uciekłem z domu, bo miałem dość słuchania awantur i najzwyczajniej w świecie nie chciało mi się tam siedzieć. Pamiętam, że miałem wtedy może z szesnaście lub siedemnaście lat. Schowałem się w starym hangarze i rozmyślałem o życiu, gdy usłyszałem czyjeś odgłosy.

Z racji, że znajdowałem się prawie że na najwyższym piętrze, mogłem z góry obserwować grupę uzbrojonych ludzi, którzy przetrzymywali jakichś błagających o życie mężczyzn.

Domyśliłem się, że są to gangsterzy, z którymi lepiej nie zaczynać i kiedy tylko uzyskali informacje od tych ludzi, najprościej w świecie ich zastrzelili. Nie mam pojęcia, co mnie wtedy podkusiło, ale chyba życie mi było nie miłe, ponieważ zbiegłem do nich na dół i krzyknąłem, że też chce zostać gangsterem i czy przyjmą mnie do swojego gangu.

Oczywiście zamiast mi do razu odpowiedzieć, lub też od razu zastrzelić, Ci zaczęli się śmiać, aż do pomieszczenia w końcu wszedł ich szef, który aktualnie jest też i moim bossem, dla którego pracuję i który płaci mi grubą oraz dobrą kasę za to, że po cichu zabijam dla niego niepotrzebne i nic nie warte istoty.

Do dziś pamiętam, jak boss był zaintrygowany moją postawą, bo rzadko kiedy, praktycznie wcale to się nie zdarza, aby młodzieniec z odwagą stał na przeciwko szajki przestępczej. Szef chciał dać mi szansę i pomimo sprzeciwów swoich kompanów. Dał mi broń i kazał mi zestrzelić puszki, które wcześniej ustawili, aby sprawdzić, czy w ogóle jestem coś wart.

Kochałem strzelać i gdy tylko rodzice wychodzili z domu, ja uciekałem na strzelnicę, do której de facto się włamywałem i od najmłodszych lat ćwiczyłem cela.

Bez wahania wziąłem od gangstera broń i wystarczyło mi jedno spojrzenie, aby zapamiętać, gdzie znajdują się przedmioty. Patrząc prosto w oczy bossowi, strzeliłem sześć razy, trafiając idealnie w środek każdej puszki, co wywarło na nim bardzo ogromne wrażenie, bo nie musiałem nic mówić, gdyż od razu mnie przyjął informując, że od teraz należę do niego i mam spełniać jego rozkazy, a także mam zapomnieć o rodzinie, co nie stanowiło dla mnie najmniejszego problemu.

I takim oto sposobem od ośmiu lat zabijam i zbieram kasę na to, aby wybudować sobie w końcu mój wymarzony domek. Chciałbym znaleźć sobie jakiegoś partnera, bo kobiety mnie zdecydowanie nie interesują. Całe życie przebywałem wśród mężczyzn i nie ukrywam, że pociąga mnie ta sama płeć.

Ześlijcie mi jakiegoś seksownego chłopaka, a gdy mi się znudzi, lub nie spodoba, to go sprzątnę i znajdę sobie nowego.

Natura hojnie mnie obdarzyła urokiem osobistym oraz nauczyłem się perfekcyjnie kłamać, a także grać przed innymi ludźmi, stąd nikt nie jest w stanie mnie powiązać z jakąkolwiek szajką przestępczą, ani tym bardziej udowodnić mi ponad dwieście morderstw.

Boss płaci mi dobre pieniądze, ale wiadomo, że sporą część pieniędzy przeznaczam na broń oraz na dobra materialne, które szybko się rozpływają, przez co nie mogę uzbierać na dom, choć teraz szef obiecał mi, że jeśli zastrzelę Magnusa Bane'a, który zalazł za skórę chyba połowie miasta, dostanę solidną wypłatę, a także dodatkową premię.

Nie mogłem odmówić, bo taka okazja nie zdarza się często. Niemal natychmiast przyjąłem to zlecenie i dlatego właśnie kieruję się w stronę wieżowca, aby móc ustrzelić go podczas gali widowiskowej, na której takie narcyzy, jak on zawsze się pojawiają.

Wszedłem do środka budynku i od razu skierowałem się w stronę windy, którą wjechałem na piętnaste piętro, a resztę postanowiłem przebyć pieszo schodami pożarowymi, aby nie było to zbyt podejrzane. Skierowałem się w stronę wyjścia ewakuacyjnego i przede mną zostało tylko siedem pięter do przebycia, ale nie stanowiło to dla mnie najmniejszego problemu, bo byłem wysportowany.

Będąc już gdzieś na dwudziestym którymś piętrze, odruchowo spojrzałem się okno jednego z pokoi hotelowych i normalnie zamarłem.

Ujrzałem przystojnego mężczyznę, który na oko był jakoś w moim wieku. Był w trakcie przebierania się, więc na szczęście nie zauważył mnie. Z wrażenia usiadłem na jednym ze schodów i przyglądałem mu się z fascynacją. Widziałem, jak starannie dobiera sobie ubranie, a zawieszony na jego biodrach ręcznik wywołał u mnie falę przyjemnego gorąca, które rozeszło się po moim ciele. Z wrażenia odpiąłem sobie dwa guziki mojej ulubionej koszuli.

Kurwa, jakie ciało.

Umięśniona klatka piersiowa, piękna opalenizna, męskie rysy twarzy, ciemne włosy... ideał.

Ideał, który skończy dzisiaj ze mną w łóżku. Jak tylko ustrzelę Magnusa Bane'a, od razu pójdę go wyruchać. Bez zbędnego patyczkowania się.

Wstałem szybciutko ze schodów i udałem się na dach z uśmiechem na twarzy, choć w sumie to nie mogłem się powstrzymać i musiałem jeszcze raz zerknąć na niego, aby zapamiętać, do którego pokoju powinienem się włamać.

Żeby nie było, moja koordynacja na co dzień jest bardzo dobra, ale teraz tak się zamyśliłem, że zleciałem ze schodów, robiąc przy tym w pizdu hałasu, a mój plecaczek spadł gdzieś na dół.

- Kurwa. – przekląłem i zbiegłem na dół, potykając się o własne nogi i gdy tylko znalazłem swoją własność, drzwi balkonowe otworzyły się i ujrzałem w nich tego przepięknego mężczyznę.

- Przepraszam, a co tu się odpierdala? – spytał się, a mnie totalnie odjęło mowę w gębie, gdy widziałem go w samych spodniach, bez koszulki.

A nic takiego, tylko Pana podglądam.

- Dlaczego siedzisz na schodach przeciwpożarowych? – zapytał całkiem serio, a ja musiałem coś wymyślić. – O tej porze dzieci powinny siedzieć w domu o robić lekcje, a nie szwędać się po budynkach.

- Byłem wyruchać koleżankę z pracy, ale tak jakoś wyszło, że jej maż wpadł w odwiedziny i musiałem spierdalać. Sam rozumiesz. – skłamałem, na co nieznajomy roześmiał się i zamknął drzwi, zasłaniając okna zasłonami. Przybiłem sobie facepalma na swoją głupotę, ponieważ teraz o wiele trudniej będzie mi go poderwać, szczególnie, iż pewnie pomyślał, że jestem jakimś zawodowym ruchaczem.

Wkurzony na swój brak profesjonalnego wybrnięcia z sytuacji, skierowałem się na dach wieżowca, lecz przed oczami wciąż miałem tego chłopaka z idealnym ciałem. Wyciągnąłem z plecaka moją składaną snajperkę, po czym zacząłem z pomocą lornetki obserwować teren, aby ustawić się pod jak najbardziej odpowiednim kątem. Musiałem na chwilę o nim zapomnieć i skupić się na pracy, ponieważ Magnus Bane sam się nie zastrzeli.

Chciałem położyć się na ziemi i ustawić wraz ze swoim sprzętem, lecz usłyszałem, że drzwi od dachu otwierają się, a ja omal nie zszedłem na zawał i nie spierdoliłem się z tego dachu. Spojrzałem, kto zaszczycił mnie swoją obecnością na górze. Wszystkiego bym się spodziewał, ale nie kurwa tego pięknego mężczyzny, który do chuja wafla również miał snajperkę podobną do mojej.

Co do chuja?

- Kim Ty jesteś i co robisz na moim terenie? Czy ja Ciebie przypadkiem nie pogoniłem kilka minut temu? – spytał się groźnie, a ja otworzyłem oczy ze zdziwienia. Co za chuj! Jak on śmie twierdzić, że to jego teren?!

- Twoim terenie?! – huknąłem i wstałem z podłoża, stając z nim twarzą w twarz. – To mój wieżowiec! Sam sobie go wybrałem i jest mój!

- Ja sobie narysujesz, to może i jakiś będzie Twój, ale na pewno nie ten. – rzekł z przekonaniem, a ja wkurwiłem się, że jakiś typ, już chuj w to, ze zabójczo przystojny, ma czelność tak do mnie mówić. Poczułem, jak łapie mnie za nadgarstek i odpycha ze swojej drogi, co jeszcze bardziej mnie rozjuszyło.

- Spierdalaj, ja tu pracuję, a Ty mi przeszkadzasz. – powiedziałem, a nieznajomy roześmiał mi się w twarz, kiedy poprawiałem swoją kurtkę.

- Zabawny żart, dzieciaku. – stwierdził, po czym zajął miejsce, które sam sobie wynalazłem i zaczął się ustawiać ze swoją snajperką. Domyśliłem się, że ten typ również musi byś skrytobójcą, bo wybrał ten sam wieżowiec, co ja oraz posiada snajperkę niemal identyczną jak ta, którą mam przy sobie. – A teraz wracaj do domu robić lekcje, bo to nie są zabawy dla dzieciaków. Dorośli muszą pracować.

- Nie jestem dzieckiem, ty głupia kurwo! – huknąłem, a mężczyzna roześmiał się.

- Twoje zachowanie o tym na pewno świadczy. – stwierdził, denerwując mnie jeszcze bardziej. – Nie przeszkadzaj mi, bo będę musiał zabić i Ciebie, choć bardziej wolałbym ustrzelić jednego wymalowanego ruchacza wszystkiego, co się rusza.

- Powiedział koleś, który z buta wjeżdża na cudzy teren. – żachnąłem się i poszedłem po swoją snajperkę i w sumie miałem problem, bo ten typek zajął moje miejsce.

Usłyszałem z dołu jakichś hałas, dźwięk samochodów oraz gwar rozentuzjazmowanych ludzi. Domyśliłem się, że Magnus Bane właśnie nadjechał przed galę i zaraz będzie wysiadał z samochodu, a ten idiota właśnie mi przeszkadza go ustrzelić. Przeanalizowałem sobie również jego wypowiedź i dopiero teraz zrozumiałem, że on chce mi sprzątnąć sprzed nosa pół miliona forsy, którą oferuje mi mój boss.

Kurwa, nie pozwolę na to!

- Nie zabijesz mojego pół miliona dolarów, chuju! – krzyknąłem, gdy zobaczyłem, że chłopak chciał pociągnąć za spust. Bez ostrzeżenia położyłem się na niego, po czym starałem się zabrać mu broń. Mężczyzna zaczął się szamotać, lecz ja uparcie wyrywałem mu z rąk broń, co w efekcie zakończyło się dla mnie sukcesem, gdyż odrzuciłem ją gdzieś na bok.

- Spierdalaj ze mnie, co za dziecko. – fuknął wkurzony, strącając mnie ze swoich pleców. Upadłem na dach i spojrzałem na niego zwycięsko, lecz on chyba nie miał zamiaru mi odpuścić, ponieważ między nami doszło do kolejnej szamotaniny. Poczułem, że mężczyzna jest ode mnie o wiele silniejszy oraz, że łapie w swoje dłonie moje nadgarstki, które umiejscowił po bokach mojej głowy. – Kto w ogóle zlecił takiemu dziecku morderstwo?

- Nie jestem dzieckiem! – fuknąłem, a on roześmiał się i usiadł okrakiem na moich biodrach co spowodowało, że niekontrolowanie zrobiło mi się gorąco, bo był cholernie seksownie, a mi brakowało ostatnio w życiu seksu i bliskości.

Cholera, przystojny ten zabójca.

- Mam dwadzieścia pięć lat, debilu. – wyjaśniłem, a on zaczął się śmiać, co jeszcze bardziej mnie rozzłościło.

- Wyglądasz mi na piętnastolatka, dzieciaku, który powinien iść jutro grzecznie do szkoły, a nie bawić się w zabijanie na zlecenie. – wydrwił mnie, więc wkurzony energicznie odepchnąłem go od siebie, po czym korzystając z okazji, podbiegłem na kraniec dachu, lecz Magnus Bane niestety znalazł się już w środku pomieszczenia, w którym odbywała się gala widowiskowa. To była idealna okazja na to, aby zdobyć jego głowę i premię od szefa, to nie.

Pierdolony los. Akurat dzisiaj zachciało mu się płatać mi figle?!

Nieznajomy siedział na dachu i wciąż się nabijał z mojego wyglądu i z mojego wieku, więc niewiele myśląc wziąłem jego snajperkę do rąk, po czym powolnym, ale pewnym siebie krokiem skierowałem się na drugi koniec budynku, co chłopak zauważył.

- Hej, oddawaj to! – huknął, a ja uśmiechnąłem się perfidnie, wystawiając rękę za murek i trzymając nad przepaścią jego broń. – Spróbuj tylko ją wyrzucić, to pożałujesz, że mnie spotkałeś. Nie siądziesz na dupie przez miesiąc.

Olewając totalnie jego słowa, prychając przy tym, puściłem broń, zakrywając sobie jedną ręką usta, w dość komiczny i typowy dla infantylnych dziuń gest, dodając do tego takie chamskie „ups, sorka, wyleciało mi". Broń mężczyzny leciała sobie w siną dal na sam dół, a ja byłem usatysfakcjonowany tym, że dałem mu nauczkę, iż na mój teren się nie wchodzi, ani tym bardziej nie przeszkadza mi się w pracy. Nieznajomy podbiegł w miejsce, z którego wywaliłem jego spluwę, wychylając się na dół, a widok na jego pośladki był naprawdę boski, ale musiałem się powstrzymać. Nieznajomy spojrzał na mnie z gniewem w oczach, po czym podszedł do mnie z zamiarem chyba wpierdolenia mi, lecz ja okazałem się sprytniejszy.

- To Cię nauczy, że ze mną się nie zadziera i nie wchodzi w paradę. – syknąłem, instynktownie łapiąc go za koszulę i odrzucając z całej siły o ścianę, aby nie mógł mnie zaatakować.

Nieznajomy gniewnie na mnie spojrzał, a ja uśmiechnąłem się zalotnie, po czym wziąłem swój seksowny plecaczek w rękę, mając zamiar udać się do domu. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top