Część 2.
Perspektywa: Dylan.
Kiedy nieznajomy blondyn rzucił mną o ścianę, omal nie dostałem szału na ten fakt. Chciałem zacząć go gonić, aby najprościej w świecie mu przywalić, lecz dopiero teraz doszło do mnie, że ten gówniarz wyrzucił moją snajperkę przez okno.
A niech go mój chuj strzeli.
Niewiele myśląc, zabrałem swoje rzeczy i ekspresowo pobiegłem do windy, którą zjechałem na sam dół. Z tego, co udało mi się wywnioskować ze szczytu wieżowca, snajperka poleciała gdzieś za jakiś lokal gastronomiczny, upadając w ciemny kąt, więc jest szansa, że nikt jej nie gwizdnie, ani co gorsza, policja jej nie dostanie w swoje łapy.
Będąc już na dole, ekspresowo wyleciałem z hotelu, przewracając przy tym jakaś starszą babeczkę, która pogroziła mi ręką boską i szatanem za to, że jestem niewychowany i nie przepuszczam starszych osób w drzwiach.
No sorry, ale moja snajperka leży sama na ulicy, a babie zostało jeszcze kilka dni, albo miesięcy, albo godzin życia, nim kostucha się nią zainteresuje. Prychnąłem w duchu na jej słowa i nie zważając na wszystko, poleciałem szukać swojego cudeńka. Oby tylko nikt mu nic nie zrobił.
Skierowałem się w stronę lokali i zobaczyłem jakiegoś kolesia, który podnosił się z ziemi.
Najebany, czy co?
Schowałem się za ścianą i ukradkiem obserwowałem go, bo znajdował się w miejscu, w którym najprawdopodobniej przeżyła swój pierwszy upadek w życiu moja cudowna snajperka. Próbowałem zlokalizować ją wzorkiem, lecz było na tyle ciemno, a ona była czarna, toteż zadanie to stało się niemal niemożliwe do zrealizowania.
Mężczyzna stanął w końcu na nogi, po czym syknął z bólu i pocierał sobie głowę ręką, a po chwili szukania chwycił moją broń i z impetem cisnął ją do stojącego nieopodal kontenera na śmieci, na co otworzyłem usta ze zdziwienia i omal nie pierdolnąłem na zawał, że ktoś tak potraktował moje dzieciątko.
- Pierdolone gnoje rzucające zabawkami z okien. Nogi z dupy powyrywać i święty spokój by był. – fuknął chłopak, który kierował się w moją stronę, a ja wyciągnąłem telefon i zacząłem udawać, że piszę wiadomość i na kogoś czekam.
Koleś był ode mnie sporo wyższy, ubrany w czarną, skórzaną kurtkę i rękawiczki bez palców. Sprawiał wrażenie takiego, który bez wahania może komuś przypierdolić i nie będzie za wesoło. Nie przyjrzałem mu się zbytnio, aby nie wyjść podejrzanie. Słyszałem tylko, jak komentował, iż dzieciaki popsuły mu jakiś plan.
Kiedy oddalił się znacząco ode mnie, ja odwróciłem się w jego stronę, aby upewnić się, że nie wraca tutaj i po chwili wbiegłem w ten ciemny zaułek. Spojrzałem się na ten śmietnik i myślałem, że zaraz się porzygam od smrodu, który się z niego wydobywał.
Boże, no przecież nie zostawię mojego maleństwa w tych okropnych śmieciach.
Kochanie, idę po Ciebie.
Zdjąłem z siebie moja ulubioną bluzę, rękawiczki oraz bluzkę, po czym odłożyłem je bezpiecznie nieopodal kontenera i postanowiłem, że zanurkuję w śmieciach i uratuję moją drogą jak diabli broń.
Generalnie zadanie to nie zaliczam do mega trudnych, bo z tego, co słyszałem, snajperka odbiła się o metal, więc to oznacza, że śmietnik nie jest jakiś super pełny. Niemniej jednak wolałem zdjąć niektóre ubrania z siebie, aby całkowicie nie prześmierdły.
Wziąłem głęboki wdech i wydech, po czym oparłem się krawędzi śmietnika i podniosłem się na rękach, lecz nie przewidziałem, że jakiś kretyn zechce właśnie w tym momencie opróżniać zsyp i masa śmieci spierdoli mi się na łeb.
KURWA!
Odruchowo puściłem się krawędzi, upadając na ziemię i przeklinając w duchu, powstrzymując jednocześnie odruch wymiotny, gdy strzepywałem z siebie resztki śmieci.
- Piękne mieszkanie. Nie wiedziałem, że mieszkasz akurat w tym śmietniku. – usłyszałem znajomy głos i odwróciłem się, gniewnie spoglądając na tego kurewskiego blondyna, który seksownie opierał się o ścianę, a w rękach trzymał kubek z gorącą kawą oraz frytki. Mimowolnie zlustrowałem go wzrokiem i muszę przyznać, że całkiem mi się podobał, szczególnie jego budowa ciała i oczy z bujną blond grzyweczką.
- Zabawne. – odpowiedziałem, nie mając czasu, ani siły na kłótnie z tym gnojkiem. Chłopak zaczął się śmiać, gdy zobaczył moją minę. Prawie cały kontener zapełnił się śmieciami, a mi zrobiło się niemal słabo na samą myśl, że muszę tam wejść i zanurkować na samo dno.
A niech chuj strzeli blondyna i tego idiotę, co wyrzucił snajperkę.
- Widzę, że w końcu odnalazłeś się w idealnym dla Ciebie zawodzie, czyli na stanowisku żula. Gratuluję wspaniałego awansu. – zakpił ze mnie, zajadając się fryteczkami, co nieźle mnie wkurwiło. A jego riposty są godne sześciolatka, choć w tych czasach taki dzieciak byłby w stanie bardziej mi pojechać, niż blondas.
Podniosłem się z ziemi i podszedłem do blondyna, wyrywając mu jedzenie z ręki i ciskając nim do śmietnika, po czym zabrałem mu kawę, a następnie wylałem mu zawartość na głowę, niszcząc tym samym ułożoną fryzurę.
- Kurwa, to parzy! – wrzasnął i zaczął wycierać głowę koszulką, a ja odruchowo zerknąłem na jego zgrabny brzuszek i miałem ochotę w tym momencie go wyruchać, ale postanowiłem, że zrobię to później, gdy nadarzy się ku temu okazja. Teraz najważniejsza jest snajperka.
- Ciesz się, że nie wsadziłem Ci tego w dupę. – powiedziałem, na co blondyn obruszył się.
- Słabo, skoro musisz się wspomagać kubkiem po kawie, bo natura Cię nie obdarzyła dorodnym sprzętem. – zakpił ze mnie, a ja uśmiechnąłem się podstępnie i bacznie go obserwowałem, przez co chłopak trochę się zmieszał.
- Jeszcze będziesz miał okazję osobiście przetestować mój sprzęt. Satysfakcja gwarantowana. – powiedziałem seksownie, po czym puściłem mu oczko i wszedłem do śmietnika. Blondyn zarumienił się na moje słowa.
- Grozisz mi? – fuknął.
- Obiecuję, a to różnica, mój drogi. – odparłem z uśmiechem i zacząłem nurkować w śmieciach, przeczesując je tak, abym mógł sięgnąć na samo dno. Nie ukrywam, że chciało mi się rzygać.
- Palant. – fuknął blondynek.
- Seksowny palant, który niedługo analnie Cię zdewastuje, zapamiętaj to. – powiedziałem, chcąc go jeszcze bardziej wkurzyć, ale nie spodziewałem się, że ten mały skurwiel w złości zamknie tą pierdoloną pokrywę od śmietnika i co gorsza, wsadzi pomiędzy uchwytami jakiś kij, przedmiot, cokolwiek, co uniemożliwiło mi jego uniesienie kurwa mać!
Perspektywa: Thomas.
Słowa nieznajomego chłopaka mocno mnie podkurwiły i jednocześnie poczułem się bardzo niezręcznie, gdy groził mi gwałtem.
Ciekawe tylko, czy to kwalifikuje się pod gwałt, skoro sam pragnę z nim pójść do łóżka?
Niech on nie myśli, że będzie nade mną dominować, choć gdy tak na niego patrzę, to wygląda na takiego, który nie znosi sprzeciwów i zawsze stawia na swoim.
Spojrzałem się na śmietnik i pomyślałem, że zajebiście będzie, gdy zamknę tego pierdolonego idiotę w środku. Z uśmiechem podbiegłem do kontenera, szybko go zamykając pokrywę i biorą do ręki leżącą nieopodal gałąź, aby uniemożliwić mu wyjście. Zaklinowałem właz, przez co jego nie mógł go otworzyć od wewnątrz.
- Wypuść mnie kurwa! – wrzeszczał nieznajomy, a ja perfidnie szczerzyłem się do śmietnika, kiedy ten napierdalał w jego ściany, ale po chwili jednak poddał się, bo wiedział, że jest to bezcelowe. Stałem przed przedmiotem i szczerzyłem się teraz jak głupi do sera, bo byłem uradowany tym, że ten debil kisi się w śmieciach.
Mógł mnie nie wkurwiać, ani tym bardziej nie wylewać na mnie kawy.
- Widzisz córciu, dlatego nie wolno brać narkotyków, bo skończysz jak ten pan, który śmieje się teraz do śmietnika. – usłyszałem w oddali głos jakiegoś ojca, który wskazywał na mnie palcem i przestrzegał swoje dziecko przed braniem i natychmiast spojrzałem się w ich stronę z miną o treści: czy Ty sobie koleś kurwa ze mnie żartujesz?
Choć w sumie, jeśli branie narkotyków spowoduje, że jego córka zostanie bardzo dobrze zarabiającym, płatnym mordercą na zlecenie, to chyba wniosek prosty, że lepiej jest ćpać, nie?
- Wypuść mnie w tej chwili, to może dupa nie będzie Cię tak bardzo boleć, gdy Cię dorwę! – wrzeszczał, na co tylko prychnąłem.
- Ciebie zaraz zaboli, jak się kurwa nie zamkniesz. – odpowiedziałem stanowczo, po czym podszedłem do jego rzeczy i zacząłem grzebać w jego plecaku.
- To nie ja będę mieć kutasa w tyłku tylko Ty, więc lepiej się szykuj, mały. – dodał, a ja tylko wściekle prychnąłem i zignorowałem totalnie jego wypowiedzieć, bo co zamknięty w śmietniku matoł może mi zrobić, szczególnie, że nie zna ani mojego imienia, ani nazwiska, ani tym bardziej adresu zamieszkania. Usiadłem sobie pod ścianą i przeglądałem zawartość i w sumie nic ciekawego tam nie było, oprócz wody mineralnej do picia, jakiegoś notesiku, tabletu, telefonu komórkowego, naboi, zestawu do czyszczenia snajperek i portfela.
Odruchowo wziąłem do ręki jego portfel i prócz forsy, nie znalazłem nic ciekawego, choć w oczy po chwili rzucił mi się jego dowód osobisty i mogłem teraz w końcu poznać jego imię i nazwisko, a także adres zamieszkania.
Dylan O'Brien, jak on pięknie się nazywa.
Odłożyłem przedmiot na miejsce i wziąłem do rąk jego notes, w którym były zapiski odnośnie Magnusa Bane'a i muszę przyznać, że chłopak był bardzo dobrze zorganizowany. Nie wiem jakim cudem udało mu się znaleźć numer pokoju w hotelu, w którym zatrzymał się biznesman, ale wiem jedno.
Ten adres stanowczo mi się przyda. Dzięki niemu zarobię pół miliona.
Wyrwałem kartkę z notesu i gdy chciałem go wkładać z powrotem do plecaka, wypadło z niego zdjęcie przedstawiające Dylana.
Byłem oczarowany jego uśmiechem i spojrzeniem. Nie mam pojęcia, co mnie podkusiło, ale zabrałem i również tą fotografię, a z racji tego, że robiło się zimno, wziąłem sobie także bluzę chłopaka, która pięknie pachniała jego perfumami. Natychmiast ją założyłem i poczułem się jak nastolatka na pierwszej randce, podczas której ukochany oddaje jej swoją bluzę.
Wyglądałem trochę dziwnie, bo ubranie było na mnie o wiele za dużo i muszę przyznać, że wisiało na mnie, ale nie przejmowałem się tym. Założyłem kaptur na głowę i postanowiłem udać się do domu, pozostawiając pieklącego się w śmietniku Dylana.
Dzień później pod wieczór...
Perspektywa: Dylan.
Nie mogłem pozwolić na to, aby tej nocy Magnus Bane żył. Szef był na mnie wściekły za to, że nie zabiłem faceta poprzedniej nocy, ale dał mi następną szansę i powiedział, że jeśli teraz spierdolę akcję, to obetnie mi pensję i będę mógł sobie szukać lepszej roboty.
Przyszykowałem cały potrzebny sprzęt i udałem się w kierunku hotelu rozmyślając cały czas o tym małym, podstępnym blondynie. Całe szczęście, że poprzedniej nocy jacyś ludzie usłyszeli moje krzyki i uwolnili mnie ze śmietnika.
Zobaczyłem, że nie ma moje bluzy, więc domyśliłem się, że pewnie ten mały chuj musiał mi ją zabrać. Po powrocie do domu szorowałem się pod prysznicem chyba z trzy godziny, nim smród całkowicie ze mnie zszedł. Moje ubrania oczywiście poszły do śmietnika.
Niech ja go tylko dorwę.
Będąc już na miejscu, niepostrzeżenie zakradłem się do hotelu, wchodzą tylnim wejściem i skierowałem się na samą górę.
Znajdując się na piętrze, na którym ulokowany był pokój Magnusa Bane'a, zobaczyłem tego pierdolonego blondyna, który bezpardonowo wszedł do środka.
Kurwa, nie mogę pozwolić na to, aby sprzątnął mi forsę sprzed nosa.
Szybko podbiegłem do drzwi, wchodząc do środka, ku zaskoczeniu chłopaka. Stałem naprzeciwko niego, spoglądając mu wyzywająco w oczy. Tym razem nie dam się wychujać.
- Co Ty tutaj robisz?! – wysyczał po cichu, aby właściciel pokoju nie zorientował się, ze ktoś znajduje się w jego apartamencie. Z tego, co usłyszeliśmy, brał właśnie prysznic, ponieważ śpiewał i słychać było wodę.
- Przyszedłem wykonać zlecone mi zadanie. – odpowiedziałem, a on tylko prychnął.
- Zapomnij. – stwierdził, wyciągając z kieszeni pistolet, który natychmiast mu zabrałem i schowałem sobie za pasek, ku jego zaskoczeniu. – Oddawaj to! – zaczął się pieklić, a ja wyciągnąłem jego pistolet i trzymałem w górze, mając radochę z tego, że blondyn był niższy ode mnie i nie mógł jej dosięgnąć.
- To sobie ją zabierz. – zakpiłem z niego, a gdy ten znalazł się blisko mnie, chwyciłem go w pasie i przyciągnąłem do siebie, po czym odrzuciłem gdzieś na dywan jego broń, rozkoszując się tym, że znajdował się blisko mnie.
- Zostaw mnie. – powiedział dosadnie, ale po cichu, aby nikt się nie zorientował, że tu jesteśmy.
- Nie mam zamiaru. – odrzekłem, po czym popchnąłem go na tyle mocno, że blondynek upadł za blatem kuchennym. Całe szczęście, że wszystko pokryte było puchowym dywanem, dzięki czemu nie słychać było, jak upadł.
Korzystając z okazji, wyciągnąłem linę z plecaka i natychmiast usiadłem na nim okrakiem, przez co zaczęliśmy się szamotać. Chłopak zaczął rzucać wszystkimi przedmiotami, jakie miał przy sobie, a ja kłóciłem się z tym małym awanturnikiem i przez to, że byłem od niego silniejszy, efektywnie związałem mu ręce liną, aby przestał mi przeszkadzać.
- Ty łachudro! – syknął, próbując uwolnić się jakoś, ale moje supły były na tyle mocne, że nie ma mowy, aby udało mu się wyplątać. Patrzyłem na niego z satysfakcją, że w końcu udało mi się tego cholernego awanturnika unieruchomić, dzięki czemu spokoju wykonać powierzoną mi misję.
Perspektywa: Thomas.
- Jak tylko zabiję Magnusa Bane'a, wtedy Cię uwolnię, śliczniutki chłopczyku. – powiedział z udawanymi całuskami na ustach, a ja miałem ochotę mu przywalić, ale nie miałem jak. Gdy chłopak jednak się podnosił, ja okazjonalnie kopnąłem go w krocze na tyle mocno, że padł na ziemię z okropnym jękiem bólu, natychmiast łapiąc się za kroczę.
- Już nie żyjesz... - wysyczał prawie przez łzy, a ja z zadowoleniem uśmiechnąłem się do niego.
- I masz za swoje, chuju! – syknąłem, wciąć próbując się jakoś rozwiązać, uwolnić, cokolwiek, lecz szło mi marnie. Dylan po kilku minutach doszedł do siebie i gniewnie na mnie spojrzał.
- Zapłacisz mi za to, Tommy. – powiedział, a mi mina zrzedła, ponieważ on wie, jak się cholera jasna nazywam.
- Co? Skąd Ty...
- Myślisz, że po tym, jak mi uniemożliwiłeś zabicie Magnusa nie dowiadywałem się, kim Ty jesteś? Musiałem Cię sprawdzić. – stwierdził, siadając na mnie okrakiem i spoglądając mi w oczy. – Wiem dla kogo pracujesz i wiem, ile Ci zaoferowali, ale ja nie mogę stracić uznania mojego szefa, więc nie myśl, że pozwolę Ci zgarnąć sławę i chwałę, pomimo tego, że jesteś ładniutki i wpadłeś mi w oko.
- Za tą kasę chciałem się w końcu ustatkować! – powiedziałem wkurzony, ale do niego to nie dotarło. Dylan zaśmiał się i pocałował mnie krótko w usta, na co zrobiło mi się gorąco i nie mam pojęcia, czy dlatego, że się wkurzyłem, czy dlatego, że mi się podoba.
Chłopak wstał ze mnie, po czym wziął pistolet i poszedł do łazienki, w której nie słychać było już lejącej się wody. Psia mać, żegnaj pół milionie dolarów. Wkurzony oparłem głowę o dywan i miałem ochotę poderżnąć temu typowi gardło.
- Kurwa! – wrzasnął Dylan i wybiegł z łazienki, biegając po całym pokoju. Leżałem zaniepokojony na ziemi, nie wiedząc co się dzieje. – Magnus zniknął, kurwa mać! Uprowadzili go!
- Co?! – huknąłem zdezorientowany. Cholera jasna, co tu się do chuja sie dzieje?! No jak do chuja wafla mogli uprowadzić Magnusa, skoro my cały czas tutaj byliśmy?! – Jakim kurwa cudem?!
- W łazience jest rozbity wazon. Ktoś musiał tu wejść i go uprowadzić. – powiedział, a ja nie mogłem uwierzyć we własnego pecha. Świetnie, nie dość, że Dylan wszedł mi w paradę, to teraz jeszcze pojawił się jakiś podrzędny włamywacz. Szef się wkurwi i na pewno wypierdoli mnie z roboty.
- To Twoja wina, idioto! Gdybyś mnie nie związał, to nie byłoby problemu. – warknąłem, a on podszedł do okna, prychając na moje słowa.
- Kurwa, ochrona biegnie do budynku. – powiedział, po czym spakował w pośpiechu moje i swoje zabawki do plecaka i spojrzał na mnie obojętnym wzrokiem. – To pa, miło było poznać. – rzekł, a moje serce zabiło mocniej i po raz pierwszy w życiu przestraszyłem się, że wpadnę i będę miał problemy do końca życia. Jak ochrona mnie zobaczy związanego, zainteresują się, kim jestem, a potem czeka mnie dożywocie w więzieniu.
- Zostawiasz mnie tu?! – spytałem z paniką, prawie że ze łzami w oczach.
- Nie mam czasu Cię rozwiązywać, sorry. – stwierdził i po zamknięciu plecaka zaczął biec w stronę drzwi. – Każdy niech ratuje swoją dupę.
- Dylan! – powiedziałem prawie przez płacz i nie wiedziałem, co mam zrobić. Chciałem się rozpłakać, ewentualnie się zabić, a gdy miałem zamiar spróbować się podnieść, to usłyszałem, że ktoś wchodzi do pomieszczenia.
Świetnie, to mój kurwa koniec. Żegnaj okrutny świecie.
Czekałem w spokoju na skazanie i na to, aby oni zadzwonili na policję, która osadzi mnie w celi, a następnie Sąd skarze mnie na najcięższe więzienie, lecz takiego obrotu spraw się nie spodziewałem. Myślałem, że to ochrona już przyszła, ale gdy Dylan zjawił się tutaj z nożem, nie wiedziałem, co mam o nim myśleć.
- Coś Ty ze mną zrobił, Tommy. – stwierdził, rozcinając w pośpiechu liny, a ja spojrzałem mu w oczy i byłem nim jeszcze bardziej oczarowany, pomimo tego, że wciąż jestem nieziemsko na niego wkurwiony. Dylan zabrał ze sobą liny, aby nie było żadnych dowodów, po czym podał mi plecak i złapał mnie za rękę.
Totalnie się nie spodziewając, wzmocniłem uścisk swojej dłoni na jego i po cichu wybiegliśmy z pomieszczenia. Zamiast kierować się na lewo w stronę schodów, lub windy, Dylan prowadził mnie na prawo.
- Dokąd idziemy? – zapytałem niepewnie.
- Tam jest zsyp na pranie. Nie mamy innego wyjścia, wszędzie jest ochrona. – powiedział, po czym otworzył ogromną, metalową klapę i zobaczyłem zsyp, który przypominał zjeżdżalnię. – Właź, będę za Tobą. – nakazał, a ja nie czułem się zbyt pewnie, lecz on podniósł mnie i siłą wsadził do szybu. Krzyknąłem jak panienka, gdy z prędkością świata zjeżdżałem na dół.
Po chwili znalazłem się na dole, lądując z impetem na stos miękkiego, ale śmierdzącego prania. Dylan kilka sekund po mnie wylądował również w tym pojemniku, z tym, że akurat miał miększe lądowanie, bo upadł wprost na moje ciało, wraz z naszymi rzeczami.
- Mmmmm i znowu na Tobie... - wymruczał z zadowoleniem, a ja prychnąłem, niczym rozjuszona żmija.
- Gbur. – stwierdziłem, a chłopak pomógł mi wygramolić się z prania.
- Hmmm, ciekawi mnie, czy też nosisz takie koronkowe majteczki? – spytał, ściągając ze mnie damską, czerwoną bieliznę, a ja oblałem się rumieńcem na jego słowa. Nie żeby coś, bo to nie prawda!
- Mam Cię dość. – stwierdziłem, po czym wziąłem swój plecaczek i z pomocą Dylana udało nam się niespostrzeżenie wyjść z hotelu, po czym każde z nas rozeszło się w swoje strony.
Całą drogę zastanawiałem się, jak wyjaśnić szefowi, że jakimś magicznym trafem Magnus Bane zniknął z hotelu, a mnie, ani Dylanowi nie udało nam się go sprzątnąć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top