Rozdział 42.

                                                                                     Jimin

Zwykle to Jungkook mnie przepraszał. Sądziłem, że tym razem też tak będzie i brunet zjawi się po szkole żeby mnie prosić o przebaczenie. Czekałem na niego, ale nie przyszedł. To mnie trochę zmartwiło, ale co mogłem poradzić, że chłopak jest taki uparty?

Westchnąłem, spoglądając w niebo. Było pochmurne i najwyraźniej zanosiło się na deszcz. I to bardzo duży deszcz. A dziś miałem wieczorną zmianę w sklepie. Przez moment poczułem się tak jakbym doświadczał deja vu. Już kiedyś też to przeżyłem. To właśnie wtedy Jungkook mnie pocałował po raz pierwszy. I między nami coś się zmieniło. Czyżby znowu coś miało się wydarzyć?

Dokąd mógłby pójść, jeśli nie chciał się pojawić w szkole? Może kawiarenka? Z tą myślą niemal biegiem skierowałem się w stronę ''Mochi''. Po drodze usiłowałem poukładać sobie wszystko w głowie i mieć już gotową przemowę. Jak tylko spotkam Jungkooka to obiecuję, że nie wykręci się z tego tak prosto. Jego uśmiech tym razem nie zadziała.

***

Niemal oniemiałem, bo mojego chłopaka wcale nie było w środku. Usiadłem na naszym stałym miejscu, lecz Jungkooka nie było. Poczułem się okropnie. Miałem przemożną chęć do płaczu, ale to by było idiotyczne tak nagle się rozpłakać i to w obecności innych ludzi. 

Dlaczego chłopak zachowywał się tak jakby moje uczucia nie miały znaczenia? Przecież to, że byłem na niego trochę zły jeszcze o niczym nie świadczyło. To, że się nie wyspałem było jego winą. Gdyby mnie nie zaczepiał...

Nagle dotarło do mnie wszystko. Przecież on też miał uczucia i teraz pewnie czuł się zagubiony albo smutny. A może obie te rzeczy naraz. Czy naprawdę moje słowa tak go dotknęły? To raczej byłoby dziwne, bo Jungkook był silną osobą w przeciwieństwie do mnie. On miał więcej samozaparcia i walczył o to czego pragnął. Nie obraziłby się z byle powodu.

Nie wiedziałem co robić. Z powodu zdenerwowania moje dłonie zaczęły mocno drżeć. Jeśli Jungkook ze mną zerwie albo mnie rzuci? Co ja zrobię jeżeli tak nagle mnie zostawi? Przecież na świecie było tylu innych interesujących chłopaków, nie wspominając o dziewczynach...

Zacząłem się zastanawiać czy brunet naprawdę jest gejem. Przecież wcześniej nic mi nie wspominał na ten temat. Może dziewczyny też mu się podobały i właśnie w tym momencie rozmawiał z jakąś?

Strach podszedł mi do gardła. Nie mogłem siedzieć w kawiarence skoro mój chłopak zaginął. Musiałem go jakoś znaleźć i przekonać się jakie są jego zamiary. 

***

Nigdy by mi nie przyszło do głowy, że tak mocno zacznę za nim tęsknić. Nie widzieliśmy się zaledwie parę godzin, a ja niemal odchodziłem od zmysłów. Nigdzie nie mogłem go znaleźć. Było tak jakby chłopak rozpłynął się we mgle. Przeszukałem okolicę w pobliżu szkoły, ale Jungkooka nie znalazłem. Postanowiłem, że najlepszym rozwiązaniem będzie powrót do domu.

Gdy znalazłem się w swoim pokoju, poczułem jak łzy spływają mi po policzkach. To, że się pokłóciliśmy było moją winą. Teraz to do mnie dotarło. Gdybym nie był taki niegrzeczny to może brunet teraz żartowałby ze mną, a ja zamiast płakać, uśmiechałbym się do niego.

- Głupi Jimin - jęknąłem, uderzając się po głowie.- Głupi, głupi...

Upadłem na łóżko, naciągając kołdrę na głowę. Mój płacz stał się trochę cichszy, lecz ból w sercu wcale nie chciał zniknąć. Czemu nie mogłem wreszcie zaakceptować faktu, że bez Jungkooka mój świat już nie istnieje?

***

Brunet się nie pokazał, a gdy musiałem wychodzić do pracy, czułem się tak fatalnie, iż to był cud, że jeszcze byłem w stanie normalnie funkcjonować. Skoro chłopak postanowił mnie unikać cały dzień, to byłoby niepotrzebne gdybym się martwił. Teraz pozostało mi tylko udać się do sklepu i pracować. Miałem tylko to.

Ubrałem się w wygodny strój, czyli dżinsy oraz jakąś grubszą bluzę w ciemne prążki. Skoro będzie padać to zrobi się jeszcze zimniej. Gdy byłem gotowy do drogi, do torby zapakowałem jeszcze parasolkę, a jej widok przypomniał mi nagle mój pocałunek z Jungkookiem w deszczu. Niemal wszystko miało z nim jakieś wspomnienia. Nawet te błahe i nic nieznaczące, dla mnie miały dużą wartość i znaczenie.

Na zewnątrz było prawie ciemno, ale dotarłem bezpiecznie do sklepu. Mój pracodawca wręczył mi klucze i pożegnał się lekkim skinięciem głowy. Nigdy nie był z niego rozmowny człowiek i może to dlatego mnie zatrudnił. Musiał rozumieć jak się czuję, a to było nawet pocieszające.

Westchnąłem, zajmując swoje zwykłe stanowisko za ladą. Rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiegoś towaru, który mógłbym poukładać. Chciałem zająć się czymś i przestać zaprzątać sobie głowę brunetem. 

***

Skończyłem ustawiać jeden karton jakichś orzeszków gdy wtem usłyszałem głośny huk. Nadchodziła burza, na co lekko zadrżałem na ciele. Żeby nie myśleć o piorunach, skierowałem się do automatu i wcisnąłem guzik. Do moich uszu dotarł szum maszyny, a potem moim oczom ukazał się plastikowy kubek wypełniony gorącą kawą. Ująłem go w dłonie, starając się ogrzać ciepłem.

Odwróciłem się do drzwi, spoglądając na zewnątrz gdy nagle zauważyłem zakapturzoną postać stojącą tuż przy szybie. Coś podeszło mi do gardła, ale nie krzyknąłem. Z trudem udało mi się zapanować nad odruchem ucieczki.

Długo przyglądałem się osobie stojącej w smugach deszczu gdy nagle coś zrozumiałem. To był przecież Jungkook!

Odstawiłem kubeczek z kawą na ladę, a potem pobiegłem prosto do drzwi i otworzyłem je na oścież. Brunet odwrócił się w moją stronę, a po jego ubraniu spływała woda.

- Co robisz?! - krzyknąłem, starając się nie wybiec do niego.- Wchodź, zanim rozpęta się prawdziwa ulewa!

Chłopak przestąpił próg sklepu, a gdy zamknąłem drzwi, popatrzył na mnie lekko zasmucony.

- Jiminnie, ja...

Przyjrzałem się wyrazowi jego twarzy. Był jakiś inny, jakby coś mu się przydarzyło. Coś...złego.

- Dlaczego nie przyszedłeś wcześniej? - szepnąłem, zbliżając się do niego.- Twoje ubranie jest mokre.

Jungkook wzruszył ramionami, patrząc na mnie.

- To nic takiego - wyszeptał, drżąc lekko na ciele.- Ja..

- Zdejmij je, rozchorujesz się - poprosiłem go, a gdy zaczął zdejmować z siebie bluzę, powiedziałem:- Mam tutaj koc, zaraz ci przyniosę.

Brunet patrzył za mną, a ja ruszyłem na zaplecze żeby przynieść mu coś cieplejszego do okrycia. Nie spodziewałem się, że za mną przyjdzie, ale nie byłby sobą gdyby tego nie zrobił.

- Jimin- ssi...- wyszeptał, a gdy odwróciłem się ku niemu, dodał cicho: - Wcześniej...nie powinienem był znikać. Wiem, że...płakałeś z mojego powodu.

Uniosłem brwi, unosząc dłonie do twarzy. W jaki sposób się o tym dowiedział?

- Znam cię lepiej niż myślisz - odpowiedział, zupełnie jakby czytał w moich myślach. - Przepraszam za dziś i za wczoraj. I za każdy dzień gdy płaczesz przeze mnie...

- Przestań - przerwałem mu drżącym głosem, a potem podałem koc. Okrył nim swoje ramiona, a gdy stanąłem bliżej niego, powiedziałem: - Nie chcę się znowu kłócić. To było przeze mnie, Kookie. Teraz...po prostu zapomnijmy o tym, proszę cię.

Brunet uśmiechnął się do mnie, ale jego uśmiech był jakiś wymuszony.

- Gdzie wcześniej poszedłeś? - zapytałem niespokojnie. - Coś się stało, prawda? Jesteś bardzo zamyślony i nie wiem co...

- Byłem w swoim mieszkaniu - powiedział, patrząc mi w oczy.- Ale nikogo nie było więc poszedłem na spacer.

- Bardzo dużo czasu ci zabrał - wytknąłem mu, ale nie czułem już gniewu.- Mogłeś przynajmniej przyjść po szkole do ''Mochi''. Czekałem na ciebie.

Jungkook westchnął, kiwając głową.

- Przepraszam...

Patrzyłem na jego zgarbioną postać, bojąc się rozwoju sytuacji. Jeszcze nigdy nie był taki załamany. O co tak naprawdę chodziło?

Złapałem jego rękę i splotłem ze swoją, a gdy na mnie popatrzył, powiedziałem cicho:

- Chcę żebyś był taki jak wcześniej. Teraz nie jesteś sobą, Kookie.

- Jestem przecież...- zaczął, ale pokręciłem przecząco.

- Nie, nieprawda - wziąłem głęboki oddech, zbliżając się w jego stronę.- Zawsze mnie rozśmieszasz, a teraz to ja muszę to robić. Dobrze wiesz, że...nie umiem kogoś pocieszać...

Jungkook pociągnął mnie ku sobie, obejmując za ramiona. Patrzył na mnie uważnie, a następnie pochylił się i delikatnie musnął moje usta. Zacząłem drżeć, a gdy ponownie mnie pocałował, wtuliłem się w niego.

- Teraz wiem, że to ty - szepnąłem, czując jak głaszcze mnie po włosach.

- Jiminnie, mogę wypić twoją kawę? - zapytał, a gdy na niego spojrzałem, posłał mi uśmiech.- No co? Od wczoraj nic nie jadłem i...

Z oburzenia walnąłem go po głowie. Jęknął, masując obolałe miejsce.

- Zwariowałeś, Kookie? Chcesz mnie wpędzić do grobu?

- Wybacz, ale wolę gdy jesteś słodki - westchnął, przyglądając mi się.- Gniew nie pasuje do twojej kochanej buźki.

Byłem tak wstrząśnięty jego słowami, iż z wrażenia odebrało mi mowę. Słysząc jego głośny śmiech, spłonąłem rumieńcem.

***********************************************************************************************






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top