Rozdział 16.

                                                                               Jimin

Nie mogłem uwierzyć, że dałem się namówić na ten pomysł. Bez okularów czułem się prawie jak bez ubrań. Zupełnie bezbronny.

Jungkook poczekał na mnie, aż się ubiorę w swój mundurek do szkoły, a potem razem wyszliśmy z domu. Dobrze, że mama wyszła szybciej do pracy. Jak miałbym jej wytłumaczyć to, że nie włożyłem swoich szkieł? Zaczęłaby zadawać niepotrzebne pytania.

Brunet uśmiechał się do mnie całą drogę do szkoły. Natomiast ja byłem skupiony na otoczeniu. Nie chciałem ponownie wpaść na kogoś albo co gorsze, pod coś.

- Co będziemy robić po szkole? - spytał mnie Jungkook, odwracając się ku mnie z uśmiechem na twarzy.

- No...a co byś chciał? - mruknąłem, trochę niepewny jego zamiarów. Zazwyczaj wracałem prosto do domu i się uczyłem, ale skoro miałem przyjaciela to mogliśmy gdzieś pójść. Oczywiście, na trochę a nie całe długie godziny.

- Hm...lubisz grać w kosza? - rzucił, oczekując mojej reakcji.

Pokręciłem głową przecząco, dlatego zastanowił się na moment.

- A w badmintona?

- Nie wiem, nigdy nie grałem - przyznałem się, spuszczając głowę na chodnik. Musiałem zachować czujność. Te płytki nie wyglądały na stabilne, a zwłaszcza na równe.

- Naprawdę?- spytał, lekko zdumiony.- W takim razie wybierzmy się dziś, co? Nauczę cię.

- Ale...jutro jest sprawdzian z matematyki - wyznałem, wzdychając.- To trudny przedmiot.

Jungkook parsknął śmiechem, a gdy patrzyłem na niego zaskoczony, wykrztusił:

- Wybacz, twoja uwaga była bezcenna - skwitował, a potem poklepał mnie po ramieniu.- Nie martw się, zdążymy wrócić na czas.

Nie byłem tego taki pewny, a sprawdzianu nie chciałem zawalić. Czemu miałbym?

- Ale obiecaj, że jak wrócimy to dasz mi spokój. Potrzebuję ciszy żeby się uczyć.

- Zgoda - kiwnął głową, przyglądając mi się uważnie.

Nieswojo się czułem gdy co chwila zawieszał oczy na mojej twarzy. Bez okularów naprawdę wyglądałem inaczej?

- Kookie, przestań się we mnie wpatrywać - mruknąłem pod nosem.

Jungkook rzucił mi zdumione spojrzenie.

- Robię tak? Kiedy?

Odwróciłem się do niego gwałtownie i wtedy to się stało. Nie zauważyłem wystającej płytki chodnika i po chwili leżałem na ziemi. Poczułem jak ścieram sobie skórę na nogach. Trochę zabolało.

- Jimin!

Jungkook pochylił się ku mnie, pomagając mi się podnieść. Miałem nadzieję, że nikt nie widział mojego upadku. Brunet popatrzył na mnie, a gdy postawiłem krok do przodu, złapał mnie w pasie.

- Coś sobie skręciłeś? - spytał cicho, ale pokręciłem głową.- Coś cię boli?

- Tak, noga - wymruczałem, patrząc na swoje spodnie. Moje lewe kolano zaczęło bardzo boleć.- Chyba...zdarłem sobie skórę.

Jungkook podniósł mój plecak, a potem zarzucił sobie na ramię.

- Chodź, usiądźmy tutaj - wskazał pobliską ławkę, na którą natychmiast się skierowaliśmy.- Jesteś trochę blady.

Oparłem się wygodniej, przyglądając jak podwija nogawkę moich spodni. Widok nie był zbyt miły. Moje kolano było czerwone od krwi, a gdy to zobaczyłem, niemal jak na zawołanie zaczęło mi się kręcić w głowie.

- Musisz to czymś opatrzyć...- zaczął Jungkook, a potem spojrzał na mnie.- Hej, nie mdlej.

- Niedobrze mi...- jęknąłem, zaciskając usta.- Ja...

- Jimin- ssi, spokojnie...- poprosił mnie brunet siadając przy mnie.- Oddychaj głęboko. Pobiegnę do sklepu i kupię bandaż, dobra? Poczekaj tu i postaraj się nie stracić przytomności. Będę za trzy minuty, słowo.

Spojrzałem na niego niepewnie, a gdy mnie zostawił samego, zastosowałem się do jego krótkich poleceń. Po pierwsze, nie mdleć. Jakoś mi się udało zachować świadomość. Po drugie, oddychanie. Wciągnąłem do płuc powietrze, w ogóle nie patrząc na swoją nogę. Jednak czułem ból. Obejmował moje ciało, nie pozwalając o sobie zapomnieć nawet na chwilę.

Liczyłem czas. Minęła dopiero minuta, a ja miałem dość. To wszystko była wina Jungkooka. Gdybym włożył okulary to nic by mi się nie stało. Gdybym po prostu przestał zwracać uwagę na chłopaka, to jakoś dotarłbym bezpiecznie do szkoły. Obiecał, że z nim będę bezpieczny. Tak, akurat.

- Już jestem! - usłyszałem, dlatego podniosłem głowę.

Jungkook był cały zdyszany, a w ręce trzymał opatrunki i wodę utlenioną. Na ten widok, zacząłem protestować.

- Nie trzeba, bandaż wystarczy - mruknąłem. Bałem się kolejnej dawki bólu.

- Muszę to czymś odkazić - powiedział, kucając przede mną.- Chcesz żeby wdało się zakażenie?

Moje oczy otworzyły się szeroko, a serce zaczęło bić szybciej.

- Nie strasz mnie...- błagałem. Nie chciałem się rozpłakać z tego powodu.- To wszystko przez ciebie.

Jungkook nie odpowiedział, odwijając bandaż.

- Przepraszam, Jimin-ssi. Nie chciałem żebyś został ranny - patrzył na mnie cierpliwie.- Przyznaję, że to po części moja wina. Ale teraz chcę ci pomóc. Nie wzbraniaj się, bo tylko pogorszysz sprawę.

Zacisnąłem usta.

- Dobra, skoro musisz to...- szepnąłem cicho.- Ale...bądź ostrożny. 

- Jeśli chodzi o ciebie, to zawsze jestem.

Nie skomentowałem tego. Chciałem żeby moje męki się skończyły. Być może niepotrzebnie panikowałem, ale nigdy zbyt dobrze nie potrafiłem znieść bólu. Byłem wrażliwy, co musiałem przyznać przed samym sobą. Choćbym chciał, nie umiałem tego zmienić.

- Wybacz, może cię zaboleć - mruknął Jungkook, a potem powoli polał moje kolano środkiem odkażającym.

Skrzywiłem się, ale nie wydałem z siebie ani jednego dźwięku. Skoro był przy mnie, to nie miałem podstaw żeby się bać, prawda?

- Gotowe, zaraz będzie po wszystkim - mruknął, owijając moją nogę dość fachowo.- Już.

Popatrzył na mnie spokojnie, a ja nie mogłem zmusić się żeby odwrócić oczu. Przez moment miałem wrażenie, że tak właśnie ma być. Ja i on mieliśmy się spotkać. To było nasze przeznaczenie.

- Czujesz się słabo? - spytał, ale nie odpowiedziałem. Gdy pomachał mi dłonią przed twarzą, otrząsnąłem się z rozmyślań.

- Nie, już mi lepiej - odpowiedziałem.- Dziękuję za to.

Jungkook podniósł się, siadając przy mnie.

- Nie za sprawy. W końcu to przeze mnie - zamilkł na moment, a potem rzucił: - Czyli koniec z naszą grą.

Popatrzyłem na niego spokojnie.

- Możemy iść gdzie indziej - zasugerowałem, a gdy na mnie popatrzył, mruknąłem: - Może do twojej kawiarenki?

Brunet zamrugał, a potem lekko się uśmiechnął.

- Tak, świetny pomysł. - złapał swój plecak, narzucając sobie na ramiona.- To co? Idziemy?

Patrzyłem na niego oszołomiony.

- To znaczy teraz? - spytałem, a gdy skinął głową, powiedziałem szybko:- Ale jest szkoła.

Jungkook roześmiał się pod nosem.

- Chyba mi nie powiesz, że pójdziesz do szkoły w takim stanie?

- Nic mi nie jest, patrz - oznajmiłem, podnosząc się z ławki. Gdy się uniosłem, moje kolano zabolało. Natychmiast opadłem z powrotem.

- Właśnie widzę jak szybko chodzisz - wymruczał, a potem podał mi mój plecak. - Nasz cel, kawiarenka ''Mochi''. 

Westchnąłem, wkładając plecak na ramiona. Jungkook pomógł mi się podnieść, a potem objął mnie w pasie. Przez moment odczułem przyjemne ciepło w każdej części swojego ciała. Potem skupiłem się na krokach. Jeśli uda mi się dojść do ''Mochi'' pozwolę Jungkookowi nocować ze sobą. W końcu moje łóżko było duże, a prawdopodobieństwo, że jutro obudzę się na podłodze wcale nie było takie małe.

********************************************************************************************


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top