Rozdział 41.

                                                                                   Jungkook

W momencie gdy moja dłoń zetknęła się ze skórą Jimina, przeżyłem lekki wstrząs. Nie spodziewałem się tego, że chłopak może mieć tak gładki i miękki brzuch. Na dodatek blondyn poruszył się lekko z powodu mojego nagłego gestu, a w moim ciele coś gwałtownie pragnęło wydostać się na zewnątrz. Dobrze wiedziałem co. Co prawda nigdy nie byłem związany z żądną osobą, ale sporo się nasłuchałem w szkole opowieści moich kolegów. Mogłem teraz przekonać się na własnej skórze jakie niezwykłe jest to uczucie.

Szczerze mówiąc nie bardzo wiedziałem jak postąpić. Teoria to jedno, a praktyka drugie. Jimin z pewnością miał jeszcze mniej wyobrażeń na ten temat. Musiałem w jakiś sposób sam sobie pomóc, ale postawa mojego chłopaka mi w tym nie pomagała.

Jimin zamknął oczy, a jego oddech stał się bardzo cichy. Mój dotyk na pewno sprawił mu przyjemność, ale pewnie też trochę przestraszył. Bałem się, że stracę blondyna w tak głupi sposób.

- Jimin-ssi - szepnąłem, a gdy nie odpowiedział, pochyliłem się nad jego twarzą.- Muszę do łazienki, zaraz wracam.

Chłopak uchylił powieki, patrząc na mnie dużymi oczami. Jego mina mówiła sama za siebie. Był trochę niepewny i obawiał się tego co mogę zrobić. To dlatego nie mogłem dłużej tu zostać i go całować. To by się dla nas źle skończyło.

Podniosłem się z podłogi, zostawiając Jimina samego. Po cichu udałem się na korytarz, a potem błądząc pośród ciemności, skierowałem prosto do łazienki.

***

Siedzenie w mroku nocy miało w sobie pewien urok. Mimo chłodu bijącego od podłogi wcale nie czułem zimna. Potrzebowałem pobyć trochę w samotności, chociaż teraz miałem poczucie tego, że już nie jestem sam. I pewnie długo nie będę, no chyba że Jimin mnie wygoni z domu.

Uśmiechnąłem się sam do siebie, ukrywając twarz w dłoniach. Cisza panująca w całym domu przypominała mi moje własne życie. Tak nagle naszły mnie przykre myśli i wspomnienia. Wcześniej żyłem z dnia na dzień, będąc świadomym tego, że w tym życiu nie czeka mnie nic dobrego. Chłopak z biednej rodziny i rodzicami alkoholikami zawsze był skazany na porażkę. Ludzie odwracali się od takich jak ja, a chęć bliższego kontaktu była od początku niemożliwa.

Spotkanie Jimina okazało się dla mnie szansą. Walczyłem żeby móc go poznać i udało mi się. Mój uparty charakter w końcu się na coś przydał. Czasem bałem się, że blondyn mnie naprawdę odtrąci, ale tak się nie stało. Przecież on też miał swoje problemy, a ja chciałem mu pomóc na każdy możliwy sposób. Nie chciałem żeby płakał i chodził smutny każdego dnia. To dlatego ciągle krążyłem wokół niego i mimo, że byłem nachalny i narzucałem się mu, Jimin mnie lubił. To dodało mi sporo sił. I to dlatego nie mogłem teraz pozwolić, aby chłopak się ode mnie odsunął. Musiałem zacząć panować nad sobą w jego obecności.

Westchnąłem, opierając się o ścianę. W końcu zacząłem się uspokajać, a moje podniecenie gdzieś odeszło. To naprawdę było aż tak proste? 

Podniosłem się i bardzo ostrożnie opuściłem łazienkę, kierując się z powrotem do pokoju chłopaka.

Gdy wszedłem, Jimin już spał. Przynajmniej takie odniosłem wrażenie widząc jego skuloną postać na boku. A może czekał na mnie? 

Zbliżyłem się do naszego posłania, a potem wsunąłem pod cieplutką kołdrę. Jimin nie zareagował, dlatego przytuliłem się do jego pleców.

- Dobranoc - wyszeptałem, całując chłopaka prosto w kark. Wyczułem jak zadrżał więc spytałem szeptem: - Jiminnie, śpisz?

Blondyn obrócił się na drugą stronę, wtulając w moją klatkę piersiową. Jego oczy były zamknięte, a usta półotwarte. Nie wiedziałem czy jest świadomy tego co robi, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Jego widok był taki uroczy.

- Przepraszam za to - szepnąłem, całując go w czubek głowy.- Obiecuję, że więcej cię nie zawstydzę.

Jimin spał. Byłem tego pewny. Na pewno by mi odpowiedział, ale tego nie zrobił. Po namyśle zamknąłem oczy, kładąc głowę blisko chłopaka.

***

Gdy się rano obudziłem, miejsce obok mnie było puste. Zaskoczony, przetarłem powieki, a potem podniosłem się do siadu. Jimin gdzieś zniknął, zostawiając mnie samego. Czemu mnie nie obudził?

Słysząc jakiś hałas, uniosłem głowę spoglądając na drzwi. Jimin pojawił się w przejściu ubrany w swój mundurek do szkoły, a gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, prawie wyrzucił ręce w górę.

- No w końcu - westchnął, kręcąc głową.- Prawie zaspałem do szkoły. A to wszystko twoja wina.

Zdumiony, zamrugałem. Może miał w tym trochę racji, ale...w końcu nic wielkiego się nie stało.

- Przecież zdążysz na lekcje, Jiminnie - jęknąłem, podnosząc się z podłogi. Zacząłem sprzątać pościel i poduszki, a gdy blondyn rzucił mi zdegustowane spojrzenie, zapytałem: - Co jest?

- Może się trochę pospieszysz, co? - zasugerował, szukając swojego plecaka.- Poza tym...nie zdążysz zjeść już śniadania.

Wzruszyłem ramionami, pytając go czemu mnie nie zbudził.

- Próbowałem, ale nie chciałeś wstawać - odpowiedział, przyglądając mi się ponuro.- Ten pomysł ze wspólnym spaniem nie był zbyt dobry. Teraz widzisz jakie są tego skutki...

Rzuciłem kołdrę na łóżko, odwracając się w stronę chłopaka.

- Dlaczego jesteś taki zgryźliwy z samego rana? - rzuciłem mu, zaciskając usta.- Wiem, że wczoraj zachowałem się inaczej. Ale uwierz mi, że nie chciałem. Nie mogłem zapanować nad własnymi uczuciami.

Jimin patrzył na mnie niepewnie, a potem szepnął pod nosem:

- Ja jakoś potrafię.

Otworzyłem szeroko oczy, bo jego słowa mnie trochę zapiekły. Skoro chciał się ze mną sprzeczać, to wolałem po prostu wyjść.

- Nie idę z tobą, muszę dziś coś załatwić - powiedziałem, szukając swoich ubrań.- Dlatego...nie czekaj na mnie, idź sam.

- Gdzie idziesz? - spytał cicho, a potem narzucił sobie plecak na ramiona.- Dokąd...

- Nieważne, to moja sprawa - odpowiedziałem obojętnie, a gdy rzucił mi przykre spojrzenie, dodałem: - Z obiadem też nie czekaj, bo będę późno.

Jimin otworzył usta, aby coś powiedzieć. Czekałem, aż wreszcie przestanie się dąsać i po prostu zapewni mnie, że wszystko w porządku. Gdy tak zwyczajnie wyszedł z pokoju, spuściłem głowę. Poczułem się zupełnie jakby mnie uderzył.

***

Wczorajsze rozmyślania sprawiły, że postanowiłem odwiedzić mamę. Nie chciałem tego robić, ale coś w podświadomości kazało mi do niej iść. Miałem nadzieję, że nie popełniam błędu.

Pogoda nie zachęcała zbytnio na wyjścia, ale było mi wszystko jedno. Po kłótni z Jiminem musiałem jakoś odreagować. Nie chciałem się z nim sprzeczać o takie głupie rzeczy, bo to nam nie było potrzebne. Zastanawiałem się o co tak naprawdę mu chodziło i z jakiego powodu był wobec mnie taki surowy. Nie zrobiłem nic złego, ale mimo to czułem się jakbym go jakoś zranił.

Gdy w końcu dotarłem do swojego mieszkania, było prawie południe. Spacer dobrze mi zrobił. Przynajmniej uspokoiłem się na tyle, że mogłem rozsądnie myśleć.

Drzwi jak zwykle były otwarte, a w środku nikogo. Dokąd oni poszli? A może tak zabalowali, że teraz leżeli gdzieś na ulicy albo dworcu? To nawet było do nich podobne.

Westchnąłem, spoglądając na brud i kurz. Poczułem się samotny. Zawsze czułem smutek będąc w swoim rodzinnym domu, o ile mogłem go tak nazwać. Na moment zajrzałem do swojego pokoju, ale nic się w nim nie zmieniło. Wszystko było tak samo jak w momencie gdy opuszczałem mieszkanie.

Nie miałem tutaj nic do roboty, a mamy przecież nie było. Jak miałem ją znaleźć skoro nie wiedziałem dokąd poszła?

***

Spacerowałem między kamienicami, a potem poszedłem w kierunku parku. Stąd był dobry widok na budynek szkoły. Mogłem zaczekać na Jimina i z nim porozmawiać. Nagle dotarła do mnie okropna prawda. Miałem tylko jego. Tylko Jimin mi pozostał. A ja nie mogłem go stracić, bo to by oznaczało mój koniec.

*****************************************************************************************

https://youtu.be/T0biMuS8HHw


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top