Rozdział 18.

                                                                                    Jimin       

Ten czas spędzony w ''Mochi'' jednak nie był aż tak stracony. Zdążyłem się nauczyć całego materiału na sprawdzian, a gdy skończyłem rozwiązywać zadania, Jungkook patrzył na mnie uważnie. To sprawiło, że poczułem się dziwnie. Nigdy nikt się mną nie zainteresował w tak oczywisty sposób. Teraz nie miałem pojęcia gdzie podziać oczy. Gdyby jeszcze moje kolano nie bolało aż tak, to dałbym radę stąd uciec.

- Może...chcesz już wracać, co? - zapytałem bruneta, a potem sięgnąłem po koktajl. - Um, naprawdę dobry.

Jungkook uśmiechnął się w moją stronę, nieświadomie trącając mnie stopą. Popatrzyłem na niego z boku.

- To oczywiste jak słońce na niebie - mruknął, spoglądając na mnie przyjaźnie.- Już na początku szkoły znalazłem tę kawiarenkę. Nie spodziewałem się, że aż tak przypadnie mi do gustu. Teraz nie wyobrażam sobie chodzić gdzie indziej. A poza tym, ceny są tutaj wyjątkowo niskie.

Skinąłem głową. Miał rację, musiałem się z nim zgodzić.

- Wiesz...ja - zacząłem, zastanawiając się jak sformułować następne zdanie. - Nie jestem zbyt towarzyski. Nikt mnie nigdzie nie zapraszał, dlatego...

- Hej, Jiminnie - przerwał mi Jungkook, uśmiechając się.- Wiem to. Nie miałeś wyboru jak zaakceptować decyzje matki. Mogę sobie tylko wyobrażać jak było ci ciężko.

- Tobie też nie było łatwo - przyznałem, patrząc w jego czarne oczy. Przez moment ponownie zacząłem odczuwać to silne uderzenie serca. Bałem się, że coś jest nie tak. Co mi się działo?

Jungkook czekał aż powiem coś więcej, a gdy tego nie zrobiłem, spakował swoje rzeczy do plecaka.

- Wracajmy, ugotuję ci coś dobrego do jedzenia - mrugnął do mnie, podnosząc się z miejsca.

- Co? - spytałem, zaskoczony jego postanowieniem.- Nie trzeba, gospodyni ma przyjść po południu.

Brunet wzruszył ramionami, a ja pospiesznie zgarnąłem swoje książki do plecaka. Potem podniosłem się z wyraźnym wysiłkiem, ale niczego nie dałem po sobie poznać. Wolałem żeby myślał, iż wszystko jest w porządku.

***

W czasie drogi powrotnej w ogóle nie rozmawialiśmy. Spodziewałem się, że Jungkook odezwie się zaraz po wyjściu z kawiarenki, ale tak się nie stało. Widocznie zaczął o czymś myśleć, a ja znowu zacząłem odczuwać niepokój.

Gdy dotarliśmy do przystanku autobusowego w oddali dostrzegłem jakichś trzech mężczyzn z tatuażami. Dlaczego ich widok wydał mi się dziwnie znajomy?

Nagle przypomniałem sobie sklep. Złapałem rękę Jungkooka, a gdy zatrzymał się i na mnie popatrzył, wyszeptałem w jego stronę:

- Patrz, Kookie. To ci ze sklepu.

Chłopak popatrzył przed siebie ze zdumieniem, ale wydawał się spokojny. W przeciwieństwie do mnie w ogóle się nie bał.

- Jak twoja noga się zagoi, koniecznie cię pouczę - szepnął.

- Czego? - zapytałem, unosząc brwi.

Jungkook skierował na mnie spojrzenie, ale jego oczy były poważne.

- Samoobrony, Jimin- ssi.

- No, cóż- mruknąłem, ciągle trzymając go za rękę.- Przydałoby mi się.

Chłopak uśmiechnął się, idąc przed siebie. Nie miałem wyboru jak pójść za nim. Moje nadzieje rozwiały się niczym dym, gdy spostrzegłem jak uwaga stojących mężczyzn kieruje się w naszą stronę. Jeden z nich najwyraźniej mnie rozpoznał.

- O, czy to ten koleś ze sklepu? - rzucił, śmiejąc się głośno.- Hej, ty! Nie chciałeś nam sprzedać piwa, mylę się? Powinienem ci pokazać gniew niezadowolonego klienta?

- Zostaw nas w spokoju - wycedził Jungkook przez zaciśnięte zęby.

W tym momencie zacząłem odczuwać lęk. Bałem się, że coś nam zrobią. Przecież było ich więcej, a ja nie umiałem się bić tak jak brunet. Jednocześnie do mojej głowy przebiła się myśl, że powinienem coś zrobić. Cokolwiek żeby tylko nas nie zranili.

- To było do mnie? - spytał mężczyzna z zielonymi włosami. Jego usta wykrzywił grymas złości.- Podejdź tu! Zaraz ci pokażę siłę swoich pięści.

Jungkook nie ruszył się z miejsca, a potem popatrzył na mnie.

- Zostań tu - polecił, czym przyprawił mnie o duże zdumienie.- Zaraz wrócę tylko się z nim policzę. To zajmie minutę.

- Co? - wyszeptałem, blednąc na twarzy.- Nie, nie idź. Proszę.

Jednak ani myślał mnie słuchać. Odsunął moją rękę, a ja patrzyłem bezradnie jak idzie w kierunku znacznie od siebie umięśnionego mężczyzny. Poczułem strach, który nagle sprawił, że nie mogłem ruszyć się z miejsca.

Jungkook rozglądał się na boki, ale to było bezcelowe. Wszyscy trzej nagle rzucili się na niego, a ja poczułem jak moje serce uderza niespokojnie. Co miałem robić? Przecież nie miałem szans, zwłaszcza z moim kolanem.

- Zostawcie go! - krzyknąłem, ale nie zwrócili na mnie uwagi. 

- Uciekaj, Jiminnie! - wrzasnął Jungkook, uderzając mężczyznę w brzuch.

Nie mogłem go zostawić. Nawet jeśli byłem tchórzem, nie zostawiłbym przyjaciela samego. Nagle wpadłem na pewien pomysł. Błagałem niebiosa, aby mnie wysłuchały.

Nabrałem powietrza w płuca, a potem zacząłem krzyczeć najgłośniej jak potrafiłem.

- Pomocy! Na pomoc!

Jungkook dostał w twarz, a ja zacząłem krzyczeć jeszcze mocniej. Miałem wrażenie, że zdzieram sobie struny głosowe.

Po kilku minutach ludzie zaczęli podchodzić w naszą stronę. Spostrzegłem jak ktoś wyciąga telefon i najwyraźniej dzwoni na policję. Podchwyciłem to.

- Policja! Na pomoc!

Na moje słowa banda mężczyzn puściła mojego przyjaciela. Jungkook osunął się na chodnik, a ja natychmiast znalazłem się przy nim. W oddali ujrzałem uciekających opryszków.

- Kookie...- szepnąłem, czując napływające łzy do oczu. Powstrzymałem je.

Jungkook westchnął, dotykając palcami swojej rozciętej wargi. Potem przyjrzał się mojej smutnej twarzy. W jego oczach odmalowało się zadowolenie.

- Obroniłem cię - rzucił z dumą.

- Co? - jęknąłem, a potem bez namysłu walnąłem go w ramię, aż się skrzywił.- Ty bezmyślny głupku! Mogłeś zginąć!

Uśmiechnął się do mnie boleśnie.

- Bez przesady, nie mieli ze mną żadnych szans.

***

Dotarliśmy do domu późnym popołudniem, a gdy wszedłem do środka, wokół panowała niczym niezmącona cisza. Jungkook szedł za mną, a potem nagle przystanął.

- Co jest?- spytałem, patrząc na jego poobijaną twarz. Nadal to do mnie nie docierało, że aż tak ucierpiał.

- Z twoim kolanem wszystko dobrze?

Byłem trochę zaskoczony, a jednocześnie dziwnie poruszony tym, że tak się o mnie martwił.

- Wszystko w porządku, naprawdę - uśmiechnąłem się do bruneta.- Chodźmy do pokoju, opatrzę ci ranę.

- Mówisz poważnie? No to idziemy - zarządził, wyprzedzając mnie w połowie drogi. Nie rozumiałem z czego się tak cieszy. Pewnie coś go bolało, ale nie wiedziałem co. Głowa?

Zanim zabrałem się do opatrywania chłopaka, musiałem się przebrać. Mój mundurek był trochę brudny, zresztą jego też. W łazience włożyłem na siebie wygodny strój, a potem poszedłem do pokoju.

Jungkook siedział na moim łóżku, a gdy mnie zobaczył, nagle zaniemówił.

- Wyglądasz...ładnie - powiedział, patrząc prosto w moje oczy.

Zarumieniłem się, patrząc na siebie. Włożyłem na siebie białą koszulkę oraz dżinsowe ogrodniczki. Czyżby to przebranie mnie zmieniło w kogoś innego? Nie byłem pewny.

- Um, dzięki - mruknąłem, a potem popatrzyłem na niego.- Czemu się nie przebrałeś?

Jungkook uśmiechnął się do mnie.

- Zrobię to potem.

- Nie, teraz - wymruczałem, rzucając mu spojrzenie spod oka.- Chcę wyprać nasze mundurki więc zdejmij swój żebym mógł to zrobić.

Brunet przewrócił oczami, ale pospiesznie zaczął zdejmować z siebie ubranie. Gapiłem się na niego zaskoczony,  a potem nagle zasłoniłem oczy dłońmi.

- Idź do łazienki! - pisnąłem, a słysząc jego głośny śmiech, dodałem: - To nie miejsce na striptiz, Jungkook!

- Wstydzisz się mnie, Jimin- ssi? - spytał, a gdy zacząłem się wycofywać do drzwi, usłyszałem jak podnosi się z łóżka.- Patrz co mi zrobili. Jak to zakryjesz?

Niepewnie odsunąłem dłonie od twarzy, a potem powoli popatrzyłem na jego nagi brzuch.

**********************************************************************************************



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top