.

!TW! Poruszanie sprzedaży narkotyków !TW!

Ponury poranek łączył się z dobrym humorem Dante Capeli. Przez większość dni chodził bez emocji jednak jeżeli widział deszcz, na jego twarz wpływała odrobina uśmiechu. Jedynie tą pogodę uwielbiał. Wspominał wtedy te piękne czasy ze swoją mamą. Tę kobietę wspominał najlepiej jak się dało. Zawsze mu pomagała nieważne jak bardzo by za nią się paliło. To ona go uratowała. To ona była tą wspaniałą rodzicielką wychowującą dwójkę dzieci. Jego oraz Madeline. A to jednak on przychodził co roku na jej grób by powspominać wszystkie miłe jak i smutne historie. Dwa lata siedzieli razem w domu dziecka. Niestety ten czas się skończył i jego wziął szef policji: Sonny Rightwill, a ona została i czekała na swojego opiekuna. Niestety Rightwill nie był dla niego zbyt miły a raczej odpowiedzialny i nigdy nie był miękki. Nie przejmował się nawet jego depresją a stan w której był Dante nie był zbyt dobry. Nie przeszkadzało mu nawet wzywanie do szkoły w celu jakiejkolwiek bójki kogoś z Capelą. Po prostu zbywał ich mówiąc, że jako szef nie ma zbytnio czasu na przyjazd do szkoły i, że pogada z synem w domu. Dante również nie był zbytnio rozgadany. Wolał siedzieć w ciszy i nie wychylać się oraz nie psuć wizerunku klasy. Przez to nigdy nie uczestniczył w zdjęciach klasowych. Mu nie przeszkadzały ten brak zdjęć. Nie chciał wspominać twarzy ludzi, którzy nie byli zbytnio przyjaźni z nastawieniem do czarnowłosego.

Nie interesował się jak inni chłopacy z klasy dziewczynami bądź związki. Wolał siedzieć w swoim pokoju z książkami bądź leżeć na łóżku i bazgrać modele aut. Nie mógł policzyć ile szkicowników ma w szafce z narysowanymi Dodge'ami, Corvette'mi czy Mustangami. Kiedyś chciał zmienić swoje życie, lecz gdy uznał, że w sumie mu się nie uda zaczął się do tego przyzwyczajać i z czasem nie przeszkadzało mu to. Jego dni zbytnio nie różniły się od siebie. I tak miało być też dzisiaj. Normalnie przygotowywał się do szkoły i do niej poszedł. Pierwszą lekcją była godzina wychowawcza ze znienawidzoną przez Dantego Panią Katariną Winter. Jak zwykle pojawił się dwie minuty przy dzwonkiem i jak zwykle oparł się o ścianę przed klasą. Rozglądał się po twarzach swoich "znajomych" z klasy, połowę z nich znał tylko z imion. Jednak zobaczył nową twarz. Niebieskooki chłopak z niebieskimi włosami. Przez chwilę przeleciała mu myśl, że to ktoś z klasy obok i po prostu rozmawia ze znajomymi i tak zostawił swoje myśli. Gdy dzwonek zadzwonił a drzwi sali się otworzyły, odepchnął się od ściany, wszedł do sali i usiadł na swoim miejscu przy oknie na samym końcu. Nie miał nawet opcji gdzie indziej usiąść, wszystkie inne miejsca były zajęte przez minimum jedną osobę, została mu tylko ta ławka. Kiedy nauczycielka weszła do klasy a za nią niebieskowłosy Dante lekko się zdziwił. Nic nie powiedział tylko wyjął z plecaka szkicownik oraz ołówek i zaczął coś bazgrać.

Pov.Xander

- A więc Dzień dobry dzieci! Zaczniemy od tego, że mamy nowego ucznia w klasie więc mam nadzieję, że przyjmiecie go miło. Widzę, że są wszyscy. Xander wybierz sobie miejsce i zaczynamy lekcje.- Gdy to powiedziała od razu zauważyłem grupkę z którą rozmawiałem przed lekcją. I widząc wolne miejsce oraz rękę pokazującą żebym usiadł z nimi podszedłem do nich i usiadłem na miejscu. Popatrzyłem na wszystkie osoby, które siedzą w klasie. Były wszystkie osoby siedzące pod salą i jeden czarnowłosy, który był kompletnie niezainteresowany lekcją bądź kimkolwiek. Po prostu siedział i rysował coś w szkicowniku. Wróciłem wzrokiem na swoją ławkę i towarzyszy. Nie powiem, że ta lekcja była długa, a właściwie na odwrót. Razem z dwoma następnymi przeleciały bardzo szybko. Więc gdy tylko wybił dzwonek po lekcji angielskiego udaliśmy się na stołówkę. Siedliśmy przy ścianie i zaczęliśmy jeść nasze drugie śniadania.

- A więc- zacząłem- opowiecie mi coś o osobach z klasy?- Spytałem chłopaków.

- Zapomniałem o tym. Mieliśmy ci to powiedzieć. No więc nasza klasa dzieli się na grupki. Jak normalna klasa. W jednej grupce tak zwanych dziuń jest Heidi, Rosalia, Anaise, Luisa, Leyla, Bella i Kathrine. W kolej grupce zwaną emo, David, Carol, Blaise i Michael. Naszą piątkę znasz. Jest jeszcze jedna grupka "zjebane" Maya, Josephine, Allison i Tony.- Wytłumaczył mi James. Zdziwiłem się, że pominął jedną osobę.

- A tamten?- Wskazałem na czarnowłosego, który siedział w innej ławce.

- Dante ogólnie nie zadawaj się z nim. Jest jakiś dziwny. Cały czas chodzi z jednym wyrazem twarzy i cały czas coś rysuje.

- A nie próbowaliście z nim porozmawiać?- Moja brew lekko się podniosła.

- Jego ojciec jest szefem policji. Woli nie mówić nic bo jeszcze zgłosi to jemu i będziemy mieli problemy.

- Zaraz przyjdę- rzekłem, wstałem z krzesła i zacząłem iść w stronę toalety. On naprawdę jest dziwny czy chcą mnie wpierdolić w jakieś gówno?

Pov. Dante
Po godzinie 23 w jakiejś ciemnej uliczce.

- To jak? Płacisz i idziesz czy zabieram towar i zostajesz bez niego?- Lekko podniosłem brwi i uśmiechnąłem się. Niestety nie widział tego a chciałbym. Wystawił niechętnie rękę z tysiącem dolarów. Podałem mu mały karton i wziąłem gotówkę. Gdy odebrał paczkę skierował się do swojego auta, a ja w przeciwnym kierunku jednak zatrzymała mnie kogoś ręka. Odwróciłem się z uniesionymi brwiami.- Hmm?- Spytałem zmieszany.

- Cześć, miło cię spotkać. Mógłbyś powiedzieć gdzie jesteśmy? Nie wiem, jak tu się dostałem.- Kiwnąłem lekko głową i zacząłem iść w stronę swojego domu. Spojrzał na mnie podejrzanym wzrokiem. I przechylił lekko głowę w bok.- My się znamy? Wyglądasz jak jeden gość z mojej klasy. Ludzie mówią, że jest jakiś dziwny?- Bardziej spytał niż stwierdził.- Ale nie jestem tego w stanie potwierdzić. Nigdy z nim nie rozmawiałem a wygląda na miłą osobę.- Czyli zdążyli mu o mnie powiedzieć, super.

- Znamy się Xander.- wzruszyłem lekko ramionami. Ściągnąłem maskę z twarzy.

- Dante? Czyli rozmawiam z tobą pierwszy raz i to po dziesiątej.

- To źle?- Lekko się zmartwiłem. Nie chciałem żeby kolejna osoba się ode mnie odwróciła. Wydawał się spoko.

- Właśnie odwrotnie, wydajesz się fajny. Nie wiem czemu oni tak na ciebie mówią, że niby jesteś dziwny skoro nawet z tobą nie rozmawiali.

- Ludzie mówią tak nawet jeśli kogoś znają, ale nie potrafią tego powiedzieć w oczy. Chcesz zostać na noc czy idziesz do siebie?- Spytałem.

- Jeżeli nie będzie to problem to mogę zostać. Nie chcę sprawiać problemów.

- To żaden problem. I tak pewnie nikogo nie ma u mnie.- Wzruszyłem ponownie ramionami i wszedłem w skrót.

- Na pewno wiesz gdzie idziemy?

-Mhm, zawsze tędy chodzę.- wyszedłem z uliczki i skierowałem się na drugą stronę drogi po której znajdował się mój dom.- Idziesz czy mam ciebie przenieść siłą?- Zaśmiałem się a niższy podbiegł do mnie. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, jak zwykle panowała cisza lecz widziałem lekkie światło z pokoju ojca. Nie zapowiadało się to dobrze. Zamknąłem za niebieskookim drzwi i zdjąłem buty oraz kurtkę.

- Dante ile razy mówiłem ci żebyś nie wracał późno?- W pomieszczeniu znalazł się Sonny. Jestem w dupie.

- Dzień dobry- przywitał się Xander.

- Dobry wieczór. Dante?- Skierował wzrok na mnie. Jak patrzył na mnie miałem wrażanie, że jego oczy wypalają mnie na wylot.- Wytłumaczysz się jakoś?- Skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

- Noo, gdy chodziłem po mieście znalazłem Xandera który się zgubił i tak znaleźliśmy się tutaj- cały czas unikałem kontaktu wzrokowego.

- Eh, idźcie spać. Nie mam do was siły- pokręcił głową i poszedł do swojego biura.

- Na pewno nie będziesz miał problemów przeze mnie?- Zapytał się mnie.

- Nie, po prostu nikogo nie przyprowadzam do domu.- Skierowałem się w stronę swojego pokoju a Wayne za mną podążał.

- Mogę wiedzieć czemu?- Weszliśmy do ciemnego pomieszczenia. Jak zwykle panował tu porządek. Łóżko zaścielone, książki poukładane, a na biurku położony jedynie laptop a obok niego jedna puszka monstera.- Wow- szepnął.

- Dlatego jest tu taki porządek- mruknąłem i usiadłem na łóżku a chłopak dosiadł się do mnie i zacząłem ponownie mówić.- Nigdy nie miałem za dużo przyjaciół, w sumie to jednego ale lojalnego. Zawsze był przy mnie gdy był potrzebny. Ale gdy opuściłem Los Angeles on opuścił je razem ze mną.

- To gdzie on teraz jest?- Przekręcił głowę w moją stronę.

- W niebie. Od mojej siostry słyszałem, że umarł bo brakowało mu mnie. Nigdy sobie tego nie wybaczyłem przez to cały czas jestem sam.- Mój wzrok lekko się zamglił.

- Oł, dlatego uważają, że jesteś dziwakiem. Wszystko co usłyszałem o tobie stało się nie prawdą. Nigdy nie myślałem, że tyle rzeczy wypowiedzianych mi prosto w oczy może być tak wyłamane w jednym zwierzeniu.

- Jednym ale niezbyt prostym- szepnąłem łamiącym się głosem.

- Ej co jest?- Złapał moją twarz w ręce i skierował w swoim kierunku. Przelatywał wzrokiem po mojej twarzy by mnie przytulić. Czułem się jak w azylu. Bezpiecznie, a ciepło bijące od Wayne'a dawało mi dziwne uczucie na dole brzucha. Przeniósł mnie na swoje kolana i zaczął głaskać po plecach, a ja schowałem swoją twarz w jego ramieniu. Z moich oczu niepohamowanie leciały łzy i ledwo nabierałem powietrze, łkałem.- Spokojnie, bo zaraz ja będę płakał- zaśmiał się. Próbowałem opanować chodź trochę swój oddech bądź łzy lecz nie za bardzo dobrze mi to wychodziło. Spróbowałem wziąć głębszy oddech nich dotychczas. Nie dałbym rady zliczyć ile czasu zajęło mi się uspokojenie lecz wreszcie się udało.- Dante?- Lekko odciągnął mnie od swojego

- Tak?

- Wszystko okej, nie wyglądasz zbyt dobrze.

- Jest dobrze, nienawidzę tego wspomnienia a jednak często do niego wracam. Nie chcę tego przeżywać ponownie.

- Ale to one są ważne w życiu. Na nich możesz się uczyć. W nich widzisz ile razy mogłeś się poddać a jednak wstałeś silny i radzisz sobie z tym. Widzisz co przeżyłeś i wiesz już czego nie robić by to przydarzyło się ponownie. To taka jakby przestroga.

- Mhm- moje oczy same się kleiły do siebie. Nie z późnej pory lecz zmęczenia które targało mną po ataku paniki. Lekko opadłem w ramionach starszego i odpłynąłem w świat Morfeusza.

Pov.Xander

-Dantuś?- Cicho szepnąłem lecz gdy nie usłyszałem odpowiedzi położyłem się wygodnie na łóżko kładąc wyższego na mojej klatce piersiowej i zacząłem przejeżdżać po jego włosach puki sam nie usnąłem. 

Pov.Sonny

Koło godziny szóstej poszedłem obudzić Dantego do szkoły. Z kubkiem kawy w ręce nie pukając wszedłem do pokoju i spotkałem Dantego leżącego na niebieskowłosym. Zrobiłem im szybkie zdjęcie i podszedłem do nich.

- Chłopaki wstawać- lekko nimi potrząsnąłem i wyszedłem z pokoju z celem zrobienia śniadania.- DWA RAZY NIE BĘDĘ POWTARZAĆ- krzyknąłem schodząc po schodach.

Pov.Dante

Powoli otworzyłem i poczułem, że na czymś leżę a bardziej na kimś. Otworzyłem je do końca i lekko się podniosłem. 

- Xander?- Spytałem zachrypniętym głosem.- Co się stało, że ja na tobie kurwa leże?

- Wczoraj przyprowadziłeś mnie do swojego domu bo się zgubiłem. I opowiadałeś historię o sobie i chyba byłeś zmęczony po ataku paniki i nie miałem serca cię budzić.- Przyciągnął mnie do klatki i przytulił przymykając oczy do snu.- Musimy wstawać? Wygodnie mi tak.

- Mhm, musimy. - Niebieskowłosy poluźnił swój uścisk, a ja korzystając z chwili uciekłem z niego i podszedłem do szafy wyciągając z niej dwie pary dresów. Rzuciłem jedna z nich na twarz Wayne'a i poszedłem do łazienki się przebrać i umyć zęby.

Pov.Xander

Zobaczyłem co dostałem w "prezencie" od czarnowłosego. Szybko się w to przebrałem i zszedłem na dół gdzie spotkałem ojca Dantego.

- Dzień dobry- rzekłem i usiadłem na krześle przy stole.

- Dzień dobry, więc Xander tak?-  Spytał a ja kiwnąłem głowa na znak potwierdzenia.- Miło cię poznać. Widzę, że Dante cię polubił skoro tu jesteś.

- Tak, tak mi się wydaje. Dante jest dobrym znajomym i nie jest taki jak mi to mówili.

- Cieszę się i mam nadzieję, że będziesz częściej tu przychodził.- Uśmiechnął się.

- Jasne, że tak.

Pov.Dante

Ostatni raz spojrzałem na to metalowe cholerstwo w mojej dłoni. Zamknąłem ją szczelnie w etui telefonu i wypuściłem drżące powietrze z ust. Cieszyłem się, że ojciec nie zauważył moich ran na udach. Chwiejnymi nogami wstałem z zimnych kafelków i otworzyłem drzwi. Do moich uszu od razu dobiegła rozmowa oraz co jakiś czas śmiech. Zabolało. Nigdy nie miałem takiej sytuacji z ojcem w której się śmialiśmy bądź normalnie rozmawialiśmy. Zerknąłem w lustro, które miałem na przeciwko wejścia. Lekko zaczerwienione, szklane i napuchnięte oczy. Niechętnie opuściłem pokój i zszedłem na dół.

- Cześć- mruknąłem przerywając rozmowę i podszedłem do lodówki wyjąc mleko. Wzrok wszystkich w pokoju zleciał ja mnie przez co czułem się nieswojo.

- Co się stało Dante?- Wypalił Xander wstając z krzesła i w ekspresowy czasie znalazł się przy mnie sprawdzając mi czy nie mam gorączki.- Jaki ty jesteś rozgrzany, dobrze się czujesz?

- Tak- niebieskowłosy odszedł o krok a na jego miejscu pojawił się mój ojciec, który wyciągnął termometr i sprawdził mnie. 41.2°

- Faktycznie- szepnął.- Zostajesz w domu.- Stwierdził i odszedł w stronę wyspy po kawę.

- Ale ja się dobrze czuje- odłożyłem mleko i skrzyżowałem ręce na piersiach.

- Dante masz gorączkę. Nie stan podgorączkowy a samą gorączkę. Zostajesz i nie słyszę odmowy. Wychodzę do pracy, wrócę koło dwudziestej.

- Przypilnuje by został. - Rzekł dumne Wayne.

- A ty nie idziesz do szkoły Xander? - Spytał. Nigdy tak się o mnie nie troszczył jak teraz przy Xanderze. Ponownie zabolało.

- Mam lekarza w trakcie lekcji więc i tak pewnie bym został u siebie. A tak to przypilnuje Dantego - uśmiechnął się. Postanowiłem nie słuchać dalej rozmowy tylko pójść do swojego pokoju. Gdy byłem w połowie drogi w głowie mi się zakręciło i ukazały się mroczki, zignorowałem to. Co było głupim pomysłem, bo dwie sekundy później wylądowałem na ziemi.

Pov.Xander

- Co to było? - Spytałem się słysząc huk w głębi domu.

- Nie wiem - wzruszył rękami lecz ruszył w kierunku dźwięku a ja ruszyłem za nim. Na samej górze schodów ujrzeliśmy leżącego czarnowłosego. - Cholera - szepnął i podbiegł do swojego syna. Sprawdził mu tętno i oddech. Podniósł go z paneli i zaniósł do jego pokoju. - Zostaniesz z nim? Muszę pilnie jechać na komendę - zwrócił się do mnie.

- Jasne - uśmiechnąłem się i siadłem obok czarnowłosego. Najstarszy podał mi swoją wizytówkę na co przechyliłem głowę w bok z zdziwieniem na twarzy.

- Jak się obudzi zadzwoń to przyjadę. - Kiwnąłem głową, że rozumiem. Złapałem rękę Dantego i zacząłem ją lekko masować kciukiem. Rightwill jedynie się uśmiechnął i wyszedł z pokoju a potem z domu. Położyłem się obok niebieskookiego, napisałem Jamesowi, że mnie nie będzie bo muszę jechać do lekarza i zacząłem przeglądać Twittera.

Pov.Dante

Lekko uchyliłem moje ociężałe powieki. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Mój pokój i Xander leżący obok? Obróciłem się na drugi bok, by być do niego plecami i schowałem się pod kołdrą. Nie chciałem, by ktoś widział mnie w takim stanie, a tym bardziej Xander, który chyba to zauważył.

- Nie uciekaj - szepnął, usłyszałem ciche odłożenie telefonu na szafkę. Nic nie powiedziałem tylko zamknąłem oczy.- Dantuś, nie chowaj się - położył swoją rękę na moim ramieniu i odwrócił mnie w swoją stronę.

- Co? - Cicho warknąłem spoglądając w jego niebieskie oczy dało się w nich utonąć.

- No nie obrażaj się - spojrzał chyba na moje usta więc lekko przekrzywiłem głowę.- Rozumiem, że to co się stało było czymś spowodowane, lecz to nie jest powód do tego, by się chować.

- Xander, zostaw mnie. Nie potrzebuje niańki, która siedzi przy mnie cały czas.

- W aktualnym stanie ktoś powinien być przy tobie. Niezależnie czy tego chcesz czy nie.- Rzekł. Jego głos jest tak melodyjny, że można go słuchać godzinami.

- Xander, proszę idź. I tak masz pewnie coś do zrobienia - szepnąłem.

- Nie mam nic do robienia, młody.

- Młody? T-to słodkie - zająknąłem się po czułem, że moje poliki zaczynają mnie piec. Spojrzałem na jego usta. Ciekawe jak smakują. KURWA Dante nie myśl o tym, co ty masz w głowie.

- Coś nie tak?- W jego głosie było czuć rozbawienie. - Wyglądasz jak burak- wybuchł głośnym śmiechem. Wbiłem mu dwa palce pod żebra na co wygiął się w łuk. Karma. Korzystając z chwili przeniosłem się nad niebieskookiego dając obie dłonie po dwóch stronach jego głowy. Spojrzałem na niego z zwycięskim uśmiechem. Postawiłem nic nie robić tylko zobaczyć reakcję drugiego. Spodziewałem się większości, ale nie tego, że postanowi mnie pocałować. Smakował idealnie. Lekko truskawkami, a jednak był lekki posmak czegoś czego nie mogłem z niczym połączyć. Przerwaliśmy pieszczotę dopiero kiedy zabrakło nam powietrza. Oparłem swoje czoło o te jego. - Nie wiesz ile musiałem powstrzymywać od tego?

- Zapewne dwa dni - zaśmiałem się. - I don't wanna be you're friend- pod śpiewałem.

- I wanna kiss you're lips - dokończył i ponownie połączył nasze usta.

2665słów
Nawet mi się podoba :>

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top