Rozdział XXX - Znaki na niebie i powrót.

„Bać się to nic złego. (...) Tylko ludzie głupi, pozbawieni wyobraźni się nie boją."

~Adam Zawada, serial „Kryminalni"

Kolejne dni, wyglądały właściwie tak samo. Codziennie opiekowałam się Sladem, który wiadomo dlaczego nie mógł się ruszać oraz zajmowałam się swoimi zainteresowaniami. Jednak, któregoś dnia, postanowiłam sprawić mu przyjemność i ukraść tą rzecz, którą miałam ukraść dwa miesiące temu. Od razu udałam się do pomieszczenia, w którym leżał Slade i, będąc tam, rzekłam:

- Slade...

- Tak? – Spytał jeszcze nieco słabym głosem.

- Muszę wyjść...Jeżeli byś mnie potrzebował, to po prostu zadzwoń czy coś.

- OK. Powinienem sobie poradzić.

Po tej krótkiej rozmowie, wyszłam, zamknęłam drzwi i ruszyłam do wyjścia, ówcześnie biorąc mego netbooka, gdyż mógł się przydać.


Kiedy wyszłam poza bazę, pomyślałam:

„Wysuńcie się!"

Po czym, moje skrzydła wykonały to polecenie, a ja, chwilę potem, wzbiłam się w powietrze i ruszyłam w kierunku „Sabrina Company".


W czasie lotu, w pewnym momencie, zobaczyłam wysoko na niebie wiązki prądu płynące w kierunku, w którym leciałam. To było dziwne, zważywszy na to, że nie mogły to być pioruny, ponieważ wiązki nie spadały na ziemię. Nie wiedziałam, co to mogło znaczyć, ale podejrzewałam, że ktoś sobie po prostu z czymś eksperymentował i ot taki był tego efekt. Jednak, około dwadzieścia minut później, zaczęłam zauważać cel mej podróży na horyzoncie.


Kiedy zaś wylądowałam na ziemi, pomyślałam:

„Schowajcie się!"

I skrzydła zrobiły to, co im kazałam. Następnie zaś, wyjęłam mego netbooka, włączyłam go i rozpoczęłam próbę shakowania systemów bezpieczeństwa owej placówki. Zajęło mi to około dwóch i pół godziny, co znaczyło, że owe zabezpieczenia były naprawdę bardzo silne. No, ale nawet to nie oparło się moim umiejętnościom hakerskim i bez problemu, po tym czasie, wyłączyłam owe systemy.


Gdy to wykonałam, wyłączyłam i schowałam mój komputer, po czym podeszłam do jednej ze ścian, a następnie uformowałam kulę dezintegrującą, którą zniszczyłam ścianę. Dzięki temu, dostałam się do środka i miałam nadzieję, że nikt mnie nie zauważył. Jednak, po wejściu do wnętrza, okazało się, że ta placówka nie miała żadnych dodatkowych zabezpieczeń będących poza wyłączonym systemem bezpieczeństwa. Dzięki temu, mogłam bardzo łatwo dostać się do celu.


Po około pięciu minutach poszukiwania, dotarłam do głównego pomieszczenia, które wyglądało jak bardzo duży równoległobok. Pośrodku stało podwyższenie w kształcie koła, nad którym zwisał owy pistolet z przedłużoną lufą, oświetlony przez cztery reflektory znajdujące się w podłodze.


Sama broń była w kolorze czarnym, z ciemnoczerwonym miejscem, za które trzymało się pistolet. Na lufie były cztery, długie paski w kolorach niebieskim, czarnym, ciemnoróżowym i zielonym. Poza wydłużoną lufą i czterema paskami, owa broń praktycznie nie różniła się od standardowego modelu pistoletu.


Widząc mój cel poszukiwań, podeszłam do niego i chwyciłam go. Po zrobieniu tego, lufa zabłysła na chwilę na biało-niebiesko, a paski zaświeciły się takimi światłami, jakiego koloru były. Natomiast na ścianie naprzeciwko zauważyłam cztery portale, w takich kolorach jak paski. Owe przejścia wyglądały jak portale ze słynnej serii gier „Portal" od Valve. No to szczerze powiedziawszy, ktoś musiał być geniuszem, żeby stworzyć w rzeczywistości działo portalowe, tylko nieco zmodyfikowane. Jednak, gdy nacisnęłam jedyny przycisk na broni, w kierunku portali wytworzyła się biała nić, wyglądająca jak stworzona z jakieś energii. Gdy zaś przesunęłam ręką, portal w który skierowana była owa nić, również się poruszył.


Czyli to musiał być jakiś prototyp, który nie pozwalał na tworzenie portali, a jedynie je emitował i umożliwiał ich przesuwanie. No, ale gdy wyłączyłam ową nitkę, po paru sekundach usłyszałam za sobą taki dźwięk, jakby ktoś wchodził do środka. Słysząc to, odwróciłam się i, po zrobieniu tego, ujrzałam...Tytanów. No cholera, a myślałam, że już ich piekło pochłonęło. Ale serio, dawno się nie widzieliśmy.


Mimo wszystko, parę sekund potem, Bestia rzekł:

- Widzę, że teraz kradniecie działa portalowe.

- Też nie wiem, na co to Sladeowi, ale jak kazał, to kradnę. – Odparłam, po czym sklonowałam się, gdyż dawno nie używałam tej umiejętności i rzuciłam w ich kierunku z zamiarem zaatakowania.

Natomiast, Robin zawołał:

- Tytani, WIO!

I Tytani również rzucili się w moim kierunku z takim samym zamiarem.


Walka szła mi dość dobrze, co było nieco dziwne, gdyż dawno nie walczyłam wręcz. No, ale jako iż się sklonowałam, to miałam chociaż trochę przewagi. Na początku jednak, była ona wyrównana i tak właściwie przez długi czas nie wiadomo było, kto by wygrał. Jednak, w pewnym momencie, zaczęłam wygrywać ja i moje klony. Zaś gdy moja oryginalna wersja walczyła wręcz z Robinem, ten znów spróbował przekonać mnie do odwrócenia się od Slade'a:

- Naprawdę nie musisz mu wiecznie służyć. Wiem, że robisz to dlatego, bo jesteś pod jego kontrolą.

- Nie. Obecnie robię to dlatego, że takie życie już dawno mnie się spodobało. Nie mogę opuścić Slade'a po tylu latach i po tym wszystkim, co dla mnie zrobił. Nie jestem niewdzięczna. – Odparłam, po czym odepchnęłam Robina w kierunku ściany za pomocą niewielkiej kuli dezintegrującej.

Następnie zaś, walka była kontynuowana. W którejś chwili, na szczęście, wygrałam ja. Kiedy Tytani leżeli wykończeni na podłodze, wchłonęłam moje klony do siebie i rzekłam:

- Mimo tak długiego czasu, nadal fajnie się z wami walczy. A teraz, do zobaczenia.

Po czym za pomocą nowego nabytku przesunęłam niebieski portal na ścianę obok drzwi a czarny pode mnie i wskoczyłam w niego.


Kiedy po paru chwilach wyszłam na zewnątrz, poczułam że było zimno, a nawet bardzo zimno. Od razu wyjęłam telefon i sprawdziłam, ile było stopni Celsjusza, mimo iż w Stanach Zjednoczonych używało się stopni Fahrenheita. Ja jednak nigdy ich nie ogarniałam, więc korzystałam z Europejskiej miary temperatur. Gdy to zrobiłam, po zobaczeniu temperatury aż szybko zamieniłam się w niematerialnego orła. Było minus sto pięćdziesiąt stopni Celsjusza, a ja nie chciałam umierać. Następnie zaś, spojrzałam na niebo, gdyż było także bardzo ciemno, aż za ciemno jak na normalną noc. Po zrobieniu tego, ujrzałam że było ono całe czarne jak smoła z czerwonymi punkcikami. Aaahaaa, ktoś się bawił w iluzję, z tego wniosek. No hej, czarne niebo z czerwonymi punkcikami i jeszcze taka temperatura pasowała do teorii wielkiego chłodu, która była jedną z możliwości końca Wszechświata. No, ale w tym momencie Ziemia powinna już dawno nie istnieć, tak samo jak ludzkość w cielesnej formie, a te dwie rzeczy nadal były i miały się dobrze, więc to była tylko iluzja. Od razu, znowu zamieniłam się w człowieka. Rzeczywiście, po paru minutach nadal byłam żywa. Od razu pomyślałam:

„Wysuńcie się!"

Dzięki czemu skrzydła wykonały moje polecenie. Ja zaś, wzbiłam się w powietrze i ruszyłam w kierunku bazy...


W czasie lotu, na niebie dostrzegłam także takie same wiązki prądu. Nie wiedziałam, kto mógł się bawić prądem i iluzją, ale to stawało się coraz bardziej niepokojące. Szczerze powiedziawszy, trochę zaczynałam się bać, że to Kornel Whittaker, mój biologiczny ojciec, chciał mi przez to przekazać, że nadal żył i coś ode mnie chciał. On umiał robić takie rzeczy, ale na razie nie chcę wspominać, dlaczego. No, ale po około dwudziestu minutach, doleciałam do mego domu i stanęłam przed nim. Następnie, pomyślałam:

„Schowajcie się!"

Po czym moje skrzydła wykonały polecenie. Jednak, chwilę potem, temperatura wróciła do normalnej, a niebo stało się takie, jak normalnie. Wiedziałam, że to była tylko iluzja, w końcu nie byłam aż tak głupia. Mimo wszystko, od razu weszłam do bazy i udałam się do pomieszczenia, w którym leżał Slade.


Po wejściu do odpowiedniego miejsca, zauważyłam że Slade spał. Nie zdziwiło mnie to, gdyż od wypadku z tym prądem, bardzo często i długo spał. Od razu, cicho podeszłam do niego i włożyłam mu w dłoń owe działo. Następnie uśmiechnęłam się do niego i wyszłam z pomieszczenia.


Wróciłam tam po około godzinie. Kiedy to zrobiłam, ujrzałam że Slade już nie spał, a działo leżało na stoliku obok. Gdy do niego podeszłam, ten widząc mnie, uśmiechnął się do mnie i rzekł:

- Dziękuję...Jesteś kochana.

- Oj, nie musisz dziękować. Po prostu jesteś dla mnie ważny i chcę, abyś był szczęśliwy. – Odparłam i również odwzajemniłam uśmiech.

Następnie, posiedziałam z nim około godziny, po czym znowu wyszłam.


Od teraz, przez tydzień, nadal opiekowałam się nim. Po tym czasie, Slade czuł się już na tyle dobrze, że mógł swobodnie chodzić i ogólnie wykonywać codzienne czynności. Gdy odłączyłam go od wszystkiego, pod co był podłączony, ten wstał, pocałował mnie w policzek, i rzekł:

- Dziękuję za to wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Jestem ci wdzięczny.

- Nie ma za co. Nie mogłabym cię zostawić po tym, co ty dla mnie zrobiłeś. – Odparłam

Chwilę później, on po prostu uśmiechnął się do mnie. Ja, odwzajemniłam ten gest i po zrobieniu tego, oboje wyszliśmy i rozeszliśmy się w swoje strony.


Jednak, od teraz, Slade przez tydzień coś majstrował przy tym dziale portalowym. Nie wiedziałam, co on z nim robił, ale ciągle nad nim siedział i chyba je ulepszał. Aż w końcu, po tygodniu, gdy siedziałam w mym pokoju i czytałam książkę, usłyszałam z korytarza taki dźwięk, jaki występował w serii gier „Portal", w momencie, gdy strzelało się portalem w kierunku ściany, na której owy mógł być umieszczony. Słysząc to, zdziwiona, odłożyłam lekturę i wyjrzałam z pokoju. Kiedy to zrobiłam, zauważyłam Slade'a z pistoletem, który dla niego ukradłam. Widziałam, że przerobił go na działo mogące także strzelać portalami.


Kiedy zaś odwrócił się w moim kierunku, chyba ujrzał, że mimowolnie opadła mi szczęka, gdyż rzekł:

- No co? To nie było takie trudne wbrew pozorom.

- J-Jak ty to... - Tylko tyle zdołałam z siebie wydusić.

- Bardzo prosto, ale nie będę ci tego mówił, bo prawdopodobnie nie zrozumiesz. To wykracza poza wszystkie prawa obecnie znanej nauki.

- A-Ale...Takie coś nie jest możliwe w dzisiejszych czasach! Sam fakt, że ktoś stworzył działo emitujące cztery portale jest niemożliwy!

- Jak widać, nie ma rzeczy niemożliwych.

- Z tego wniosek, że po prostu jesteś nadludzko inteligentny.

- Oj nie przesadzajmy.

Po tej rozmowie, ja nadal zdziwiona, wróciłam do pokoju. Czyli po prostu żyłam pod jednym dachem z jakimś super inteligentnym człowiekiem, z tego wniosek.


Jednak, tego dnia, zdarzyła się jeszcze jedna, nieprzyjemna i ciągnąca za sobą długofalowe konsekwencje, rzecz. Otóż, gdy po południu wyszliśmy razem na spacer do parku, w którymś momencie temperatura spadła do takiej, jaka była, gdy wyszłam z „Sabrina Company". Niebo zaś, pociemniało tak samo mocno oraz pojawiły się na nim czerwone punkciki. Również poczuliśmy, iż czas zatrzymał się, mimo iż nie używałam chronokinezy. Chwilę potem, przed sobą ujrzeliśmy jakiś czerwony pył, a gdy owy opadł, zobaczyliśmy przed sobą stworzenie, wyglądające na demona.


Był on o wiele wyższy od nas i miał masywną posturę. Jego skóra była ciemnoszara, a oczy świeciły na żółto. Widać było także na jego głowie niewielkie rogi, a zamiast palców miał długie ostrza, które mogłyby z łatwością przeciąć człowieka. Na sobie miał założoną jakąś nieznaną, nie wyglądającą na ziemską, czarno-czerwoną szatę.


Nie wiedziałam, kim on był, ale kogoś mi przypominał. Chwilę potem, przemówił demonicznym głosem:

- Claire Whittaker...Jakże dawno się nie widzieliśmy. Zmieniłaś się od naszego ostatniego spotkania.

Kiedy przemówił, poznałam go. To był Kornel Whittaker, mój biologiczny ojciec! Fakt, był on demonem, ale umiał też zamieniać się w człowieka i w tej drugiej formie najczęściej go widziałam. Tak naprawdę, teraz był to drugi raz, gdy widziałam go jako demona. Poza tym, z tego co wiedziałam, w przeszłości władał światem demonów, w którym to znany był jako Koelter. Nie pamiętałam jednak, dlaczego stracił tę posadę.


Mimo wszystko, chwilę potem, spytałam:

- Koelter! Zostaw nas w spokoju! Czego ty tak nagle ode mnie chcesz?!

- To proste. Chcę przejąć twoje ciało, aby za jego pomocą odbić władzę w świecie demonów, a następnie przejąć władzę także i nad tym światem. – Odpowiedział

- Chyba nie myślisz, że ci na to pozwolę.

- Oj nie tylko mi na to pozwolisz, ale też i pomożesz.

- Nigdy!

Po czym również przemieniłam się w demona. Widząc moją demoniczną wersję, Koelter rzekł:

- Widzę, że już nauczyłaś się kontrolować swoje drugie oblicze.

- Tak i teraz posłuży mi ono, aby cię zabić! – Powiedziałam, a następnie uformowałam największą kulę dezintegrującą jaką mogłam i rzuciłam w Kornela.

Jednak, to nic nie dało. Nie zabiło go to ani w żaden sposób nie drasnęło. Widząc to, uformowałam jeszcze największą możliwą kulę ognia i także w niego rzuciłam. To także nic nie pomogło. Kiedy moje próby zabicia go lub chociaż zranienia nie przyniosły skutku, zaśmiał się on i powiedział:

- Tak mnie nie pokonasz. Jestem silniejszy oraz bardziej wytrzymalszy od ciebie.

- I tak nie pozwolę ci, abyś mnie przejął. – Odparłam

- Nie byłbym tego taki pewien. Jeszcze się spotkamy.

A następnie, na jego miejscu ponownie pojawił się pył. Zaś czas, temperatura oraz niebo powróciły do normy. Kiedy zaś zniknął on, szybko przemieniłam się w człowieka. Gdy to nastąpiło, Slade spytał:

- Kim on był?

- Wierz lub nie, ale on był moim biologicznym ojcem. Jest demonem, ale może także zamieniać się w człowieka. Szczerze powiedziawszy, drugi raz w życiu widziałam go w jego demonicznej formie. W naszym świecie nazywa się Kornel Whittaker. Kiedyś był także władcą świata demonów, w którym znany był jako Koelter. Nie pamiętam jednak, dlaczego utracił ową posadę. – Odpowiedziałam

- W takim razie, współczuję ci biologicznego ojca i tego, co chce ci zrobić. Jednak nie martw się. Postaram się tobie pomóc tak, jak umiem.

- Dziękuję ci...Jesteś dla mnie taki dobry...

- Po prostu cię cholernie kocham i nie mogę pozwolić, aby coś ci się stało.

Po tej rozmowie, po prostu przytuliłam się do niego, gdyż nie wiedziałam, co mogłam więcej powiedzieć. On zaś, również przytulił mnie do siebie i pocałował w głowę. Następnie dodał:

- Nie bój się. Będę przy tobie, choćby miał mnie zabić.

- Nie wiem, jak mogę się odwdzięczyć za to, co dla mnie zrobiłeś, robisz i będziesz robił... - Odparłam

- Już to robisz. Jesteś mi wierna, więc w taki sposób się odwdzięczasz.

Jednak, chwilę potem, gdy emocje opadły, puściliśmy się i udaliśmy w kierunku bazy...


Bałam się tego, co mogłonastąpić w kolejnych dniach przez Koeltera... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top