Rozdział XXVII - Cel: Uratować Slade'a.

„Nie re­zyg­nuj z nadziei, nie daj się po­nieść roz­paczy z po­wodu tego, co się stało. Opłaki­wanie tego, co nie wróci, co zos­tało stra­cone bez­powrot­nie, jest naj­gor­szą z ludzkich słabości."

~Khalil Gibran

Zaś następnego dnia po zakończeniu nauki, nie dostałam żadnego zadania. Przez cały czas zajmowałam się swoim hobby, aby się nie nudzić. Jednak, tak około godziny siedemnastej, kiedy siedziałam na sofie pod antresolą i czytałam książkę, usłyszałam otwierające się drzwi do mego pokoju. Od razu uniosłam wzrok znad lektury i, po zrobieniu tego, zobaczyłam Slade'a ubranego w płaszcz.

- Hej. Chcesz jechać ze mną do sklepu? – Spytał po chwili.

- Jasne! – Odpowiedziałam, po czym zaznaczyłam miejsce, w którym skończyłam czytać i odłożyłam książkę na miejsce.

- To bierz płaszcz i chodź.

W tym momencie, wstałam, chwyciłam swój płaszcz, założyłam go i, wraz z Sladem ruszyliśmy do wyjścia. Kiedy zaś wyszliśmy z bazy i weszliśmy do garażu, w którym był samochód, wsiedliśmy do niego i, po kilku chwilach, ruszyliśmy w drogę.


Jechaliśmy jakąś godzinę do jakiegoś niemieckiego sklepu „Gute Wahl". Był on dobrze zaopatrzony, a przynajmniej z tego, co słyszałam, więc warto było tam robić zakupy. Po dojechaniu, zatrzymaniu się na parkingu, co było trudne, gdyż w tym sklepie zawsze jest dużo osób, a następnie wejściu do sklepu, zaczęliśmy robić zakupy.


Było to dość niecodzienne, gdyż właściwie nigdy wcześniej nie wychodziłam nigdzie ze Sladem, no chyba, że w czasie jakiegoś zadania, które wykonywaliśmy razem. Spędziliśmy przyjemnie czas i przy okazji kupiliśmy dużo rzeczy. Ah, te niemieckie sklepy. Wchodzisz z pustymi rękami, a wychodzisz z całym wózkiem zakupów. Mimo to, po wyjściu z supermarketu, poszliśmy jeszcze razem do jakieś kawiarni, która tam była, na kawę. To był przyjemny wieczór, ale...Coś musiało pójść nie tak.


Kiedy już jechaliśmy do naszej bazy, przez pewien czas był spokój. Jednak, w którejś chwili, ujrzałam że Slade przyśpieszył i to bardzo. Nawet zaczął przejeżdżać ludzi! I to także tych, którzy byli na chodniku! Patrzyłam na to wszystko z przerażeniem. Nigdy nie widziałam śmierci człowieka, a szczególnie takiej ilości ludzi w tym samym czasie. Chwilę potem, z przerażeniem w oku spojrzałam na Slade'a. Widziałam, że szyderczo uśmiechał się, a jego szyderczy uśmiech był szerszy wraz z liczbą pochłoniętych ofiar.


Co w niego wstąpiło? Przecież nigdy wcześniej nie mordował tylu ludzi na raz bez żadnego konkretnego powodu. Czyżby coś go opętało? Naprawdę, nigdy nie widziałam go w takim stanie. Kilka chwil potem, ujrzałam że samochód spowolnił. Od razu spojrzałam na Slade'a. Teraz wydawał się być normalny oraz patrzył z niedowierzaniem na to, co zrobił. Po chwili, spojrzał na mnie. Ja zaś, patrząc na niego z przerażeniem i ze łzami w oku, powiedziałam przestraszonym głosem:

- S-Slade?

I nieco odsunęłam się od niego, gdyż bałam się, że i mi by coś zrobił. Nic nie powiedział. Jazdę kontynuowaliśmy w ciszy...


Tak bardzo to nigdy się go nie bałam. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Czemu on ich zabił? Mimo wszystko, kiedy skręciliśmy w jakąś uliczkę, która była skrótem do naszej bazy, spytałam:

- Dlaczego...Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego zabiłeś tych ludzi?

- Ja...Nie wiem. Nie wiedziałem wtedy, co się ze mną działo...Nie kontrolowałem siebie. – Odpowiedział

Czyżby jednak coś go opętało? Jakiś znudzony demon? No, bo w końcu jeśli tak nagle nie wiedział co się działo i przejeżdżał tych ludzi...A może po prostu był jakiś chory psychicznie? Nie! Co ja gadam? Jak ja mogę go tak osądzać? Przyjmijmy wersję, że coś go opętało.


Jednak, kiedy dojechaliśmy do bazy i weszliśmy do niej, ja po prostu udałam się do swego pokoju. Nadal się bałam i dziś już nie zasnęłam...


Następnego dnia, zmęczona, udałam się do pokoju Slade'a i otworzyłam drzwi. Już od jakiegoś czasu mogłam bez pukania wchodzić do niego. Kiedy przekroczyłam próg, ujrzałam że Slade siedział na łóżku i czytał książkę. Parę chwil później, uniósł wzrok i spojrzał w moim kierunku, a ja spytałam:

- Hej...Mogę wejść?

- Jasne, chodź. – Odpowiedział

Po tej jakże interesującej rozmowie, podeszłam do niego i usiadłam obok na łóżku. On zaś, objął mnie, przytulił do siebie i kontynuował czytanie. Ja, jak już wspominałam, byłam zmęczona. Dosłownie całej wczorajszej nocy nie przespałam, gdyż myślałam o tym zdarzeniu w samochodzie. Od razu również przytuliłam się do Slade'a i położyłam głowę na jego klatce piersiowej, a następnie zamknęłam oko. On również przytulił mnie i pocałował w policzek. Mnie skrzywdził tylko raz...Kiedy pobił mnie, gdy stchórzyłam. Ale to już dawno mu wybaczyłam. Może to, co miało miejsce wczoraj to nie była jego wina...Podobno się nie kontrolował.


Kiedy zaś powoli usypiałam, usłyszeliśmy walenie do głównego wejścia. Od razu gwałtownie otworzyłam oko i spojrzałam z przerażeniem na Slade'a. On również wydawał się nieco wystraszony.

- Policja?! – Spytałam

- Zapewne tak. Pewnie ktoś widział tą wczorajszą akcję i powiadomił policję. – Odpowiedział

Mimo wszystko, wstaliśmy z łóżka i udaliśmy się do głównego pomieszczenia. Będąc tam, Slade nacisnął przycisk otwierający drzwi. Kiedy rozsunęły się one, ujrzeliśmy dwóch policjantów. No tak...Czyli moje obawy się sprawdziły...

- Dzień dobry. Czy trafiliśmy do domu Slade'a Wilsona i Claire Whittaker? – Spytał jeden z nich.

- Tak, to my. – Odpowiedział Slade, po czym na dowód pokazał nasze dowody osobiste.

- W takim razie, mamy nakaz przewiezienia was na komisariat policji aby was przesłuchać. Otóż wczoraj wieczorem, około godziny osiemnastej, dwójka studentów widziała was w samochodzie osobowym marki Volkswagen, przejeżdżającym każdego napotkanego przechodnia. Z ich zeznań wynika, że to pan prowadził owy pojazd. – Rzekł drugi z policjantów.

- Tak było, nie zaprzeczam. To ja przejechałem tych ludzi. Claire jest tu niewinna, gdyż ona nawet nie wiedziała, dlaczego to robiłem i nie miała jak mnie powstrzymać.

Dlaczego on się przyznał? Dlaczego nie protestował? Czyżby, pierwszy raz odkąd go znałam, zaczęło go gryźć sumienie? Nie wiedziałam i nie rozumiałam, dlaczego się przyznał. Gdybym była nim, próbowałabym jakoś walczyć o to aby mnie nie skazali. Mimo to, po chwili, pierwszy z policjantów powiedział:

- Rozumiem. Jednak mamy nakaz przesłuchania was obojga.

Po tych słowach, Slade przekroczył próg. Ja również to zrobiłam, gdyż nie chciałam powodować kłopotów. Po chwili, policjanci zakuli nas w kajdanki, abyśmy nie próbowali uciec, a następnie wprowadzili nas do radiowozu i przewieźli na komisariat policji.


Po około dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Tam, zostaliśmy przesłuchani, a przy okazji również wszczęto postępowanie sądowe. Pierwsza rozprawa miała się odbyć za tydzień, a ten czas spędziliśmy w celi. Dobrze, że mieliśmy je blisko siebie, to mogliśmy przynajmniej rozmawiać. Siedem dni później, odbyła się pierwsza rozprawa. Nie będę jej opisywać, gdyż każdy wie jak wygląda typowa rozprawa sądowa. W naszym wypadku były trzy takie rozprawy. Sąd uznał mnie za niewinną, a co do Slade'a wydał nakaz leczenia psychiatrycznego, co w tym wypadku oznaczało wysłanie go do szpitala psychiatrycznego, w tym wypadku do Szpitala Psychiatrycznego Zespołu Opieki Zdrowotnej im. Jerzego Washingtona na oddział psychiatrii sądowej.


Ja zostałam wypuszczona na wolność. Kryłam moją chęć płaczu. No, bo co to była za wolność? Zostałam rozdzielona z kimś, kogo traktowałam jak ojca. Rozpłakałam się dopiero będąc w bazie. Płakałam, płakałam i płakałam tak długo, aż wypłakałam wszystkie moje emocje. Nawet, mimo iż jestem ateistką, uniosłam zapłakany wzrok w górę i krzyknęłam:

- Boże, dlaczego ty nas tak brutalnie rozdzielasz?!

Jednak postanowiłam go uwolnić. Wiedziałam, co to był za szpital psychiatryczny i, że on tylko ukrywał to, co tam naprawdę się działo. Nie byłam tam nigdy, ale brat mojej znajomej tam był i opowiadała mi ona jego przeżycia. Tam było okropnie, z tego co słyszałam.


Nie mogłam go tam zostawić. Nie miałam serca, aby to zrobić, więc postanowiłam go uwolnić. Uznałam, że stworzyłabym sobie zegarek do zmieniania postaci i pod postacią lekarza tego piekła dostać się tam, gdzie był przetrzymywany, a następnie wyciągnąć go. Przez dwa dni, rysowałam plan mego dzieła.


Po tym czasie, postanowiłam odwiedzić Slade'a. Jeden dzień bez niego, ba dwie godziny, to za dużo, a co dopiero dwa dni. Od razu, jako iż nie miałam obecnie dostępu do jego samochodu, wzięłam torebkę, płaszcz i pieniądze na bilety w dwie strony, a dokładniej dwa dolary i poszłam na przystanek. Kiedy się tam znalazłam, kupiłam w kiosku bilety i sprawdziłam, który autobus zahaczał o ten szpital psychiatryczny. Okazało się, że to był autobus linii sześćset, który miał przyjechać za pięć minut. Widząc to, usiadłam na ławeczce i zaczęłam czekać.


Równo pięć minut później, autobus podjechał, a ja wsiadłam do niego i skasowałam bilet. Następnie, jako iż było trochę miejsc wolnych, usiadłam na jednym, pod oknem, oparłam głowę o szybę i, wyglądając przez nią, zaczęłam rozmyślać o ostatnich wydarzeniach. Jednak, jakieś dziesięć minut później, kiedy autobus zatrzymał się na jakimś przystanku, w pewnym momencie, kątem oka, ujrzałam jakiegoś wysokiego mężczyznę.


Wyglądał on trochę dziwnie. Miał siwe włosy, ułożone na kształt podkowy albo rogów, zależy jak to interpretować. Miał również wymalowane, niebieskie oczy, które miały taki jakby kształt półkola. Ogólnie jego twarz miała taki trochę nieludzki kształt. Na sobie zaś, miał przydługi, biało-żółto-czarny płaszcz, z jakąś trójkątną, czarną częścią u góry, na której to widoczny był, nieznany mi, żółty wzór.


No, ale jako iż byliśmy w Ameryce, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że nic dziwnego w nim nie było. Wiecie, tutaj tolerancja wynosi dwieście procent i bardzo trudno się wyróżnić. Mimo to, parę sekund później, usiadł obok mnie. Nie zwróciłam na niego zbytniej uwagi i nadal byłam pogrążona w rozmyślaniach.


Lecz, w którejś chwili, spytał on:

- Przepraszam panią, czy ten autobus jedzie na ulicę „Indepedent Street"?

- Z tego, co wiem, to on ma tam zajezdnię. – Odpowiedziałam nieco smutnym głosem.

- Dziękuję

Po tej jakże ekscytującej i pełnej emocji konwersacji, zapanowała cisza. Jednak, w pewnej sekundzie, ponownie zaczął rozmowę:

- Coś się stało? Taka jakaś smutna pani jest.

- Złe dni... – Odpowiedziałam

- Nie wiem, co się pani stało, ale i tak współczuję. W ogóle, to gdzie pani jedzie?

- Do Szpitala Psychiatrycznego Zespołu Opieki Zdrowotnej im. J. Washingtona, ojca odwiedzić.

- A cóż to się z pani ojcem stało, że trafił do tego piekła?

- Słyszał pan o tej akcji, w której zostało przejechanych masę ludzi?

- Jasne! Całe Jump City tym żyje!

- No właśnie. I ma pan odpowiedź.

- On to zrobił?! W takim razie, stwierdzam że jest popierdolony.

- Niech pan tak o nim nie mówi!!! On nie jest popierdolony!!! Niech pan go nie ocenia, nie znając go!!! To dobry człowiek, a przynajmniej dla mnie!!! Nie zna go pan!!! – Powiedziałam nieco podniesionym tonem.

Nie pozwoliłabym i nie pozwolę, aby ktoś go obrażał! Nikt nie ma prawa nazywać go popierdolonym! Mimo wszystko, po tych słowach, rzekł on:

- Przepraszam...Nie chciałem pani urazić. No, ale skoro on to zrobił, to musi znaczyć, że coś jest z nim nie tak.

- On jest normalny. Może czasem robi popierdolone rzeczy, ale to nie oznacza, żeby skazywać go na piekło. – Odparłam, nieco spokojniej.

Mimo wszystko, porozmawialiśmy ze sobą całą drogę do szpitala. Miło mnie się z nim rozmawiało, nie powiem. Wydawał się fajnym człowiekiem. Jednak, kiedy autobus dojechał na mój przystanek, pożegnałam się z nim, on przepuścił mnie, a ja wyszłam.


Kiedy byłam poza autobusem, przeszłam przez ulicę i podeszłam do budynku. Następnie, otworzyłam drzwi, przekroczyłam próg i udałam się do recepcji. Po podejściu, przywitała mnie jakaś miła pielęgniarka. Z uśmiechem powiedziała:

- Dzień dobry! W czym mogę pomóc?

- Dzień dobry! Przyszłam odwiedzić Slade'a Wilsona, oczywiście jeżeli można. – Odpowiedziałam

- A kim pani dla niego jest?

- Córką

Po czym, pokazałam dowód osobisty. Następnie, dodałam:

- Wiem, że mam inne nazwisko, ale jestem jego przyszywaną córką, dlatego.

Po chwili, pielęgniarka wyszła zza lady i zaczęła prowadzić mnie do jakiegoś pomieszczenia. W czasie drogi, powiedziała:

- W ogóle, to współczuję pani ojca.

- Oj, niech pani tak nie mówi. Można na niego patrzeć przez pryzmat tego, co zrobił, ale tak naprawdę nie jest takim złym człowiekiem. – Odparłam

Jednak, parę sekund później, doszłyśmy do jakiegoś pomieszczenia. Po wejściu, zaczęłam się rozglądać.


Było to spore, szare pomieszczenie. Na ścianie naprzeciwko, widniało okienko z kratami, a na środku stał drewniany stół z dwoma krzesłami po jednej i drugiej stronie. Nad stołem, wisiała żarówka na kablu, a przy drzwiach, po lewej stronie, stał strażnik, który najprawdopodobniej miał za zadanie pilnować porządku.

Chwilę później, pielęgniarka rzekła:

- Niech pani tu usiądzie i poczeka. Zaraz przyprowadzę Slade'a.

A następnie wyszła, zamykając drzwi.


Ja zaś, usiadłam na krześle naprzeciwko drzwi i zaczęłam czekać. Zaś parę minut później, usłyszałam kroki. Od razu wstałam i parę sekund potem, zobaczyłam otwierające się drzwi, a następnie wchodzącego Slade'a. Widząc go, podbiegłam do niego i rzuciłam się mu w ramiona, wołając, ze łzami w oku:

- Tato! Tak się za tobą stęskniłam, mimo iż minęły dwa dni!

On zaś, również mnie przytulił i powiedział:

- Kochanie...A jak ja się za tobą stęskniłem...

Parę minut potem, kiedy puściliśmy się, usiedliśmy na krzesłach. Jednak, kilka chwil później, zauważyłam że, mimo iż Slade był tu ledwo dwie doby, już wyglądał nieco blado.


Widząc to, położyłam dłoń na jego policzku i rzekłam:

- Jakżeś zmizerniał...

W tym momencie, słabo uśmiechnął się do mnie, chwycił mnie za rękę i powiedział:

- Ja to jeszcze pół biedy. Tutaj jest okropnie. Codziennie na nas eksperymentują i ogólnie znęcają się nad nami. Jedzenie dostajemy raz, rano i to bardzo mało. W ogóle, prowadzą tu też zakazany zabieg lobotomii. Wczoraj na przykład, zabrali na to cholerstwo jednego faceta z mojego oddziału. Z silnego i niezależnego człowieka stał się strachliwy oraz psychicznie taki, jak dziecko.

- Tak dłużej być nie może! Jak tylko cię stąd wyciągnę, zgłoszę sprawę tego szpitala na policję! – Zawołałam

Po tej deklaracji, uśmiechnął się smutno i powiedział:

- Szanuję twoją dobroć i odwagę, ale nie uda ci się to. Poza tym, myślisz że mi uwierzą? Już uważają mnie za wariata, który gdyby mu dano siekierę, pozarzynałby całe miasto. A poza tym, jeżeli byś mnie uwolniła, ja znów bym tu trafił, a ciebie wsadziliby do więzienia za pomoc w ucieczce i to jeszcze psycholowi.

- Nie pozwolę ci tu gnić! Już szykuję sposób na uwolnienie ciebie. Wyciągnę cię stąd jeszcze w tym roku! – Zawołałam

- Kocham cię za to, że jesteś tak dobra.

Mimo wszystko, porozmawialiśmy ze sobą jeszcze przez godzinę. Po tym czasie, drzwi do pomieszczenia otworzyły się i weszła jakaś inna pielęgniarka. Chwilę potem, znudzonym głosem, rzekła:

- Panie Slade, doktor Harrison chce pana widzieć.

- Już idę. – Odparł Slade.

Następnie zaś, pocałował mnie w policzek i rzekł:

- Do zobaczenia, słońce.

Po czym uśmiechnął się do mnie i wyszedł za pielęgniarką.


Ja również wyszłam z pomieszczenia i ze szpitala. To dzisiejsze spotkanie tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że muszę go z tamtego miejsca uwolnić. Jednak, kiedy doszłam na przystanek, ujrzałam że mój autobus stał na światłach. Parę minut potem, podjechał, a ja wsiadłam do środka i skasowałam bilet. Następnie, zaczęłam się rozglądać.


Chwilę potem, ujrzałam tego samego mężczyznę, z którym rozmawiałam, jadąc do szpitala. Obok niego, było wolne miejsce. Od razu podeszłam do niego i rzekłam:

- Dzień dobry! Mogę się dosiąść?

- Jasne, czemu nie. – Odpowiedział, po czym wstał i wpuścił mnie na miejsce obok niego.

Kiedy zaś usiadłam, a autobus ruszył, spytał:

- W ogóle, to jak pani się nazywa?

- Claire Whittaker, ale znajomi mówią mi Tristitia lub, po prostu, Tri. A pan? – Odpowiedziałam

- Sebastian Blood, ale mówią mi też Brother Blood.

- Fajne nazwisko.

- Dzięki. W ogóle, to jak ojciec?

- Nie jest z nim źle, ale najlepiej też nie. Trochę zmizerniał przez te dwa dni. Na dodatek, podobno w tym szpitalu przeprowadzają zakazany zabieg lobotomii. Na nim, na szczęście, na razie tego nie zrobili.

- Nie chcę cię martwić, ale podobno w tym szpitalu przeprowadzają także elektrowstrząsy bez znieczulenia.

- Nie no, tak nie może być. Muszę to koniecznie zgłosić na policję, oczywiście dopiero wtedy, gdy uwolnię mego ojca.

- Powodzenia. Byłabyś pierwszą osobą, która odważyłaby się to zrobić.

- W ogóle, dlaczego nikt nie zgłasza tego na policję?

- Ludzie się po prostu albo boją, albo nie wiedzą, co tam się odpierdala.


Mimo to, porozmawialiśmy ze sobą jeszcze trochę. Kiedy zaś autobus dojechał na jego przystanek, pożegnaliśmy się i on wyszedł. Ja zaś, gdy zostałam sama, w oczekiwaniu na dojazd na mój przystanek, zaczęłam rozmyślać na różne tematy...


Jednak, od teraz, po powrocie do bazy, codziennie tworzyłam owy zegarek i odwiedzałam mego ojca. W czasie jazdy, często spotykałam Sebastiana i razem rozmawialiśmy sobie. Zaczynałam go nawet lubić, gdyż wydawał się fajnym i interesującym człowiekiem. Co do Slade'a, to cholernie się zmieniał. Zwykle silny i odważny, teraz stał się strachliwy. Nadal ze mną normalnie rozmawiał, ale z tego, co widziałam oraz z tego, co mi mówił, bał się tego miejsca. Również dowiedziałam się, że przetrzymywano go na ostatnim piętrze, w ostatniej izolatce.


Lecz, któregoś dnia, gdy ponownie przyjechałam do szpitala, gdy przyprowadzono do mnie Slade'a, ujrzałam że ledwo szedł, jakby coś go bolało. Chwilę potem, spytałam:

- Tato? Co ci się stało? Boli cię coś?

- Tak, skarbie...Niedawno poddano mnie zabiegowi elektrowstrząsów bez znieczulenia...Wszystkie mięśnie mnie bolą... - Odpowiedział, po czym podszedł do krzesła i ciężko na nie opadł.

Sebastian miał rację...Co za psychopata stworzył ten szpital? Mimo wszystko, parę sekund potem, nim zdążyłam o cokolwiek spytać, rzekł:

- W ogóle, jak ci się żyje beze mnie?

- Bez ciebie zawsze jest źle. No, ale przynajmniej poznałam pewnego człowieka, dzięki któremu nie czuję się aż tak samotna. – Odpowiedziałam

- O. A kto to taki?

- Sebastian Blood. Taki całkiem miły facet, którego poznałam w autobusie, jadąc tutaj.

- Nie znam go, ale to miło, że znalazłaś sobie kolegę.

Jednak, porozmawialiśmy jeszcze na różne tematy. W którymś momencie, przetarł oczy i oparł głowę o dłonie. Chwilę potem, powiedział:

- Jestem taki zmęczony...Wiesz, ile możemy tu spać? Trzy godziny. I jeszcze nas głodzą, torturują...Pierwszy raz tak żałuję, że przejechałem tamtych ludzi...

W tym momencie, nie wytrzymałam. Zacisnęłam powiekę, z której popłynęły łzy. Zaś po paru sekundach, rzekłam zapłakanym głosem:

- Jest mi ciebie tak żal...A będę mogła cię uratować dopiero za parę miesięcy...

Po tych słowach, najprawdopodobniej wstał on i podszedł do mnie, gdyż usłyszałam dźwięk odsuwanego krzesła. Od razu otworzyłam oko i odwróciłam wzrok. Gdy to zrobiłam, ujrzałam że ukucnął koło mnie. Kilka sekund potem, przytulił mnie do siebie i powiedział:

- Skarbie...Proszę...Nie płacz...Nie mogę patrzeć, jak cierpisz...Nie mogę stąd uciec...Nie mam siły...Ledwo mi ich starcza, aby przeżyć do kolejnego dnia...Ale proszę...Chociaż ty nie cierp...

Ostatnie zdania wypowiadał zapłakanym głosem. Pierwszy raz od długiego czasu słyszałam, aby Slade płakał. Naprawdę musiał cierpieć w tym szpitalu. Musiałam go jak najszybciej uwolnić, gdyż nie mogłam patrzeć, jak z każdym dniem umierał.


Parę minut potem, oboje puściliśmy się. Gdy to zrobiliśmy, powiedziałam:

- Wytrzymaj jeszcze te parę miesięcy...

- Nie wiem, czy starczy mi sił... - Odparł

- Błagam...Nie możesz umrzeć! Nie daj im się pokonać! Nie poddawaj się!

Po tych słowach, słabo się do mnie uśmiechnął i rzekł:

- Postaram się...Ale nic nie obiecuję...

Lecz, po tej rozmowie, usłyszeliśmy otwierające się drzwi do pomieszczenia. Od razu odwróciliśmy się w ich kierunku. Stała w nich jakaś pielęgniarka, która powiedziała monotonnym głosem:

- Panie Slade, doktor Miller chce pana widzieć.

- Już idę. – Odpowiedział

Następnie zaś, pocałował mnie w policzek i rzekł, przed odejściem:

- Trzymaj się, córciu. Wierzę w ciebie.

Po czym, smutno się uśmiechnął i ruszył w kierunku wyjścia. Gdy wyszedł, ja zrobiłam to samo i udałam się do wyjścia ze szpitala...


Było mi tak żal Slade'a...Ile ja bym dała, aby go wreszcie uwolnić, ale potrzebowałam jeszcze paru miesięcy na finalizację mego planu. Mimo wszystko, parę minut później, gdy dochodziłam na przystanek, zobaczyłam że autobus akurat podjechał. Od razu podbiegłam do niego i wskoczyłam do środka. Będąc tam, skasowałam bilet i, jako iż nie zauważyłam Sebastiana, usiadłam na jakimś wolnym miejscu pod oknem, oparłam głowę o szybę i, chwilę potem, z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Nie mogłam patrzeć, jak mój ojciec cierpiał...


Jednak, na którymś przystanku, w pewnym momencie, poczułam że ktoś chwycił mnie za dłoń, a następnie usłyszałam głos Sebastiana, który pytał:

- Hej...Tri...Co ci się stało? Dlaczego płaczesz?

W tym momencie, odwróciłam się i spojrzałam na niego, po czym odpowiedziałam:

- Jest mi tak żal Slade'a, czyli mego ojca...Dzisiaj dowiedziałam się, że poddali go elektrowstrząsom bez znieczulenia...

- Chryste...Współczuję i jemu, i tobie. Nie wiem, kto stworzył ten szpital, ale ten człowiek musiał być chorym skurwysynem. – Odparł

- Zamierzam go uwolnić...Ale na dokończenie mego planu potrzebuję jeszcze paru miesięcy...Miesięcy, w których wszystko może się zdarzyć.

- Wierzmy, że wszystko będzie dobrze.

Mimo to, porozmawialiśmy ze sobą jeszcze na różne tematy, do momentu, gdy autobus dojechał na jego przystanek. Wtedy to pożegnaliśmy się, po czym on wstał i wyszedł.


Kiedy zaś autobus dojechał na mój przystanek, wysiadłam i udałam się do bazy. Będąc tam, udałam się do mego pokoju i gwałtownie odwiesiłam torebkę na miejsce. W tym momencie, z niedomkniętej kieszonki wypadła jakaś kartka zgięta na pół. Widząc to, chwyciłam owy przedmiot i otworzyłam go. Było tam napisane:

„Sebastian Blood

210-317-166

Zadzwoń, jeżeli będziesz miała doła i będziesz chciała się komuś zwierzyć. :-)"

Widząc to, uśmiechnęłam się do siebie, po czym wyjęłam telefon i zapisałam jego numer w kontaktach. Następnie zaś, wróciłam do kontynuowania realizacji planu uwolnienia mego ojca.


Innego dnia, gdy weszłam do szpitala i podeszłam do lady z prośbą o odwiedzenie Slade'a, pielęgniarka powiedziała:

- Dobrze, ale niech pani poczeka chwilę.

Po czym wyjęła zza lady jakąś metalową obrożę z kilkoma diodami, po czym założyła mi ową obrożę na szyję. Kiedy to robiła, spytałam:

- Dlaczego pani mi to zakłada?

- Dyrektor szpitala zarządził, że gdy ktoś przychodzi w odwiedziny do pacjenta, znajdującego się na oddziale specjalnym, musi mieć założoną ową obrożę. – Odpowiedziała pielęgniarka.

Na oddziale specjalnym? Po co mieliby tam przenosić Slade'a? Mimo wszystko, chwilę potem, zaprowadziła mnie do pomieszczenia, w którym był Slade. Gdy mnie tam wprowadzono, ujrzałam coś przerażającego. Slade'a przykuli łańcuchami do łóżka!!! Obecnie miał on głowę odwróconą w bok i patrzył w kierunku okna. Widziałam, że w oku miał łzy.


Parę sekund potem, gdy pielęgniarka zostawiła nas samych, krzyknęłam:

- Tato!!!

I podbiegłam do niego, a następnie usiadłam na łóżku obok. Kilka chwil później, odwrócił głowę i, widząc mnie, rzekł zdławionym głosem:

- Skarbie...Tak bardzo chciałbym cię przytulić, ale nie mogę...

- Dlaczego cię przykuli?! Co oni ci zrobili?! – Krzyknęłam

- Nie wiem właśnie...Nie buntowałem się, nie robiłem nic złego czy nienormalnego, byłem chyba najspokojniejszym pacjentem na swym oddziale, ale któregoś dnia, od tak sobie, przyprowadzili mnie tu i przykuli do łóżka...

- Ile zamierzają cię tu trzymać?!

- Proszę cię, nie krzycz...A co do pytania, to jeszcze trzynaście dni...Jednak jest tutaj jedna dobra pielęgniarka, która często do mnie przychodzi, gdy ciebie nie ma. Ale ona nie może mi pomóc, gdyż nawet sama mówi, że gdyby mogła mnie uwolnić, już dawno by to zrobiła.

- Poczekaj. Zaraz cię uwolnię.

Jednak, gdy moje ręce zabłysły na biało, parę sekund potem, poczułam gwałtowne odepchnięcie. Trochę to bolało, przez co jęknęłam z bólu.

- Co jest? Dlaczego nie mogę korzystać z mych mocy? – Spytałam

- To przez tę obrożę. Ona jest osobom przychodzącym w odwiedziny tutaj zakładana specjalnie, aby ewentualnie nikt nie mógł uratować danego pacjenta. Musisz patrzeć, jak się męczę i nie możesz z tym nic zrobić. Wczoraj była tu pewna kobieta, do której przyszedł syn. On również chciał ja uwolnić, ale ta obroża mu to uniemożliwiła. Dzisiaj tą panią wywieziono i nie wiem, co dalej się z nią stało. – Odpowiedział Slade.

- Nie martw się. Już kończę plan uwolnienia cię. Niedługo powinnam móc to zrobić.

Po tych słowach, słabo uśmiechnął się do mnie i rzekł:

- Dziękuję...

Mimo wszystko, porozmawialiśmy ze sobą jeszcze dwie godziny. Przynajmniej mogłam dotrzymać mu towarzystwa. Jednak, po tym czasie, musiałam iść. Kiedy zaś wyszłam, podeszłam do recepcji, po czym zdjęto mi obrożę. Następnie, wyszłam z budynku i udałam się na przystanek i zaczęłam czekać na autobus. W czasie oczekiwania, z moich oczu płynęły łzy. Zaś autobus podjechał po dziesięciu minutach, a po wejściu do niego, skasowałam bilet i, chwilę później, ujrzałam Sebastiana, tym razem siedzącego pod oknem. Widząc go, podeszłam do niego, usiadłam obok i rzekłam zapłakanym głosem:

- Hej...

- Tri? Co ci się stało? Czemu płaczesz? – Zapytał

W tym momencie, nie wytrzymałam i rozpłakałam się, po czym, pierwszy raz odkąd się poznaliśmy, przytuliłam się do niego. On zaś, również przytulił mnie do siebie i spytał:

- Coś nie tak z ojcem?

- Przykuli go...Przykuli go bez powodu do łóżka w oddziale specjalnym na jeszcze trzynaście dni... - Odpowiedziałam zapłakanym głosem.

- Jezu...Co jest nie tak z tym szpitalem...

- Tak bardzo chcę go uratować...

- Nie dziwię się. Gdyby ktoś z mojej rodziny trafił do tego piekła, też najprawdopodobniej chciałbym tego kogoś uratować.

Później, porozmawialiśmy ze sobą jeszcze na różne tematy. Zaś kiedy autobus dojechał na jego przystanek, pożegnaliśmy się, a następnie ja wstałam i wypuściłam go. Kiedy wyszedł, ja zaczęłam w samotności rozmyślać na różne tematy...


Finalny dzień nastał w Wigilię. Otóż, właśnie dwudziestego czwartego grudnia, udało mnie się skończyć owy zegarek. Po zakończeniu, od razu założyłam go na rękę, włączyłam i podeszłam do lustra, aby przetestować. Postanowiłam spróbować zamienić się w Slade'a. Od razu pomyślałam jego nazwisko i, chwilę potem, w lustrze ujrzałam biały błysk, a następnie jego odbicie. Udało się! Zegarek działał! Widząc to, pomyślałam swoje nazwisko i, gdy byłam sobą, wzięłam dolara na bilet i wyszłam z bazy.


Gdy doszłam na przystanek, kupiłam bilet i zaczekałam na autobus. Przyjechał po około dwóch minutach, a ja weszłam do środka i skasowałam bilet. Następnie zaś, szczęśliwa, usiadłam na wolnym miejscu przy oknie. Parę przystanków później, ujrzałam że do pojazdu wszedł Sebastian, a następnie usiadł obok mnie. Widząc, że byłam szczęśliwa, spytał:

- A co ty taka szczęśliwa? To się u ciebie nie zdarza w tych miesiącach.

- Skończyłam plan uratowania Slade'a i właśnie jadę go zrealizować! – Zawołałam

- O, to dobrze.

Po czym, najprawdopodobniej zauważył ten specyficzny zegarek na mojej ręce, gdyż uniósł moją rękę i, przyglądając się zegarkowi, rzekł:

- Jaki fajny zegarek...Skąd go masz?

- Kupiłam na promocji. – Skłamałam

- Nie potrafisz kłamać. Powiedz prawdę, przecież wiesz, że mi możesz zaufać.

- Eh...No dobra. To główna część planu, czyli zegarek umożliwiający mi zmianę postaci. Wejdę do szpitala jako lekarz i uratuję go.

- O. Nawet fajny i ciekawy pomysł. Aż powiało grą „Team Fortress 2".

- Ty, faktycznie. O tym nie pomyślałam.

Mimo to, porozmawialiśmy jeszcze na różne tematy. Kiedy natomiast autobus dojechał do odpowiedniego przystanku, pożegnałam się z Sebastianem, po czym przepuścił mnie, a następnie wyszłam na zewnątrz.


Gdy parę minut potem podeszłam do drzwi szpitala, ponownie uruchomiłam zegarek, gdyż po długim czasie nieużywania wyłączył się, aby oszczędzać energię i, jako iż znałam tylko dwa nazwiska lekarzy, a mianowicie Harrison i Miller, pomyślałam to pierwsze. Gdy to nastąpiło, ujrzałam przed sobą biały błysk, a następnie wyjęłam telefon i spojrzałam w niego. Rzeczywiście, byłam doktorem Harrisonem, którego opisywał mi kiedyś Slade!


Widząc to, spokojnie weszłam do środka i ruszyłam w kierunku schodów. Jednak, idąc, doszłam do wniosku, iż doktor Harrison musiał być kimś lubianym w tym szpitalu, gdyż wiele osób się ze mną witało oraz było przyjaźnie nastawionych. Ja, aby nie wzbudzić podejrzeń, również się witałam. Jednak, kilka chwil potem, kiedy doszłam do schodów, zaczęłam po nich wchodzić ku ostatniemu piętru.


Niestety, kiedy przeszłam przez piąte piętro, ujrzałam z dołu, że na ostatnim pracownicy mieli inne ubiory, a mianowicie czarne stroje z żółtymi pasami po bokach. No to byłam w kropce. Chociaż...Miałam kiedyś w szkole chłopaka, który w przyszłości chciał pracować jako pracownik szpitala psychiatrycznego. Nazywał się James Parker. Po przypomnieniu sobie tego, od razu pomyślałam jego nazwisko i, gdy błysk opadł, spojrzałam na swoje ręce. Rzeczywiście, byłam nim i to w takim samym ubiorze jak pracownicy u góry! Wiedziałam, że James był popierdolony, ale aż tak, żeby pracować TU?!


Jednak, od razu weszłam na górę i ruszyłam do ostatniej izolatki. James również musiał być lubiany, gdyż w czasie mej podróży, musiałam odpowiadać na wiele przywitań. Lecz, parę chwil potem, doszłam pod największe drzwi. Od razu włożyłam rękę do kieszeni i, gdy poczułam w niej klucze, wyjęłam je. Następnie, zaczęłam próbować każdych, jednak żaden nie wchodził. Aż w końcu, gdy chwyciłam klucz z wygrawerowanym napisem „IZOLATKA #4", on otworzył drzwi.


Po wejściu i zamknięciu wejścia, ujrzałam wielkie, białe, puste pomieszczenie. W jego rogu, siedział Slade z podkulonymi nogami. Kiedy zaś spojrzał na mnie, widząc mnie jako Jamesa, skulił się jeszcze bardziej i patrzył na mnie ze strachem. Czyżby to James był najbardziej odpowiedzialny za jego cierpienia? Nie wiedziałam.


Mimo wszystko, od razu wyciągnęłam w jego kierunku rękę i powiedziałam:

- Hej...Nie bój się mnie...

A następnie szybko powróciłam do mej normalnej postaci, a następnie dodałam:

- To ja...Tristitia.

- T-Tristitia? To ty? – Spytał zdziwiony, po czym poderwał się, podbiegł do mnie i przytulił mnie do siebie.

Ja, również przytuliłam go do siebie i rzekłam:

- Tak...To ja. Obiecałam, że uwolnię cię w tym roku. Wychodzisz z piekła w Wigilię.

- Dziękuję...Dziękuję, kochanie...Ale...Ty umiesz zmieniać postać? – Zapytał nieco zdziwiony.

W tym momencie, pokazałam mu zegarek, który miałam na ręce i powiedziałam:

- To dzięki memu zegarkowi, który tworzyłam tyle czasu. Właśnie za jego pomocą się tu dostałam.

- Jesteś kochana... - Odparł

- Oj, po prostu jesteś dla mnie cholernie ważny.

Mimo to, gdy po jakimś czasie emocje opadły, a my puściliśmy się, Slade spytał:

- Ale...Jak my się stąd wydostaniemy?

- To proste. Wytworzę dziurę w ścianie za pomocą mych wiązek dezintegrujących dziurę oraz, za pomocą mych skrzydeł, nas stąd zabiorę. – Odparłam

- Dobry pomysł.

W tym momencie, wytworzyłam wielką kulę dezintegrującą i rzuciłam nią w ścianę przede mną. Kiedy pojawiła się dziura, pomyślałam:

„Wysuńcie się!"

I skrzydła zrobiły to. Jednak, kiedy chciałam zamienić moje ręce w ręce demona i zabrać Slade'a, usłyszeliśmy gwałtownie otwierające się drzwi. Od razu, ze strachem, odwróciliśmy się. W drzwiach ujrzeliśmy Jamesa.


Od naszego ostatniego spotkania, zmienił się on i to bardzo. Obecnie, był wyższy ode mnie, ale niższy od Slade'a i umięśniony, ale nie tak, jak Slade. Miał krótkie, czarne włosy i piwne oczy. Na sobie miał długi, czarny kombinezon z żółtymi pasami po bokach.


Widząc mnie, rzekł:

- No proszę...Kogo ja tu widzę. Claire Whittaker. Zmieniłaś się od naszego ostatniego spotkania.

W tym momencie, moja prawa ręka zabłysła na biało, po czym wycelowałam nią w Jamesa i powiedziałam:

- Zostaw nas i nie zbliżaj się, albo będę musiała cię zabić!

- Nie żartuj, Claire. Będziesz bronić człowieka, który zamordował tyle niewinnych osób? – Spytał nieco zdziwiony.

- Sam nie jesteś lepszy, James. Poza tym, nie znasz go! Patrzysz na niego tylko przez pryzmat jednego, złego uczynku! Dla mnie zrobił wiele dobrego i traktuję go jak ojca!

- On nie jest twoim ojcem, tylko zwykłym kryminalistą.

- Jest! I zostaw nas w spokoju!

Po czym, wystrzeliłam w jego kierunku, czym odepchnęłam go. Po uderzeniu w ścianę na końcu korytarza, stracił przytomność. W tym momencie, szybko przemieniłam moje ręce w ręce demona, chwyciłam Slade'a i oboje wylecieliśmy na zewnątrz...


W czasie lotu, spytałam:

- W ogóle, dlaczego tak bardzo bałeś się mnie jako Jamesa? Zrobił ci coś złego?

- To on najbardziej znęcał się nad osobami na mym oddziale i to przez niego zostałem przykuty do łóżka. W ogóle, to ty go znasz? – Odpowiedział

- Tak. Jest w moim wieku, gdyż chodziłam z nim do klasy w szkole. Od zawsze był popierdolony i chciał zostać pracownikiem jakiegoś szpitala psychiatrycznego. Nie podejrzewałam jednak, że akurat wybierze TO miejsce.

- Współczuję znajomości.

Mimo to, po tej rozmowie, dalsza droga do bazy minęła w ciszy...


Kiedy zaś znajdowałam się nad drzwiami, zniżyłam się na bezpieczną odległość, po czym postawiłam Slade'a na ziemi i pomyślałam:

„Schowajcie się!"

Po czym wykonały me polecenie, a ja opadłam na ziemię. Chwilę później, oboje weszliśmy do budynku.

Będąc w środku, Slade rzekł:

- Jeszcze raz, bardzo ci dziękuję kochanie.

- Nie ma za co. Po prostu cię kocham. – Odparłam

Jednak, po chwili ciszy, spuściłam wzrok i dodałam:

- Wiesz...Kiedy tak szłam do tej izolatki, w której cię trzymali, widząc jak przyjaźnie ludzi traktowali doktora Harrisona i Jamesa doszłam do wniosku, że najwięksi sadyści są najlepiej traktowani...

W tym momencie, poczułam że objął mnie on, po czym przysunął bliżej. Chwilę potem, zniżył głowę na moją wysokość, spojrzał mi w oko i odparł:

- Nie wszędzie tak jest, skarbie. To miejsce po prostu jest jakieś dziwne.

A następnie pocałował mnie w policzek i dodał:

- Nie martw się. Najważniejsze, że już jesteśmy razem.

I uśmiechnął się do mnie. Ja natomiast, również odwzajemniłam uśmiech. Tak, akurat to było najważniejsze ze wszystkiego. Wreszcie byliśmy razem.


***

Była ciepła noc. Slade spał w swym pokoju, a ja siedziałam na mym łóżku z laptopem. Włamałam się już do systemu kamer tamtego szpitala i zaczęłam wykradać nagrania. Zamierzałam je wysłać na policję i rozprawić się z tamtym szpitalem. Kiedy zaś po około godzinie wykradłam wszystko, weszłam na moją pocztę e-mail oraz na stronę najbliższego komisariatu policji, skopiowałam e-mail i napisałam wiadomość, załączając paczkę z nagraniami i wysłałam. No. Szpital pogrążony.


Jednak, od razu, gdy skończyłam, usłyszałam dzwonek telefonu. Zdziwiło mnie to, gdyż była pierwsza w nocy. Mimo wszystko, spojrzałam, kto to był. Okazało się, że dzwonił do mnie...Sebastian. Kurwa, czy on cierpiał na bezsenność? Mimo to, odebrałam i, chwilę potem, nieco ściszonym głosem, spytałam:

- Sebastian? Co się stało, że dzwonisz do mnie o tej porze?

- Nuuudzę się. – Odpowiedział udawanym, znudzonym głosem.

- Chłopie, jest pierwsza w nocy.

- Ale mnie się nie chce spać.

- ...

- No co?

- Nic, nic.

- Tak w ogóle, to co robisz?

- Włamałam się do systemu bezpieczeństwa tego szpitala i wysłałam nagrania z kamer na policję.

- WTF?! Ty umiesz hakować?!

- Tak. Kolega mnie nauczył kilkanaście lat temu i ta umiejętność często mnie się przydaje.

- Eeej...A wiesz, jak cię lubię...

- NIE

- Cholera. Skąd wiedziałaś, o co mogło mi chodzić?

- Domyśliłam się.

Jednak, porozmawialiśmy ze sobą jeszcze godzinę. Po tym czasie, kiedy skończyliśmy, gdy zeszłam z łóżka i odstawiłam laptop na miejsce, a telefon podłączyłam do ładowania, usłyszałam krzyk Slade'a z jego pokoju.


Od razu, nie zważając na nic, wybiegłam z pokoju i pobiegłam do niego. Kiedy zaś gwałtownie otworzyłam drzwi, ujrzałam przerażonego Slade'a siedzącego na łóżku.

- Slade?! Co się stało?! – Spytałam

- Nic, nic. To tylko zły sen. Nie przejmuj się. – Odpowiedział

Po tej odpowiedzi, odetchnęłam z ulgą i powiedziałam:

- Dzięki Bogu...Już myślałam, że to coś poważnego.

- Nie bój się. Nic mi nie jest. – Odparł

Po tej rozmowie, on ponownie położył się, a ja wyszłam z jego pokoju zamykając drzwi i udałam się do siebie.


Jednak, od teraz, przez miesiąc, Slade bał się wszystkiego oraz często płakał ze strachu. Mówił, że widział Jamesa oraz tych wszystkich pracowników i bał się, że coś mogliby mu zrobić. Ja zaś, byłam całe dnie przy nim i go wspierałam. Starałam się też odwracać jego uwagę od lęku.


Zaś któregoś dnia, kiedy Slade zasnął, usłyszałam dźwięk mego telefonu, a dokładniej dźwięk przychodzącego SMS-a. Od razu sprawdziłam, od kogo był i okazało się, że od Sebastiana. Kiedy włączyłam wiadomość, ujrzałam w niej jakiś link, a pod nim tekst:

„Moja bohaterko. :-)"

Od razu kliknęłam w link. Okazało się, że był to screenshot pierwszej strony wirtualnej gazety codziennej. Było tam napisane:

SZPITAL PSYCHIATRYCZNY ZESPOŁU OPIEKI ZDROWOTNEJ IM. JERZEGO WASHINGTONA ZAMKNIĘTY. DUŻA CZĘŚĆ PERSONELU ARESZTOWANA.

Dnia 25 grudnia 2052 roku, dzięki anonimowej obywatelce, podpisującej się jako C.W, na komisariat policji przy ulicy Fifthy Street wpłynęło nagranie z kamer przemysłowych Szpitala Psychiatrycznego Zespołu Opieki Zdrowotnej im. Jerzego Washingtona. Na nich, zostały zarejestrowane okropne tortury stosowane przez pracowników na pacjentach oraz nielegalny zabieg lobotomii czy zabiegi elektrowstrząsami bez znieczuleń, a także liczne zabójstwa. Tydzień temu, odbył się ostatni proces personelu, w wyniku którego ci, którzy byli odpowiedzialni za te makabryczne zbrodnie, zostali skazani na dożywotnie pozbawienie wolności. Pacjenci zaś, zostali przeniesieni do innych szpitali psychiatrycznych.

Więcej o tym szokującym wydarzeniu na stronie trzeciej."

Widząc to, uśmiechnęłam się. Czyli jednak się udało! Uratowałam tych ludzi!

Gdy zaś Slade się obudził, powiedziałam z uśmiechem na ustach:

- Slade! Patrz! Udało mnie się!

A następnie pokazałam mu sreenshot. Kiedy zaś przeczytał on to wszystko, również uśmiechnął się, potargał mi fryzurę i rzekł:

- Moja ty bohaterko. Właśnie uratowałaś mnóstwo ludzi z tamtego piekła.

Po tej rozmowie, ja tylko odwzajemniłam uśmiech. Szczerze? Byłam z siebie dumna. Wreszcie świat się o tym dowiedział.


Jednak, kiedy po miesiącu udało mnie się doprowadzić Slade'a do normalnego stanu psychicznego, musiał on przywrócić się do dawnego stanu fizycznego. Od razu zaczął on dużo trenować. Nawet przerobił stary magazyn na siłownię i tam ćwiczył. Ja zaś, codziennie, siedziałam lub byłam koło niego i patrzyłam, jak mu szło, gdyż podobno była to dla niego dodatkowa motywacja.


Po tych dwóch miesiącach zaś, Slade stał się fizycznie i psychicznie taki, jaki był mi znany od dawna...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top