Rozdział XL - Przeczucia

„Przyszłość budzi niepokój, ale też ciekawość."

~Antoni Kępiński

Następnego dnia, obudziłam się gwałtownie. Dlaczego? Bowiem śnił mnie się, dla mnie, koszmar. Nie mogę wam go teraz opisać, bo nie chcę wam, że tak powiem, zaspoilerować przyszłości, ale mogę powiedzieć w wielkim skrócie, że śniło mnie się to, że Sezoris nas zdradził. Oczywiście teraz, nie chciałam w to wierzyć, gdyż jeszcze nigdy nie śniły mnie się sny prorocze. Mimo wszystko, po otworzeniu oka, ujrzałam że leżałam na tym samym łóżku, na którym zasnęłam, przytulona do jeszcze śpiącego Gregory'ego, a obok nas stał komputer z włączoną przeglądarką internetową i z skończonym filmem.


Ja jednak, ciągle rozmyślałam na temat tego snu. Chwilę potem, cicho wstałam i już chciałam wyjść, jednak nim to nastąpiło, usłyszałam głos Sezorisa, który pytał:

- A gdzie to idziesz?

W tym momencie, odwróciłam się i, widząc że Gregory już się obudził, odpowiedziałam, nieco niezgodnie z prawdą:

- Do Slade'a, aby się go o coś zapytać.

- Może pójść z tobą? – Spytał

- Lepiej nie, gdyż jest to pytanie o sprawę, o której na razie nie możesz wiedzieć.

- A, to OK.

Oczywiście kłamałam, gdyż nie chciałam się Slade'a o nic pytać, a opowiedzieć mu o swoich obawach. Chwilę potem, wyszłam z pokoju i zaczęłam go szukać.


W pewnym momencie, jako iż nie było go w głównym pomieszczeniu, dotarłam pod jego pokój i zapukałam. Po paru sekundach usłyszałam, że Slade rzekł:

- Wejść!

W tym momencie otworzyłam drzwi i, po przekroczeniu progu, ujrzałam że siedział on na łóżku i przeglądał coś na komputerze. Po chwili, opuścił ekran i, widząc mnie, spytał:

- Tri? Co się stało? Wyglądasz na zmartwioną.

- Slade...Muszę z tobą o czymś porozmawiać... - Odpowiedziałam

- Nie wiem, o co chodzi, ale OK. Tylko najpierw zamknij drzwi, bo wiesz. Sezoris jak na razie nie może zobaczyć mej twarzy.

Sądziłam, że przesadzał, no ale zamknęłam drzwi i, gdy to zrobiłam, usiadłam obok niego. Kiedy to zrobiłam, powiedział:

- To mów. Co się stało?

Po tym pytaniu, opowiedziałam mu o moim śnie i przeczuciu. Gdy skończyłam, ten odparł:

- Nie martw się. Może nas nie zdradzi, a jak to zrobi, to go zabiję.

- ... Masz dość brutalne podejście do rozwiązywania problemów. – Skomentowałam

- No co chcesz? Zdradzając nas, skrzywdziłby ciebie, a jeśli ktokolwiek cię skrzywdzi, musi zginąć.

- Trochę yanderowate masz podejście do chronienia mnie przed cierpieniem.

- Bo jesteś dla mnie ważna i chcę, abyś tu i teraz była szczęśliwa.

- Ale tak zabijając wszystkich, którzy staną mi na drodze?

- No co? Każdy sposób jest dobry, a ja nie lubię humanitarnych rozwiązań.

- To właśnie widać. A tak w ogóle, to jak tam samopoczucie Sebastiana?

- Chyba nieco lepiej, a przynajmniej rano, gdy wracał do swej bazy, wydawał się być mniej przygnębiony. Jakby powoli zaczynał godzić się ze swym losem.

- To dobrze, bo nie mogę patrzeć, jak cierpi.

- Mi też było przykro, gdy patrzyłem, jak z tego powodu rozpaczał. Tak w ogóle, to skoro już tu jesteś, chciałbym podziękować ci za coś.

- A cóż to za sprawa, za którą chciałbyś mi podziękować?

- Za dwa lata minie dziesięć lat, od kiedy się poznaliśmy. Osiem lat temu, przyszłaś do mnie i od tego czasu jesteś mi wierna, jako pierwsza. Dziękuję ci za to, że chociaż ty mnie nie zdradziłaś.

- Ło chłolera, to już osiem lat? Kiedy to zleciało?

- Szybko, co nie? Też się nie mogę nadziwić, że to już dwa tysiące dziewięćset dwadzieścia jeden i dziewięćdziesiąt trzy dziesięciotysięczne siedemset pięćdziesiąt dziewięć tysięcznych dnia, siedemdziesiąt tysięcy sto dwadzieścia sześć i pięć dziesięciotysięcznych dwadzieścia dwie tysięczne godziny, cztery miliony dwieście siedem tysięcy pięćset dziewięćdziesiąt i trzynaście setnych minut i dwieście pięćdziesiąt dwa miliony czterysta pięćdziesiąt pięć tysięcy czterysta osiem sekund od kiedy się poznaliśmy.

- ...

- No co?

- Skąd ty wiesz, ile to dni, godzin, minut i sekund od tak?

- Policzyłem sobie.

- ..........

- Co?

- To nie jest normalne, aby tak szybko to wyliczyć.

- My ogólnie normalni nie jesteśmy, więc co się dziwisz.

- W sumie racja, o tym nie pomyślałam.

Jednak, porozmawialiśmy ze sobą jeszcze na różne tematy, a po jakimś czasie, ja wstałam i wyszłam z pokoju, zamykając drzwi. Jednak, ciągle zastanawiałam się, czy Sezoris by nas zdradził, czy nie.


Lecz, po dwóch godzinach, gdy grałam na komputerze w „Audiosurf", usłyszałam pukanie do drzwi. Słysząc to, od razu odparłam:

- Wejdź, kimkolwiek jesteś!

Po tych słowach, drzwi otworzyły się, a gdy opuściłam nieco monitor, ujrzałam Sezorisa. Chwilę potem, spytał:

- Więc, o czym rozmawialiście?

- Po pierwsze, nie zaczyna się zdania od „Więc", a po drugie, mówiłam że jest to sprawa, o której na razie nie możesz wiedzieć. – Odpowiedziałam

- Widzę, że jesteś Grammar Nazi?

- Taka moja natura. Spróbuj tylko nie postawić przecinka przed „że", to spłoniesz w piekle.

- ...

- No co?

- Nie jesteś normalna.

- Osiem lat zadawania się ze Sladem robią swoje.

- Osiem lat?

- Tak. Już tyle czasu jestem jego uczennicą.

- Ło Jezu, to długo.

- No wiem, ale podoba mnie się to życie.

Jednak, w tym momencie, ujrzałam Slade'a, tym razem z założoną na twarz maską, który wszedł do mego pokoju. Widząc, gdzie patrzyłam, Gregory również odwrócił się. Chwilę potem, Slade rzekł:

- Cieszę się, że znów zastałem was razem. Za dziesięć minut widzę was w głównym pomieszczeniu.

- Tak jest! – Odparliśmy ja i Sezoris.

Po tych słowach, Slade wyszedł, a ja powiedziałam:

- Ciekawe, gdzie teraz nas wyśle.

- Pewnie do jakiegoś zadupia, bo gdzie indziej. – Odparł Gregory.

- Ty weź, bo zapeszysz.

Lecz, porozmawialiśmy na różne tematy przez osiem minut, a po tym czasie odstawiłam komputer na sofę obok mnie i, wraz z nim, wyszłam z pokoju.


Do głównego pomieszczenia dotarliśmy na czas i, będąc tam, ujrzeliśmy Slade'a, który jak zwykle, wpatrywał się w wielkie monitory. Chwilę potem, odwrócił się i, widząc nas, odparł:

- Dobrze, że już jesteście, bowiem mam dla was kolejne zadanie. Jednak, nie wykonacie go dziś, a jutro, ale z powodów, które zaraz staną się jasne, przekazuję je wam dzisiaj. Otóż jutro, o drugiej w nocy, udacie się helikopterem do Czarnobyla, a dokładniej do tamtejszej, nieczynnej elektrowni atomowej i z tamtego miejsca ukradniecie sporą część Czarnobylitu*, który znajduje się w stopionych szczątkach reaktora, leżących w pustym zbiorniku na wodę pod pomieszczeniem, w którym owy reaktor był, nim wybuchł. Później, udacie się pod nigdy niedokończony, szósty reaktor, gdyż tam jest pewna skrytka z dużą ilością uranu i plutonu, który także ukradniecie w ilości, ja wiem, pięciu skrzyń, które je izolują. Nie pytajcie, po co mi to, tylko to ukradnijcie.

- ALE MY TAM ZGINIEMY! No dobra, może nie dosłownie tam, ale po dwóch tygodniach! – Krzyknął Sezoris.

- Spokojnie, o wszystkim pomyślałem. Jutro dostaniecie potrzebne kombinezony oraz urządzenia, dzięki którym nie napromieniujecie się. Przecież nie wysyłałbym was tam bez niczego.

- A tak w ogóle, LECIMY DO CZARNOBYLA! DO CZARNOBYLA! – Krzyknęłam i zaczęłam skakać jak pojebana po pomieszczeniu.

Kiedy tak skakałam, ujrzałam że Slade oraz Sezoris patrzyli na mnie zażenowanym wzrokiem. Chwilę potem, Gregory spytał:

- Ona tak zawsze?

- Ta...Jak ją coś ucieszy, to zaczyna skakać po tym pomieszczeniu jak niedojebana. – Odpowiedział Slade, a następnie dodał:

- Jak widać, nawet psychiatra jej nie pomógł. To chyba przypadek nieuleczalny.

W tym momencie, przestałam skakać i rzekłam:

- EJ!

- Sorki – Odparł Slade i cicho się zaśmiał, a następnie dodał:

- No, ale dobrze. Możecie już odejść. Pamiętajcie, jutro, druga w nocy, widzę was w tym pomieszczeniu.

- Tak jest! – Odrzekliśmy ja i Sezoris, po czym rozeszliśmy się do swoich pokoi.

Jednak, dosłownie wtedy, gdy weszłam do mego pokoju i chciałam kontynuować grę w „Audiosurf", usłyszałam dźwięk komunikatora, który dał mi Sebastian. W tym momencie, wyjęłam go i odebrałam, otwierając klapkę. Po chwili, na ekraniku ujrzałam Sebastiana, który obecnie gdzieś siedział. Chwilę potem, powiedziałam szczęśliwym głosem:

- Hej!

I pomachałam mu, zamykając przy tym oko.

- No hej, Tri. A co ty taka szczęśliwa? – Odparł

- Jutro ja i Sezoris lecimy do Czarnobyla! – Zawołałam z radością.

- A na cholerę się tam wybieracie? Tam nie ma nic ciekawego do roboty. Nawet na samą elektrownię już od wielu lat nałożona jest ta arka**, czy jak to się tam nazywało.

- Długa historia. Może spotkamy się tam, gdzie zwykle i ci o wszystkim opowiem?

- OK, tylko o której?

- Hmm...Może o... - w tym momencie spojrzałam na zegarek i zauważyłam, że była dwunasta – trzynastej?

- Trzynastej? Dzisiaj niezbyt mi ta godzina pasuje. Może o czternastej?

- OK, może być i o czternastej.

- W takim razie, widzimy się za dwie godziny. Cześć.

- Cześć!

Po tej krótkiej rozmowie, połączenie zakończyło się, a ja zamknęłam komunikator i schowałam go do odpowiedniej kieszonki, a następnie wzięłam komputer i do trzynastej grałam w „Audiosurf".


Kiedy zaś owa godzina nastąpiła, postanowiłam się ładnie ubrać, czyli zmieniłam kombinezon na moją długą, niebieską sukienkę, a na stopy włożyłam czarne półbuty na płaskim obcasie. Następnie, założyłam ten naszyjnik i pierścionek, które dawały mi nowe moce, gdyż ładnie wyglądały, a następnie włosy spięłam w koka. Po zrobieniu tego, zaczęłam czekać do trzynastej trzydzieści.


Gdy już nastała ta godzina, wzięłam moją małą, wyjściową torebkę i ruszyłam w kierunku wyjścia z bazy. Kiedy chciałam przekroczyć drzwi, Slade, który dotychczas wpatrywał się w ekrany, spytał:

- Gdzie idziesz?

- Spotkać się z Sebastianem. – Odpowiedziałam, odwracając się.

- A ok. Tylko uważaj na siebie i pozdrów go ode mnie.

- OK

Po tej rozmowie, wyszłam na zewnątrz i ruszyłam w kierunku parku.


Dotarłam tam równo o czternastej. Będąc w owym miejscu, ujrzałam że Sebastian już tam był. Widząc go, od razu podbiegłam do niego i zawołałam:

- Hej!

Po czym przytuliłam się do niego. On zaś, również odwzajemnił przytulenie i odparł:

- No hej, Tri.

Parę chwil później, gdy puściliśmy się i zaczęliśmy iść przed siebie, Sebastian spytał:

- Więc, po co lecicie do tego Czarnobyla?

W tym momencie, opowiedziałam mu całą historię. Kiedy skończyłam, przytaknął głową na znak, że rozumiał, a następnie dodał:

- Ale na cholerę Sladeowi Czarnobylit? Przecież ludzkość nie zna tego pierwiastka nawet w dwóch procentach. Wiadomo tylko, że jest cholernie radioaktywny.

- Właśnie nie wiem, ale skoro kazał, to trzeba to ukraść. – Odparłam

- Ale przecież wy, po wizycie tam, umrzecie po dwóch tygodniach!

- Slade powiedział, że przed wylotem tam da nam odpowiednie kombinezony i przyrządy do poruszania się tam, i że przecież nie wysłałby nas w takie tereny bez niczego. A tak w ogóle, to masz pozdrowienia od Slade'a.

- Dzięki. Jednak, po cholerę Sladeowi tak dużo uranu i plutonu? Normalnie powiedziałbym, że nie dałby rady stworzyć bomby atomowej, ale w sumie tworzył działające, legendarne bronie, więc w tym wypadku wszystko jest możliwe.

- Nie wiem. Może chce stworzyć bombę potężniejszą niż Car Bomba?

- O. Ja. Pierdolę.

- Po nim można się wszystkiego spodziewać. Tak w ogóle...Trochę się boję.

- Czego?

W tym momencie, opowiedziałam mu o moim śnie oraz mojej obawie. Kiedy skończyłam, nim odpowiedział, jako iż miałam na palcu ten pierścionek, usłyszałam jego myśli:

„Ja mam nadzieję, że to się szybko stanie."

„Zazdrośnik" – Pomyślałam

„Ej! Przestań mi czytać w myślach!"

„Hehe...Sorki. Zazdrośniku."

„TRI!"

„...palmitynian"

„..."

„No co? Hehe..."

Po tej rozmowie telepatycznej, właściwie nieplanowanej, spojrzeliśmy na siebie i zaśmialiśmy się. Chwilę potem, ruszyliśmy dalej przed siebie, rozmawiając na różne tematy.


Jednak, w pewnym momencie naszego spaceru, rozpadał się dość zimny deszcz. Na początku nie było mi aż tak zimno, ale w pewnym momencie zatrząsnęłam się z zimna. Nim minęło kilka sekund, poczułam że Sebastian założył mi swój płaszcz. Czując to, spojrzałam na niego i odparłam:

- Dziękuję...

- Oj, nie ma za co. Nie chcę, abyś zmarzła. – Odrzekł

- Tak w ogóle, to dlaczego nie masz dziś rozpuszczonych włooosów?

Po tym pytaniu, przewrócił oczami i odpowiedział słyszalnie zażenowanym głosem:

- Serio? To jest twoim największym problemem dnia?

- Tak. Bo ty tak cudnie wyglądasz w rozpuszczooonych! – Odparłam rozmarzonym głosem.

- Poczekaj jakiś czas, a zaraz deszcz mi je rozpuści.

- I ogólnie tak cudnie dziś wygląąądasz...

- Błagam...

- Jesteś taki cudooowny...

- ... Co ci znowu odjebało, że się tak mną zachwycasz?

- Dzień Fangirlingu.

- O kurwa...

- I jesteś taaak-

- No dobra, dobra, wiem, jestem najcudowniejszym facetem na świecie. Możemy to już tak zostawić i nie zachwalać tego na każdym kroku, szczególnie w miejscu publicznym?

- Napiszę o tobie FanFiction!

- ...

- No co?

- Jak Slade z tobą wytrzymuje?

- Osiem lat mu się udało, to dlaczego miałby nie wytrzymać więcej?

- Osiem? Już tak długo jesteś jego uczennicą?

- Tak

- Widzisz, jak ten czas szybko leci?

- No właśnie dziś się zorientowałam. Kiedy to zleciało...

- A pomyśl sobie: Urodziłaś się dwadzieścia trzy lata temu. Kiedy to zleciało?

- Ło kuźwde, faktycznie. A tak w ogóle, wiesz że kolory naprawdę nie istnieją? Zmysły w sumie też nie.***

- Jak to nie istnieją? To co my widzimy i czujemy?

- Interpretacje naszych mózgów, które są uwarunkowane genetycznie. Co do kolorów, to w końcu to fala światła o określonej długości, więc mózg je interpretuje jako kolor. Z nami w sumie też jest coś nie tak, bo składamy się z neutronów, które są w dziewięćdziesięciu procentach próżnią, więc czemu się widzimy? Widzisz? Świat to jedna, wielka iluzja.

- Czej...To znaczy, że jeśli stworzę jakąś iluzję, to znaczy, że stworzę iluzję w iluzji, więc technicznie mojej iluzji nie ma nawet jako iluzja, bo wszystko dzieje się w iluzji i tak naprawdę moja moc nie działa, ale działa, bo tworzę iluzję...Cholera! Wszystko komplikujesz!

W tym momencie, szeroko uśmiechnęłam się i odparłam:

- Sorki. Taka rzeczywistość.

- Strasznie zagmatwana. – Skomentował Sebastian.

- Wiem, ale co zrobisz, nic nie zrobisz.

Lecz, po tej rozmowie, gadaliśmy ze sobą jeszcze długo, spacerując przez ten park, mimo iż padał deszcz. Kiedy zaś wyszliśmy z parku, zaszliśmy do jakieś kawiarni i tam, także rozmawialiśmy na różne tematy. Siedzieliśmy tam może z pół godziny. Po tym czasie, wyszliśmy i ruszyliśmy na kolejny, godzinny spacer po mieście, w czasie którego, a jak, rozmawialiśmy na różne tematy.


Po godzinie, czyli około szesnastej trzydzieści, wraz z Sebastianem doszliśmy pod jego bazę. Będąc tam, powiedział:

- Ja już muszę iść, ale w każdym razie, gdy wrócicie z Czarnobyla, zadzwoń do mnie i opowiedz, jak tam teraz obecnie jest.

- OK. A tak w ogóle, wypadałoby ci oddać twój płaszcz. – Odparłam

- Zatrzymaj go sobie. Jeszcze pada deszcz, więc mogłabyś zmarznąć, a tego nie chcę. Ja mam wiele takich samych płaszczy.

- Ty tak o mnie dbasz...

- Oj, bo po prostu jesteś dla mnie ważna i chcę dla ciebie jak najlepiej.

W tym momencie, przytuliłam się do niego, zamknęłam oko i odrzekłam:

- Tak się cieszę, że ciebie poznałam...Jesteś moim najlepszym przyjacielem...

Chwilę potem, on odwzajemnił przytulenie, pocałował mnie w głowę i rzekł:

- Ciebie nie da się nie lubić...

Jakiś czas potem, gdy puściliśmy się, pożegnaliśmy się ze sobą, a następnie on wszedł do swej bazy, a ja przeteleportowałam się do mego pokoju w bazie Slade'a.


Będąc tam, byłam nieco zmęczona i zziębnięta. Od razu, nie mając sił aby wejść na łóżko, położyłam się na sofie i owinęłam w płaszcz Sebastiana. Bądźmy szczerzy, kiedy już się owym płaszczem owinęłam, czułam się tak, jakbym przytulała się do mego przyjaciela. I jeszcze ten płaszcz tak ładnie pachniał...No, ale chcąc nie chcąc, po chwili, usnęłam...


Nie wiem, jak długo spałam, ale gdy się obudziłam, było już ciemno. Pierwsze, co poczułam po otworzeniu oczu, to ten piękny zapach płaszcza Sebastiana. No po prostu mogłabym leżeć okryta tym płaszczem chyba całą wieczność, no ale musiałam wstać. Gdy wydostałam się z płaszcza, ujrzałam na jakimś krześle, które stało przy sofie, talerz z dwiema kanapkami z masłem, sałatą, serem żółtym, szynką i pomidorem oraz filiżankę z parującą herbatą. Podejrzewałam, że zrobił to Sezoris, bo któżby inny. Chwilę potem, wyjęłam swój telefon i sprawdziłam godzinę. Była pierwsza dwadzieścia w nocy. Nie opłacało mnie się dalej spać, więc usiadłam na sofie, zjadłam śniadanie i wypiłam herbatę, po czym wstałam, odwiesiłam płaszcz do szafy, gdyż zważywszy na to, gdzie dzisiaj mieliśmy zmierzać, tylko by mi przeszkadzał, zważywszy na to, że był na mnie o wiele za długi, a następnie poszłam do łazienki przygotować się do długiego dnia.


Jakiś czas później, gdy byłam gotowa, usłyszałam pukanie do drzwi. Słysząc to, jako iż rozmyślałam na temat strony Lomando.com**** oraz różnych horrorów, które kiedyś obejrzałam, aż się wzdrygnęłam ze strachu, jednak po chwili odpowiedziałam:

- Wejść!

W tym momencie, drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł Gregory. Na szczęście to był tylko on, a nie jakaś zjawa. Mimo wszystko, chwilę potem, widząc że już wstałam, odparł:

- O, cześć, kochanie. Widzę, że już się obudziłaś.

- No cześć. Tak w ogóle, to ty zrobiłeś to jedzenie i herbatę? – Spytałam

- Tak. Nie chciałem, abyś była głodna.

- Dzięki. To miłe.

- Oj, bo ja cię po prostu kocham i chcę, aby żyło ci się jak najlepiej. Poza tym, słodko wyglądałaś, będąc owiniętą w ten płaszcz.

- A wiesz, jak przyjemnie się w nim spało?

- Być może, nie przeczę. W ogóle, to wiesz może, co to jest ten Czarnobylit, o którym mówił Slade? Bo zapomniałem się o to spytać.

- Taki nowy pierwiastek, który wytworzył się na Stopie Słonia, czyli stopionych szczątkach czwartego reaktora. I tak, one ewidentnie się tak nazywają, zobaczysz dlaczego. Ludzkość o Czarnobylicie nie wie nic, poza tym, że jest cholernie radioaktywny. Więcej ci o nim nie powiem, bo nic poza tym o nim nie wiadomo. Tak w ogóle, to ciekawostka, na tej Stopie Słonia sobie spokojnie jakiś rodzaj grzyba wyrósł i ma gdzieś ilość promieniowania, która tam jest.

- Jak widać, grzyby są wszędzie.

- Normalnie Kraina Grzybów jak się patrzy.

- Jeszcze brakuje grzybowego światła i mielibyśmy pełen komplet.

Jednak, porozmawialiśmy na różne tematy do godziny pierwszej pięćdziesiąt pięć. Po tym czasie, wyszliśmy z mego pokoju i ruszyliśmy w kierunku głównego pomieszczenia.

Dotarliśmy tam równo o drugiej w nocy. Będąc w owym miejscu, ujrzeliśmy Slade'a, który jak zwykle, wpatrywał się w wielkie monitory. Chwilę później, odwrócił się w naszą stronę i, widząc że już się zjawiliśmy, rzekł:

- Cieszę się, że jesteście o czasie. Za chwilę, udacie się w kierunku Czarnobyla helikopterem, jak mówiłem wczoraj. Jako, iż wiem, że oboje nie umiecie nim sterować, wynająłem pilota. Jednak, przed wyruszeniem w drogę, dostaniecie parę rzeczy, które umożliwią wam przetrwanie przy takiej ilości promieniowania bez późniejszych skutków ubocznych.

W tym momencie, najpierw, wyjął jakiś nadajnik i nacisnął jeden z przycisków. Kiedy to zrobił, ujrzeliśmy że dwa okrągłe fragmenty podłogi rozsunęły się, a po chwili na powierzchnię wyjechały dwie, wysokie tuby z jakimiś czarnymi kombinezonami z żółtymi pasami po bokach i takimi samymi, długimi butami oraz rękawicami, a także jakimiś kaskami.

Chwilę potem, Slade powiedział:

- Oto kombinezony, które będą was chronić przed promieniowaniem. Zaraz je założycie, jednak te kaski załóżcie dopiero przy wychodzeniu z helikoptera.

Po czym nacisnął inny przycisk i tuby otworzyły się. W tym momencie, ja i Sezoris nałożyliśmy kombinezony i wzięliśmy kaski, a gdy to zrobiliśmy, Slade odparł:

- W głównym pomieszczeniu helikoptera, w klapie znajdującej się przy drzwiach, znajdziecie czarno-srebrną walizkę. W niej są wszystkie rzeczy, które ułatwią wam zdobywanie Czarnobylitu, uranu oraz plutonu. Pierwszą z tych rzeczy jest taki zbiornik wyglądający jak wielka łyżka. Kiedy zbierzecie odpowiednią ilość Czarnobylitu, zacznie świecić na czerwono, co będzie oznaczało, że macie przestać zbierać owy pierwiastek. Drugą jest klucz do sejfu, wyglądający jak tuba z dwoma rozgałęzieniami na końcu, trzecią jest licznik Geigera, a czwartą pewne działo wyglądające jak niewielki odkurzacz do samochodów, który po użyciu na czas waszej obecności w elektrowni, zneutralizuje promieniowanie w miejscu, w którym będziecie, abyście mogli zdjąć kaski. A teraz, do pracy, bo trochę wam to zajmie. Ukraina jest dalej niż Stany Zjednoczone.

- Tak jest! – Zawołaliśmy ja i Sezoris.

Następnie zaś, wyszliśmy z bazy.


Kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz, przed wejściem do naszego domu ujrzeliśmy duży, czarny helikopter, do którego od razu weszliśmy. Chwilę potem, po znalezieniu się w nim, gdy udaliśmy się do kokpitu, ujrzeliśmy pilota. Widziałam, że był to mężczyzna. Parę sekund potem, odwrócił się w naszym kierunku i, widząc że już przyszliśmy, powiedział z charakterystycznym, rosyjskim akcentem:

- O, już jesteście.

Po czym wystartował i ruszył w kierunku Ukrainy.

W czasie lotu, spytałam:

- Jak się pan nazywa?

- Faktycznie, nie przedstawiłem się. Jestem Aaron Inshakov. A wy, jak mówił mi Slade, to Claire Whittaker i Gregory Turner, tak? – Odpowiedział pilot.

- Tak – Odrzekliśmy ja i Sezoris, po czym ja dodałam:

- Ale mi może pan mówić Tristitia, a jemu – tu wskazałam na Gregory'ego – Sezoris.

Po tych słowach, Aaron przytaknął głową na znak, że rozumiał, po czym zapytał:

- W ogóle, to po co wy lecicie do Czarnobyla? Tam nic ciekawego nie ma. No, może poza zniszczoną elektrownią, pod którą z nieznanych mi powodów, mam was podrzucić.

- Tajemnica zawodowa. – Odparłam

- A ok, w takim razie nie wnikam, ale i tak dziwna wydaje mnie się podróż pod samą elektrownię.

- Nam też się wydaje dziwna, no ale skoro Slade kazał, to trzeba to wykonać.

- Widzę, że ten wasz Slade jest waszym szefem?

- Można to tak nazwać. No i oczywiście staramy się jak najlepiej wykonywać to, co nam każe, nawet jeśli wydaje się to głupie.

- Rozumiem to, bo sam mam szefa, którego rozkazy staram się najlepiej jak mogę wykonywać.

- Pracujesz w jakieś firmie?

- Można to tak określić. W firmie, która wynajmuje różnym ludziom, za różne ceny, pilotów różnych pojazdów latających i ogólnie osoby przewożące jakimś środkiem transportu innych. Najczęściej wynajmuje się nas do przewozu różnych zorganizowanych grup, rzadziej tak, jak w waszym wypadku, pojedyncze, indywidualne osoby. A poza tym, musiałbym i tak jakoś zarabiać na życie.

- Faktycznie

Po tej rozmowie, nastała cisza.


Przez resztę podróży, panowała cisza, chociaż raz na jakiś czas rozmawialiśmy z pilotem na różne tematy. Nie wiem, ile dokładniej zajął nam lot, ale w którejś chwili, gdy lecieliśmy przez mgłę, zza niej zaczął wyłaniać się fragment arki otaczającej reaktor. Widząc to, Aaron zatrzymał helikopter i powiedział do nas:

- Nie mam gdzie wylądować przed tą elektrownią. Podlecę najwyżej, jak mogę i wtedy wy wyskoczycie ze spadochronem.

- A są tu takowe? – Spytał Sezoris.

- W klapie obok wyjścia powinny być cztery, więc nie ma problemu. Przylecę po was za dwie godziny, a jeśli was nie będzie, to będę tutaj przylatywał co godzinę, aż załatwicie to, co macie załatwić.

- OK – Odparliśmy ja i Gregory.

Po tej rozmowie, wyszliśmy do głównego pomieszczenia i, gdy pilot podlatywał wyżej, otworzyłam drzwiczki klapy, po czym rzeczywiście ujrzeliśmy cztery plecaki ze spadochronem. Od razu ja i Sezoris wzięliśmy po jednym i założyliśmy na plecy, a następnie nałożyliśmy na głowę kaski, a następnie chwyciłam walizkę i otworzyłam drzwi.


Parę chwil potem, helikopter zatrzymał się w powietrzu i, gdy to nastąpiło, wyskoczyliśmy z niego. Szczerze powiedziawszy, pierwszy raz w życiu skakałam ze spadochronem i było to nawet przyjemne. Jednak, gdy byliśmy w odpowiedniej odległości od ziemi, otworzyliśmy spadochrony, które na szczęście otworzyły się bez szwanku i, jakiś czas potem, wylądowaliśmy na ziemi przed elektrownią.


Gdy zaś wygrzebaliśmy się spod spadochronu, spytałam patrząc na arkę:

- Dobra, ale jak my tam się dostaniemy?

- Nie wiem. Najprościej jest poszukać zamkniętego wejścia i je wyważyć. – Odpowiedział Sezoris.

- W sumie dobry pomysł.

Po tej krótkiej rozmowie, zaczęliśmy szukać takowego i, chyba po około dziesięciu minutach, owe znaleźliśmy. Następnie, za pomocą moich wiązek dezintegrujących, zdematerializowałam drzwi i weszliśmy do środka.


Jako, iż wewnątrz było cholernie ciemno, od razu przywołałam pirokinezę i, za pomocą ognia, oświetlałam drogę pod reaktor. Oczywiście, jako iż nigdy tu nie byłam, no bo jak, wraz z Gregorym błądziliśmy po całej elektrowni. Szczerze powiedziawszy, trochę strasznie tu było. Jednak, w pewnym momencie, doszliśmy nawet do starego, głównego pomieszczenia elektrowni, z którego kiedyś pracownicy kontrolowali reaktory. Jak coś, sławetny przycisk AZ3***** nadal tam był.

- Sezoris, wiesz może, gdzie jest ten nieszczęsny reaktor? – Spytałam

Jednak nie uzyskałam odpowiedzi. Trochę mnie to zdziwiło, gdyż kiedy tu wchodziłam, on był nadal koło mnie.

- Gregory? – Zapytałam słyszalnie zaniepokojonym głosem.

Nadal brak odpowiedzi. Kiedy się odwróciłam, jego tu nie było. To było dziwne, bo szczególnie w TAKIM miejscu, raczej by się ode mnie nie oddalił, bo to niebezpieczne, zważywszy na stan techniczny środka elektrowni. A poza tym, nikt inny by się tu nie zapuszczał, więc nikt nie mógł mu nic zrobić.


Jednak, kiedy chciałam wyjść z pomieszczenia, ujrzałam takie jakby przesuwające się załamanie powietrza.

„No nie mówcie mi, że to miejsce nawiedzają duchy byłych pracowników. Jeszcze tego by mi brakowało." – Pomyślałam

Nie dość, że Gregory gdzieś zniknął, to brakowałoby mi jeszcze tego, żeby spotkać ducha na przykład takiego Diatłowa******. W sumie to miejsce samo w sobie nie było odwiedzane przez nikogo od wielu lat, więc kto ci tam wie, co się tutaj mogło dziać.


Mimo wszystko, myśląc że po prostu mnie się wydawało, ruszyłam w kierunku reaktora, przy okazji szukając Sezorisa. No nie mógłby się rozpłynąć w powietrzu, czyż nie? Jednak, w którejś chwili, zobaczyłam zawalone zejście pod reaktor. Lecz, nim zdążyłam zdezintegrować gruzy, które mi je zawalały, usłyszałam głos Gregory'ego, który wołał:

- BU!

W tym momencie, aż krzyknęłam ze strachu i odwróciłam się. Kiedy to zrobiłam, ujrzałam Sezorisa. Widząc go, odparłam przestraszonym głosem:

- Boże, Gregory...Weź mnie tak więcej nie strasz.

- Sorki...Hehe...Po prostu chciałem cię nastraszyć, a to miejsce jest idealne do tego. – Odparł

- A ja się bałam, że coś ci się stało, gdy tak nagle zniknąłeś.

- Wybacz. Po prostu chciałem trochę urozmaicić nasz pobyt tutaj.

- Ech...Co ja się z tobą mam...

Jednak, po tej rozmowie, zdezintegrowałam jedną ręką gruzy, gdyż drugą nadal utrzymywałam ogień, po czym zeszliśmy na dół.


Będąc tam, poza pomieszczeniem ze Stopą Słonia zauważyliśmy kolejne, przesuwające się załamanie powietrza.

- Ty, widziałaś to? – Spytał słyszalnie zdziwiony Sezoris.

- Tak i to nie pierwszy raz. Pierwszy raz zauważyłam je w głównym pomieszczeniu elektrowni, gdy ty zniknąłeś. – Odpowiedziałam

- Co to może być?

- Nie wiem. Może jakaś anomalia, bo w końcu to Czarnobyl, a na dodatek jesteśmy przy stopionym powodzie tego całego pierdolnika.

Lecz, po tej rozmowie, gdy Gregory kładł walizkę na ziemi, aby wyjąć z niej neutralizator, powiedziałam:

- Ech...I pomyśleć, że gdyby nie pewna trójka bohaterów, tego miejsca mogłoby nie być, a Europa mogłaby zostać skażona promieniowaniem...

- A co? Coś temu miejscu jeszcze groziło? – Spytał Sezoris.

- Kiedy reaktor wybuchł, jak zapewne wiesz, nastąpiły dwa wybuchy. Zauważono również, że te oto obecnie leżące tu stopione szczątki reaktora mogłyby spaść do tego miejsca, które było wypełnione radioaktywną wodą. No i pewna trójka pracowników, nie pamiętam ich nazwisk, zdając sobie sprawę z zagrożenia, wskoczyli tutaj i otworzyli zawory, wypuszczając wodę. Szczątki reaktora, jak podejrzewano, przetopiły się przez podłogę i spadły do już wysuszonego zbiornia. Ci troje zaś, zmarli po tygodniu na chorobę popromienną, ale uratowali Europę.*******

- No to szacun dla nich. Nie wiem, czy gdybym był na miejscu któregoś z nich, odważyłbym się na taki czyn.

Chwilę potem jednak, podał mi neutralizator i licznik Geigera, który normalnie zaczął piszczeć od razu po wyjęciu, po czym ja użyłam neutralizatora i, gdy licznik Geigera zaczął wydawać już tylko dźwięk pykania, charakterystyczny dla wykrycia niewielkiej ilości promieniowania, wyłączyłam urządzenie. W tym momencie, podałam owe rzeczy Sezorisowi, a on dał mi zbiornik na Czarnobylit. W tym momencie, podeszłam do Stopy Słonia i, uważając na rosnący tam grzybek, zaczęłam zbierać odpowiednią ilość.


Oczywiście, uważałam żeby rosnącego tam grzyba nie zniszczyć, bo co, niech sobie rośnie. Jakiś czas potem, gdy zbiornik zaświecił się na czerwono, przestałam zbierać Czarnobylit i, po odejściu, ujrzałam że miejsce w zbiorniku z owym pierwiastkiem zostało automatycznie zasłonięte jakąś czarną barierką. Podejrzewałam, że to było po to, aby owy pierwiastek nie wypadł i, żeby nie emitował w naszym kierunku szkodliwego promieniowania. Mimo wszystko, od razu schowałam to do walizki, po czym zamknęłam ją i wzięłam. Następnie, wraz z Gregorym, ruszyliśmy w kierunku szóstego, nigdy nie skończonego, reaktora.


Doszliśmy tam chyba po około pół godzinie, gdyż przez ten czas błądziliśmy niemiłosiernie po elektrowni, przy okazji spotykając więcej załamań powietrza. Nie wiedzieliśmy, co to mogło być, ale teoria, że były to duchy byłych pracowników, nadal stała. No, ale w pewnym momencie, dotarliśmy do owego miejsca i odnaleźliśmy drzwi do sejfu. Nie wiedziałam, skąd owy mógł się tu wziąć, gdyż z tego, co wiedziałam, nic takiego w owym miejscu nigdy nie istniało.


Mimo wszystko, od razu Sezoris podał mi neutralizator i, jako iż licznik Geigera piszczał, zneutralizowałam promieniowanie, po czym, gdy licznik zaczął już tylko pykać, położyłam walizkę na podłodze i otworzyłam ją. W tym momencie, schowałam tam neutralizator, a Gregory włożył do niej licznik Geigera, po czym wyjęłam klucz, podeszłam do sejfu i włożyłam końcówki rozgałęzień w dwa wejścia w drzwiach. Kiedy to zrobiłam, w tym momencie, zostały one tak jakby wsunięte w głąb i, gdy obróciłam kluczem, drzwi otworzyły się. Gdy to nastąpiło, klucz został wysunięty, a ja schowałam go do walizki, zamknęłam ją i podniosłam.


Jednak, nim zdążyliśmy wyciągać skrzynki z uranem i plutonem oraz jedną taką inną, wielką, najprawdopodobniej służącą do ich transportu, usłyszeliśmy za sobą głos Raven, która mówiła:

- Widzę, że teraz okradacie Czarnobyl...

Po tych słowach, gwałtownie odwróciliśmy się. Kiedy to zrobiliśmy, ujrzeliśmy...Tytanów. No cholera, oni nawet tu musieli nam przeszkadzać. Chwilę potem, odparłam zażenowanym głosem:

- Wy to chyba na serio nie macie co robić, tylko nam przeszkadzać.

- Mamy co robić, ale nie możemy dopuścić do tego, abyście ukradli ten uran i pluton. – Odparł Cyborg.

Jednak, w tym momencie, ku ponownemu zdziwieniu Tytanów, uformowałam wielki, długi i ostry odłamek lodu, unosząc rękę do góry, a gdy owy był nad moją głową, rzuciłam w ich kierunku, ale oni odskoczyli na boki. Chwilę potem, Robin zawołał:

- Tytani, WIO!

Po czym rzucili się w naszym kierunku, a my w ich i rozpoczęliśmy walkę.


Na początku, walka była wyrównana. Widziałam też, że przez bardzo długi czas, Sezoris walczył wręcz z Robinem i, z tego co słyszałam, o czymś rozmawiali, jednak nie mogłam dokładniej dosłyszeć, o czym. Bałam się jednak, że miałoby to jakiś związek z mym snem. Lecz, w pewnym momencie, gdy walczyłam wręcz z Cyborgiem, ten spytał:

- Te moce, jak odłamki lodu, też dał ci Brother Blood?

- Te nie. Mam je dzięki temu naszyjnikowi, który znalazłam w parku. – Odpowiedziałam, wskazując wzrokiem na owy przedmiot.

W tym momencie, spojrzał on na owy naszyjnik ze zdziwieniem. Chwilę potem, zaczęliśmy jeszcze intensywniej walczyć.


Jednak, w pewnym momencie, zaczęli wygrywać Tytani. Bałam się, że zwyciężyliby, dlatego gdy stali obok siebie, szybko wytworzyłam wokół nich dużą, białą barierę z wiązek dezintegrujących, którą mogliby zniszczyć dopiero, gdy oddaliłabym się z Czarnobyla i jego okolic. Kiedy to nastąpiło, ja i Sezoris załadowaliśmy do znalezionej w sejfie walizki po pięć skrzynek z uranem i plutonem, po czym Gregory wziął ją i zamknął sejf, a następnie założyliśmy na twarz kaski i wzięłam walizkę z naszymi rzeczami, po czym ruszyliśmy w kierunku wyjścia.


Na odchodne, pomachałam jeszcze Tytanom z szyderczym uśmiechem, po czym, wraz z Gregorym, ruszyliśmy w kierunku wyjścia z elektrowni. W czasie drogi, zauważyliśmy jeszcze ze dwa, poruszające się załamania powietrza. Po drugim, powiedziałam:

- Wcześniej tego nie mówiłam, ale boję się tu być...Tak tu ciemno i strasznie, i jeszcze te załamania powietrza...

W tym momencie, Sezoris objął mnie, przysunął bliżej siebie i odparł:

- Nie bój się, kochanie. Jesteś tu ze mną, więc nie masz się czego bać.

Lecz, jakieś parę minut później, ujrzeliśmy światło dzienne, co znaczyło, że zbliżaliśmy się do wyjścia.


Gdy zaś wydostaliśmy się z tego przeklętego miejsca, helikoptera jeszcze nie było. Widząc to, powiedziałam do Gregory'ego:

- Słuchaj...Możemy pójść w jeszcze jedno miejsce?

- Jasne. Nie wiem, gdzie chcesz iść, ale możemy tam pójść. – Odpowiedział

W tym momencie, zaczęłam prowadzić go w miejsce, do którego chciałam się udać.


Jakieś parę minut potem, dotarliśmy pod pomnik poświęcony strażakom, którzy gasili pożar reaktora. Zawsze chciałam zobaczyć owy pomnik w rzeczywistości, a teraz miałam do tego okazję.

- „Tym, którzy uratowali świat." – Przeczytałam napis po ukraińsku znajdujący się na tabliczce.

- A uratowali świat? – Spytał Gregory.

- Tak się o nich mówi, gdyż po zgaszeniu pożaru reaktora czwartego, mieli zejść na dół, aby nie wystawiać się na dużą dawkę promieniowania, ale oni tam stali w pogotowiu, gdyby reaktor zaczął się jeszcze palić. Jak się potem okazało, nie trzeba było gasić pożaru, bo wygasłby sam, ale wtedy nad Europę dostałoby się więcej promieniowania.

- Widać dużo było tutaj bohaterów.

- No...Strażacy, likwidatorzy i te trzy osoby, o których ci wspominałam...Po prostu trzeba ich szanować, mimo iż nie mieszkamy w Europie. Jednak taka odwaga rzadko się zdarza.

W tym momencie, korzystając z mocy Sebastiana, a dokładniej z umiejętności stwarzania iluzji, stworzyłam jako taki znicz oraz zapałki i postawiłam pod pomnikiem, po czym zapaliłam knot.


Później, zaszliśmy jeszcze w jedno miejsce, poświęcone likwidatorom i tam też trochę postaliśmy oraz zrobiłam ten sam gest, co pod pomnikiem. Jakiś czas potem, ruszyliśmy w kierunku elektrowni, aby czekać na helikopter...


Gdy tam byliśmy, owy podleciał parę minut potem. Parę sekund później, z wnętrza wysunęły się drabinki. Od razu, z trudem, gdyż mieliśmy przy sobie trochę rzeczy, weszliśmy do głównego pomieszczenia pojazdu i, gdy pojazd ruszył w kierunku Jump City, schowaliśmy nasze rzeczy, łącznie z kaskami, do klapy przy drzwiach, a następnie udaliśmy się do kokpitu.


Będąc tam, kiedy Aaron nas zauważył, powiedział:

- Nie było was z cztery godziny. To dość sporo, ale w sumie nie wiem, co tam robiliście.

- Serio? A ja myślałam, że minęło parę minut. – Odparłam zdziwiona.

- Ja w sumie też miałem takie wrażenie. – Dodał Sezoris.

- Pewnie nie mieliście przy sobie zegarków, a jak wiadomo, Czarnobyl to miejsce, w którym zatrzymał się czas.

- W sumie coś w tym jest.

- Ale to i tak było dziwne wrażenie, nawet jak na Czarnobyl.

- Być może, ja tam jestem tutaj pierwszy raz, więc nie wiem, jak to miasto i okolice elektrowni działają.

- Na dodatek jest tu tak cicho...

- Faktycznie, cicho tutaj tak, że można usłyszeć jak rośnie trawa.

- Nie dziwne, bo w końcu i Czarnobyl, i Prypeć są opuszczone od wielu lat.

Jednak, po tej rozmowie, nastała cisza.


W czasie lotu, czasem rozmawialiśmy ze sobą na różne tematy. Aaron wydawał się nawet fajnym człowiekiem, szczerze powiedziawszy. Jednak, jakiś czas potem, prawdopodobnie po wielu godzinach, dolecieliśmy pod bazę Slade'a. Kiedy zaś helikopter wylądował, pilot rzekł:

- No, to w takim razie tutaj się żegnamy. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się z wami spotkam, bo wydajecie się fajnymi osobami.

- My też mamy taką nadzieję. Do widzenia! – Odparłam, jednak wraz ze mną, pożegnał się i Sezoris.

- Do widzenia!

Po tej rozmowie, wyszliśmy z kokpitu, zabraliśmy z klapy swoje rzeczy i wydostaliśmy się na zewnątrz.


Parę sekund potem, gdy szliśmy do bazy, usłyszeliśmy że helikopter ruszył. My zaś, weszliśmy do bazy i, gdy tam byliśmy, zauważyliśmy Slade'a, który patrzył w wielkie monitory. Chwilę potem, odwrócił się w naszym kierunku. W tym momencie, podeszliśmy bliżej, po czym ja wyciągnęłam rękę z walizką, a Gregory z walizą z uranem i plutonem, po czym powiedziałam:

- Proszę. Oto rzeczy, o które prosiłeś. Czarnobylit jest w tej walizce, którą trzymam.

Po tych słowach, odebrał on owe rzeczy od nas i dodał:

- Dobrze wam poszło, naprawdę. Spodziewałem się, że ta misja mogłaby się nie powieść, zważywszy na miejsce, do którego was wysłałem.

- My mielibyśmy nie dać rady? No błaaagam. – Odparł Sezoris.

- Cieszę się, że tak wierzysz w wasze możliwości. W każdym razie, możecie już odejść. Wezwę was, gdy będziecie potrzebni.

- Tak jest! – Zawołaliśmy ja i Gregory.

W tym momencie, Slade odwrócił się, a my udaliśmy się do naszych pokoi...


Jednak, od dzisiejszej nocy, zaczęły się dla mnie dość paranormalne, jeżeli mogę to tak określić, dni...

_____________________________________

*Czarnobylit – Taki pierwiastek istniejący naprawdę, który wytworzył się w stopionych szczątkach reaktora. Nic o nim nie wiadomo, poza tym, że jest cholernie radioaktywny.

**Czyli to, co obecnie jest już nasunięte na niszczejący sarkofag chroniący reaktor. Arka będzie osłaniać reaktor przez najbliższe sto lat.

***

Polecam też sekcję komentarzy. ;3

****Lomando.com - Taka strona, która jest jedną, wielką horrorową grą online. Kiedy gra się w nią po raz pierwszy, można się naprawdę przestraszyć w niektórych momentach. Na początku strona wydaje się być słodką witryną po japońsku, ale wystarczy kliknąć w banner na środku strony, aby wszystko się zmieniło.

*****To ten przycisk, a dokładniej jego naciśnięcie w nieodpowiednim momencie, zapoczątkowało reakcję łańcuchową, która rozsadziła reaktor.

******Chodzi o Anatolija Diatłowa, bezpośrednio odpowiedzialnego za ten pierdolnik, który wydarzył się w Czarnobylu.

*******Tę historię można oznaczyć hashtagiem „#TrueStory",gdyż to, co opisałam, miało miejsce naprawdę.    

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top