Rozdział X - Wspólna misja i trzecia strona.
Nowe zadanie dostałam stosunkowo szybko, bo następnego dnia. Jednak było ono takie...inne. Otóż, gdy o godzinie szóstej rano, jak co dzień, znalazłam się w głównym pomieszczeniu bazy, ujrzałam Slade'a, który, jak zwykle, patrzył w wielkie monitory. Chwilę później, odwrócił się w moim kierunku. Widząc, że już się zjawiłam, powiedział:
- O, Tristitia. Dobrze, że już się zjawiłaś. Bowiem mam dla ciebie kolejne zadanie. Jest ono, co prawda, związane z kradzieżą jednej części do dezintegratora jonowego lecz, jako iż owe laboratorium, w którym ten przedmiot się znajduje, jest silnie strzeżone i, w tym wypadku, mogłabyś sobie nie poradzić sama, udam się tam z tobą.
Wow, co za odmiana. Misja ze Sladem. W sumie...Jego obecność tylko znacznie ułatwiłaby mi walkę z Tytanami. Mimo wszystko, po chwili, wyjął on nadajnik, po czym nacisnął najpierw jeden, a później drugi przycisk. W tym momencie, usłyszałam dźwięk rozsuwania się sufitu oraz jakichś drzwi za mną. Słysząc to, gwałtownie się odwróciłam. Kiedy to zrobiłam, ujrzałam otwartą wnękę w ścianie, za którą stał samolot. Był on niewielki. Mógł pomieścić tylko jedną osobę. Kształtem przypominał czarny trójkąt. Także miał oszklone wejście do środka.
Kilka sekund później, Slade powiedział:
- Ja, jako iż w żaden sposób nie umiem latać, użyję tego samolotu. Ty natomiast, użyj albo skrzydeł, które ci dałem, albo umiejętności zamieniania się w niebieskiego, niematerialnego orła.
- Tak jest! – Odpowiedziałam swoim standardowym tekstem.
Po tych słowach, Slade wsiadł do samolotu, a ja pomyślałam:
„Wysuńcie się!"
I w tym momencie, skrzydła to zrobiły. Kiedy to nastąpiło, oboje wylecieliśmy z bazy...
Ja leciałam obok Slade'a i podążałam trasą, którą on dyktował. Naprawdę, fajne to było, że chociaż raz Slade udał się wraz ze mną na misję. Po moim pierwszym tchórzostwie przekonałam się JAK BARDZO był on silny, więc jego siła mogła pomóc mi w walce z naszymi wrogami. Mimo wszystko, po około pół godzinie, dolecieliśmy do celu. Gdy znajdowaliśmy się jakieś paręnaście metrów od laboratorium, Slade wylądował, a ja podleciałam na bezpieczną odległość i pomyślałam:
„Schowajcie się!"
W tym momencie, skrzydła wykonały moje polecenie, a ja opadłam na ziemię. Gdy zaś mój Mistrz wyszedł i podszedł do mnie, spytałam:
- Gdzie teraz mamy się udać?
- Tam – Odpowiedział, wskazując na wejście główne do budynku.
- Ale...Mistrzu...Tam jest mnóstwo strażników! Od razu nas zauważą!
- Spokojnie, Tristitio. O wszystkim pomyślałem. Pokonamy ich przy użyciu naszych umiejętności.
Po tej rozmowie, już nic więcej nie mówiłam. Po chwili zaś, ruszyliśmy w kierunku głównego wejścia. Gdy tam podeszliśmy, raz dwa rozprawiliśmy się ze strażnikami. Kiedy weszliśmy na teren laboratorium, również pokonaliśmy ochroniarzy i weszliśmy do środka. I, gdy to zrobiliśmy, ujrzeliśmy korytarze przepełnione laserami. Widząc to, musieliśmy jakoś je ominąć. Od razu zaczęliśmy przeskakiwać przez nie tak, jak ja przeskakiwałam nad laserami podczas mej drugiej misji. Czyli nogami odbijaliśmy się od jednego pola, wykonywaliśmy półobrót w powietrzu, odbijaliśmy się rękoma od drugiego kwadratu, itd. Czasami musieliśmy odbijać się od ścian.
Powiem tak. Byliśmy dobrze zsynchronizowani. Bowiem dosłownie w tym samym czasie wykonywaliśmy taki sam obrót. Mnie tylko zastanawiała jedna rzecz. Takiego skakania mnie nauczył Slade. Ale kto nauczył jego? Przecież nie mógł się urodzić z tą umiejętnością. Może on również miał swojego mistrza? Kto wie. Nie znałam jego historii, więc nie wiedziałam. Mimo wszystko, tak skacząc, dotarliśmy do podwyższenia, na którym znajdował się nasz cel. Kiedy staliśmy przed nim, Mistrz nacisnął przycisk wyłączający lasery oraz otwierający podwyższenie. I, gdy szkło otaczające przedmiot odsunęło się w tył, usłyszeliśmy wybuch. Od razu odwróciliśmy się.
Kiedy to zrobiliśmy, w wysadzonych drzwiach wejściowych ujrzeliśmy...Tytanów. No niech ich to piekło wreszcie pochłonie...Błagam...Mimo wszystko, widząc ich, Slade rzekł:
- Czy wy naprawdę nie macie co robić, tylko nam przeszkadzać?
- Owszem, mamy inne rzeczy do roboty. No, ale przecież nie możemy dopuścić abyście zniszczyli miasto. – Odpowiedziała Raven.
Mimo wszystko, po tych słowach, rzuciliśmy się w ich stronę z zamiarem zaatakowania. Widząc to, Robin zawołał:
- Tytani, WIO!
Po czym, oni również rzucili się do walki.
Ja i Slade walczyliśmy tak samo. No cóż. Oboje mieliśmy ten sam styl walki. Oprócz tego, byliśmy nieźle zsynchronizowani. W tym samym czasie wykonywaliśmy te same ruchy. Jednak ta walka...Wyjątkowo mnie denerwowała, mimo iż nam obojgu szło bardzo dobrze. Coś niekontrolowanego się we mnie działo. I w pewnym momencie, wszystko we mnie wybuchło. Bowiem, gdy zostałam przez Tytanów odepchnięta tak, że upadłam w taki sposób, jakbym klęczała odwrócona tyłem do nich i popierała się rękoma, Bestia powiedział coś, co przesądziło o dalszym toku tej misji:
- No coś...Wam dzisiaj nie idzie.
Po tych słowach, moje oczy zmieniły się na całe czarne z czerwoną źrenicą, po czym powiedziałam zmienionym, wręcz demonicznym głosem:
- Tak myślisz?
A następnie gwałtownie odwróciłam się, przemieniając się, na oczach zszokowanych Tytanów oraz Slade'a, w demona.
A jako demon wyglądałam zupełnie inaczej. Stałam się znacznie wyższa niż normalnie. Moja skóra znacznie zbladła. Włosy zmieniły kolor na czarny i nieco wydłużyły się. Me oczy były koloru czarnego z czerwonymi źrenicami. Zza moich pleców wyrosło sześć długich, czarnych macek oraz niewielkie, wygięte skrzydła z srebrnymi ostrzami. Owe skrzydła by mnie nie uniosły. One były bardziej do odstraszania oraz ranienia wrogich istot. Poza tym, w tej postaci, moje moce były dwa razy silniejsze. No i mogłam unosić się nieco ponad ziemię.
Chwilę później, krzyknęłam owym demonicznym głosem:
- Zaraz się przekonamy, komu dzisiaj nie idzie walka!
A następnie uformowałam ogromną kulę dezintegrującą i rzuciłam w ich stronę. Oni zaś odskoczyli na boki. W tym momencie, podleciałam do nich i zaczęłam szturmować w nich moimi mocami. Nie mogli do mnie podejść. Nie dało się. Jakieś parędziesiąt minut później, Robin wydał Tytanom rozkaz, którego nigdy nie słyszałam z jego ust:
- Tytani, ODWRÓT!
W tym momencie, uciekli oni. Kiedy zaś uciekali, ja nadal w nich strzelałam. Jednak, chwilę później, usłyszałam głos Slade'a, który krzyczał:
- TRISTITIO, WYSTARCZY!
Po tych słowach, moje oczy zmieniły się na normalne, a ja powróciłam do swej dawnej postaci. Kiedy to zrobiłam, ujrzałam zniszczoną połowę laboratorium. Mimo wszystko, nadal patrzyłam wściekłym wzrokiem w kierunku drzwi. Kilka sekund później, usłyszałam głos Slade'a, który mówił:
- Tristitio...Spokojnie...
Po tych słowach, gwałtownie odwróciłam się w jego kierunku i warknęłam na niego. Zaś moje oczy, ponownie, na chwilę stały się czarne z czerwonymi źrenicami. Widząc to, lekko uniósł on ręce w geście obronnym i nieco cofnął się. Teraz to on bał się mnie, a nie na odwrót.
Mimo wszystko, po chwili, Slade wziął to, po co tu przybyliśmy, a następnie wyszliśmy z laboratorium. Przez całą drogę ja byłam zła, a on milczał i trzymał się nieco dalej ode mnie. Dawało mi to wielką satysfakcję. W końcu to ON bał się MNIE, a nie na odwrót. Jednak, kiedy wyszliśmy na zewnątrz, Slade wsiadł do swego samolotu, a ja pomyślałam:
„WYSUŃCIE SIĘ!!!"
W tym momencie, skrzydła wysunęły się. I, po chwili, ruszyliśmy w kierunku bazy...
Ja chyba dziś kogoś zapierdolę. Nie wiem, dlaczego byłam AŻ TAK wściekła, że zamieniłam się w nieznającego litości demona. Może okres mnie się zbliżał? Czasem przed tym tak denerwowałam się z byle powodu, że aż przeobrażałam się w demona. Mniejsza. Po około pół godzinie dolecieliśmy do bazy. Parę sekund później, sufit rozsunął się, co znaczy, że Slade użył swego nadajnika.
On wleciał pierwszy, gdyż prowadził samolot i musiał dostać się do wnęki. Gdy zaś po paru chwilach wylądował on, do środka wleciałam ja, podleciałam na bezpieczną wysokość i pomyślałam z wściekłością:
„SCHOWAJCIE SIĘ!!!"
Iskrzydła schowały się. Gdy zaś Slade wyszedł z samolotu, ja, nawet nie patrzącna niego, odeszłam w kierunku swojego pokoju. Ten nawet mnie nie zatrzymywał.Nadal się mnie bał. I w sumie dobrze...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top