Rozdział VII - Ponownie kradzież.
Kolejne zadanie dostałam następnego dnia. Otóż, gdy o godzinie szóstej rano jak zwykle stawiłam się w głównym pomieszczeniu, gdy Slade odwrócił się i ujrzał, że już się zjawiłam, powiedział:
- Masz wyczucie czasu, Tristitio. Akurat miałem cię wzywać. Otóż, mam dla ciebie nowe zadanie, które będzie polegało, znów, na kradzieży. Bowiem udaj się do Soto Laboratory i, będąc tam, ukradnij coś, co wygląda jak metalowy drążek z długimi, metalowymi prętami po bokach.
- Ale...Mistrzu...Nie sądzisz, że Tytani już domyślili się, którędy przelatuję lecąc do tych laboratoriów czy innych centrów badawczych? Wątpię, aby oni byli tacy głupi. – Zauważyłam
- Dlatego polecisz inną trasą. Wszystko mam zaplanowane, więc o to nie musisz się martwić. Jak zwykle, prowadzić cię będzie GPS.
Po tej krótkiej rozmowie, wyjął ten sam, co zawsze, nadajnik i nacisnął jeden z przycisków. W tym momencie, usłyszałam za sobą dźwięk rozsuwanej ściany. Wiedziałam, co to znaczyło, dlatego odwróciłam się. Widząc samolot, podeszłam do niego i, gdy wejście zostało otwarte, weszłam do środka, po czym zapięłam pasy. Chwilę potem, zobaczyłam że Slade wycelował nadajnikiem w sufit i nacisnął jeden z przycisków. Kiedy to zrobił, strop rozsunął się, a ja wyleciałam poza teren bazy...
Prowadził mnie GPS, tak jak powiedział mój Mistrz. Ciekawiło mnie to, co ponownie zamierzał stworzyć Slade. W końcu, zawsze gdy wysyłał mnie abym coś ukradła, kończyło się to stworzeniem czegoś przy użyciu ukradzionego przedmiotu. Mimo wszystko, wyjątkowo, mogłam lecieć na normalnej wysokości, co było niezłą odmianą. Do owego Soto Laboratory leciałam jakieś półtorej godziny. Albo to była wina innej trasy, albo tego, że owe laboratorium po prostu było daleko. Mimo wszystko, gdy zauważyłam owy kompleks na horyzoncie, zaczęłam lądować.
Po wylądowaniu odpięłam pasy i, przed wyjściem, za pomocą komputera spróbowałam shakować systemy alarmowe owego laboratorium. Dzisiaj, zajęło mi to...trzy godziny. Tak, takiemu hakerowi jak ja zajęło to TRZY godziny! Znaczyło to, że owe systemy musiały być bardzo dobrze zrobione i zabezpieczone. Mimo to, gdy wreszcie udało mnie się je wyłączyć, zajrzałam jeszcze do skrytki, w której zawsze były gadżety. Dzisiaj ujrzałam tam tylko jakąś skrzynkę z rączką i ekranem. Podejrzewałam, że był to jakiś materiał wybuchowy, bo cóż innego? Od razu wzięłam to i wyszłam z samolotu.
Następnie, jako iż nie miałam suszarki z hakiem, podeszłam do jednej z bocznych ścian głównego budynku i postawiłam przed nią owe urządzenie. Następnie, ustawiłam czas na dwadzieścia sekund i odbiegłam na bezpieczną odległość. Po tym czasie, nastąpił wybuch, który zniszczył fragment ściany. Lecz, to co mnie zdziwiło to fakt, że wybuchu w ogóle nie było słychać. Nie wiedziałam jakim cudem, ale mimo iż widziałam to, że ładunek eksplodował, nie słyszałam huku. Nie miałam zielonego pojęcia, jak Slade tego dokonał.
Lecz, kiedy miałam już otwartą drogę do środka, przeszłam przez ścianę. Jednak, gdy postąpiłam krok naprzód, ujrzałam że przede mną włączyły się jakieś lasery. Jednak, nie były one normalne, gdyż miały kolor zielony z czarnymi plamami. Widząc je, powiedziałam ściszonym głosem, jakby przed siebie:
- Mistrzu...
- Hm? – Usłyszałam w uszach odpowiedź.
- Co to są za dziwne, zielone lasery z czarnymi plamami, które widzę przed sobą?
- Jeżeli nie chcesz umierać przez parę dni w cierpieniach, radzę ci nie mieć z nimi kontaktu dłużej niż trzydzieści sekund. Wolisz nie wiedzieć, co by z tobą zrobiły. Po prostu omijaj je.
- Tak jest.
Po tej rozmowie, od razu zaczęłam nad nimi przeskakiwać tak, jak zwykle.
Po paru minutach, doskoczyłam do podwyższenia z owym przedmiotem. Stojąc przed owym miejscem, nacisnęłam przycisk wyłączający lasery oraz otwierający metalową osłonę, którą zakryty był mój cel. Kiedy zaś chwyciłam ową rzecz, spojrzałam na nią i powiedziałam:
- No. Łatwo poszło.
- Nie byłbym tego taki pewien. – Usłyszałam za sobą głos Robina.
No kurwa mać. Czy ci pierdzieleni Tytani zawsze musieli wszystkim przeszkadzać? Po chwili odwróciłam się. Kiedy to zrobiłam, rzeczywiście ujrzałam za mną Tytanów. Widząc ich, przewróciłam oczami i powiedziałam zirytowanym głosem:
- No tak. Bo kogóż innego mogłabym się tu spodziewać.
A następnie, dziś bez klonowania, rzuciłam w ich stronę. W tym momencie, Robin zawołał:
- Tytani, WIO!
I oni również rzucili się w moim kierunku...
Walka przebiegała tak, jak zwykle. Na początku była ona wyrównana, co było dobre. Jednak, jakiś czas później, szala zwycięstwa zaczęła przelewać się to na moją, to na ich stronę. I, w pewnym momencie, w jakimś sensie wygrałam ja. Otóż, gdy powoli zaczęłam przegrywać, wystrzeliłam wiązkami ognia w podłogę, tworząc wysoką ścianę ognia i pyłu. Następnie zaś, chwyciłam to, po co zostałam wysłana i zniknęłam wychodząc przez dziurę w ścianie...
W następnej kolejności, podeszłam do samolotu, wsiadłam do niego i zapięłam pasy. Kiedy to zrobiłam, ruszyłam w kierunku bazy. W czasie lotu, postanowiłam zadzwonić do Slade'a i powiedzieć mu, że zdobyłam owy przedmiot. Od razu zrobiłam to i, gdy ujrzałam jego maskę na ekranie komputera, rzekłam:
- Mistrzu...Zadanie wykonane. Mam ten przedmiot.
Po czym, na dowód, pokazałam go. Widząc to, Slade powiedział tym swoim zadowolonym i jednocześnie nieco niepokojącym głosem:
- Dobra dziewczynka...A teraz wracaj do bazy i nie zniszcz tego po drodze!
- Tak jest! – Odparłam
Po tych słowach, połączenie zakończyło się. Ja zaś, nadal leciałam w kierunku bazy...
Po dwóch godzinach, ujrzałam ją wyłaniającą się zza horyzontu. Widząc owy budynek, gdy podleciałam bliżej niego, ujrzałam że dach był otwarty. Od razu wleciałam do środka bazy i wylądowałam w miejscu, w którym powinnam. Kiedy się zatrzymałam, odpięłam pasy, wzięłam przedmiot i wyszłam. Następnie, podeszłam do Slade'a. Kilka sekund potem, odwrócił się w moim kierunku. Gdy to zrobił, wyciągnęłam w jego kierunku dłoń, na której leżał przedmiot i powiedziałam:
- Proszę. Oto to, po co zostałam wysłana.
Po tych słowach, wziął ową rzecz, poklepał mnie po głowie i rzekł:
- Dobra robota, Tristitio.
W tym momencie, machnęłam ręką i odparłam:
- Oj...Dzięki. Staram się jak najlepiej wykonywać powierzone mi zadania.
- To właśnie zauważam każdego dnia. Ale teraz, możesz już iść. Zawołam cię, kiedy będzie trzeba. – Powiedział, odwracając się.
- Tak jest!
Po czym odwróciłam się i odeszłam do mojego pokoju...
Jednak, gdy siedziałam w nim i zajmowałam się swoimi rzeczami, czyli w tym przypadku pisaniem opowiadania, słyszałam dochodzące z głównego pomieszczenia dźwięki wiercenia, przykręcania, spawania, etc. Zastanawiałam się, co Slade mógł tworzyć z tego ustrojstwa. Podejrzewałam jednak, że niedługo miałam się o tym przekonać.
I, po pięciu godzinach, kiedy chciałam iść przygotować się do snu, usłyszałam w uszach głos Slade'a, który mówił:
- Uczennico, do mnie.
- Tak jest! – Odrzekłam mym standardowym tekstem i wyszłam z pokoju.
Gdy zaś doszłam do pomieszczenia, zobaczyłam że Slade, wyjątkowo, stał przy jakimś stole. Chwilę potem, odwrócił się w moim kierunku. Ujrzałam, że w rękach trzymał jakiś dziwny przedmiot. Widząc mnie, rzekł:
- Dobrze, że już przyszłaś.
Następnie zaś, podszedł do mnie i stanął za mną oraz przyczepił mi coś metalowego do stroju. Chwilę potem usłyszałam, że nacisnął jakiś przycisk. W tym momencie, z owego czegoś przyczepionego do mojego ubioru, gwałtownie wysunęły się długie i szerokie, metalowe, czarne skrzydła. Ty, to akurat było super ulepszenie do walk.
- Woah. Fajne! – Powiedziałam, ze słyszalnym entuzjazmem w głosie.
- Wiedziałem, że ci się spodoba. Możesz ich używać siłą woli. Wystarczy, że pomyślisz aby się wysunęły i one to zrobią. Tak samo, jeśli chcesz aby się schowały, to pomyśl aby to zrobiły. Spróbuj. – Odpowiedział, po czym za pomocą tego samego przycisku schował me skrzydła.
„Wysuńcie się!" – Pomyślałam
W tym momencie, skrzydła ponownie gwałtownie się wysunęły.
„Schowajcie się!" – Ponownie pomyślałam.
I skrzydła to zrobiły.
- Widzisz? Aby używać ich do lotu, musisz tego bardzo chcieć. One wykonają każde twoje polecenie związane z lotem. – Odparł Slade.
W tym momencie, jako iż byłam kulturalna oraz owe skrzydła były naprawdę fajne, powiedziałam:
- Dzięki!
- Nie ma za co. To też może ułatwić ci walkę z Tytanami, szczególnie, że ponad połowa z nich umie latać. A teraz, możesz odejść. Już późno, a jutro czeka cię długi dzień... - Rzekł
- Tak jest!
Po czym odeszłam w kierunku mego pokoju. Naprawdę, życie jako czarny charakter coraz bardziej mi odpowiadało...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top