Rozdział V - No nie odpuści, no.
Od teraz, nie miałam żadnego nowego zadania przez dwa dni. W sumie to dobrze, bo nadal wszystko mnie bolało i nie mogłam się ruszyć. A nawet jakbym miała siłę, to bałam się to zrobić, gdyż nie wiedziałam czy Slade nadal był na mnie zły, czy nie. Bałam się jego i tego, co mógł mi zrobić, gdyż teraz mogłam się po nim wszystkiego spodziewać. Przez chwilę nawet chciałam stąd uciec, ale...nie mogłam. Nadal wierzyłam w to, co powiedział mi, gdy pierwszy raz się spotkaliśmy i, poza tym, miałam nadajniki, za pomocą których Slade widział, gdzie byłam. A przynajmniej domyśliłam się, że te szare, metalowe cosie na mojej głowie to nadajniki. No i także nie wiedziałam, z czego był zbudowany kombinezon, który miałam na sobie, i czy nie było tam czegoś, za pomocą czego Slade mógł mnie kontrolować.
Lecz, po dwóch dniach, gdy nastał poranek, usłyszałam w uszach, już normalny, głos Slade'a, który mówił:
- Uczennico, do mnie.
- Tak jest. – Odpowiedziałam bez entuzjazmu.
No, bo nadal się go bałam. Mimo wszystko, nie chcąc ściągać jego gniewu na siebie, zeszłam z łóżka i udałam się do głównego pomieszczenia.
Droga tam, jak zwykle, zajęła mi parę minut. Jednak, kiedy znalazłam się w odpowiednim miejscu, stanęłam o wiele dalej od Slade'a niż zwykle, a mianowicie na takiej odległości, żebym jak coś mogła uciekać. Slade zaś, jak zwykle stał i wpatrywał się w wielkie monitory. Lecz, parę sekund później, odwrócił się w moim kierunku i, widząc że już się zjawiłam oraz stałam o wiele dalej od niego, powiedział:
- Hej...Nie bój się mnie. Już nie jestem na ciebie zły.
Po tych słowach, niepewnie podeszłam dwa kroki bliżej. Chwilę potem, Slade rzekł:
- Przechodząc do rzeczy, mam dla ciebie kolejne zadanie. A właściwie to samo, co dwa dni temu, gdyż ponownie chodzi o tą nieszczęsną tubę. Naprawdę, musisz ją ukraść, gdyż bez niej nie mogę wykonać tego, co mam zaplanowane.
- Tak jest. – Odpowiedziałam, ponownie bez większego entuzjazmu.
W tym momencie, Slade ponownie wyjął ten sam nadajnik, co dwa dni temu i nacisnął jeden z przycisków. W tym momencie, za sobą usłyszałam dźwięk rozsuwającej się ściany. Ja już dobrze wiedziałam, co to oznaczało, ale i tak się odwróciłam. Ponownie była to ta sama ściana, za którą stał samolot. Chwilę potem, podeszłam do niego i, gdy wypukłe, szklane wejście otworzyło się, weszłam do środka i zasiadłam za sterami, ówcześnie zapinając pasy. Po paru sekundach, ujrzałam że Slade wycelował nadajnikiem w sufit i również nacisnął jeden z przycisków. Kilka chwil potem, strop rozsunął się, a ja wyleciałam poza teren bazy.
Ponownie leciałam prowadzona przez GPS, oczywiście w czasie lotu wznosząc się na odpowiednią wysokość, gdyż dzisiaj było bardzo pochmurno. Jednak, tym razem, lot nie sprawiał mi takiej samej przyjemności, jak jeszcze niedawno. Bałam się tej misji i tego, że znów bym stchórzyła oraz, że wtedy moje życie najprawdopodobniej by się skończyło. Mimo wszystko, musiałam wykonać to zadanie, gdyż mój Mistrz mi kazał.
Jakieś pół godziny później, ponownie doleciałam do tego nieszczęsnego centrum badawczego i zatrzymałam się paręnaście metrów przed nim. Po wylądowaniu, najpierw sprawdziłam za pomocą komputera to, czy systemy alarmowe były włączone, czy też nie. Okazało się, że najprawdopodobniej osoba zarządzająca tą placówką, na nowo je włączyła. Od razu spróbowałam shakować je. Udało mnie się to, ale...dopiero po dwóch i pół godzinie. Znaczyło to, że zostały one ulepszone tak, aby ewentualny haker miał utrudnione życie. Jednak, dla mnie nawet to nie stanowiło przeszkody.
Po wyłączeniu systemów alarmowych, ponownie zajrzałam do tego samego schowka aby sprawdzić, czy nie było tam przypadkiem jakichś gadżetów, które ułatwiłyby mi wykonanie zadania. Okazało się, że była tam moja znana i lubiana suszarka z hakiem oraz metalowa kulka. Nie było bomby, co mogło znaczyć, że dach jeszcze nie był naprawiony. Mimo wszystko, wzięłam to, co zostało mi dane i wyszłam poza pojazd.
Gdy znalazłam się na zewnątrz, przeszłam parę kroków i ustawiłam się w kierunku budynku. Po zrobieniu tego, wycelowałam suszarką w kierunku dachu i nacisnęłam przycisk, który wystrzeliwał linę z hakiem. Gdy zaś hak ponownie zaczepił się o miejsce pomiędzy dachem i rurami, nacisnęłam przycisk chowający ową linę, dzięki czemu zostałam pociągnięta w górę. No i to już sprawiało mi trochę przyjemności, gdyż bardzo lubiłam ten gadżet.
Jednak, jakieś parę sekund potem, dotarłam na dach. Stojąc na nim, odczepiłam hak od miejsca pomiędzy dachem i rurami, a następnie schowałam go do końca. Następnie, rozejrzałam się. Zauważyłam, że dziura w dachu, która została zrobiona przez bombę, była naprawiona ledwo do połowy. A, że było to dość duże zniszczenie, przez drugą połowę nadal mogłam się przedostać. Lecz, nie byłam głupia. Podeszłam do dziury, ukucnęłam przed nią i rzuciłam w dół metalową kulkę. Kiedy uderzyła o podłogę, dojrzałam że, poza znanymi mi sprzed dwóch dni jeziorkami kwasu, były również różne kolce, zapadnie, małe, laserowe ściany oraz miejsca, w których fragment sufitu i podłogi działały jak zgniatarka.
O rzesz ty kurwa. Na serio, ten który zarządzał tym centrum, nie był idiotą. Mimo to, Slade chyba by mnie zabił, gdybym stchórzyła. Zeskoczyłam więc w miejsce, w którym znajdowała się metalowa kulka, podniosłam ją i schowałam do kieszeni, a następnie zaczęłam przeskakiwać przez pułapki tak, aby na żadną z nich się nie nadziać. Przeskakiwałam tak, jak przez lasery, a jeżeli nie dało się tego zrobić, starałam się przeskoczyć tak, jakbym przeskakiwała przez, np. pudełko. Lecz, jeżeli i tego nie dało się zrobić, robiłam sobie mosty z ognia i przechodziłam po nich. Ciężkie to było, trzeba przyznać, ale nie niemożliwe do pokonania.
Jakiś czas później, dotarłam do celu. Stojąc przed podwyższeniem z tubą, nacisnęłam przycisk wyłączający pułapki i drugi, który otwierał podwyższenie z tubą. Chwilę potem, chwyciłam ją i spojrzałam na nią. Jako, iż była metalowa, poza sobą, mogłam dostrzec za mną...Tytanów. No kurwa jego mać. Czy oni nie mieli nic lepszego do roboty, tylko przeszkadzać innym? Mimo to, odwróciłam się. Rzeczywiście, to nie były moje urojenia. Widząc ich, spytałam:
- Naprawdę nie macie co robić, tylko przeszkadzać innym?
- Owszem, mamy co robić, ale przecież nie pozwolimy wam zniszczyć miasta! – Powiedziała Gwiazdka.
Po tych słowach, sklonowałam się cztery razy i rzuciłam w ich kierunku z zamiarem zaatakowania. W tym momencie, Robin zawołał:
- Tytani, WIO!
I oni również rzucili się w moją stronę. Ponownie, moja oryginalna wersja zaczęła walczyć z Robinem.
Na początku, walka była wyrównana, jak to zwykle bywa w przypadku naszych walk. Lecz, w którymś jej momencie, szala zwycięstwa zaczęła przelewać się to na moją, to na ich stronę. W pewnej chwili, chciałam nawet stchórzyć, ale zbytnio bałam się reakcji Slade'a, dlatego walczyłam do końca. I, w pewnym momencie, zaczęłam wygrywać. Czyli aby radzić sobie z Tytanami, powinnam się klonować. Lecz, w którejś chwili, kiedy walczyłam wręcz z Robinem, ponownie spróbował przemówić mi do rozsądku, a mianowicie rzekł:
- Naprawdę, nie musisz wiecznie służyć Sladeowi. On tylko chce cię wykorzystywać do swoich celów. Nigdy ci nie pomoże. Wtedy po prostu cię oszukał.
- Ale ja CHCĘ być jego uczennicą! Czy to tak trudno pojąć?! – Odpowiedziałam, po czym za pomocą wiązki działka laserowego, odepchnęłam go w kierunku ściany i kontynuowałam walkę.
I ową walkę, na szczęście, wygrałam. W pewnym momencie, gdy leżeli już wykończeni na podłodze, jako iż wciąż trzymałam ową tubę w ręce, wchłonęłam swoje klony do siebie i powiedziałam:
- Naprawdę, przyjemnie się z wami walczy.
Po czym wyjęłam mą zmodyfikowaną suszarkę, wycelowałam w kierunku dziury w suficie i wystrzeliłam linę z hakiem. Gdy zaczepiła się o coś poza dachem, nacisnęłam przycisk zwijający linę i zostałam pociągnięta w górę.
Kiedy znalazłam się na dachu, odczepiłam hak od tego, o co się zaczepił i zwinęłam go do końca. Następnie, odwróciłam się i zaczęłam przeczesywać okolicę w poszukiwaniu jakiegoś obiektu, na którym mogłabym zaczepić linę. Jednak, w wypadku tej okolicy, takowego nie znalazłam. Widząc to, przemieniłam się w niematerialnego orła i po prostu podleciałam do samolotu. Znajdując się naprzeciwko niego, przemieniłam się na nowo w człowieka i wsiadłam do pojazdu. Będąc tam, zapięłam pasy, schowałam metalową kulkę i suszarkę do odpowiedniej klapy, i ruszyłam w kierunku bazy Slade'a...
W czasie lotu, za pomocą komputera, postanowiłam do niego zadzwonić i powiedzieć mu, że zadanie zostało wykonane. Od razu to zrobiłam. Kilka sekund potem, ujrzałam go na ekranie komputera. Widząc go, powiedziałam:
- Mistrzu...Zadanie wykonane. Mam tą tubę.
Po czym, na dowód, pokazałam ją. Widząc ją, Slade powiedział tym takim swoim dziwnym, bardziej zadowolonym głosem:
- Grzeczna dziewczynka...A teraz wracaj do bazy i nie zniszcz tej tuby po drodze!
- Tak jest! – Odparłam
Po tej krótkiej rozmowie, połączenie zakończyło się. Mogłam spokojnie wracać do bazy bez obawy o to, że czekałby mnie wpierdol...
Kolejne pół godziny potem, zaczęłam zauważać bazę Slade'a wyłaniającą się zza horyzontu. Im bliżej niej byłam, tym lepiej zaczęłam zauważać otwarty dach. Kiedy parę minut potem podleciałam do budynku, za pomocą otwartego sufitu, wleciałam do niej i zatrzymałam się w tym samym miejscu, w którym powinnam była się zatrzymać. Gdy już wylądowałam, odpięłam pasy, wzięłam tubę i wyszłam. Następnie, podeszłam do Slade'a i stanęłam koło niego. Chwilę potem, odwrócił się.
- Proszę. Oto tuba, której potrzebowałeś. – Powiedziałam i wyciągnęłam w jego kierunku dłoń, na której leżała tuba.
W tym momencie, Slade chwycił przedmiot i powiedział:
- Dobra robota. A teraz, możesz odejść. Wezwę cię, kiedy będziesz potrzebna.
- Tak jest! – Odparłam i odeszłam w kierunku mojego pokoju.
Nie mogłam się już doczekać kolejnego dnia i tego, co mogło mnie w nim czekać...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top