Rozdział LX - Kradzież prądu.

„Mieć i nie dawać jest czasem gorsze od kradzieży."

~Marie Von Ebner – Eschenbach

Szukaliśmy dość długo i nie mogliśmy znaleźć żadnego sposobu na ucieczkę z więzienia. To było aż nieprawdopodobne, bo w końcu podejrzewaliśmy, że inni więźniowie jakoś musieli stąd uciec, no chociaż jeden więzień i powinien on jakoś ukryć miejsce, w którym znajdowało się wyjście z więzienia. Niestety, przeszukaliśmy całą celę kilka razy i nic nie znaleźliśmy. Kiedy zaś po nieudanych poszukiwaniach znowu staliśmy przed kratami naszych cel, Slade spytał:

– I co teraz? Ja w swojej celi nie mogę znaleźć żadnego sposobu na ucieczkę.

– U mnie jest ten sam problem. W końcu nie zamierzamy tu spędzić całego życia, musimy stąd jakoś uciec. Hmm... – odparłam

Tutaj zamyśliłam się, próbując przywołać do mej głowy jakiś pomysł ucieczki z więzienia. Aż w końcu wpadł mi do głowy dość dziwny pomysł i były w sumie małe szanse, aby udało się go zrealizować. Jednak, jako iż to był chyba jedyny pomysł, jaki mi przyszedł do głowy, postanowiłam przekazać go Slade'owi.

– Słuchaj, mam pomysł. Może jakoś spróbuję przecisnąć się przez te kraty, na tyle na ile to możliwe, po czym przemienię się w niematerialnego orła, bo z tego co wiem to tylko ściany celi więziennej blokują moje zdolności i tak stąd uciekniemy? – zaproponowałam

– Heh, trochę głupi pomysł – tu nieco pobłażliwie się zaśmiał – sądzisz, że to zadziała? Choćbyś była nie wiadomo jak chuda, nie sądzę, aby to było możliwe. – odparł

– Spróbować nie zaszkodzi. Chcesz tu siedzieć całą wieczność?

– No w sumie...

– Właśnie. Kto nie próbuje, ten nie ma.

Po tej rozmowie, najpierw wystawiłam nogę przez kratę i potem wzięłam głęboki oddech, po czym spróbowałam na tyle, na ile się dało, przecisnąć się przez kraty. Jako iż, wiadomo, nie były one szeroko rozstawione, nie należało to do łatwych zadań, ale wierzyłam, że udałoby mnie się to.


Męczyłam się chyba jakiś kwadrans, co jakiś czas wiadomo, przerywając, gdyż byłam tylko człowiekiem i co jakiś czas musiałam nabrać nowego powietrza. No, ale po tym kwadransie udręki, udało mnie się na tyle wyjść z celi, aby moje moce zadziałały. Od razu, przemieniłam się w niematerialnego orła, co jak podejrzewałam, zadziałało. W tym momencie, podleciałam do Slade'a i, że tak powiem, „wchłonęłam" go do siebie, czyli po prostu otoczyłam go niebieską barierą, umożliwiając sobie tym przetransportowanie go do bazy we wnętrzu orła. Po zrobieniu tego, wyleciałam poza więzienie i udałam się w kierunku bazy.


W czasie lotu, zastanawiałam się, jak mnie się to udało. Znaczy tak, cieszyłam się, że ja oraz mój ojciec byliśmy wolni i nie musieliśmy spędzić reszty życia w więzieniu, ale ciągle nie mogłam uwierzyć, że ten plan zadziałał. Podejrzewałam, że po prostu zaklinowałabym się pomiędzy kratami i byłby problem. No, ale najważniejsze było to, że udało mnie się wydostać siebie i Slade'a z cel więziennych.


Do bazy leciałam około godziny, gdyż po prostu dużo błądziłam, bowiem nie znałam okolicy, w której więzienie, do którego trafiliśmy, było usytuowane. No, ale na szczęście dotarłam do naszego domu i, po wleceniu tam, gdy znalazłam się w głównym pomieszczeniu, przemieniłam się na nowo w człowieka i wyrzuciłam Slade'a z siebie, jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Gdy ten wstał, dodałam z szerokim uśmiechem:

– Widzisz? Nawet taki pozornie głupi plan zadziałał!

– No nadal jestem pod wrażeniem, jak ci się to udało. Ja bym chyba nie dał rady się na tyle przecisnąć przez kraty. – odparł

– Bo nie jesteś tak szczupły jak ja, tylko umięśniony.

Po tym zdaniu, spojrzał na mnie z zażenowaniem. Widząc to, szeroko uśmiechnęłam się i skomentowałam zaistniałą sytuację:

– No co chcesz, taka prawda.

– Dobra, nie ważne. Zostawmy tę sytuację w spokoju. Najważniejsze, że udało nam się wydostać. – odparł

– A co? Zazdrościsz?

– Co? Nie! Czemu miałbym zazdrościć ci tego, że jesteś szczupła?

– A ja wiem? Ty ogólnie normalny nie jesteś.

– Wiem i jest mi z tym całkowicie dobrze. Poza tym, ty też za normalna nie jesteś.

– EJ!

W tym momencie, Slade zaśmiał się i rzekł:

– No co? Taka prawda.

– Dobra, nie ważne. W każdym razie, co teraz zamierzamy zrobić? – spytałam

– Teraz zajmę się tworzeniem jakiegoś nowego, misternego planu podboju miasta.

– A, no tak. Cały ty. Ale OK, skoro masz już pomysł.

Po tej rozmowie, rozeszliśmy się do swoich pokoi. Slade zaczął tworzyć nowy plan podboju miasta, a ja wyjęłam komputer i zaczęłam buszować po Internecie.


Jednak, od teraz, Slade ciągle tworzył ten plan w tajemnicy przede mną. Nie wiedziałam, czy mówił o nim Sebastianowi, ale sądzę, że też nie. Bowiem, kiedy dzwoniłam do Sebusia porozmawiać i pytałam o to, co planował Slade, ten nie miał zielonego pojęcia. Zastanawiałam się, co mógł tym razem kombinować, ale duchy, które wiecznie za mną podążały, nie ostrzegały mnie przed zbliżającą się zagładą, więc sądziłam, że nie było to nic niebezpiecznego dla świata. No, ale intrygowało mnie to, co mógł kombinować Slade, jednak na moje pytania odnośnie jego nowego planu, mówił że dowiem się w swoim czasie. A, że planował to wszystko cztery miesiące, to tylko potęgowało moją ciekawość, zważywszy na to, że nie dawał mi żadnego nowego zadania. Dosłownie, cztery miesiące siedziałam w bazie i zajmowałam się moim hobby lub spotykałam się z Sebastianem, a Slade, w tajemnicy przede mną, tworzył kolejny misterny plan.


Któregoś dnia, gdy upłynęły te cztery miesiące, pomyślałam:

„Co on może przede mną ukrywać? Czy to coś niebezpiecznego? Skoro nie chce mi o tym powiedzieć, to nie zdziwiłabym się, gdyby tak było."

„Nie, to na szczęście nie jest nic niebezpiecznego. Bardziej, no co by nie było, ciekawego i ciężkiego do zrealizowania." – usłyszałam w głowie odpowiedź jednego z duchów pracowników.

„I w sumie stoi na pograniczu niemożliwości." – dopowiedziała kolejna z dusz.

„Eee, Slade jest jebnięty. On wszystko potrafi." – skomentowałam

„Wiemy, zdążyliśmy się o tym przekonać już niejednokrotnie." – odparł ten sam duch, który odezwał się jako pierwszy.

Przynajmniej wiedziałam tyle, że ten plan nie był niebezpieczny, a ciekawy i ciężki, wręcz niemożliwy do zrealizowania. Aż zaczęłam być jeszcze bardziej ciekawa, co mój ojciec tam szykował...


Aż w końcu, któregoś dnia, dane mi było dowiedzieć się tego. Otóż, gdy siedziałam w swym pokoju i czytałam książkę, w którejś chwili ciszę przerwał słyszalny w mych uszach głos Slade'a:

– Tristitio, za dziesięć minut widzę cię w głównym pomieszczeniu.

– Tak jest! – odparłam mym utartym już sformułowaniem.

Miałam nadzieję, że w końcu zostałby mi wyjawiony jego plan, nad którym siedział tyle czasu. Tak bardzo nie mogłam się doczekać, że aż odłożyłam książkę na miejsce, gdyż nie mogłam skupić się na czytaniu. Po prostu ciekawość mnie rozsadzała.


Kiedy minęło osiem minut, pędem wybiegłam z mego małego królestwa, jak dumnie nazywałam swój pokój i, nawet nie zamykając drzwi, popędziłam do głównego pomieszczenia bazy. Dotarłam tam równo o czasie i w owym miejscu zauważyłam Slade'a, który wpatrywał się w ekrany hologramowych komputerów. Musiało to oznaczać, że ceny za prąd nadal były horrendalnie wysokie i musiał on go oszczędzać. W każdym razie, parę sekund potem, odwrócił się w moją stronę i, widząc że już się zjawiłam, rzekł:

– Cieszę się, że już przybyłaś. Bowiem nadszedł czas, aby wyjawić ci mój plan.

Po tych słowach, wyjął jakiś nadajnik, wycelował nim w podłogę i nacisnął czerwony przycisk.


Kiedy to zrobił, dwa kwadratowe fragmenty podłogi znajdujące się pod ścianą naprzeciwko mnie rozsunęły się, ukazując jedno urządzenie, wyglądające jak długa, czarna luneta stojąca na podpórce. Jedyne, co wyróżniało ją od lupy były przyciski wyglądające jak ster samolotu. Obok tego, stał stolik z jakimś świecącym jasnym, białym światłem urządzeniem, podpiętym do owej lunetopodobnej machiny.


Nie wiedziałam, co to było, ale wyglądało interesująco. Widząc moje zaciekawienie, Slade odpowiedział na jeszcze niezadane pytanie:

– To oto lunetopodobne urządzenie to po prostu dezintegrator, którym zamierzam roznieść budynki miasta w pierzynę. Urządzenie obok niego służy do kumulowania energii skradzionej z kilku elektrowni. Mimo kradzieży prądu ty zapewne nie odczułaś różnicy, gdyż na początku, jako test, stworzyłem inną machinę, która teraz zasila naszą bazę.

– O jaaa...Jakie faaajneee!!! – zawołałam z zachwytem.

Słysząc moją radość, Slade zaśmiał się i rzekł:

– Mimo upływu lat, nadal łatwo cię zachwycić zwykłymi urządzeniami.

– No one nie są tak do końca zwykłe. Ja bym nie umiała podpierdolić prądu z elektrowni. – zauważyłam

– Umiałabyś, umiałabyś. To wcale nie jest takie trudne. Wystarczy tylko-

Jednak, wiedziałam że zaraz zacząłby wymieniać nieznane mi terminy określające sposoby, w jaki osiągnął ten cel. Od razu przerwałam mu, mówiąc:

– Nawet nie zaczynaj z tą swoją nieznaną mi terminologią naukową, bo tylko się nagadasz, a ja i tak nic nie zrozumiem.

– A, no fakt, zapomniałem że ta terminologia jest dla ciebie za trudna do pojęcia. W każdym razie, przejdźmy do realizacji naszego celu.

Po tym dialogu, podeszliśmy do lunetopodobnej maszyny, po czym Slade chciał ją włączyć.


Niestety, pech chciał, że owa machina tylko zatrząsnęła się, wydała kilka dźwięków iskrzenia, po czym, bez uruchomienia się, wybuchła. Od razu, odruchowo, wytworzyłam wokół siebie, Slade'a oraz bazy pole z wiązek dezintegrujących, chroniąc nas przed śmiercią oraz kolejnym przymusem zmiany domu. Widziałam też, że eksplozja wysadziła urządzenie kumulujące prąd i, z tego co widziałam po przewodach, odesłała go z powrotem do elektrowni, z których został ukradziony.


Kiedy wszystko ucichło, opuściłam dłonie, tym samym zdejmując barierę nas chroniącą. Po nastąpieniu tego, Slade widząc, że jego czteromiesięczny plan spełzł na niczym, powiedział:

– I widzisz, co żeś narobiła? Przez ciebie nasz plan nie zadziałał!

– Przeze mnie? To ty całe cztery miesiące go tworzyłeś, nawet nie chcąc mi powiedzieć, co robisz oraz teraz to ty chciałeś włączyć to ustrojstwo. – odparłam

– Tak, bo może teraz to moja wina, że nie zadziałało?!

– A i owszem, że twoja, bowiem nawet nie pozwoliłeś mi sobie pomóc w tym planie. To nie moja wina, jeśli o to ci chodzi, bo nawet nie powiedziałeś mi, co planujesz.

– Bo nawet nie pytałaś!

– Nie pamiętasz, czy nie chcesz pamiętać? Pytałam cię wielokrotnie, ale ty ciągle zatajałeś to przede mną. Nawet nie miałam możliwości aby ci pomóc lub aby zadzwonić po Sebastiana!

– Najpierw zawiniłaś, a teraz zwalasz swoją winę na mnie?!

– Czym ja niby zawiniłam, człowieku?! Powtarzam już któryś raz, że NIE DAŁEŚ mi możliwości pomocy tobie!

I tak rozpoczęła się nasza kłótnia. Kłóciliśmy się na ten temat może bite pół godziny, a od pewnego momentu do naszej kłótni doszło wyzywanie drugiej strony. Na szczęście nie doszło do wypominania przeszłości, czy do najeżdżania na rodziny, ale i tak z perspektywy czasu sądzę, że zachowywaliśmy się wtedy jak dzieci z podstawówki kłócące się o jakąś błahostkę. Slade uważał, że porażka była moją winą, ale w końcu on sam nie dał mi sobie pomóc, więc jakim cudem ja mogłabym być winna? Jednak, w końcu, on powiedział słowa, które mnie zabolały. Znaczy nieco mniej niż dotknęłyby mnie kiedyś, bowiem uczyłam się radzić sobie z własną wrażliwością, ale nadal bolały one:

– Wiesz co? Żałuję, że cię poznałem. Ty wszystko psujesz i nic nie potrafisz zrobić dobrze! Jesteś beznadziejna!

W tym momencie, do moich oczu napłynęły łzy, a ja sama odwróciłam się i, odbiegając do pokoju ze łzami w oczach krzyknęłam na odchodne:

– Nienawidzę cię!

A następnie pobiegłam do mego pokoju.


Nie była to do końca prawda, nie znienawidziłam go prawdziwie w tamtym momencie, ale po prostu wykrzyczałam to w złości. Nie rozumiem dlaczego w większości przypadków, gdy coś nam się nie udawało, on zwalał to na mnie, nawet jeśli to nie była w żadnym stopniu moja wina. Postanowiłam spotkać się z Sebastianem i go o to zapytać. Kiedy dobiegłam do pokoju, chwyciłam telefon, który leżał najbliżej i szybko wybrałam numer mego przyjaciela. Parę sekund potem, odebrał.

– Tri? Co się stało, że dzwonisz do mnie za pomocą telefonu, a nie komunikatora? – spytał słyszalnie zdziwiony.

Fakt, dawno nie rozmawialiśmy ze sobą za pośrednictwem komórki, tylko ciągle przez ten komunikator. No, ale po jego pytaniu, odpowiedziałam:

– Po prostu leżał najbliżej. W ogóle...Błagam, spotkajmy się dzisiaj...

– Znowu kłótnia z Sladem? – spytał

– Tak...Tylko tym razem bezpodstawnie zwalił swoją winę na mnie.

– No OK, tylko gdzie i o której?

– Może w tym parku, co zwykle. A która godzina ci pasuje?

– Może być nawet teraz.

– OK, to jak masz czas teraz, to najlepiej niech będzie teraz.

– OK. To do zobaczenia za chwilę.

– Do zobaczenia.

Po tej rozmowie, połączenie zakończyło się. Ja z kolei odłożyłam telefon na miejsce, a następnie przemieniłam się w niematerialnego orła i, aby uniknąć zbędnych pytań Slade'a wyleciałam z bazy przez ściany tego pomieszczenia.


W czasie lotu w kierunku parku zastanawiałam się, dlaczego Slade zawsze, no dobra, nie zawsze tylko prawie zawsze, zwalał winę za niepowodzenie na mnie, nawet jeżeli to nie była moja wina, jak w tym wypadku. Nie wiedziałam, co mu dawało zwalanie swojej winy na kogoś innego i w sumie nie wiedziałam, czy chciałam wiedzieć. Postanowiłam spytać się Sebastiana, może on znałby odpowiedź na moje pytanie.


No, ale po paru minutach doleciałam do celu. Jeszcze z lotu ptaka ujrzałam, że Sebastian już tam był i obecnie siedział na ławce i na mnie czekał. Od razu podleciałam i, będąc naprzeciwko owej ławki, zamieniłam się na nowo w człowieka i opadłam na ziemię. Widząc mnie w prawdziwej postaci, Sebuś wstał i spytał:

– To mów, co się tam u was znowu stało.

Po czym zaczęliśmy iść przed siebie. Ja natomiast, opowiedziałam o dzisiejszym zajściu, a że nie było ono długie to opowieść nie zajęła mi dużo. Kiedy skończyłam, dodałam:

– Wiesz może, dlaczego Slade tak zwala winę na mnie, nawet jeżeli to, tak jak w tym wypadku, nie jest i nie mogłoby być moją winą?

– Nie mam pojęcia. Wiesz, Slade to specyficzny człowiek, ale tym razem faktycznie przesadził. W końcu ty tutaj niczym nie zawiniłaś, bo i nie miałaś jak. – odpowiedział

– Właśnie to wiem...I jeszcze musiał mi wypomnieć, że jestem beznadziejna oraz, że żałuje iż mnie poznał...

– Wiesz, ludzie w złości mówią różne rzeczy. Zapewne on tak naprawdę nie myśli, tylko po prostu wtedy był wkurzony.

– Wiem, ale to mimo wszystko boli.

– Wiem, domyślam się i nie dziwi mnie to. Spróbuj odczekać jakiś czas i z nim porozmawiać. Jako iż Slade to inteligentny człowiek, to powinien zrozumieć swój błąd.

– A jak go nie zrozumie i wszystko zostanie tak, jak jest teraz?

– Szczerze, wątpię. Pamiętasz twoją pierwszą misję z Sezorisem i to, co się później stało? Koniec końców Slade zrozumiał swój błąd i to z tobą i z nim wyjaśnił.

– Błagam, nie przypominaj mi o Gregorym...

– Sorki, zapomniałem że to wrażliwy temat.

– W każdym razie, boję się, że tym razem on mógłby tego nie zrozumieć.

– Nie panikuj. On naprawdę jest inteligentnym człowiekiem, więc po jakimś czasie powinien zrozumieć, że przesadził.

– Miejmy nadzieję.

– A nawet jak jakimś cudem dalej uparcie będzie trwać przy swoim, to ja tym się zajmę.

– Tą swoją hypnokinezą?

– Tak, czemu nie? Na każdego to działa.

– Szczerze, Slade jest na tyle specyficzny, że nie zdziwiłabym się, jakby to na niego nie zadziałało.

– Jak nie spróbuję, to się nie przekonam.

Później porozmawialiśmy ze sobą jeszcze na różne tematy, rozmawialiśmy właściwie o wszystkim i o niczym. Trwało to, łącznie z naszym spacerem, półtorej godziny. Po tym czasie, Sebuś musiał wracać do bazy. Kiedy on przeteleportował się do swego domu, ja jako iż nie wzięłam pierścionka, który dawał mi jego moce, zamieniłam się w niematerialnego orła i poleciałam w kierunku bazy Slade'a, ot aby było szybciej.


Kiedy po paru minutach doleciałam i wleciałam tam, będąc w mym pokoju, zamieniłam się w człowieka. Miałam szczerą nadzieję, że Slade zrozumiałby swój błąd, jednak teraz nie zamierzałam jeszcze do niego iść. Sądziłam, że po prostu było jeszcze na to za wcześnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top