Rozdział LVI - Depresja
Ten rozdział dedykuję
Ponieważ jest fajna. :-)
__________________________________________
„Kiedy jest się długo pozbawionym radości, już się przestaje jej spodziewać i pragnąć, a kiedy niespodziewanie zastuka do naszych drzwi, otwieramy je ze strachem, czy nie jest zamaskowanym cierpieniem."
~Carmen Sylva
Po porzuceniu mojego dotychczasowego zawodu, moje życie przez jakiś czas wyglądało tak, jak zwykle. Codziennie wykonywałam zadania powierzone mi przez Slade'a oraz, gdy akurat miałam wolne, rozwijałam swoje zainteresowania. Również, co jakiś czas, spotykałam się z Sebastianem. W moim życiu nie działo się nic nowego, poza faktem, że coraz bardziej zaczynałam kochać Sebastiana.
Jednak, po około dwóch miesiącach, coś się zmieniło. Otóż, jednego dnia, gdy siedziałam na swoim łóżku, nagle przypomniały mnie się wszystkie złe wydarzenia, które dotychczas mnie spotkały. Poczynając od mojego dzieciństwa, aż do ostatniego, jak na razie, nieprzyjemnego zdarzenia. Na wspomnienie tego, rozpłakałam się. To wszystko było takie smutne, że po prostu nie kontrolowałam łez, a poza tym, ostatecznie byłam sama w pokoju, więc mogłam pozwolić sobie na płacz.
Jednak, kiedy tak płakałam, w pewnym momencie usłyszałam otwierające się drzwi do mego pokoju. Nie zareagowałam na to, gdyż byłam zbyt zajęta płaczem. Lecz, chwilę później, usłyszałam kroki, a następnie poczułam, że ktoś przytulił mnie. Czując to, uniosłam wzrok i spojrzałam za siebie. Po zrobieniu tego, zauważyłam Slade'a, który widząc, że płakałam, spytał:
– Kochanie...Co się stało? Dlaczego płaczesz?
W tym momencie, nadal zapłakana, rzuciłam się mu w ramiona i odpowiedziałam:
– Och, Slade... Przypomniały mnie się te wszystkie złe wydarzenia z przeszłości, które mnie dotknęły...
– Oj, Tri...Nie płacz z tego powodu. To co już było, nigdy nie wróci. Wiem, że może być ci ciężko, ale postaraj się żyć teraźniejszością. – odparł
– Ale...Ale ja nie mogę...To wszystko było takie okrutne...
– Ja wiem, ale błagam, postaraj się. Nie mogę patrzeć, jak cierpisz.
W tym momencie, nastała cisza. Może i Slade miał rację, ale ja po prostu nie potrafiłam żyć teraźniejszością w stu procentach. W każdym razie, posiedział on przy mnie jeszcze trochę, po czym wstał i wyszedł. Ja zaś, spróbowałam się uspokoić i wrócić do swoich codziennych zajęć.
Niestety, od teraz było coraz gorzej. Znaczy przez około dwa miesiące udawało mnie się powstrzymywać emocje i zajmować się codziennymi sprawami, wykonywać zlecenia Slade'a i spotykać się z Sebastianem, ale od pewnego momentu zaczęłam na całe dnie zamykać się w pokoju i po prostu płakałam. Nic, co zwykle robiłam w wolnym czasie, nie sprawiało mi już przyjemności. Nawet zlecenia Slade'a już według mnie nie były takie fajne jak kiedyś. W pewnym momencie zaczęłam również przestawać dbać o siebie. Cały czas siedziałam w pokoju i płakałam, płakałam i płakałam.
Aż któregoś dnia, gdy siedziałam na łóżku i płakałam, usłyszałam czyjeś kroki. Kiedy odwróciłam się, aby sprawdzić co się stało, ujrzałam idealną ciemność. Nic wokół mnie nie było oraz wydawało mnie się, że znajdowałam się w czarnej dziurze. Nie było również żadnej osoby, która mogłaby wydawać dźwięk kroków. Lecz, chwilę potem, nagle, wyskoczyła przede mną jakaś dziewczyna. Widząc ją, aż odskoczyłam ze zdziwienia. W ogóle, dopiero teraz zdałam sobie sprawę z faktu, że stałam, a nie siedziałam jak to miało miejsce niedawno. Jednak, mimo wszystko, przyjrzałam się tej dziewczynie.
Była ona wysoka, znacznie wyższa ode mnie i szczupła. Miała długie, pofalowane czarne włosy i intensywnie zielone oczy. Na szyi miała naszyjnik w kształcie czerwonego rombu zawieszonego na krótkiej, czarno-fioletowej wstążce. Na sobie miała założoną ciemnoróżową narzutkę damską i widoczną pod nią czarną bluzkę. Na nogach miała granatową, rozkloszowaną spódniczkę i czarno-zielone rajstopy. Na stopach miała ciemnoczerwone buty na koturnie.
Chwilę potem, widząc że nieco wystraszyłam się, zaśmiała się i rzekła:
– Wybacz, Claire. Nie chciałam cię wystraszyć.
Skąd ona znała moje imię? W ogóle, to kim ona była? Od razu zapytałam:
– Kim ty jesteś? Skąd znasz moje imię i gdzie JA jestem?
– Jak to? Nie pamiętasz mnie? – tutaj zdziwiła się – Przecież to ja! Irma Harvey, twoja najlepsza, wymyślona przyjaciółka z dzieciństwa! – zawołała
Wymyślona przyjaciółka? Ach, faktycznie, gdy chodziłam do pierwszej klasy podstawówki miałam całą rzeszę wymyślonych przyjaciół, ale moją najlepszą była właśnie Irma Harvey. Nie wspominałam wam o tym wcześniej, bo po prostu przez wszystkie dotychczasowe wydarzenia w moim życiu o niej zapomniałam. W każdym razie, odpowiedziałam:
– Ach, faktycznie, to ty. Wybacz, ale miałam w całym swoim życiu tyle zajęć, że o tobie zapomniałam. W każdym razie, gdzie ja jestem?
W tym momencie, za Irmą pojawiła się jakaś złota, otwarta brama, a za nią wiejska droga. Chwilę potem, odpowiedziała:
– Wiem, przez co teraz przechodzisz w prawdziwym świecie, dlatego chciałam zabrać cię do krainy, w której będziesz czuć się znacznie lepiej niż na Ziemi.
I, nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, chwyciła mnie za rękę i wciągnęła za bramę, która zamknęła się za nami.
Jednak, po przejściu przez bramę, znalazłyśmy się w jakimś bujnym, kolorowym lesie liściastym. Kiedy zaczęłyśmy iść przed siebie, zapytałam:
– W ogóle, to skąd ty możesz wiedzieć, co się obecnie ze mną dzieje? Przecież byłaś zapomniana od tylu lat, że powinnaś po prostu zniknąć.
W tym momencie, Irma ponownie zaśmiała się i odparła:
– Oj, Claire, Claire. Jaka ty jesteś głupiutka. My nie znikamy. Możemy być zapomniani, ale nigdy nie przestaniemy istnieć.
To nie brzmiało dobrze, a wręcz z niewiadomych dla mnie powodów zaczęłam czuć niepokój. Niby wokoło było przyjemnie, a i Irma zachowywała się normalnie, ale miałam wrażenie, że czyha na mnie jakieś niebezpieczeństwo. No, ale na razie było normalnie, więc nie miałam co się przejmować.
W każdym razie, po wyjściu z bujnego lasu liściastego rozciągała się długa, polna droga. Po lewej stronie rósł rząd wysokich, liściastych drzew, które tworzyły nad ową drogą cień, a po prawej stronie widoczne było rozległe pole pszenicy. Za drzewami zaś, rozciągało się duże, puste pole, ale mimo tego, z oddali widać było inny las, także liściasty. Na końcu długiej drogi, widoczne było duże gospodarstwo wiejskie, z klasyczną chatką, z tego co widziałam, pomalowaną na biało i z dachem składającym się ze słomy. Nad samą krainą widoczne było niebieskie niebo z nielicznymi chmurami i ze słońcem.
Chwilę później, obie ruszyłyśmy w kierunku wiejskiej chatki. W czasie drogi, Irma ponownie zaczęła mówić:
– W tym świecie wiecznie świeci słońce. Nie ma żadnej innej pogody oraz nie istnieje coś takiego jak noc, więc powinnaś tu być szczęśliwa.
Nie wiem, co pory dnia oraz pogoda miały do mojego szczęścia, no ale OK. Po kilku minutach doszłyśmy do chatki, po czym weszłyśmy do środka. Jej wnętrze można opisać jako charakterystyczny środek starych, wiejskich domów. Mimo wszystko, nawet nie zdążyłam się dokładnie rozejrzeć, a moja towarzyszka znowu przemówiła:
– Możesz tu robić co tylko chcesz! Ważne, abyś była szczęśliwa!
Co ona tak dbała o moje szczęście? To było trochę podejrzane, ale to może ja nadinterpretowywałam otaczającą mnie rzeczywistość.
Jednak, od teraz, może przez jakiś miesiąc, wszystko faktycznie prezentowało się normalnie. Codziennie albo zajmowałam się swoim hobby, oczywiście w miarę możliwości, albo zwiedzałam okolicę, albo spędzałam czas z Irmą. Oczywiście trochę tęskniłam za prawdziwym światem, za Sladem i Sebastianem, ale tutaj nie było wcale tak źle. Lecz, po tym miesiącu, coś się zmieniło. Otóż, kiedy chodziłam po lesie liściastym, przez który wędrowałyśmy razem z Irmą pierwszego dnia naszej znajomości, nagle ujrzałam przed sobą jakiegoś chłopaka.
Był on wyższy ode mnie i wysportowany. Miał on krótkie, czarne włosy i zielone oczy, na których miał ciemnoniebieskie okulary. Na jednym oku miał takie dziwne coś, czego nie potrafię za bardzo opisać. Wyglądało to jak ciemnozielony okular, w którym coś się świeciło. Naprawdę, nie umiem tego opisać. Na głowie miał jeszcze zaczepione gogle. Ubrany był w czarny płaszcz z pasem tego samego koloru, czarne spodnie, buty i rękawiczki bez palców tego samego koloru. Widziałam, że posiadał również czerwoną pelerynę z czarnymi końcami wyglądającymi jak fragment pasów samochodowych. W prawej ręce trzymał zdobiony, żółtoniebieski miecz.
To z kolei był Edward, kolejny z moich wymyślonych przyjaciół, którego stworzyłam na podstawie jednej z postaci stworzonych przeze mnie w grze „Gatcha Studio!". Chwilę później, przemówił on do mnie:
– Nadal jej ufasz?
– Co? O co ci chodzi? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
– O Irmę. Nie pamiętasz, kim ona od pewnego czasu była?
W tym momencie, w odpowiedzi pokręciłam przecząco głową. Na tę reakcję, Edward westchnął i odparł:
– Nie pamiętasz, że ona od pewnego momentu uzyskała częściową świadomość, jeszcze wtedy, gdy ty o nas pamiętałaś i zaczęła być zła za to, że nie jest prawdziwa oraz, że nie jest twoją pierwszą, wymyśloną przyjaciółką?
Bądźmy szczerzy, nadal nie kojarzyłam, o czym on mówił. Jednak, nie zdążyłam się nad tym głębiej zastanowić, gdyż nagle las spowił mrok. Kiedy to nastąpiło, oboje odwróciliśmy się i, po zrobieniu tego, mimo obecnych ciemności, zauważyliśmy Irmę. Nadal wyglądała tak, jak pierwszego dnia, jednak tym razem psychopatycznie uśmiechała się. Chwilę potem, przemówiła dziwnym, nienaturalnym wręcz głosem:
– Więc już wiesz...A, jako iż wiesz za dużo, musisz zginąć.
Nie rozumiałam, co tu się działo, ale przeraziłam się. To było wręcz nie do pomyślenia, aby postać, którą ja sama wykreowałam, teraz chciała mnie zabić. Jednak, chwilę później, Edward chwycił mnie za nadgarstek i zaczęliśmy uciekać w przeciwną stronę. Słyszałam, że Irma zaczęła biec za nami.
Kiedy wybiegliśmy z lasu, w czasie biegu zauważyłam, że sama kraina uległa zmianie. Obecnie niebo było jakieś dziwne. Takie trochę jakby zbugowane i jednocześnie w psychodelicznym stylu. To nie wyglądało przyjemnie, trzeba to przyznać. Pole wyglądało jak po ataku atomowym, co tylko podkreślało obecną grozę tego miejsca. Jednak, ja i Edward nie zatrzymywaliśmy się, tylko biegliśmy przed siebie. Wiedzieliśmy, że jeśli zatrzymalibyśmy się, Irma by nas zabiła lub, być może, uwięziła na zawsze w tym okropnym miejscu. Albo jedno i drugie, jakkolwiek by to było możliwe.
Nie wiem, jak długo biegliśmy, ale w pewnym momencie zauważyliśmy złotą bramę, dzięki której dostałam się do tego przeklętego miejsca. Od razu przyspieszyliśmy bieg, ale Irma biegnąca za nami, z tego co słyszałam, również to zrobiła. W ostatniej chwili, kiedy już nas doganiała, udało nam się przebiec przez bramę, która zatrzasnęła się Irmie przed nosem. I, nim zdążyłam się odwrócić i podziękować Edwardowi za pomoc, wszystko zniknęło. Przed sobą natomiast, zobaczyłam jakąś białą ścianę. Wiedziałam, że to nie był mój dom, ale nie miałam pojęcia, gdzie byłam. Poza tym, gdy próbowałam przywołać jakieś negatywne wspomnienie, nie mogłam tego zrobić. Czułam, że one nadal były we mnie, ale że tak się wyrażę, odblokowane były tylko te pozytywne wspomnienia, a negatywne zostały zablokowane. Kiedy się obróciłam, zauważyłam że pomieszczenie, w którym się znajdowałam, było białe i puste. Na ścianie obok mnie, było duże lustro weneckie, a za nim pomieszczenie z jakimiś lekarzami. Widziałam, że zdziwili się, gdy zauważyli, że się poruszyłam. Ja zaś, wstałam.
Chwilę potem, gdy stałam, w którejś chwili usłyszałam z głośników głos jakiegoś lekarza:
– Widzimy Claire, że już wróciłaś do rzeczywistości. Jeżeli mnie słyszysz oraz rozumiesz, proszę abyś usiadła. Tak będzie lepiej.
W tym momencie, zgodnie z poleceniem, usiadłam. Zaczęłam podejrzewać, że byłam w jakimś szpitalu psychiatrycznym, ale nie wiedziałam, jak się tu dostałam. W każdym razie, najważniejsze było to, że byłam już w normalnym świecie, a nie w czymś, co nawet światem nie mogło zostać nazwane. No, ale BYŁAM W PSYCHIATRYKU! Ciągle nie wiedziałam i do dziś nie wiem, jak tam się dostałam.
Jednak, jakieś dwadzieścia minut później, ujrzałam że drzwi do pomieszczenia, w którym byłam, otworzyły się. Od razu, odruchowo, wstałam i, chwilę później, zauważyłam wchodzących Slade'a i Sebastiana. Parę sekund potem, kiedy Slade ujrzał mnie, podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił, wołając:
– Tri, Tri, Tri, Triii!
Najprawdopodobniej zareagowałam na to zażenowaniem, gdyż po chwili usłyszałam cichy śmiech Sebastiana. Słysząc to, Slade odparł:
– No co chcesz. Nie powiesz, że nie tęskniłeś za nią przez ten rok.
– CO KURWA? ROK?! – krzyknęłam
– Dokładnie, skarbie. Byłaś w tym dziwnym stanie równo rok. – odpowiedział Sebastian.
– Ale jakim cudem?! Miałam wrażenie, że minął ledwo miesiąc!
W tym momencie, Slade puścił mnie i dodał:
– Ja to w ogóle bałem się, że już nigdy nie wrócisz do normalności. Lekarze mówili, że to byłoby mało prawdopodobne.
– Weź mnie nawet nie dobijaj... – skomentowałam
Po tych słowach, szeroko uśmiechnął się i dodał:
– Sorki
Co ja się z nimi miałam. W każdym razie, porozmawialiśmy jeszcze o wszystkim i o niczym. Dowiedziałam się między innymi, że Slade i Sebastian przychodzili tutaj mnie odwiedzać, mimo iż, zważając na stan w jakim byłam, to za wiele sensu nie miało. Jednak, po około godzinie rozmowy, oni musieli już wyjść.
W tymże szpitalu byłam jeszcze przez jakieś dwa tygodnie, żeby sprawdzić, czy ta sytuacja nie powtórzyłaby się jeszcze raz. W czasie tych dwóch tygodni, Slade i Sebastian codziennie odwiedzali mnie. Lecz, jako, iż przez ten czas nic takiego ponownie się nie zdarzyło, zostałam wypuszczona do domu. Przybyli po mnie i Slade, i Sebastian, a następnie Sebastian przeteleportował nas do bazy Slade'a. Kiedy już tam byliśmy, rzekłam:
– Dzięki, że w ogóle do mnie przychodziliście.
– Oj, nie musisz dziękować. Jesteś dla nas ważna, więc bez względu na wszystko byśmy cię nie zostawili. – odparł Slade.
Po czym, znowu porozmawialiśmy we trójkę o wszystkim i o niczym. Również opowiedziałam im, co w czasie tego roku się ze mną działo. Jednak, po około godzinie, Sebastian musiał wracać do bazy. Kiedy zaś przeteleportował się, Slade wrócił do obserwowania świata za pomocą wielkich ekranów, a ja udałam się do mego pokoju.
Miałam nadzieję, że nic takiego by się nie zdarzyło. Chociaż, od następnego dnia, zaczęłam czuć się dwa razy bardziej obserwowana...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top