Rozdział LIV - Powódź

„Nie warto uciekać przed nieuniknionym, gdyż wcześniej czy później trafia się w miejsce, gdzie nieuniknione właśnie przybyło i czeka."

~Terry Pratchett

Ucieczka wydawała się prosta. Podeszłam do laserowych krat i spróbowałam przemienić się w niebieskiego orła. Niestety, nie udało mnie się to, gdyż nagle poczułam gwałtowne odepchnięcie. No świetnie, znowu coś blokowało moje moce. Jednak, kiedy dotknęłam swojej szyi, nie poczułam na niej żadnej obroży, która mogłaby być za to odpowiedzialna. Cholera, to musiało oznaczać, że to ściany blokowały moje zdolności. No cóż, musiałam znaleźć inny sposób ucieczki.


Od razu zaczęłam szukać jakiegoś ukrytego przejścia. Niestety, mimo dziesięciokrotnego przeszukania celi, nie znalazłam niczego takiego. Moją ostatnią nadzieją był komunikator Sebastiana, który zawsze miałam przy sobie. Od razu sięgnęłam do kieszeni i rzeczywiście, był tam. Lecz, kiedy go wyjęłam i chciałam zadzwonić, nim złapał sygnał, wyłączył się. No teraz to dopiero byłam w czarnej dupie. Nie mogłam uciec, to pozostało mi czekać na pomoc albo mojego ojca, albo mego przyjaciela.


Postanowiłam się rozejrzeć po celi, aby mieć ogólny obraz tego, gdzie przyszło mi żyć przez czas nieokreślony. Ściany były w kolorze czarnym, a u sufitu przyczepiona była, obecnie wyłączona, długa lampa LED. Pod frontową ścianą, naprzeciwko laserowych krat, stało piętrowe łóżko z czarną pościelą i białą poduszką. Na prawej ścianie wisiało lustro. Na owej ścianie były również drzwi do wnęki, za którą była toaleta.


Nie było tu tak źle. Słyszałam niegdyś o więzieniu, w którym cele były...hmm...jakby to określić...Takimi okrągłymi podestami, których ściany były wysokimi laserami. Wyobraźcie sobie, że trafiacie do takiego więzienia na dożywocie. Wiadomo, co jakiś czas wypuszczali więźniów na wybieg, ale tak przestać w celi całe życie to tak trochę kiepsko.


W każdym razie, od teraz zaczęłam czekać na moment uratowania mnie przez Slade'a lub Sebastiana. Codziennie przebywałam w celi, z której od czasu do czasu byłam wypuszczana na teren więzienia i czekałam. Jednak tygodnie mijały, a Slade'a lub Sebastiana nie było. Zaczęłam się bać, że o mnie zapomnieli. Nie chciałam tu zostać na zawsze, ale sama nie mogłam się uwolnić. Aż któregoś dnia...


Jednego dnia, gdy siedziałam w celi więziennej i czekałam na ten dzień, w którym Slade lub Sebastian by mnie uwolnili, nagle usłyszałam za sobą taki dźwięk, jakby laserowe kraty otwierały się. Słysząc to, odwróciłam się i, gdy to zrobiłam, ujrzałam jednego z wielu strażników tego więzienia.


Swoją drogą, nigdy ich wam nie opisywałam. Ten, który obecnie tu wszedł, był wysoki. Ubrany był, tak samo jak inni strażnicy, w czarny kombinezon. Nie widać było jego twarzy, gdyż miał na niej założony czarny kask z szybką w takim samym kolorze. W dwóch rękach trzymał srebrny karabin.


Chwilę później, powiedział do mnie:

– Chodź za mną. Twój ojciec przyszedł cię odwiedzić.

Slade? A ja już się bałam, że o mnie zapomniał, ale na szczęście mnie nie porzucił. Od razu ruszyłam za strażnikiem, gdyż chciałam się z nim spotkać. W końcu minęły już trzy tygodnie od mojego pojawienia się tutaj oraz tydzień od ostatniej rozprawy sądowej, o której wam nie wspominałam, ale nie ważne. Dostałam dożywocie, gdyż sędziom zachciało się odkopać wszystkie moje przewinienia. Nie zamierzałam tu spędzić reszty życia.


W każdym razie, w pewnym momencie, doszliśmy do jakichś czarnych drzwi. Będąc naprzeciwko nich, strażnik otworzył je i wszedł. Ja weszłam za nim i, gdy to zrobiłam, ujrzałam wielkie pomieszczenie, z wieloma stołami i dwoma krzesłami przy każdym z nich. Chwilę potem, zauważyłam Slade'a, który wyjątkowo ubrany był w czarny płaszcz. Widząc go, od razu podbiegłam do niego, rzuciłam się mu w ramiona i zawołałam:

– Tato! Tak za tobą tęskniłam! Już się bałam, że o mnie zapomniałeś!

W tym momencie, on odwzajemnił przytulenie i odparł:

– Nigdy bym o tobie nie zapomniał, skarbie.

A ja tak bardzo się bałam, że on by mnie opuścił...No, ale po paru chwilach, gdy emocje opadły, oboje puściliśmy się i usiedliśmy naprzeciwko siebie. Kiedy już siedzieliśmy, spytałam:

– Dlaczego miałeś mnie gdzieś przez prawie miesiąc?

– Nie miałem cię gdzieś, kochanie. Po prostu cię szukałem. Twoje nadajniki chyba zostały w jakiś sposób nieco uszkodzone, bo ciężko było cię znaleźć, ale to nie dziwne, bo w końcu są stosunkowo stare. W ogóle to czasem zastanawiam się, czy ci ich nie zdjąć i nie zamienić na podskórny chip. Byłoby chyba lepiej. – odpowiedział

– Nie sądzisz, że to niebezpieczne? Słyszałeś kiedyś o Veri Chip? Były to jedyne chipy identyfikacyjne, które zostały zalegalizowane do wszczepiania ich ludziom. Zostały zdelegalizowane w dwa tysiące czwartym roku m.in. dlatego, że były odpowiedzialne za powstawanie komórek rakotwórczych. W końcu to żelastwo i to pod skórą. A poza tym, jak chcesz mi to wszczepić, skoro jestem w WIĘZIENIU?!

– Spokojnie, wszystko przemyślałem. Chip jest już gotowy i jest zrobiony z materiału mojej produkcji, który nie powoduje komórek rakotwórczych. Testowałem go na zwierzętach i do dziś nie pojawiły się u nich komórki rakotwórcze.

Po ostatnim zdaniu, chwycił mnie za dłonie i powiedział ściszonym głosem, jakby nie chciał, aby strażnik go usłyszał:

– A co do drugiego pytania, to uwolnię cię stąd. Nie pozwolę ci tu gnić. Już szykuję plan wyciągnięcia cię stąd.

– Jesteś taki kochany... – odparłam

– Po prostu jesteś dla mnie bardzo ważna.

Jednak, w tym momencie, zwróciłam uwagę na kask motocyklowy, który leżał na stole koło Slade'a. Jakim cudem on mógł dojechać tu motocyklem, skoro miasto było skute lodem? Widząc to, od razu spytałam:

– Jakim cudem ty, przy takich warunkach pogodowych, mogłeś dojechać tu motocyklem?

W odpowiedzi, wyjął on telefon, włączył go i, po chwili, odwrócił w moim kierunku. Na ekranie ujrzałam zdjęcie motocyklu, który do kół miał doczepione płozy z ostrzami przypominającymi te od łyżew na spodzie. Chwilę potem, nim zdążyłam cokolwiek pomyśleć, Slade odparł:

– Tak

– Jak ty to zrobiłeś? – spytałam zdziwiona.

– Mam swoje sposoby, Tri.

– Ty na wszystko masz sposoby.

– Po prostu żyję na świecie już tyle lat i robię to, co robię, więc jakieś doświadczenie już mam.

– No niby tak, ale cholera, ty tworzysz rzeczy, których żaden normalny człowiek jeszcze nie stworzył!

– No widzisz, wszystko jest możliwe.

– Ale bez przesady!

– Oj no, jak czegoś się bardzo chce, to należy dążyć do spełnienia tego.

W każdym razie i tak uważałam, że on w pewnym sensie musiał być jakimś nadczłowiekiem. Jednak, porozmawialiśmy ze sobą jeszcze kilka godzin, po czym ja musiałam wrócić do celi.


Od teraz, kolejny tydzień normalnie żyłam w więzieniu. Jednak, po tym tygodniu, jednego dnia, kiedy siedziałam na łóżku i patrzyłam przed siebie, ujrzałam za laserowymi kratami jednego ze strażników. Chwilę potem, kraty otworzyły się, a on wszedł do środka. Widząc go, zeskoczyłam na podłogę i podeszłam nieco bliżej. Po chwili, zauważyłam że trzymał w ręce jakieś pudełko.

– Przesyłka do ciebie. – rzekł po chwili i podał mi opakowanie.

Kiedy zaś mi je podał, odwrócił się i wyszedł, a laserowe kraty ponownie uruchomiły się.


Gdy był już poza zasięgiem mojego wzroku, otworzyłam pudełko. W nim, pod stertą gazet, widniał tablet Slade'a i jakaś sporawa, srebrna broń z długą lufą. Na tablecie zauważyłam kartkę, na której była napisana notatka. Widziałam, że w połowie pisana była przez Slade'a, a w połowie przez Sebastiana. Było tam napisane:

Tri

Zmieniłem hasło do Wi-Fi, a co za tym idzie i do tabletu. Teraz brzmi ono „TristitaSladeBrotherBloodIsAPerfectTrio" (wiem, wiem, bardzo długie). Za pomocą tego tabletu shakuj systemy alarmowe więzienia, co ułatwi ci ucieczkę.


Broń jest ode mnie. Jest to działo plazmowe, które może ci pomóc w ucieczce. Z tego, co wiem, ściany w całym więzieniu blokują nadprzyrodzone zdolności, dlatego one ci nie pomogą, ale działo plazmowe może ci to ułatwić. ;-)

~Slade i Sebastian"

Czyli oni teraz chcieli nauczyć mnie samodzielnej ucieczki. W sumie to było miłe rozwiązania. Ogólnie dobrze, że w ogóle o mnie pamiętali.


W każdym razie, zaczekałam na północ. Gdy owa godzina nastała, włączyłam tablet i odblokowałam go, po czym zaczęłam próbę shakowania systemów alarmowych więzienia. Zajęło mi to około trzech i pół godziny, co oznaczało, że musiały być NAPRAWDĘ bardzo dobrze zabezpieczone. No, ale nawet to nie stanowiło dla mnie problemu i w końcu udało mnie się to, łącznie z wyłączeniem krat laserowych, które blokowały wyjście z mojej celi.


Kiedy mogłam już wyjść, schowałam tablet do bardzo pojemnej kieszeni mych więziennych spodni, a do rąk wzięłam działo plazmowe i ruszyłam ku wolności. Oczywiście szłam możliwie cicho, aby żaden ze strażników mnie nie usłyszał. Jednak, kiedy byłam już niedaleko drzwi wyjściowych, nagle usłyszałam za sobą dźwięk przeładowywania broni. Słysząc to, odwróciłam się.


Po zrobieniu tego, zauważyłam strażnika, celującego we mnie swoim karabinem. Widząc to, od razu wycelowałam w niego działem plazmowym. Kiedy to zrobiłam, zauważyłam że jego oczy rozszerzyły się że strachu. No cóż, chyba nie myślał, że próbowałbym uciec nieprzygotowana. W każdym razie, od razu wystrzeliłam w jego kierunku. Kiedy zielono–czarna plazma go dotknęła, momentalnie pochłonęła całe jego ciało, roztapiając go.


Kiedy pozbyłam się zagrożenia, najciszej jak mogłam podbiegłam do drzwi, otworzyłam je i wybiegłam na wolność. Na zewnętrznej części więzienia ujrzałam motocykl, na którym siedział Slade. Wiedziałam, że to był on, gdyż miał zdjęty kask motocyklowy. Po zauważeniu go, od razu podbiegłam do niego i wsiadłam na motocykl. Kiedy już siedziałam za nim, zawołałam:

– Jesteś taki kochany!

A następnie pocałowałam go w policzek. Chwilę później, on odparł:

– On, bo po prostu jesteś dla mnie bardzo, bardzo ważna i nie chcę cię stracić.

Po tych słowach, założył kask i ruszył w kierunku dziury w murze, której dotychczas nie zauważyłam. Ja zaś, czując się bezpiecznie, objęłam go, aby nie spaść. Parę sekund potem, poczułam że nieco unieśliśmy się, co musiało oznaczać, że Slade uruchomił płozy z łyżwiarskim płozami. Następnie, motocyklem efektownie wyskoczył w górę i z hukiem opadł na wysoki blok lodu.


Droga była przyjemna. Bądźmy szczerzy, pierwszy raz jechałam motocyklem po lodzie. Jednak, zbyt długo nie nacieszyłam się jazdą, gdyż poczułam się senna. Od razu, nie chcąc się męczyć, położyłam głowę na jego ramieniu i, parę chwil potem, usnęłam...


Nie wiem, jak długo spałam, ale pierwszy raz miałam wrażenie, że spałam tylko dwie minuty. W sumie, w więzieniu jakoś tak mało spałam, bo po prostu bałam się, że Slade i Sebastian zapomnieli o mnie. W każdym razie, kiedy obudziłam się, ujrzałam biały sufit, a kiedy opuściłam wzrok, zauważyłam że byłam w swoim pokoju, a ja sama byłam przykryta jakimiś czterema kocami i przynajmniej dwoma kołdrami. Slade jak już chciał się kimś zająć, to jak zwykle przesadzał, no ale nie żeby mi to przeszkadzało.


Kiedy zaś wygrzebałam się spod kołder i koców na tyle, że mogłam normalnie usiąść, ujrzałam obok mego łóżka stolik, na którym stała taca z filiżanką z herbatą oraz talerz ze śniadaniem. Miłe było to, że Slade tak o mnie pamiętał. W każdym razie, zjadłam to, co mi przygotował i, gdy herbata nieco przestygła, wypiłam ją. Jednak, kiedy kończyłam pić, usłyszałam otwierające się drzwi do mego pokoju. Słysząc to, spojrzałam w kierunku drzwi i, kiedy to zrobiłam, ujrzałam że do mego pokoju wszedł Slade.

– O, widzę że w końcu się obudziłaś. Długo spałaś, zważywszy na to, że już jedenasta. – powiedział po chwili.

Już była jedenasta?! Tak szybko?! A ja byłam pewna, że była dopiero ósma! W każdym razie, po chwili odparłam:

– JEDENASTA?! Tak szybko?!

– Też się nie mogę nadziwić, jakim to leniem jesteś. – tutaj się zaśmiał – w każdym razie, uroczo wyglądałaś jak spałaś. – odparł

– Oj, bez przesady...

– No już, nie bądź taka skromna. Wszyscy wiemy, że jesteś urocza.

W tym momencie, zarumieniłam się, spuściłam wzrok i odparłam:

– Przestań...

– Nie przestanę, bo ja ci tylko prawdę mówię. – rzekł

Lecz, po chwili, gdy uniosłam wzrok, oboje ujrzeliśmy niedaleko mego łóżka biało–czerwony błysk, a parę sekund potem zobaczyliśmy, że to Sebastian się do nas przeteleportował.

– Siema – powiedział po chwili.

– A ty co tak bez zapowiedzi? A jakby nas tu nie było i byś się na darmo teleportował? – spytał Slade.

– Przecież umiem czytać w myślach...

– Cholera

Jednak w tym momencie, ja odparłam:

– A tak w ogóle...SEBUŚ!!!

Po czym wyskoczyłam z łóżka i rzuciłam się mu w ramiona. Po paru sekundach, usłyszałam że westchnął on z zażenowaniem i rzekł:

– Mi też miło cię widzieć...

W tym momencie, usłyszałam że Slade cicho zaśmiał się i odrzekł:

– Fangirl. Z tym nic nie zrobisz.

– Sebuuuś... – zawołałam

– Przestań żesz zdrabniać moje imię. – rzekł Sebuś.

W tym momencie, usłyszałam że Slade ponownie cicho zaśmiał się. Jednak Sebastian najprawdopodobniej szturchnął go, gdyż po chwili Slade rzekł:

– Ej!

– Szkoda, że nie umiem mówić emotikonami, bo bym z chęcią tutaj pewną wstawił. – powiedział Seba.

– ...

– No co?

– Jesteś pojebany.

– Wiem. Wy też nie grzeszycie normalnością.

– Szczególnie Tri.

– EJJJ!!! – zawołałam

W tym momencie, oboje zaśmiali się, a ja puściłam Sebastiana i, gdy już stałam na podłodze, z ognia uformowałam niewielką dłoń i pacnęłam nią Slade'a. W tym momencie, oboje przestali się śmiać, po czym Sebastian spytał:

– Od kiedy ty umiesz robić takie rzeczy z ogniem?

– Od zawsze, tylko zwykle ich nie wykorzystywałam, bo nie było okazji do pacania Slade'a. – odpowiedziałam

Po tej odpowiedzi, Slade spojrzał na mnie z zażenowaniem, a Sebastian cicho zaśmiał się. Słysząc to, Slade rzekł:

– Tri, pacnij go ode mnie.

W tym momencie, ja zrobiłam to, ale lekko, bo przecież wszyscy wiemy, że Sebastian był sensem życia. Kiedy to zrobiłam, ten rzekł:

– Ej!

– No co? Slade chciał. – odparłam

– Ech...Wy to jesteście nie do wytrzymania.

– No co? Przynajmniej jesteśmy sobą.

No, ale pogadaliśmy ze sobą jeszcze około godziny, po czym Sebastian musiał przeteleportować się do swojej bazy. Slade zaś, wyszedł z mego pokoju, a ja zaczęłam przywracać łóżko do porządku.


Od teraz, spokój miałam przez około pół roku. Przez ten czas, na zewnątrz zaczęło robić się gorąco, przez co wielkie lodowisko zaczęło się roztapiać i zaczęła tworzyć się powódź. Oczywiście, z wiadomych powodów, nawet na krok nie ruszaliśmy się z domu, bo po prostu nie było jak. Przez te pół roku zajmowałam się swoimi zainteresowaniami, aby się nie zanudzić i aby nie nudzić Slade'a ciągle tymi samymi pytaniami. Również czasami Sebastian teleportował się do nas, więc nie mogłam się nudzić.



Po tej połowie roku, któregoś dnia, gdy akurat mnie się nudziło, usłyszałam w uszach głos Slade'a, który mówił:

– Tri, za dziesięć minut widzę cię w głównym pomieszczeniu.

– Tak jest! – zawołałam moim już utartym tekstem.

Byłam ciekawa, jakie tym razem zadanie dla mnie szykował. Było to normalne, że nawet przy takich warunkach pogodowych, jakie obecnie panowały w Jump City, Slade potrafił dawać mi jakieś zlecenia. W każdym razie, gdy minęło osiem minut, wzięłam jeszcze tak na wszelki wypadek działo plazmowe, które dostałam od Sebastiana i wyszłam z pokoju, zamykając drzwi.


Do głównego pomieszczenia dotarłam o czasie. Będąc tam, zauważyłam że Slade, a jakżeby inaczej, wpatrywał się w wielkie monitory. Chwilę potem, odwrócił się w moim kierunku i, widząc że już się zjawiłam, rzekł:

– Cieszę się, że już jesteś. W każdym razie, przed główną częścią tego, po co cię wezwałem, najpierw postanowiłem, że dzisiaj zamienimy nadajniki, które masz na podskórny chip. Jak mówiłem, tak chyba będzie najlepiej.

Swoją drogą, cieszyłam się, że wreszcie zamierzał zdjąć mi z głowy te nieszczęsne nadajniki. Ich obecność serio utrudniała życie, chociażby wtedy, gdy myłam włosy. Tam pod tymi nadajnikami to już chyba nowe życie się rozwinęło. W każdym razie, chwilę potem, Slade podszedł do mnie i kilkoma ruchami zdjął mi z głowy nadajniki.

– Jak ty to tak szybko zrobiłeś? A ja już kilka lat zastanawiałam się, jak to cholerstwo się zdejmuje! – spytałam, gdy odkładał nadajniki na jakiś podest i brał z niego jakąś strzykawkę.

– Widzisz, Tri. W końcu ja stworzyłem te nadajniki, więc i ja wiem, jak szybko je zdjąć. – odparł, po czym podszedł do mnie ze strzykawką, w której było ciecz przypominająca rtęć, przynajmniej w konsystencji, ale będąca koloru ludzkiej skóry.

Chwilę potem, spytałam:

– To jest ten chip?

– Tak. Wiem, że teraz jak takowy nie wygląda, ale uwierz mi, że to naprawdę działa. W końcu jakoś muszę ci go wsadzić pod skórę. – odpowiedział

No dobra, ja tam nie wnikałam w jego pomysłowość. W każdym razie, chwilę potem wstrzyknął mi owe coś w skórę. Poczułam lekkie ukłucie i tyle. Kiedy skończył, odkładając strzykawkę, dodał:

– Spokojnie, ten chip zbiera tylko informacje o twojej lokalizacji oraz o tym, w jakim jesteś stanie, tzn. czy jesteś przytomna, czy śpisz, czy jesteś nieprzytomna, etc. I tylko tyle.

– Okej, powiedzmy że ci ufam. – odparłam

– Nie masz powodu do obaw. Przecież nie wstrzyknąłbym ci bomby zegarowej. W każdym razie, przejdźmy do właściwej części tego, po co cię wezwałem. Teraz, razem, udamy się do mej drugiej bazy, którą niedawno skończyłem budować. Musimy z tamtego miejsca wziąć jedną rzecz. Jednak, jako iż na zewnątrz jest jak jest, udamy się tam za pomocą motorówki.

To brzmiało ciekawie. Ogólnie najciekawsze były zadania, które trzeba było zrealizować w takich warunkach pogodowych, jakie panowały np. dzisiaj, czyli w takich anomalnych. W każdym razie, po chwili, Slade wyjął jakiś nadajnik i nacisnął jeden z przycisków. Gdy to zrobił, długi i szeroki, prostokątny fragment podłogi rozsunął się, a następnie na górę wyjechała czarna motorówka, obecnie stojąca na płozach. Oprócz tego, wysoki i nieco szeroki fragment ściany rozsunął się, ukazując rampę prowadzącą na szczyt wielkiego, wodnego kloca, który był na ulicach.


W każdym razie, widząc to, od razu wsiedliśmy do owego pojazdu. Slade stanął za sterami, a ja obok niego. Parę sekund potem, ruszyliśmy i, dzięki rampie, wybiliśmy się w powietrze. W locie, Slade wyłączył płozy, dzięki czemu po opadnięciu na wodę, mogliśmy normalnie płynąć.



Woda nie była nieskazitelnie czysta, co można było zobaczyć podczas płynięcia. Pływało tam dużo brudów z ulicy, trochę martwych ptaków, jakieś robaki oraz kilka zwłok, najprawdopodobniej bezdomnych ludzi. Widząc to, ze strachu przysunęłam się bliżej Slade'a. Parę sekund potem, poczułam że objął mnie on, a następnie rzekł:

– Nie bój się, kochanie. Ciebie to nie spotka.

– Wiem, ale...ale i tak boję się tego widoku. – odpowiedziałam nieco przestraszonym głosem i spojrzałam na niego.

– Nie musisz. Pomyśl sobie, że ciebie to nie spotka.

– Tak w ogóle...Ty dzisiaj nie założyłeś maski? Przecież na sto jeden procent czeka nas walka z Tytanami. Jak nie teraz, to w drugiej bazie.

– Nie. W końcu nastał czas, aby zobaczyli, jak naprawdę wyglądam i z kim tak naprawdę mają do czynienia.

– Okej, ja w to nie wnikam.

Po tej rozmowie, na kilka minut nastała cisza, a jedyne co było słychać, to silnik motorówki. Jednak, w pewnej chwili, usłyszałam nad nami taki dźwięk, jakby coś leciało w naszym kierunku. Od razu, odruchowo, za pomocą wiązek dezintegrujących utworzyłam wokół nas pole siłowe i uniosłam wzrok. Okazało się, że była to zielona kula energii Gwiazdki. Kilka sekund potem, uderzyła w pole i wybuchła, powodując dużo dymu i pyłu.


Kiedy wszystko opadło, opuściłam ręce i spojrzałam przed siebie. Gdy to zrobiłam, oboje zauważyliśmy Tytanów. Ja naprawdę nie wiedziałam, jak oni w takich warunkach pogodowych wydostawali się z ich wieży. Jednak, widząc nas, Bestia spytał:

– Chwila...Tristitię poznaję, ale ty to kto?

Przy ostatnich czterech słowach wskazał na Slade'a. No nieźle, wystarczyło że raz nie założył maski i już go nie poznawali. Jednak, chwilę potem, Cyborg dodał:

– Ty, faktycznie, chyba sobie znaleźli drugą osobę do pomocy.

Kiedy oni tak gdybali, z kim mieli teraz do czynienia, zauważyłam że przy każdym ich gdybaniu Slade coraz bardziej szyderczo się uśmiechał. Chwilę potem, zwrócił się do mnie:

– Widzisz? Wystarczyło zdjąć maskę i już mnie nie poznają.

– Chwila...SLADE?! – zawołał Robin.

– Tak, idioci. To ja. Nie poznajecie? Tak wyglądam naprawdę. Jeśli nie idzie mnie rozpoznać po twarzy, to chociaż po ubiorze powinno być to możliwe, bo w końcu jestem ubrany tak jak zwykle. – odpowiedział Slade.

– Chwila...Ja cię z kimś kojarzę... – powiedziała Raven, po czym podleciała bliżej i przyjrzała się Sladeowi.

Parę sekund potem, rzekła ze zdziwieniem:

– Deathstroke?! To ty?!

– O popatrz, zgadłaś. Tak, to ja. Slade Wilson. – odparł Slade z szyderczym uśmiechem.

– Chwila...DEATHSTROKE?! To na serio ty nim byłeś?! Deathstroke to był mój idol z dzieciństwa! – zawołałam z radością.

– O kurwa. Ty serio jakaś dziwna jesteś, ale za to cię lubię. W każdym razie – tu zwrócił się do nieco zdziwionych i przerażonych Tytanów – jak widać, przerzuciłem się na ambitniejsze cele.

Po czym wyjął swoją broń, której swoją drogą dawno nie używał, czyli ten jego rozsuwany, metalowy kij, a ja przywołałam pirokinezę i oboje rzuciliśmy się w ich kierunku z zamiarem zaatakowania. W tym momencie, Robin zawołał:

– Tytani, WIO!

Po czym oni również rzucili się do walki z nami.


Na początku walka była wyrównana. Ja przywołałam też moje trzy klony, aby walka szła nam sprawniej, jednak przez bardzo długi czas walczyliśmy tak samo. Jednak, koniec końców, w pewnym momencie szala zwycięstwa zaczęła przelewać się to na naszą, to na ich stronę. Koniec końców, można powiedzieć, że wygraliśmy my. Bowiem, w którejś chwili, gdy akurat byliśmy na naszej motorówce, wytworzyłam pomiędzy nami a Tytanami wielką chmurę pyłu i ognia, po czym, za pomocą pirokinezy, przeniosłam nas i nasz środek transportu pod naszą drugą bazę.


Będąc tam, przeskoczyliśmy do naszej drugiej bazy i, gdy tam byliśmy, zapytałam:

– Dlaczego nigdy nie powiedziałeś mi, kim byłeś naprawdę? Nie ufasz mi?

– Nie o to chodzi. Po prostu nie czułem potrzeby, aby ci to mówić. A jeśli wiedziałbym, że byłem twoim idolem, zważając na to, jak obecnie fangirlujesz Sebastiana, NIGDY bym się do tego nie przyznał. – odpowiedział

– Bo Sebuś jest taki faaajny!

– Wiem, też go lubię, ale bez przesady.

W każdym razie, po tej krótkiej rozmowie, Slade już chciał zacząć szukać tej jednej rzeczy, po którą przybyliśmy, jednak w pewnym momencie, usłyszeliśmy gwałtownie otwierane drzwi. Słysząc to, odwróciliśmy się i, po zrobieniu tego, ujrzeliśmy...Tytanów. A ja głupio wierzyłam, że dzisiaj łaskawie by się odpierdolili.

– Nie macie co robić, tylko za nami podążać? – spytał nieco poirytowany Slade.

– Mamy, ale nie możemy doprowadzić do tego, abyś przejął lub zniszczył to miasto. – odpowiedziała Raven.

– Oj, co ja takiego złego robię? Przecież chyba każdy chociaż raz marzył o przejęciu władzy nad czym tam bądź. Nie mieliście tak nigdy?

W tym momencie, na chwilę nastała cisza. W sumie, w tym momencie, Slade mówił prawdę. Chyba każdy, chociaż raz, miał tak, że marzył o przejęciu władzy, najczęściej nad światem. Nawet ja kiedyś o tym marzyłam, ale potem zatraciłam to marzenie. W każdym razie, po chwili rzekłam:

– No...Ja kiedyś chciałam przejąć władzę nad światem...

– Widzicie? A poza tym, czemu niektórzy tak pchają się do polityki? Bo po prostu chcą zrealizować chociaż część swojego marzenia. – odparł Slade.

– Ty, on nawet sensownie gada. – powiedział Cyborg.

– W sumie coś w tym jest. – rzekła Gwiazdka.

– Ale ty wcale nie chcesz dobrze dla tego miasta. – odparła Raven.

W tym momencie, Slade szeroko uśmiechnął się i powiedział:

– Wiem. Próbowałem wami manipulować, bo po prostu nudzi mnie już walka z wami, ale ty wszystko zjebałaś.

– Ktoś musiał. – rzekła Raven.

W każdym razie, po tej rozmowie, przywołałam, tym razem, umiejętność kontroli nad lodem, gdyż mimo iż o tym nie wspominałam, od jakichś dwóch dni nie zdejmowałam mego cudownego naszyjnika, a Slade wyjął swoją broń i rzuciliśmy się w ich kierunku z zamiarem zaatakowania. W tym momencie, Robin zawołał:

– Tytani, WIO!

I oni również rzucili się w naszym kierunku.


Przez, wyjątkowo, krótką chwilę, walka była wyrównana. Jednak, w pewnym momencie, nie wiem dlaczego, ja i Slade zaczęliśmy przegrywać. Nie chcąc tego, dyskretnie nacisnęłam na mym komunikatorze odpowiedni przycisk. Parę sekund potem, ujrzeliśmy biało-czerwony błysk i, ku zszokowaniu Tytanów, obok nas pojawił się Sebastian.

– Cześć, Tytani. Dawno się nie widzieliśmy. – rzekł po chwili.

– Chwila, bo ja już nic nie rozumiem. Co ty tu robisz? – spytał Sebastiana Cyborg.

– Lubię Tristitię, a Tristitia lubi mnie, tak samo jest ze Sladem, więc czasem im pomagam.

– Potwierdzam – dodał Slade.

– Okej...W końcu ty też nie jesteś normalny. – odparł Bestia.

W tym momencie, przywołałam pirokinezę i krzyknęłam do niego:

– MASZ COŚ DO NIEGO?!

Kiedy to zrobiłam, dało się słyszeć, że Sebastian cicho zaśmiał się i dodał:

– Tak to jest, gdy ma się fangirl.

– ...

– No co? To kobieta. Kobiet nie zrozumiesz.

– EJ!!! – zawołały Gwiazdka i Raven.

W tej chwili, Slade i Sebastian cicho zaśmiali się. Jednak, chwilę potem, kontynuowaliśmy walkę...


Teraz szła nam ona o wiele lepiej. W końcu co dwie głowy to nie jedna, co z tego, że była nas trójka. Jednak, w pewnym momencie, stało się coś dziwnego. Otóż, ni z tego, ni z owego, oczy Sebastiana stały się całe brązowe, a następnie uniósł on siłą woli jakiś fragment gruzu i rzucił w kierunku Tytanów. Tytani odskoczyli, ale gdy to zrobili, Cyborg spytał ze zdziwieniem:

– Jak ty to zrobiłeś?

– A wiesz, że nie wiem? Ale zaczyna mnie się to podobać. – odpowiedział Sebastian szyderczo się uśmiechając i ponownie używając jego nowej geokinezy.

Ja podejrzewałam, że było to spowodowane tym, iż miałam na sobie ten naszyjnik. No, bo skoro wpływał i na Slade'a, to dlaczego miałby nie wpływać na Sebastiana? Jednak, w pewnym momencie, ja wyjęłam zza pleców moje działo plazmowe i strzeliłam w kierunku Tytanów. Plazma trafiła tylko w Cyborga i zamieniła go w zielono-czarną plamę.


Chwila, chwila, zatrzymajmy się na chwilę. CZY JA WŁAŚNIE ZABIŁAM JEDNEGO Z TYTANÓW?! OMG, OMG, OMG!!! Od razu uniosłam ręce, razem z bronią w górę i zawołałam:

– Łuhu! O jednego idiotę mniej!

Kiedy zaś odwróciłam się, ujrzałam że Slade i Sebastian patrzyli na mnie ze zdziwieniem, a Tytani z nienawiścią.

– Co? – spytałam

– Właśnie zajebałaś mojego największego wroga... – odparł zdziwiony Sebastian.

W tym momencie, szeroko uśmiechnęłam się i dodałam:

– Nie musisz dziękować.

Po czym, jako iż nie mieliśmy już co tam robić, za pomocą pirokinezy przeniosłam mnie, Slade'a i Sebastiana do pierwszej bazy mojej i Slade'a, zostawiając Tytanów samych.


Kiedy tam byliśmy ani się nie obejrzałam, a poczułam, że Sebastian mocno przytulił mnie do siebie i rzekł:

– Jesteś kochana.

– Zawsze to jakiś mały krok do sukcesu. – dodał Slade.

– Tyle dążyłem, aby go zabić, a wystarczyło tylko dać ci działo plazmowe.

– Właśnie tak czułam, że może się dziś przydać. I przydało się. – odparłam

Parę minut później, gdy emocje opadły, Sebastian puścił mnie, po czym porozmawialiśmy ze sobą jeszcze przez około pół godziny, po czym Sebastian przeteleportował się do swojej bazy, Slade poszedł wpatrywać się w wielkie monitory, a ja wróciłam do mego pokoju.


Skoro udało mnie się zabićCyborga, to oznaczało, że mogłam wszystko... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top