Rozdział LI - W lawie?
„A poza tym nigdy nic nie wiadomo, przecież cuda czasem się zdarzają."
~Richard Doetsch, „Złodzieje nieba"
Jednak, po naszym powrocie do bazy, Slade przez rok opiekował się mną. Po prostu pomagał mi w prawie każdej, codziennej czynności, co było miłe, bo ja sama nie miałam na nic siły. Czasem mogło się to wydawać nachalne, ale takie nie było, gdyż naprawdę potrzebowałam tej pomocy. Również często odwiedzał mnie Sebastian, dzięki czemu miałam z kim porozmawiać. Tylko on wydawał się mnie rozumieć oraz był zawsze, kiedy go potrzebowałam. Czasem pokazywał, że rzeczywiście mógł rzucić wszystko, aby się ze mną spotkać. Ja zaś, ciągle rozmyślałam nad tym, co tak naprawdę do niego czułam. Chciałam o tym z kimś porozmawiać, ale jedyny, komu mogłam o tym powiedzieć, to był Slade, a ja bałam się, że on by mnie nie zrozumiał.
Lecz, kiedy minął ten rok i mogłam już wykonywać wszystkie codzienne czynności samodzielnie, spokój miałam przez...kolejny rok. Dziwiło mnie to i zastanawiałam się, co mógł przygotowywać Slade, skoro potrzebował na stworzenie kolejnego planu aż tyle czasu. No, ale żeby się nie nudzić, w przerwach pomiędzy rozmyślaniem na temat tego, co naprawdę czułam do Sebastiana, zajmowałam się swoim hobby, no i pisałam pamiętnik. Dziwiło mnie to, że nadal nie rzuciłam tego w cholerę.
Kiedy rok minął, gdy któregoś poranka siedziałam na łóżku i pisałam w pamiętniku, w którejś chwili usłyszałam w uszach głos Slade'a, który mówił:
– Tristitio, za dziesięć minut widzę cię w głównym pomieszczeniu.
– Tak jest! – odparłam moim utartym tekstem.
Musiałam ogólnie zmienić swój tekst, bo ten już był zbyt standardowy. No, ale dokończyłam notkę w pamiętniku i po ośmiu minutach wstałam z łóżka, po czym wyszłam z pokoju i udałam się do głównego pomieszczenia.
Gdy tam dotarłam, ujrzałam że Slade patrzył tym razem w hologramowe komputery, a wielkie ekrany były wyłączone, co musiało oznaczać, że rachunki za prąd znowu wzrosły. Mimo wszystko, po chwili odwrócił się i, widząc mnie, rzekł:
– Dobrze, że już jesteś, bowiem mam kolejny plan zniszczenia miasta, który również wykonamy razem. Otóż, stworzyłem nową bazę, w której zbudujemy maszynę, która mogłaby zalać miasto lawą. Zgadnij, gdzie owa baza jest.
– W LAWIE?! – krzyknęłam ze zdziwieniem.
Po tej odpowiedzi, przytaknął głową. Ja zaś, spytałam dalej zdziwiona:
– Ale JAK?
W odpowiedzi, na ekranach komputerów hologramowych wyświetlił się budynek bazy, wyglądający tak, jak poprzednio, tylko tym razem znajdujący się w...lawie.
Nie wiedziałam, jakim cudem Slade mógł to zbudować. Przecież nie posiadał pirokinezy, więc nie wytrzymałby w lawie, a nawet jakby jakimś cudem mu się to udało, to materiały by się stopiły. Widząc to, spytałam:
– Ale...jak? Przecież ty od razu byś tam umarł.
– Stworzyłem odpowiednie kombinezony dla nas i w jednym takim zbudowałem ową bazę. Jak materiały tam przetrwały, też nie pytaj. Mam swoje sposoby. – odpowiedział
Ja już nie wnikałam, bo jak Slade mówił, że miał swoje sposoby, to najczęściej dalej nie wyjaśniał. Jednak, w tym momencie, wyjął on jeden kombinezon oraz jakiś, płaski z przodu kask i dodał:
– Wiem, że ty, mając pirokinezę, bez problemu przeżyjesz w lawie, ale ja nie mam tej umiejętności, więc przed wyruszeniem tam poczekaj, tylko założę ten oto kombinezon, aby się nie spalić.
– OK – odparłam
Bo to był fakt. Mając pirokinezę, mogłam przetrwać w wysokich temperaturach bez żadnych problemów. No, ale kiedy Slade był już przygotowany, wyjął jakiś nadajnik i nacisnął jeden z przycisków.
Kiedy to zrobił, kwadratowy fragment podłogi rozsunął się, ukazując lawę. Widząc to, oboje wskoczyliśmy tam, po czym zaczęliśmy płynąć. Slade płynął przodem, gdyż on wiedział najlepiej, gdzie dokładniej była ta baza. W lawie płynęło się właściwie tak samo jak w wodzie, tylko nieco ciężej, no i widać było tylko lawę oraz nic poza tym, przez co nie było czego podziwiać w trakcie podróży.
No, ale kiedy minęło jakieś, chyba, pół godziny, dopłynęliśmy do budynku bazy i wpłynęliśmy do środka. Kiedy zaś wyszliśmy z lawy, ujrzałam że baza wyglądała identycznie jak ta podwodna, co musiało oznaczać, że Sladeowi nie chciało się nic zmieniać.
– Leń – skomentowałam, gdy zdejmował kask.
– Dlaczego? – spytał nieco zdziwiony.
– Bo ta baza jest identyczną kopią tej podwodnej. Nie chciało ci się nic zmieniać?
– Nie o to chodzi. Po prostu tak taniej wychodziło.
Po tej odpowiedzi, spojrzałam na niego zażenowanym wzrokiem. Widząc to, szeroko się uśmiechnął i dodał:
– No co? Koszt tych wszystkich materiałów jest ogromny. Myślisz, że czemu regularnie okradam banki? Bo płacę za te wszystkie materiały w Bitcoinach, które są CHOLERNIE drogie.
– Czej. Ty za to wszystko w Bitcoinach płacisz? – spytałam zdziwiona.
– Tak. To jest bezpieczniejsza waluta po prostu.
– Być może, nie przeczę, nigdy jej nie używałam.
– Droga jak cholera, ale fajna.
Po tej rozmowie, założył swoją zwykłą maskę, prawdopodobnie na wypadek przybycia Tytanów i oboje udaliśmy się do głównego pomieszczenia bazy.
Było ono takie samo, jak w podwodnej bazie, więc nie było co opisywać. Jednak, będąc tam, od razu przystąpiliśmy do budowy maszyny. Budowaliśmy ją jakiś tydzień, gdyż jej konstrukcja była stosunkowo prosta. Co najdziwniejsze, przez ten tydzień nie pojawili się Tytani, ale to i dobrze, bo nikt nam nie przeszkadzał. Jednak, po tym czasie, gdy chcieliśmy owego sprzętu użyć w wiadomych celach, usłyszeliśmy taki dźwięk, jakby ktoś spadał na podłogę z niewielkiej wysokości. Słysząc to, odwróciliśmy się i, po zrobieniu tego, ujrzeliśmy...Tytanów. No cholera, czy oni nie mieli niczego innego do roboty, tylko przeszkadzanie innym?!
– Jakim cudem żeście tu trafili? – spytał po chwili Slade, ze słyszalnym zdziwieniem w głosie.
– Raven nas tu przeniosła. – odpowiedział Robin.
– No zajebiście. Czyli wszędzie się dostaniecie? – spytałam z zażenowaniem.
– Dokładnie! – odparła Gwiazdka.
Lecz, po tej rozmowie, jako iż wyjątkowo nie miałam na sobie ani naszyjnika, ani pierścionka, przywołałam wiązki dezintegrujące i rzuciłam się w kierunku naszych wrogów z zamiarem zaatakowania. Widząc to, Robin zawołał:
– Tytani, WIO!
A następnie oni również rzucili się do walki z nami.
Na początku, jak prawie zawsze, walka była wyrównana. Ja sklonowałam się jeszcze trzy razy, więc wyrównanie walki trwało bardzo długo. Jednak, w którejś chwili, szala zwycięstwa zaczęła przelewać się to na stronę moją i Slade'a, to na stronę Tytanów. To również trwało, wyjątkowo, dość długo, ale koniec końców wygrali oni. Otóż, w pewnej chwili, gdy strzeliłam kulą ognia w kierunku Robina, ten odskoczył w bok, przez co ogień uderzył w jakiś ekran. Niestety, po uderzeniu owy wybuchł, pociągając za sobą całą bazę.
Ja, w ostatniej chwili, otoczyłam mnie i Slade'a ogniem, a następnie przetransportowałam w losowe miejsce naszej bazy. Odkryłam tą umiejętność w czasie rocznej przerwy, zupełnie przypadkiem, gdy bawiłam się moimi mocami. Teraz przynajmniej przydała mnie się w praktyce. Lecz, kiedy znaleźliśmy się w korytarzu prowadzącym w głąb bazy, Slade krzyknął:
– Cholera! Znowu wszystko nam zepsuli! Tyle pieniędzy i czasu tracę, aby zniszczyć to pieprzone miasto, a oni wszystko psują!
– Slade...Spokojnie. W końcu musi nastać taki czas, że to wszystko ci się zwróci. – odparłam
Chciałam go uspokoić, bo nie miałam ochoty się z nim kłócić. Nie lubiłam tego, ale czasem to po prostu było nieuchronne.
– Jak mam być spokojny?! Ty wiesz, ile pieniędzy już na to wydałem?! Ile czasu na to zmarnowałem?! – krzyknął
– Ja rozumiem...Ale spokojnie, nie denerwuj się. Złość w niczym ci nie pomoże. – odparłam
– A to wszystko twoja wina!
– Moja? A dlaczego niby moja?
– Ty wszystko psujesz, na przykład dzisiaj! Musiałaś trafić w ten jebany ekran, cholero jedna!
– Przestań mnie obrażać! Ty też lepszy nie jesteś! Też wiele razy coś zepsułeś, ale nie! Lepiej wszystko zwalić na mnie!
– Bo kurwa mać to wszystko twoja wina! Wszystko psujesz i nic nie potrafisz zrobić dobrze! Jakim ja byłem debilem myśląc, że będziesz idealną uczennicą?!
– Ja przynajmniej jeszcze cię nie zdradziłam, nie to co Robin czy Terra!
– Ale to nie zmienia faktu, że jesteś pierdołą! Nie dziwię się, że rodzice cię nie kochali! Też bym takiej sieroty nie kochał!
To bolało. Bardzo bolało. Ja rozumiem, że on był teraz zły, ale niech nie wciągał w kłótnię mojej sytuacji rodzinnej. Kłóciliśmy się jeszcze długo, wypominając sobie znane nam fakty na temat drugiej strony. Wiadomo, Slade wiedział o mnie więcej, niż ja o nim, ale ja też mogłam mu trochę rzeczy powypominać. Lecz, kiedy powiedział to:
– Jesteś nic nie wartą szmatą! Nie dziwne, że nie masz przyjaciół! Kto normalny kochałby czy lubiłby taką kurwę jak ty?!
Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się i odbiegłam do swojego pokoju. Przynajmniej teraz wiedziałam, że słowa bolały najbardziej. Nie chciałam go więcej znać. Przez chwilę nawet żałowałam, że wtedy Sebastian uratował mnie przed samobójstwem.
Mimo wszystko, po dotarciu do pokoju, chwyciłam komunikator, który dostałam od mego przyjaciela, otworzyłam klapkę i zadzwoniłam. Chwilę potem, na ekraniku ujrzałam Sebastiana, który stał w głównym pomieszczeniu swej bazy.
– S-Sebastian...P-Proszę, spotkajmy się dziś... – zaczęłam, nadal płacząc.
– Jasne, skarbie. Widzę, że płaczesz, więc musiało stać się coś poważniejszego. Tylko gdzie? – odparł
– M-Może tam, gdzie zwykle?
– OK, tak będzie najlepiej. To widzimy się w parku.
Po tej krótkiej rozmowie, połączenie zakończyło się. Ja zaś, rzuciłam komunikator na łóżko, zamieniłam się w niebieskiego orła i poleciałam do parku.
Kiedy tam dotarłam, Sebastiana jeszcze nie było. Widząc to, podleciałam do najbliższej ławki, zniżyłam się na bezpieczną wysokość, zamieniłam w człowieka, usiadłam na ławce i skuliłam nogi. Następnie, schowałam głowę w kolanach i, ciągle płacząc, myślałam nad tym, co powiedział mi Slade. Jednak, kilka chwil potem, poczułam że ktoś objął mnie, a następnie usłyszałam głos Sebastiana, który mówił:
– Skarbie...Co się stało?
Po tym pytaniu, uniosłam wzrok i, widząc mego przyjaciela, nadal płacząc, rzuciłam się mu w ramiona. On zaś, również przytulił mnie i spytał:
– No już. Powiedz, co ci jest? Czemu płaczesz?
W tym momencie, opowiedziałam całą historię z dzisiaj. Kiedy skończyłam, on odparł:
– Rozumiem, że mógł się wściec, ale nie powinien cię tak nazywać.
– Dlaczego...Dlaczego to zawsze ja muszę być tak traktowana? – spytałam, płacząc.
– Nie wiem, skarbie, naprawdę nie wiem.
– I...I ta kłótnia...
– Ale wiesz, w jednym Slade miał rację. To też trochę była twoja wina.
Po tych słowach, poderwałam się z ławki i krzyknęłam:
– No tak! Ty też jesteś po jego stronie! Na nikogo nie można na tym świecie liczyć!
A następnie, nim zdążył cokolwiek powiedzieć, zamieniłam się w orła i odleciałam do bazy.
Jak on mógł...Jak on mógł...Najpierw Slade, teraz on...Dlaczego nikt nie mógł mnie zrozumieć? Dlaczego żaden z nich nie mógł postawić się w mojej sytuacji? Byłam sama ze swoim problemem i nikomu zwierzyć się nie mogłam. Jednak, gdy doleciałam do bazy i wleciałam do swojego pokoju, zamieniłam się w człowieka, po czym pobiegłam do kuchni po nóż. Następnie, gdy byłam w pokoju, pocięłam się. Wiem, was może to już denerwować, ale to był u mnie odruch. Nie potrafiłam się tego oduczyć i nic nie wskazywało zmian. Lecz, pocięłam się tak, że w pewnym momencie po prostu zemdlałam. Ostatnie, co usłyszałam przed utratą przytomności, to otwierające się drzwi do mego pokoju...
Nie wiedziałam, czy chciałam się obudzić. Nie byłam pewna, czy chciałam wiedzieć, kto otwierał drzwi i, gdzie obecnie się znajdowałam. No, ale koniec końców się obudziłam. Po otworzeniu oczu, czułam się słabo, ale nie tak, jak po tej akcji z Sezorisem. Kiedy się obróciłam, zauważyłam że byłam w skrzydle szpitalnym bazy Slade'a oraz, że zostałam podłączona do kroplówki, a nawet dwóch. Ile ja musiałam krwi stracić, do dzisiaj nie wiem.
No, ale po jakimś czasie drzwi się otworzyły i do środka weszli Slade oraz Sebastian. Widząc, że się obudziłam, Slade rzekł ze słyszalną ulgą w głosie:
– Skarbie...Tak się cieszę, że jednak żyjesz. Gdybym wiedział, że wtedy się cięłaś, wcześniej przyszedłbym cię przeprosić.
– I tak ci nie wybaczę. – odparłam stanowczo.
– Kochanie...Błagam cię. Wtedy byłem zły, mówiłem wszystko to, co akurat myślałem.
– Nie wybaczę ci. Wciągnąłeś w tę kłótnię też moją sytuację rodzinną oraz zwyzywałeś mnie od najgorszych. Nie mam powodów, aby ci wybaczyć.
Jednak, naszą rozmowę przerwał Sebastian, mówiąc:
– Slade, możesz na chwilę zostawić mnie i Tri samych?
– Jasne, nie ma problemu. – odpowiedział Slade, po czym wyszedł z pomieszczenia.
Kiedy zostaliśmy sami, Sebastian podszedł bliżej, usiadł koło łóżka, na którym leżałam, chwycił mnie za zabandażowane ręce i powiedział:
– Skarbie. Mnie i Sladeowi bardzo na tobie zależy. Dla Slade'a jesteś jak córka, dla mnie jesteś najlepszą przyjaciółką. Nie przeżylibyśmy bez ciebie, bo jesteś dla nas najważniejsza na świecie. Dlatego mam do ciebie wielką prośbę: Zmień się. Nawet nie chodzi już o nas, ale o twoje dobro.
– Ale...Kiedy ja naprawdę nie umiem...Próbowałam tyle razy...Nawet wizyty u psychologów i psychiatrów nic nie dały. – odpowiedziałam ze łzami w oczach.
– Jeżeli delikatność i wrażliwość zabijałyby, byłabyś martwa już od dawna. Ale niedługo sama możesz się zabić, zważywszy na to, że zdążamy uratować cię w ostatniej chwili. I nie mów, że nie umiesz. Nie ma rzeczy niemożliwych.
– Ale...Ja naprawdę sama nie potrafię. Widzisz, że próbuję i widzisz, jak to się kończy.
– Możemy ci pomóc, ale musisz chcieć dać się zmienić.
– Bo ja chcę. Bardzo chcę, ale sama nie umiem.
– Naprawdę możemy ci pomóc. Ciebie jeszcze da się zmienić, tylko będzie to wymagało naprawdę bardzo dużo czasu. Jesteś już, że tak to ujmę, zniszczona przez zbytnią delikatność i wrażliwość. Ale każde zniszczenie da się naprawić.
A następnie uśmiechnął się do mnie. Ja zaś, odwzajemniłam gest, mimo iż mój uśmiech był wymuszony. Sebastian zaś, pocałował mnie w czoło i dodał:
– I tak jak zawsze, wierzę w ciebie.
Po czym wstał, wcześniej puszczając moje ręce i wyszedł.
Ja zaś, zaczęłam rozmyślać na temat tego, co mi powiedział. Może rzeczywiście powinnam się zmienić...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top