Rozdział IV - Działko laserowe i pierwsze tchórzostwo.

Jednak tego dnia zdarzyła się jeszcze jedna rzecz, o której warto wspomnieć. Otóż, gdy doszłam do pokoju, wzięłam książkę, usiadłam na sofie pod antresolą i zaczęłam ją czytać, z głównego pomieszczenia słyszałam różne dźwięki, sugerujące że Slade coś tworzył. Słychać było dźwięki wiercenia wiertarką, spawania, szlifowania, etc. Gdy zaś odwracałam się w kierunku niezamkniętych drzwi, widziałam na ścianie błyski światła. Zastanawiałam się, co on tam tworzył. Czyżby robił coś z tym działkiem, które ukradłam? Nie wiedziałam, ale podejrzewałam, że niedługo miałam się dowiedzieć.

Trzy godziny później, gdy zamierzałam iść do łazienki i przygotować się do snu, usłyszałam w uszach głos Slade'a, który mówił:

- Uczennico, do mnie.

- Tak jest, Mistrzu. – Odpowiedziałam, po czym wyszłam z pokoju i udałam się do głównego pomieszczenia.

Co on mógł ode mnie chcieć o tej porze? Nie wiedziałam, jednak musiało to być coś ważnego, gdyż normalnie nie wzywał mnie do siebie o takiej godzinie. Mimo wszystko, chwilę potem, znalazłam się w głównym pomieszczeniu. Będąc tam, zauważyłam że Slade, wyjątkowo, nie patrzył w monitory, a stał przy jakimś stole i najprawdopodobniej coś robił. Kilka sekund potem, odwrócił się w moim kierunku. W rękach trzymał jakieś coś, co wyglądało jak niewielkie działko laserowe. Widząc, że już się zjawiłam, powiedział:

- O, Tristitio. Dobrze, że już przyszłaś. A teraz, podejdź tutaj.

Od razu, niepewnie, podeszłam do niego. Kiedy to zrobiłam, gwałtownie chwycił mnie za rękę i uniósł ją. Następnie, założył mi na nią niewielkie działko laserowe. Chwilę potem, nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, puścił ją i powiedział:

- Wiem, że posiadasz nadprzyrodzone zdolności i na pierwszy rzut oka to działko nie jest ci do niczego potrzebne. Ale uwierz. Ono może ci naprawdę bardzo pomóc w walce.

Miło, że dodawał do mojego stroju różne ulepszenia, dzięki którym mogłam lepiej walczyć. Mimo wszystko, jako iż byłam kulturalna, powiedziałam:

- Dzięki!

- Nie ma za co. To tylko ułatwi ci walkę z Tytanami. A teraz, możesz odejść. Wezwę cię, gdy będziesz potrzebna. – Odparł

- Tak jest!

Po czym odeszłam w kierunku mego pokoju. Naprawdę, coraz bardziej chciałam, aby był już kolejny dzień...


Jednak, następnego dnia, ja...ja stchórzyłam. Nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłam i co pociągnęło mnie do tej decyzji. No i to również nie skończyło się dla mnie dobrze. Lecz, zacznijmy od początku. Kiedy, jak co dzień, o godzinie szóstej rano, udałam się do głównego pomieszczenia bazy, ujrzałam Slade'a, stojącego i wpatrującego się w wielkie monitory. Zastanawiałam się, o której on musiał wstawać, że zawsze był tutaj przede mną. Mimo to, kilka sekund potem, odwrócił się w moim kierunku. Widząc, że już się zjawiłam, powiedział:

- O, Tristitio. Akurat miałem cię wzywać. No, ale przejdźmy do rzeczy. Mam dla ciebie kolejne zadanie. Ponownie, będzie polegało ono na kradzieży, jednak tym razem pewnej tuby znajdującej się w centrum badawczym, umiejscowionym dwadzieścia kilometrów na północ od naszej bazy. Udasz się tam za pomocą tego samego samolotu co wczoraj.

- Ale...Mistrzu...Dzisiaj jest ładna pogoda. Jak ja ukryję ten samolot lecąc w przestworzach tak, aby Tytani go nie dostrzegli? Przypominam, jak wygląda ich wieża. – Zauważyłam

- Spokojnie, Tristitio. O wszystkim pomyślałem. Gdy wejdziesz do samolotu, koło sterów, ujrzysz pewien czerwony przycisk. Kiedy go naciśniesz, ty co prawda tego nie zauważysz, ale samolot stanie się niewidzialny. Jednak teraz, idź ukraść tubę.

- Tak jest.

Po tej rozmowie, Slade wyjął nadajnik i nacisnął jakiś przycisk. Kiedy to zrobił, ponownie usłyszałam dźwięk rozsuwającej się ściany, dochodzący zza mnie. Mimo iż wiedziałam, co to było i tak odwróciłam się. W tym momencie, ujrzałam że rozsunął się ten sam fragment ściany co ostatnio. Za nim, znowu, zobaczyłam ten sam samolot. Od razu podeszłam do niego. Kiedy to zrobiłam, szklane, wypukłe półkole, rozsunęło się. Ja natomiast, weszłam do środka i zapięłam pasy. Gdy wejście się zamknęło, zobaczyłam że Slade wycelował nadajnikiem w sufit, a następnie nacisnął kolejny przycisk. W parę sekund, duży fragment stropu rozsunął się, dając mi pole do wylotu. Widząc to, wystartowałam i wzbiłam się w powietrze.


Będąc w przestworzach, nacisnęłam czerwony przycisk, o którym mówił mój Mistrz i kierowałam się drogą wskazywaną przez GPS. Przyjemnie się prowadziło samolot, to musiałam przyznać. Zaczynałam lubić to życie, mimo iż nie byłam uczennicą Slade'a nawet rok. Mimo to, takie życie mi odpowiadało i nie żałowałam mojej decyzji. Także zaczynało mi być coraz mniej żal tego, że zdradziłam Tytanów.


Jednak, wróćmy do rzeczywistości. Droga zajęła mi około pół godziny. Po tym czasie, na horyzoncie, zaczęłam zauważać wyłaniający się ogromny budynek centrum badawczego. Widząc go, skierowałam mój pojazd w kierunku ziemi i zaczęłam lądować. Kilka minut potem, gdy samolot stał już na ziemi, paręnaście metrów od kompleksu, włączyłam komputer i spróbowałam shakować systemy alarmowe oraz bezpieczeństwa centrum. W tym wypadku, były one silnie zabezpieczone, gdyż hakowanie zajęło mi godzinę. Na szczęście, po tym czasie, udało mnie się wszystko wyłączyć.


Przed wyjściem na zewnątrz, zajrzałam w to samo miejsce co wczoraj, z nadzieją na znalezienie przydatnych gadżetów, które umożliwiłyby mi dostanie się do środka. Znalazłam tam tą samą suszarkę z hakiem co wczoraj, jakąś skrzynkę z rączką, wyświetlaczem i paroma przyciskami, prawdopodobnie bombę zegarową, a także taką samą jak dzień wcześniej, metalową kulkę. Widząc je, wzięłam owe przedmioty ze sobą i wyszłam poza pojazd.


Stojąc na trawie, spojrzałam w kierunku dachu. Nie ujrzałam na nim żadnej anteny, wokół której mogłaby się opleść linka wystrzelona z suszarki. Jednak, udało mnie się dostrzec sporą sieć rur. Od razu wycelowałam w tamtym kierunku moją zmodyfikowaną suszarkę i nacisnęłam przycisk wystrzeliwujący linkę. Kilka sekund potem, kiedy hak zaczepił się o styk pomiędzy dachem i rurami, nacisnęłam przycisk chowający linkę. Dzięki temu, zostałam pociągnięta w górę. Było to na serio przyjemne i ta część była chyba najlepszą z całych moich misji polegających na kradzieży czegoś.


Po paru sekundach, wskoczyłam na dach. Będąc na nim, odczepiłam hak i do końca schowałam linkę. Następnie, spojrzałam na powierzchnię, którą miałam pod stopami. Tym razem nie była ona szklana, tylko czarna i metalowa. Widząc to, w jednym z miejsc, postawiłam bombę i ustawiłam czas na dwadzieścia sekund. W następnej kolejności, odbiegłam na bezpieczną odległość. Po dwudziestu sekundach, usłyszałam wybuch. Kiedy ucichł on, podeszłam do miejsca, w którym postawiłam materiał wybuchowy. Obecnie znajdowała się tam wielka dziura. Widząc ją, spojrzałam w dół.


Pozornie, nic niepokojącego tam nie było. Ot, zwykła podłoga i parę centrali widocznych z głębi budynku. Jednak ja, nauczona wczorajszym dniem, nie miałam stuprocentowego zaufania do takich miejsc. Od razu wyjęłam z kieszeni metalową kulkę i rzuciłam w dół. Kiedy upadła na ziemię, włączyły się...zapadnie wypełnione kwasem. SERIO?! Takie zabezpieczenie przed złodziejami? Ok, ja nie wnikam. Mimo wszystko, widząc to, zeskoczyłam jak strzała na fragment, w którym leżała kulka i podniosłam ją, a następnie schowałam do kieszeni. Gdy to zrobiłam, zaczęłam przeskakiwać nad zapadniami.


Jednak, nie dało się ich przeskoczyć tak, jak laserów. Od razu zaczęłam przez nie normalnie przeskakiwać, tak jakbym przeskakiwała przez jakiś leżący przedmiot, a jeżeli owy fragment był zbyt duży i nie dało się go przeskoczyć, tworzyłam sobie małe mosty z ognia i po nich przechodziłam. Chyba pierwszy raz tak bardzo cieszyłam się, że los obdarzył mnie nadprzyrodzonymi zdolnościami, w tym władzą nad jednym z żywiołów.


Parę minut potem, znalazłam się przed, z tego co można było wywnioskować po wyglądzie, kwarcowym podwyższeniem. Było ono oszklone, dzięki czemu dostrzegłam tubę. Od razu nacisnęłam przycisk zasłaniający jeziorka kwasu oraz ten, który otwierał podwyższenie. Kiedy szkło przestało otaczać mój cel, już chciałam go chwycić, jednak nie zdążyłam tego zrobić, bowiem usłyszałam za sobą taki dźwięk, jakby ktoś zeskoczył na podłogę oraz głos tego pierdolca Robina, który mówił:

- Nie waż się ruszać tuby!

Słysząc to, odwróciłam się. Kiedy to zrobiłam, rzeczywiście, ujrzałam Tytanów. No tylko ich brakowało mi do szczęścia. Mimo wszystko, widząc ich, powiedziałam z szyderczym uśmiechem na twarzy:

- Oh, Tytani...Jakże miło was znów widzieć...

Po czym rzuciłam się w ich kierunku z zamiarem zaatakowania. Kiedy to zrobiłam, Robin zawołał:

- Tytani, WIO!

I oni również rzucili się w moją stronę.


Dzisiaj się nie klonowałam i chyba to był mój błąd. Co prawda, na początku walka była wyrównana. Jednak, w pewnej chwili, szala zwycięstwa zaczęła przelewać się to na moją stronę, to na Tytanów. I wtedy nastąpiło to, czego najbardziej się obawiałam – stchórzyłam. Otóż, w którymś momencie walki, wystrzeliłam wiązkami ognia w podłogę tak, że przede mną wytworzyła się wielka ściana ognia i dymu, a następnie przemieniłam się w wielkiego, niebieskiego, niematerialnego orła i odleciałam w kierunku bazy Slade'a...


Bałam się tego, co mogło mnie czekać. Nie znałam jeszcze Slade'a zbyt dobrze. Nie wiedziałam, jak reagował, gdy jego uczeń stchórzyłby. No, ale w końcu każdemu zdarza się tchórzostwo, czyż nie? Podświadomie miałam cichą nadzieję, że nie będzie zły. Nie wiedziałam jeszcze, jak bardzo się myliłam. Owa droga również zajęła mi około pół godziny. Po tym czasie, zaczęłam zauważać bazę mego Mistrza. W pewnym momencie, kiedy znalazłam się przed drzwiami, zniżyłam się na bezpieczną wysokość i z powrotem przemieniłam w człowieka. Kiedy to zrobiłam, weszłam do środka budynku.


Slade nie odwrócił się. Nie miałam pojęcia czy był na mnie zły, czy też po prostu nie zauważył, że już wróciłam. Mimo to, mój instynkt samozachowawczy mówił mi, żebym starała się przejść jak najdalej od niego się dało. Tak też starałam się uczynić. Jednak, w pewnym momencie, chyba przeszłam zbyt blisko Slade'a, gdyż po chwili gwałtownie odwrócił się on i uderzył mnie z taką siłą, że odleciałam na ścianę, uderzając o nią i opadłam na podłogę. Chwilę później, spojrzałam na niego ze strachem w oczach. Po paru sekundach, podchodząc do mnie, powiedział wściekłym głosem:

- Gniew Tytanów jest niczym w porównaniu z moim gniewem...

Po tych słowach, nadal patrząc na niego ze strachem w oczach, przełknęłam ślinę. Bałam się go. Cholernie się go bałam w tamtym momencie.

***

Znęcał się nade mną. Po prostu się znęcał. Dokładniej, bił mnie. Chciałabym coś powiedzieć. Chciałabym się zbuntować przeciw takiemu zachowaniu. Ale zbytnio się bałam cokolwiek powiedzieć. Mimo, iż to bolało. On był silniejszy ode mnie. Musiałam po prostu się poddać i czekać aż to cierpienie się skończy. Wiem, że uległość może była zła, szczególnie w wypadku takiego zachowania, ale...On był silniejszy. Ja nie miałam nic do powiedzenia. A nawet jakby, to strach mnie paraliżował.

***

Ledwo stałam pośrodku tego pomieszczenia. Stałam ze spuszczoną głową. Wszystko mnie bolało i chciało mnie się płakać. Jednak nie okazywałam tego. Nie wiedziałam, że zwykłe tchórzostwo mogło się tak skończyć. Zaś Slade chodził wokół mnie. Czułam, że był wściekły. Bałam się na niego spojrzeć. Po chwili przemówił, nadal zdenerwowanym głosem:

- Zawiodłem się na tobie, uczennico. Nie tak cię uczyłem. Nie tak masz się zachowywać. Twoja trzecia misja, a ty już stchórzyłaś. Nie toleruję tchórzostwa. ZAWSZE masz walczyć do końca, choćby nie wiem co się działo. Tutaj nie ma miejsca na takie zachowanie i ty już przekonałaś się na własnej skórze, jak to się kończy. Przegraną jeszcze zniosę, ale nie tchórzostwo.

Nie zaczynałam dyskusji. Wiedziałam, że teraz skomentowanie tego, co mówił, było porównywalne z prowokowaniem wkurzonego demona. Cholernie niebezpieczne. Jednak, chwilę potem, powiedziałam ze słyszalną skruchą w głosie:

- Przepraszam...To się już więcej nie powtórzy...

W tym momencie, przystanął i gwałtownie chwycił mnie za podbródek, po czym uniósł mą głowę na swoją wysokość, przez co musiałam na niego patrzeć, mimo iż się bałam.

- Ja mam nadzieję, że teraz mówisz prawdę. Bo jeśli nie...To inaczej porozmawiamy. Zrozumiano? – Powiedział

- Tak, Mistrzu... - Odpowiedziałam

- No. A teraz zejdź mi z oczu i nie pokazuj się, dopóki nie minie mi gniew na ciebie.

Po czym puścił moją głowę. Kiedy to zrobił ja, ostatkiem sił, pobiegłam do mego pokoju. Gdy tam byłam, zamknęłam się od środka, weszłam na łóżko i położyłam się. Rozumiem, że on mógł być na mnie zły. Też byłam zła na siebie za to, że stchórzyłam. Ale...On mnie pobił. Był jakiś nieobliczalny. Poza tym...Kto normalny bije dziewczyny? A już myślałam, że nikt więcej mnie nie pobije...Cóż. Jak widać, moim przeznaczeniem było bycie workiem treningowym wszystkich istot ludzkich...

Na tą myśl, po moim policzku spłynęło parę łez. Chciałam zasnąć i zapomnieć o wydarzeniach dnia dzisiejszego. Od razu zamknęłam oczy i, jakiś czas później, usnęłam...


Bałam się tego, co mogło nastąpić w kolejnych dniach...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top