Rozdział XXXIX - Wspólny wieczór.

„Sprawiaj innym radość. Zobaczysz wtedy, że radość cieszy."

~Friedrich Theodor Vischer

A dowiedziałam się tego właściwie dwa dni po rozpoczęciu się tego dziwnego zachowania Sebastiana. Przez cały ten czas był smutny i praktycznie cały czas zamknięty był w pokoju, gdyż tak, przez ten czas nadal był u nas w bazie, gdyż no jeszcze kończyliśmy ją odbudowywać. No, ale po tym czasie, gdy szukałam Slade'a, bo coś od niego chciałam, dzisiaj już nie pamiętam co, a nigdzie go nie było, przechodziłam obok jednego z pokoi, usłyszałam z pokoju rozmowę Sebastiana i Slade'a. Od razu stanęłam obok drzwi i zaczęłam się jej przysłuchiwać. Tak, wiem że tak się nie robiło i nie robi, ale byłam ciekawa, o czym rozmawiali, i liczyłam na to, że dowiedziałabym się, dlaczego Sebastian przez te dwa dni był tak smutny.

- Ale...Ale to tak boli... - Mówił zapłakanym głosem Sebastian.

- Rozumiem cię...Ale nie mogliśmy przewidzieć, że ona zakocha się w Sezorisie. – Odpowiadał Slade.

- Gdybym wcześniej powiedział jej, co do niej czuję, może tak by się nie skończyło.

- Wiesz, wątpię. Ona też kocha Sezorisa.

- I...I właśnie to jest najgorsze. Idę się powiesić! Moje życie już nie ma sensu!

- Oj, nie mów tak i nie rób tego. Ona nadal cię lubi i raczej nie przeżyłaby twojej straty.

- Ale...Ale pierwszy raz się w kimkolwiek zakochałem...I tak to się skończyło...

- Wiem, że to musi być naprawdę bolesne...Ale musisz po prostu się z tym pogodzić. Fakt, nie kocha cię, ale to nie znaczy, że automatycznie cię nie lubi. Nadal możecie być przyjaciółmi. A to zawsze coś. Tak, wiem, friendzone jest bolesny, ale co poradzisz. Zawsze lepsze to niż nic.

Po czym na chwilę nastała cisza, a następnie usłyszałam, że Slade dodawał:

- No już...Nie płacz. Nie chcę patrzeć, jak któreś z was cierpi.

W tym momencie, odeszłam w kierunku mego pokoju.


Kiedy tak szłam, poczułam że do mojego oka napłynęły łzy. Nie wiedziałam, że on też mnie kochał...Nie chciałam go ranić, ale...Ja też kochałam Sezorisa, a przynajmniej to czułam. Nie wiedziałam, że tak zraniłam Sebastiana...No, ale gdy doszłam do mego pokoju, usiadłam na sofie pod antresolą, spuściłam wzrok i, czując jak po moim policzku spływały łzy, zaczęłam rozmyślać na temat tego wszystkiego.

- No błagam...Teraz ty? Co się stało? – Usłyszałam po chwili głos Slade'a.

Jak on tu się dostał tak, że go nie słyszałam, nie miałam pojęcia. Jednak, gdy uniosłam głowę, rzeczywiście ujrzałam go, bez maski, stojącego w progu pomieszczenia. Chwilę potem, podszedł do mnie, usiadł obok, objął mnie i spytał:

- Co ci jest? Najpierw Sebastian, teraz ty...Jakaś epidemia smutku jest, czy co?

Po tym pytaniu, opowiedziałam mu o wszystkim, co zaszło. Kiedy skończyłam, przytuliłam się do niego i, gdy odwzajemnił to, zapłakanym głosem powiedziałam:

- Nie wiedziałam, że tak go zraniłam...Ja nie chcę, aby on cierpiał przeze mnie...

- Nie płacz, skarbie. To nie twoja wina. Nie twoja wina, że zakochałaś się akurat w Sezorisie. Miłość nie wybiera. Ale jak widać, cholernie rani. Poza tym, w końcu się z tym faktem pogodzi. Nie może być wiecznie nieszczęśliwy. – Odparł, a następnie pocałował mnie w głowę i dodał:

- Wiem, że jesteście przyjaciółmi, ale nie przejmuj się. On chyba po prostu potrzebuje pobyć sam i mu przejdzie.

A następnie puściliśmy się, po czym on wstał i, przed wyjściem, uśmiechnął się do mnie i rzekł:

- Nie płacz, kochanie. Wszystko będzie dobrze.

Ja również odwzajemniłam ten gest, chociaż mój uśmiech był wymuszony. Chwilę potem, wyszedł on, a jakieś parę sekund potem, do pokoju wszedł Gregory. Jakby wiedział, że byłam smutna. Lecz, widząc że płakałam, od razu podbiegł do mnie, usiadł obok, objął mnie, przysunął bliżej siebie i spytał:

- Kochanie, co ci się stało? Dlaczego płaczesz?

Po tym pytaniu, opowiedziałam mu całe zdarzenie z dzisiaj, a kiedy skończyłam, nadal płacząc, przytuliłam się do niego i, gdy odwzajemnił on, dodałam zapłakanym głosem:

- Ja ciebie też kocham, ale...ale ja nie chcę, aby Sebastian z tego powodu cierpiał...On nadal jest moim przyjacielem i chcę, aby był szczęśliwy. Nie chcę go ranić...

- Nie płacz...W końcu będzie musiał pogodzić się z tym losem. Nie my decydowaliśmy, czy się w sobie zakochamy, czy nie i nie mogliśmy przewidzieć, że on będzie na tym cierpiał. – Odparł Gregory.

- Ale i tak jest mi go tak żal...

- Rozumiem cię, ale na to nic nie poradzimy. A właśnie, skoro jesteś dziś tak smutna, to może około dwudziestej pierwszej wybierzemy się na wieczorny spacer? Pytałem się Slade'a, czy możemy i się zgodził.

- W sumie niegłupi pomysł. Może być.

- W takim razie, o dwudziestej pierwszej spotykamy się przy wyjściu z bazy.

A następnie pocałował mnie w głowę i, gdy się puściliśmy, uśmiechnął się do mnie. Ja zaś, odwzajemniłam uśmiech, mimo iż mój nadal był wymuszony, a on odparł:

- Nie martw się. W końcu wszystko się ułoży.

Po czym wstał i wyszedł.


Kiedy opuścił mój pokój, ja wstałam i pobiegłam do pokoju, w którym był Sebastian. Gdy się tam dostałam, nim ten zdążył jakkolwiek zareagować, jako iż siedział na sofie, podbiegłam do niego, rzuciłam się mu w ramiona i powiedziałam zapłakanym głosem:

- Nie zabijaj się...Błagam...

Chwilę potem, poczułam że on również przytulił mnie do siebie. Parę sekund potem, dodałam:

- Proszę...

- Skarbie...Nie zrobię ci tego...Nie mogę ci tego zrobić...Nie zabiję się, choćbym nie wiem jak bardzo chciał...Bo wiem, że ty byś cierpiała... - Odparł

A następnie poczułam, że pocałował mnie w głowę. Przynajmniej wiedziałam, że bym go nie straciła. Nie pogodziłabym się, gdyby on naprawdę poszedł się powiesić i chyba sama bym się zabiła. Jednak, chwilę potem, oboje puściliśmy się. W tym momencie, spojrzał na mnie i rzekł:

- Skarbie...Nie płacz. Nie mogę patrzeć jak cierpisz.

- Przepraszam...Nie chciałam cię zranić... - Powiedziałam jeszcze trochę zapłakanym głosem.

- Nie musisz przepraszać...To nie twoja wina. Nie mogliśmy przewidzieć, że się w sobie zakochacie.

- Ale i tak czuję się winna...Bo przeze mnie cierpisz...

- Nie przez ciebie. Nie musisz czuć się winna, bo nie zawiniłaś.

Po tej rozmowie, jeszcze raz, na chwilę, przytuliłam się do niego, a on również odwzajemnił przytulenie. Parę minut potem, gdy puściliśmy się, uśmiechnął się do mnie i rzekł:

- To nie przez ciebie. Nie czuj się winna, bo to nie z twojej winy.

Ja zaś, również odwzajemniłam uśmiech. Chwilę potem, wyszłam z tego pokoju...


Od teraz, do tak dwudziestej trzydzieści, zajmowałam się swymi codziennymi sprawami, czyli moim hobby, spędzaniem czasu z Sebastianem, trochę ze Sladem oraz z Sezorisem i tak zleciał mi cały dzień. O dwudziestej trzydzieści, postanowiłam pierwszy raz od wielu lat ubrać jakieś normalne ubranie. Od razu podeszłam do szafy, otworzyłam ją i wyjęłam z niej długą, niebieską sukienkę oraz czarne półbuty na płaskim obcasie. Następnie, za pomocą wiązek dezintegrujących odkleiłam od mego ciała mój kombinezon, a gdy go zdjęłam, schowałam go do szafy, po czym zdjęłam z głowy nadajniki, a z uszu wyjęłam komunikatory. Po zrobieniu tego, założyłam sukienkę i buty, po czym uczesałam się w koka oraz lekko umalowałam, a także założyłam moją biżuterię, bo ładnie wyglądała. O godzinie dwudziestej pięćdziesiąt pięć, udałam się w kierunku wyjścia z bazy.


Doszłam tam równo o dwudziestej pierwszej i, po znalezieniu się tam, ujrzałam że Gregory już na mnie czekał. On również ubrany był w normalne ubranie. Jednak, chwilę potem, widząc mnie, powiedział:

- Ładnie wyglądasz.

W tym momencie, lekko zarumieniłam się, spuściłam wzrok i odparłam:

- Dziękuję za komplement...

- Słodko wyglądasz, rumieniąc się. – Dodał

Po tych słowach, bardziej się zarumieniłam i rzekłam:

- Oj, przestań...

- Widzę, że nieczęsto prawiono ci komplementy, skoro tak reagujesz? – Spytał

- Faktycznie, to prawda.

Jednak, po tej rozmowie, wyszliśmy z bazy i ruszyliśmy w kierunku, z tego, co się zorientowałam, tego parku, w którym często spotykałam się z Sebastianem.


Po jakimś czasie, gdy doszliśmy tam, Sezoris objął mnie i zaczęliśmy powoli iść przed siebie. Było przyjemnie, musiałam przyznać. Niebo było bezchmurne i widać było na nim tysiące gwiazd oraz księżyc. Ciepły, letni wiaterek wiał i poruszał liśćmi drzew, które cicho szumiały. Jako iż było po dwudziestej pierwszej, w owym miejscu nie było ludzi oraz było ciemno.

- Gdzie idziemy? – Spytałam w pewnym momencie.

- Zobaczysz w swoim czasie... - Odpowiedział nieco tajemniczym głosem i uśmiechnął się.

Nie miałam pojęcia, gdzie mnie prowadził, ale ufałam mu. Jednak, byłam ciekawa, gdzie mogliśmy iść. W pewnym momencie, gdy tak szliśmy, dotarliśmy do jakiegoś niewysokiego budynku w kształcie walca. Najprawdopodobniej to tutaj prowadził mnie Sezoris, gdyż chwilę potem weszliśmy do środka. Kiedy byliśmy w owym miejscu, ujrzałam kręcone schody prowadzące w górę. Nie minęło parę sekund, a Gregory pociągnął mnie za sobą i oboje wbiegliśmy na górę, dzięki czemu wybiegliśmy na dach.


Będąc tam, usiedliśmy na skraju, po czym ja uniosłam wzrok. Niebo było naprawdę bardzo piękne. Chwilę potem, Sezoris przysunął mnie bliżej siebie, a ja położyłam głowę na jego ramieniu, nadal wpatrując się w gwiazdy i księżyc. Siedzieliśmy tak może z pół godziny? Nie wiedziałam, ale chyba coś koło tego. Po tym czasie, ujrzałam że Gregory chciał zeskoczyć na dół.

- Oszalałeś? Chcesz się zabić? – Spytałam

- Nic się nam nie stanie. Gdyby miało nam się coś stać, nie chciałbym, abyśmy stąd zeskoczyli. Zaufaj mi. – Odpowiedział, po czym uśmiechnął się do mnie i chwycił mnie za dłoń.

Coś kazało mi jemu zaufać. Parę sekund potem, zeskoczyliśmy w dół i, gdy opadliśmy na miękką trawę, rzeczywiście nic nam się nie stało.

- I co? Miałem rację. – Skomentował Sezoris.

- Faktycznie, miałeś rację. – Przyznałam

Po tych słowach, nadal trzymając się za ręce, ruszyliśmy przed siebie. Po około pięciu minutach, dotarliśmy do niewielkiego jeziorka, które znajdowało się w głębi owego parku i naprzeciwko którego stała ławeczka. My jednak, stanęliśmy naprzeciwko wody, wpatrując się w dal.


Parę sekund potem, usłyszałam że Gregory spytał:

- I jak? Podoba ci się?

- Tak. Jest...miło. Naprawdę. – Odpowiedziałam zgodnie z prawdą i spojrzałam na niego.

No, bo faktycznie, było przyjemnie spędzać z nim ten wieczór. Niby nie robiliśmy za wiele, ale i tak było przyjemnie. Lecz, chwilę potem, dodał on:

- W takim razie, cieszę się, że ci się podoba.

A następnie, w blasku księżyca, przybliżyliśmy się do siebie i, po chwili, po raz drugi, zaczęliśmy się całować.


Teraz miałam wrażenie, jakby czas się dla nas zatrzymał. Było naprawdę przyjemnie i nic więcej się nie liczyło. Tylko ta chwila. Niestety, bardzo szybko minęła, gdyż po paru chwilach odsunęliśmy się od siebie, po czym, nim zdążyłam zareagować, Gregory gwałtownie podniósł mnie z ziemi. Ja, nie spodziewając się tego, cicho pisnęłam, ale ufałam mu. Gdy zaś leżałam na jego rękach, ruszył w kierunku bazy Slade'a.


Jakiś czas potem, gdy tam dotarł, ujrzałam że główne pomieszczenie było kompletnie puste, a już działające ekrany wyłączone. Było tak ciemno i strasznie...Ale, jako iż nie byłam sama, mniej się bałam. No, ale Sezoris po rozejrzeniu się, ruszył w głąb bazy. Lecz, nie zaniósł mnie do mojego pokoju, a do swojego i posadził na łóżku. Następnie, na chwilę poszedł w głąb swego pokoju i wrócił z laptopem. Kiedy zaś usiadł obok mnie, najprawdopodobniej widząc mój pytający wzrok, odparł:

- Tak, wiem że już późno, ale widzę, że nam obojgu jeszcze nie chce się spać, więc uznałem, że moglibyśmy obejrzeć w Internecie jakiś film.

- A jaki? – Spytałam zaciekawiona.

- A nie wiem. Jaki chcesz?

- Może „Dzień Zagłady"?

- OK

Po tej rozmowie, włączył komputer i przeglądarkę internetową, znalazł owy film i włączył, po czym objął mnie, i zaczęliśmy oglądać. Niestety, nie doczekałam końca owego filmu, gdyż gdzieś tak w połowie usnęłam...


Zastanawiałamsię, co mogłyby mi przynieść kolejne dni i czy Sebastian pogodziłby się zlosem...    

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top