Rozdział XLIX - Pod wodą.
„Cokolwiek potrafisz lub myślisz, że potrafisz, rozpocznij to. Odwaga ma w sobie geniusz, potęgę i magię."
~Johann Wolfgang Goethe
Lecz, cokolwiek bym nie robiła, wydostanie się stąd nie udawało mnie się. Te cholerstwa, które mnie trzymały nie dawały za wygraną. Na dodatek, z każdym dniem pobytu tutaj, czułam się coraz słabsza. Jakby te, jak one mogłyby się nazywać, cosie przypominające pusty silnik samolotu, które mnie trzymały, wysysały ze mnie energię. A Slade i Sebastian nie przychodzili, więc nie wiedziałam, czy kiedykolwiek wydostałabym się z tego więzienia.
Jednak, któregoś dnia, gdy po kolejnej, nieudanej próbie ucieczki patrzyłam w szybę, która znajdowała się w dole, w którejś chwili ujrzałam przechodzącego Robina. Zbytnio się tym nie przejęłam i kontynuowałam moją marną egzystencję tutaj. No, ale po chwili stanął naprzeciwko szyby, przez którą ja widziałam jego. Widząc go, nie wiedząc, czy by mnie usłyszał, rzekłam:
– Dumni jesteście z siebie? I tak, prędzej czy później, Slade mnie stąd uwolni.
– Wiem, że cię uwolni. Zdaję sobie sprawę, że nie zostawiłby cię tutaj, zważywszy na to, ile lat już mu służysz. – odpowiedział
Jego głos było słychać tak jakby przez głośniki umieszczone u góry, po dwóch stronach celi. Ja zaś, odparłam:
– Nie ważne, ile lat mu służę i tak nie zamierzam z tego zrezygnować. Gdybym to zrobiła, straciłabym i jego, i Sebastiana.
– Kim jest Sebastian? – spytał Robin.
– Brother Blood. Sebastian to jego prawdziwe imię.
– Myślałem, że on i Slade działają oddzielnie.
– Bo tak jest.
– To w takim razie, skąd go znasz?
– Poznałam go raz w autobusie, pogadaliśmy trochę i tak nasza znajomość przeciągnęła się na parę lat w przód.
– Tylko wiesz, że...
– Nie zaczynaj. Nie znasz go dokładnie, więc nie możesz go osądzić.
– On jest złym człowiekiem, tak jak Slade.
– Może dla was tak, ale prywatnie go nie znasz.
Jednak, w tym momencie, mimo iż tak nie wyglądało, rozmowa zakończyła się. Robin zaś, ruszył w kierunku wyjścia z więzienia. Ja zaś, kontynuowałam próby wydostania się z tego miejsca.
Zajęło mi to tydzień. Po tym czasie, któregoś dnia, gdy byłam już tak słaba, że nawet nie mogłam się ruszyć, nagle poczułam, że te cosie, które mnie trzymały do tej pory, puściły mnie. Gdy to nastąpiło, bezwładnie opadłam na podłogę, spadając na kolana. Jakiś czas potem, usłyszałam wybuch dochodzący ze strony bocznej ściany, a następnie kroki. Parę sekund potem, gdy ledwo uniosłam głowę, zauważyłam Slade'a i Sebastiana. Czyli jednak po mnie przyszli...A już bałam się, że by po mnie nie przybyli i, że zostałabym tu na pastwę losu.
Lecz, chwilę potem, poczułam że Sebastian podniósł mnie, po czym przeteleportował nas z tego, co po chwili zauważyłam, do bazy Slade'a. Gdy tam byliśmy, zanieśli mnie do mego pokoju, po czym Sebastian położył mnie na moim łóżku. Gdy to zrobił, rzekł do Slade'a:
– Możesz na chwilę zostawić nas samych?
– Jasne. – odpowiedział Slade i wyszedł z pokoju.
Kiedy zostaliśmy sami, Sebastian rzekł:
– Cieszę się, że cię znaleźliśmy. Przez ten tydzień, gdy cię szukaliśmy, w ogóle nie mogliśmy cię znaleźć. Nie wiemy dlaczego.
– Też nie mam pojęcia. W końcu to więzienie istnieje, więc powinniście móc je zlokalizować. – odrzekłam słabym głosem.
– Również nie mamy pojęcia, dlaczego tak się stało. W każdym razie, jak się czujesz?
– Słabo...Nie mam na nic siły.
– Nie dziwię się. To, co przytrzymywało cię przed ucieczką, w przypadku osób z nadprzyrodzonymi zdolnościami powoli wysysa z nich energię. A, że ty owych mocy masz sporo, to i nie dziwne, że wysysało ci energię szybciej.
– Naprawdę?
– Tak. Taki trick, aby utrudnić więźniom ucieczkę. W każdym razie, teraz po prostu odpoczywaj. Ja już muszę iść.
Po tej rozmowie, uśmiechnął się do mnie. Kiedy ja odwzajemniłam ten gest, ujrzałam że po chwili przeteleportował się, prawdopodobnie do swojej bazy.
Od teraz, spokój miałam przez rok. Zdziwiło mnie to, ale też w to nie ingerowałam, gdyż wiedziałam, że Slade musiał mieć w tym jakiś powód. Przez dwa tygodnie, opiekował się mną, a po tym czasie, miałam już wystarczająco siły, aby radzić sobie samodzielnie. Przez resztę roku, po prostu zajmowałam się tym, co lubiłam najbardziej, czyli najczęściej rysowałam i słuchałam muzyki. Jednak także zastanawiałam się nad tym, co czułam do Sebastiana. Ciągle nie byłam pewna, co tak naprawdę do niego czułam i czy aby na pewno czułam do niego coś więcej niż tylko przyjaźń.
Lecz, po tym roku, gdy któregoś dnia siedziałam sobie na łóżku, słuchałam muzyki i rozmyślałam na różne tematy, w którejś chwili usłyszałam w słuchawkach taki dźwięk, jakby miały zwarcie, a następnie muzyka, którą słuchałam, wyłączyła się. W tym momencie, usłyszałam w uszach głos Slade'a, który mówił:
– Tristitio, za dziesięć minut widzę cię w głównym pomieszczeniu.
– Tak jest! – odparłam moim utartym tekstem.
Po tej jakże ambitnej i pełnej emocji rozmowie, ponownie usłyszałam dźwięk zwarcia, a następnie piosenkę, którą wcześniej słuchałam, lecącą od tego momentu, w którym została ona przerwana. Ciągle nie wiedziałam, jak Slade to robił, ale w sumie on potrafił wiele rzeczy, które były poza moją wyobraźnią.
Jednak, po ośmiu minutach, wyłączyłam muzykę, wyjęłam słuchawki z uszu i wyszłam z pokoju, zamykając drzwi. Do głównego pomieszczenia dotarłam równo o czasie. Będąc tam, zauważyłam że Slade, jak zwykle, stał i wpatrywał się w wielkie monitory, co znaczyło, że rachunki za prąd nadal były niskie. W każdym razie, parę sekund potem, odwrócił się w moim kierunku i rzekł:
– Cieszę się, że już przyszłaś. Mam dla ciebie nowe zadanie, chociaż nie wykonasz go sama. Otóż, za chwilę, udamy się do mej nowej, podwodnej bazy i stamtąd wystrzelimy na orbitę satelitę, za pomocą której możliwe będzie zniszczenie miasta. Udamy się tam łodzią podwodną, którą niedawno skończyłem tworzyć.
Po tych słowach, wyjął jakiś nadajnik i nacisnął jeden z przycisków. Kiedy to zrobił, ujrzałam że długi i szeroki fragment podłogi znajdujący się przed nami rozsunął się, ukazując schody. Po chwili, Slade ruszył w ich kierunku, a ja poszłam za nim.
Schodziliśmy bardzo długo, przez ciemny korytarz. Nie wiem ile czasu minęło, zanim dotarliśmy do jakichś zwykłych, metalowych, srebrnych drzwi. Po otwarciu ich, ujrzeliśmy przed sobą pomieszczenie wyglądające tak samo jak garaż, tylko w podłodze była spora dziura wypełniona wodą, a w niej znajdowała się łódź podwodna.
Parę sekund potem, oboje weszliśmy do środka, po czym Slade udał się do sterów i ruszyliśmy w kierunku podwodnej bazy. Ja zaś, podbiegłam do jednego z okienek i zaczęłam podziwiać podwodny świat. Dzięki byciu uczennicą Slade'a miałam już okazję zobaczyć Wszechświat oraz podwodne życie, co było cudowne. Jednak, jakieś parę minut potem, ujrzałam czarną, prostokątną i oszkloną u góry wieżę, wyglądającą na pierwszy rzut oka jak Cytadela z gry „Half-Life 2".
Kilka chwil potem, podpłynęliśmy bliżej i wpłynęliśmy do wnętrza budowli. Gdy tam byliśmy, łódź podwodna zaczęła płynąć w górę i parę sekund potem, wynurzyliśmy się.
– Ale tu łaaadnieee... – powiedziałam, patrząc przez okienko.
– Wiem, w końcu sam tworzyłem to miejsce. – odparł Slade.
– Jesteś bardzo skromny... – rzekłam, odwracając się w jego kierunku i patrząc na niego zażenowanym wzrokiem.
W tym momencie, szeroko się uśmiechnął i odrzekł:
– Wiem
– ...
– No co?
– Nic, nic...
Po tej jakże ambitnej rozmowie, wyszliśmy z łodzi podwodnej, a następnie udałam się za Sladem do, z tego co się zorientowałam, głównego pomieszczenia tejże bazy. Parę minut potem, gdy tam doszliśmy, zaczęłam się rozglądać.
Pomieszczenie było średniej wielkości i pomalowane na ciemnobrązowo. Naprzeciwko nas widniało wiele ekranów, wyglądających na LCD, a naprzeciwko nich dało się zobaczyć jakieś, najprawdopodobniej metalowe, miejsce siedzące. Po lewej stronie, pod ścianą, stało wiele centrali komputerów, które prawdopodobnie odpowiadały za działanie ekranów. Po prawej stronie zaś, widać było wiele drzwi, zapewne prowadzących w głąb bazy.
Chwilę potem, oboje podeszliśmy do ekranów, które jak na zawołanie, zniżyły się na wysokość Slade'a. Wyglądało to jak w filmie science-fiction, szczerze powiedziawszy. Jednak, w tym momencie, Slade zaczął naciskać różne opcje. Niestety, nie wykonał wszystkiego, co sobie zaplanował, gdyż nagle usłyszeliśmy wybuch dochodzący zza nas. Słysząc to, odwróciliśmy się i, po zrobieniu tego, ujrzeliśmy...Tytanów. No cholera jasna! Oni zawsze musieli nam przeszkadzać!
– No cholera. Czy wy nie możecie choć raz darować? – spytałam z irytacją w głosie.
– Nie możemy pozwolić, abyście zniszczyli Jump City. – odpowiedziała Raven.
Po tych słowach, jako iż miałam na sobie naszyjnik, przywołałam kwintesencję i rzuciłam się w ich stronę z zamiarem zaatakowania. Widząc to, Robin zawołał:
– Tytani, WIO!
A następnie oni również rzucili się do walki z nami.
Na początku, o dziwo, wygrywaliśmy ja i Slade. Dziwiło mnie to, gdyż zwykle na samym początku walka była wyrównana. Przez długi czas wygrywaliśmy my, jednak w pewnym momencie, szala zwycięstwa zaczęła przelewać się to na naszą, to na Tytanów stronę. I, koniec końców, wygrali oni. Otóż, w którejś chwili, Cyborg strzelił w moim kierunku ze swego działka sonicznego. Ja zaś, nie zdążyłam całkowicie odskoczyć, przez co promień trafił w pierścionek, który miałam na palcu. Owy zaś, co było dziwne, nie zniszczył się, tylko odbił promień w innym kierunku. Niestety, po uderzeniu w ścianę, dało się słyszeć wybuch, a następnie poczuć, że baza zaczęła się walić. Widząc to, od razu przeteleportowałam mnie i Slade'a do naszej bazy.
Będąc tam, Slade rzekł:
– Dzięki Bogu, że miałaś ten pierścionek.
– Też się cieszę. Nie wiem jak inaczej byśmy się wydostali z tamtego miejsca. – odparłam
– Coś byśmy szybko wymyślili. Nie chciałbym tam zginąć.
– Nie tylko ty.
Po tej rozmowie, Slade wrócił do obserwacji miasta za pomocą ekranów, a ja udałam się do mego pokoju.
Byłamciekawa, co przyniosłyby mi kolejne dni...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top