Rozdział 7

*Dzisiaj, a dokładniej dwa lata temu*

- Loki, to nie mój problem! Nie mam pojęcia gdzie ją posiałeś! Nie możesz po prostu założyć innych?

Już od dwudziestu minut przekopujemy zakamarki jego pokoju, tylko po to, aby znaleźć drugą skarpetkę do pary. Loki chodzi w te i z powrotem w jednej zielonej skarpetce próbując sobie przypomnieć gdzie widział ją ostatnio.

- Nie możesz założyć czarnych, albo żółtych? I tak nogi będziesz miał w butach, nikt tego nie zauważy! - podejrzewam, że mógłby nawet założyć dwie różne i nikt by nie zauważył, bo wszyscy mieliby na to zwyczajnie wywalone. Zresztą podobnie jak ja.

- Ale tylko te zielone przynoszą mi szczęście!

- To wyczaruj sobie drugą taką samą, przecież znasz zaklęcie kopiujące przedmioty!

- Ale wtedy magia skarpetki straci cały sens!!!

- A jaki przepraszam sens ma magia skarpetki? To niemożliwe, żeby zwykłe skarpety dawały ci szczęście!

- Miałem je na nogach we wszystkich moich szczęśliwych chwilach. Podczas pierwszej jazdy na koniu, kiedy prześcignąłem Thora. W czasie igrzysk młodzieży, w których Thor przegrał z Sif. Kiedy idąc ogrodem Thor poślizgnął się i wpadł do fontanny na oczach wszech ojca. Miałem je nawet wtedy, kiedy wpadłaś na mnie przy bazarze!!! One mi po prostu przynoszą szczęście!

- Ale dlaczego musisz je mieć akurat dzisiaj? Nie możesz założyć innych i wieczorem poszukać?

- No właśnie nie!

- Czemu?

- Bo tak! - ale argument - muszę mieć je dzisiaj i kropka!

- To może...

- JEZIORO!!!

- Co jezioro?

- Trzy dni temu poszliśmy nad jezioro i przebierając się zdjąłem je z nóg i położyłem na piasku. Może są tam dalej?

- Koleś ty umiesz sobie przypomnieć co zrobiłeś ze skarpetkami trzy dni temu?! Ja nie pamiętam nawet co miałam wczoraj na sobie!

- Dobra, nie ważne, po prostu pójdźmy ich poszukać. - wyszedł w jednej skarpetce z pokoju i zaczął szybkim krokiem zmierzać do wejścia do ogrodu. Poszłam za nim.

Taki niestety ten mój los. Idę szukać zielonej skarpetki na dworze z kolesiem chodzącym pół boso i jednocześnie myślącym, że przynoszą mu one szczęście. Kiedy w moim życiu popełniłam błąd?

- Ty poszukaj z lewej, a ja z prawej. Jak znajdziesz to wołaj. - rozkazał i podreptał w prawą stronę.

- Loki? A może pójdziesz po prostu w jednej skarpetce?

- Nie mogę! Bo przynoszą szczęście, tylko gdy są razem!

- Ehh trudno. - wzruszyłam ramionami i ruszyłam lewym brzegiem jeziorka.

W sumie, to z tymi skarpetkami, to trochę jak ze mną i Lokim. Tylko, że my gdy jesteśmy razem nie przynosimy szczęścia, a bardziej chaos. Jesteśmy mieszanką wybuchową Asgardu. Wszechświat postanowił się zemścić na grzesznikach i splątał nasze drogi w akcie początku końca świata. Trochę chyba za bardzo odpłynęłam, w końcu to tylko para skarpet, jednak w tej całej filozofii jest ziarenko prawdy.

Obchodząc tak jeziorko wspiełam się na górkę przy nim podziwiając z niej czystą wodę, aż nie zauważyłam Lokiego podążającego w moją stronę. Miał kwaśną minę, więc pewnie nic nie znalazł.

- Masz jeszcze jakieś genialne pomysły, czy może łaskawie założysz inny kolor?

- Muszę mieć je dzisiaj! - powiedział zdesperowany

- Szkoda, że skarpetki nie mają aury to byś się do niej teleportował.

- Nie mają... - powiedział powoli - Ale ja mam!!! - wykrzyknął i zaczął schodzić z górki ( na pazurki hehe)

- Chyba nie rozumiem...

- Wszystko co należy do mnie ma w sobie cząstkę mojej aury, co znaczy, że jeżeli się odpowiednio skupie na jej małych fragmentach powinienem odnaleźć część ubrania, którą jest poza moim pokojem.

Okej, magia jest dziwna.

- To do dzieła niezłomny poszukiwaczu! - powiedziałam z udawanym entuzjazmem.

Loki złapał mnie za rękę i zamknął oczy. Pamiętam jak pierwszy raz próbował teleportacji zbiorowej. Na początku przeniósł się z książką, potem trzymając na rękach kota, a gdy wszystkie próby się powiodły chciał spróbować ze mną. Aby teleportować się z kimś lub z czymś trzeba mieć z tym obiektem kontakt fizyczny oraz, wraz z wielkością obiektu, trzeba powiększyć skupienie na celu. Jednak w porównaniu do poprzednich prób, gdy złapałam Lokiego za rękę nie potrafił się teleportować. Gdy zapytałam się czemu nie daje rady odpowiedział, że nie może się w ogóle skupić i w takim stanie nie mógłby nawet teleportować się z myszką. Powiedziałam mu, że może lepiej skończyć na dzisiaj, ale on powiedział, że prawdziwy mag powinien umieć skupić się w każdej sytuacji i będzie próbować aż do skutku. Stałam trzymając go za rękę tak długo, że wzięłam książkę do poczytania i gdy byłam na trzydziestej stronie poczułam lekkie mrowienie w ciele, a następnie wszytko wokół mnie zawirowało. Zamknęłam oczy, a gdy poczułam jak moje nogi znajdują się na innej powierzchni otworzyłam je ponownie. Spojrzałam wtedy na Lokiego i miałam wrażenie, że jeszcze chwila, a odtańczy taniec szczęścia.

Podczas poszukiwań skarpetkowej aury przez Lokiego starałam się wymyślić jakieś sensowne wytłumaczenie, które mogłabym wcisnąć przypadkowej osobie, która nas zobaczy. Ale jak można logicznie wytłumaczyć zdeterminowanego księcia w jednej skarpetce? Może powiem, że przypadkiem teleportował się bez niej i teraz się po nią wracamy? Ale po co miałabym iść z nim? W sumie, to dość sensowne pytanie. Czemu ja w ogóle z nim łażę? Mogłabym teraz siedzieć na tyłku i czytać lub rysować, a tymczasem bawię się w detektywa zaginionej garderoby. Ciekawe jak wyglądałoby sprawozdanie z takiego poszukiwania... „Po długich wysiłkach grupie poszukiwawczej nie udało się odnaleźć bezcennej zielonej skarpetki" Ciekawa jestem miny ich szefa, kiedy będzie musiał to czytać.

Tak bardzo zagłębiam się w swoich dziwnych myślach, że nawet nie zauważyłam, że znajdujemy się już w innym miejscu. Powiem tak, nie zdziwiłabym się gdybyśmy wylądowali w pałacu, na dziedzińcu, nawet w domu jakiejś obcej osoby! ALE W LESIE?!?!

- Wygląda na, to że twoja skarpetka poszła na spacer. - powiedziałam do Lokiego. On miał mnie ewidentnie gdzieś i rozglądał się tylko za skarpetką. Nagle jego twarz się rozjaśniła co najmniej jakby Thor się wywalił na radzie asgardzkiej.

- MAM!- krzykną i podniósł skarpetkę w kolorze limonki z trawy. Przyglądał się jej z wielkim uśmiechem, kiedy nagle spoważniał.

- Co? Coś z nią nie tak?

- Ona jest limonkowa. - powiedział to tak jakby ta skarpetka właśnie zabiła całą jego rodzinę.

- I co z tego? Grunt, że jest. Teraz wreszcie możemy wrócić do zamku.

- Ale. Ona. Jest. Limonkowa. - podkreślał każde słowo.

- Iiiii?

- Moja skarpetka szczęścia jest zielona, a nie limonkowa. - trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam - Z takiej odległości nie mogłem ocenić jej koloru, ale teraz widzę, że to nie koniec poszukiwań!

I tak w akompaniamencie moich zrezygnowanych wrzasków teleportowaliśmy sie z powrotem do komnaty Lokiego. Przez następne dziesięć minut szczegółowo odtwarzał losy swojej skarpetki zanim ją zgubił i gdy już miał dotrzeć do połowy historii zatrzymał się zszokowany.

- Thor. - eh jedno słowo i tak wiele znaczeń.

- Co ,,Thor"?

- Thor idzie korytarzem.

- I co z tego?

- On ją ma. - no to już po nim.

- A skąd to wiesz?

- Czuje aurę mojej skarpetki na jego nodze.

Powiedziawszy to wybiegł z komnaty i przyszpilił brata magią do sufitu. Thor oczywiście nie był mu dłużny i zapewne jak to on myśląc, że to napad na jego życie (chodź pewnie za bardzo nie mijał się z prawdą) zamachnął się młotem w stronę Lokiego, a ja w ostatniej chwili weszłam pomiędzy nich - jeżeli można tak nazwać stanięcie między zielonookim gigantem i niebieskookim asem, który na domiar złego jest przyczepiony do sufitu - i krzyknęłam:

- Dość! - zatrzymali się - Siłą nic nie wskóracie. Loki odstaw brata na ziemię. Thor opuść ten młot. - obaj się posłuchali.

- O co ci chodzi bracie na brodę Odyna?! - powiedział Thor tuż po tym jak dotknął stopami ziemi.

- Jak mogłeś mi ją zabrać?! - wycedził Loki - przecież wiesz jak była dla mnie ważna!

- Ale kto? Sif? Przecież ty jej nawet nie lubisz, a Kiara i tak zawsze woli łazić z tobą, więc o co chodzi?

- O moja zieloną skarpetkę jełopie! - Thor chyba był w podobnym szoku, co ja wcześniej gdy mi to oznajmiał.

- Czyli zaatakowałeś mnie tylko dlatego, że służba pomyliła skarpetki i przypadkowo założyłem twoją? Bracie przecież tych skarpet i tak nie wydać w naszych butach. Po co się bawić w dobieranie w pary?

- Nie będę ci się tłumaczył! Oddaj moją skarpetę i rozejdziemy się w pokoju, każdy w swoją stronę.

- Ale, że tak teraz zaraz?

- A kiedy?! Ściągaj buta! Migiem!

Thor był chyba w takim szoku, że aż go posłuchał i na środku korytarza zdjął but, a następnie zieloną, znoszoną skarpetkę i podał ją Lokiemu. Boje się do niego podchodzić, bo pewnie śmierdzi tak źle, jak wygląda. Loki usatysfakcjonowany odwrócił się i wszedł do swojej komnaty zostawiając osłupiałego Thora bez jednej skarpetki i mnie, która bezskutecznie próbowała pojąć umysł Lokiego.

- Jeżeli nie chcesz chodzić w jednej skarpetce, to w lesie za pałacem leży w trawie taka jedna limonkowa. Możesz ją sobie wziąć. - powiedziałam i weszłam za Lokim do jego komnaty.

- Nareszcie mam dwie. - powiedział szczęśliwy.

- Na twoim miejscu to bym tą jedną wyprała. Nie zdziwiłabym się jakby właśnie dostała nóżek i przemówiła ludzkim głosem, patrząc po tym, w jak złym stanie jest higiena stóp Thora pewnie już dawno zmutowała i rozwinęło się w niej nowe życie. - Loki na te słowa pstryknął palcami i w jednej chwili obie skarpetki były świeże i pachnące w jego rękach. Założył je usatysfakcjonowany podziwiając je jakby były dziełem sztuki. Po chwili założył też buty i pierwszy raz w tym dniu nie był jedną nogą na bosaka.

- Loki, mogę cię jeszcze zapytać o jedną rzecz?

- Jasne. - ale mu się humor poprawił.

- Po co właściwie potrzebujesz dzisiaj tego szczęścia, co?

- emmm - zawahał się - ogłaszają dzisiaj zwycięzców walk na arenach i chciałem aby ten któremu kibicowałem wygrał, a to się nie spełni jeżeli nie będę miał szczęścia. - powiedział obserwując moją reakcję.

- Loki? - zapytałam spokojnie.

- Tak? - niepewnie spojrzał mi w oczy.

- Jesteś niemożliwy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top