Rozdział 42
Wpatrywałam się tępo w ciała przede mną. Strażnik w złotym hełmie przesuwał właśnie jedno z nich na nosze, żeby zabrać je spod murów. Cała okolica została odgrodzona, a wokół mnie krzątali się ludzie, którzy mieli za zadanie zająć się tą sprawą. Notatki, które znaleźliśmy pomogły wykazać, że nie zostali oni bezpośrednio zabici, co nie oznacza też, że trzej na raz dostali zawału.
- Generale, jakie rozkazy? - podeszli do mnie dwaj żołnierze.
- Według decyzji Lokiego musimy wydłużyć godziny pracy przy murach, ponieważ przy naszej obecnej liczbie nie jesteśmy w stanie zapełnić tych luk. Ktoś zakończył życie tych mężczyzn i musimy zadbać o to, żeby to się już nigdy nie powtórzyło. Przydzielę wam nowe godziny. - kiwnęłam im głową, na co oboje odeszli.
Usłyszałam za sobą ciche kroki.
- Kiaro? - odwróciłam się do Nadiny, która niepewnie stała kilka metrów dalej. - Czy możemy porozmawiać?
- Oczywiście. - podeszłam do niej i obie skierowalyśmy się do wejścia do pałacu.
- Gdy już podpisaliśmy oficjalne oświadczenie o końcu wojny mój ojciec planuje wyjechać stąd jak najszybciej. Służące już pakują moje rzeczy i zapewne za godzinę już nas nie będzie. Zaniepokoiła go trochę sytuacja i woli ulotnić się gdzieś, gdzie będziemy bezpieczni. - posłała mi smutne spojrzenie.
- Dziękuję, że mi o tym mówisz. - uśmiechnęłam się delikatnie. - Chciałabyś, żebym dopilnowała waszego bezpieczeństwa do czasu wyjazdu? - dopytałam się, zgadując dlaczego do mnie przyszła.
- Właściwie, to chciałabym ci powiedzieć o czymś innym. - zaczęła nerwowo bawić się palcami, patrząc w podłogę. Zmarszczyłam brwi na jej zachowanie.
- O czym? - zapytałam powoli, przyglądając się jej.
- Ci żołnierze... którzy zostali zabici... - spojrzała się gdzieś w bok cofając się . Przybliżyłam rękę nieco bliżej siebie, mając ją w gotowości.
- Tak?
- Widziałam kogoś. - wyszeptała, wracając wzrokiem do mnie. Opuściłam rękę i przekręciłem głowę, czekając aż dokończy. - W nocy, gdy byłam na balkonie. Chciałam się przewietrzyć, ponieważ nieco denerwowałam się tym całym traktatem i wtedy zauważyłam jakiegoś mężczyznę przy murach. - ścisnęła nerwowo ręce.
- Zrobił coś? - zapytałam, podchodząc do niej o krok? - Widziałaś jak wyglądał?
- Widziałam tylko jak zbliża się do murów, przy których stacjonowali tamci strażnicy. Był cały ubrany na czarno i prawie zlewał się z otoczeniem, gdyby nie bardzo jasne blond włosy. - zdrętwiałam na ostatnie zdanie.
- Obawiam się... - spuściłam wzrok, czując narastający niepokój. - Że wiem, kto to mógł być... - dokończyłam całą spięta. Nadina kiwnęła mi głową.
- Nie chcę się mieszać w żadne wewnętrzne sprawy Asgardu, ale zwyczajnie czułam, że może to pomoże. - posłała mi niepewny uśmiech. - Wrócę już do komnaty. - skinęłam jej głową na pożegnanie, jeszcze przez chwilę stojąc nieruchomo.
Zamknęłam oczy i zaczęłam szukać aury Lokiego. Znalazłam ją w jego pokoju. Szybko się do niego teleportowałam.
W mniej niż sekundę pojawiłam się w przestronnym pokoju w kolorach zieleni, czerni i złota. Łóżko było idealnie zaścielone, a na podłodze nie było ani grama kurzu. Przez odsłonięte okna do pokoju wpadały smugi światła wieczornego słońca, a przez uchylone drzwi od balkonu wpadał ciepły, delikatny wiatr. Można by pomyśleć, że nikt tutaj nie mieszkał, gdyby nie rozwalony stos starych ksiąg wokół biurka.
Loki siedział pochłonięty pisaniem czegoś na pergaminie, zerkając co chwila do kilku otaczających go książek. Ujrzałam w tym swoją szansę, więc cichutko podeszłam do niego od tyłu. Stanęłam za jego krzesłem, upewniając się, że moje ciało nie rzuca cienia na jego kartki i że na pewno mnie nie widział, a następnie uniosłam ręce nad jego ramiona gotowa go przestraszyć.
- Nawet nie próbuj. - usłyszałam jego stanowczy głos. Zatrzymałam się w miejscu, mając nadzieję, że mówił do siebie, albo powtarzał się co jakiś czas, żeby być gotowym na takie sytuacje. - Kiaro, wiem że za mną stoisz. - odpowiedział rozbawiony. Westchnęłam głośno i położyłam zrezygnowana ręce na jego twardych ramionach.
- Skąd ty to wiesz? - jęknęłam przekręcając głowę. - To niemożliwe, żeby człowiek miał oczy z tyłu głowy. - Loki zaśmiał się cicho na moje niezadowolenie.
- Na twoje nieszczęście znam tylko jedną osobę, która pachnie truskawkami. - odwrócił głowę, posyłając mi rozbawione spojrzenie. - Następnym razem wytarzaj się w trawie, może cię nie zauważę. Choć i tak w to wątpię. - przesunęłam jego krzesło w moją stronę, tak, że był teraz w pełni odwrócony do mnie. - Skończyłaś w końcu pracę? - zapytał wstając.
- Obawiam się, że mam złe wieści. - przygryzłam wargę, przypominając sobie, dlaczego tutaj przyszłam.
- Czekaj! - krzyknął szybko, podchodząc do mnie. Zaalarmowana jego wybuchem rozejrzałam się dookoła w obawie przed zagrożeniem. Loki podszedł do mnie szybko i pocałował w usta. - Zanim znowu coś się zwali, wolałem się zabezpieczyć. Teraz możesz mówić. - pokreciłam głową na jego słowa, chowając lekko czerwone policzki.
- Chyba wiem, kto stoi za śmiercią strażników. - Loki posłał mi wyczekujące spojrzenie. - Nadina powiedziała mi chwilę temu, że widziała przy murach czarną postać z blond włosami, która zbliżała się do strażników w noc ich śmierci.
- Czyli wystarczy przeszukać wszystkich blondynów? To raczej nie zawęża poszukiwań. - stwierdził odsuwając się i krzyżując ręce na piersi.
- Rzecz w tym, że... Być może wiem, kto to mógł być. - zaczęłam bawić się palcami. Loki nie wiedział, co działo się między moim wybuchem na polanie a powrotem z lasu, a ja nie jestem pewna, czy jestem w stanie mu to wszystko przekazać.
- Kto? - dopytywał się.
- Bo... Znaczy... Jak wtedy uciekłam... Od ciebie. - spojrzałam się na niego niepewnie. Słuchał mnie uważnie. - Zostałam ogłuszona i... Uprowadzona. - Loki zmarszczył zaniepokojony brwi, jednak dalej słuchał. Wzięłam głęboki wdech gotowa wypowiedzieć następne słowa jak najszybciej, żeby już mieć je za sobą - Okazało się, że porwali mnie moi rodzice, którzy zabili moich poprzednich rodziców, a wraz z nimi współpracował Eryk, który z nienawiści do ciebie postanowił w kilka okropnych sposobów zemścić się na świecie, mnie, tobie i wszystkim, co mu się napatoczyło. - wzięłam oddech, czując brak powietrza w płucach. - Stąd... Myślę, że blondynem mógł być on. - zakończyłam, patrząc się wyczekująco na Lokiego.
On wziął spokojny oddech i spojrzał mi prosto w oczy.
- Chcesz mi powiedzieć, że podczas gdy ja zbierałem laury za to, że jestem niewinny i żyłem sobie po królewsku, ty zostałaś porwana, więziona, zdradzona przez własnych rodziców oraz Eryka? - zapytał cicho. Pokiwałam delikatnie głową. Nie podobał mi się spokój z jakim to wszystko oznajmił. - Oh Kiaro... I ty mnie jeszcze przepraszałaś? - zmarszył brwi, patrząc się na mnie czule. Wypuściłam trzymane powietrze z płuc i uśmiechnęłam się delikatnie. - Nie martw się, znajdziemy tego padalca i pozbędziemy się go z powierzchni ziemi. - pogłaskał mój podbródek, podnosząc lekko moją głowę. Podeszłam do niego i wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Zaśmiał się delikatnie i także objął mnie ramionami. - To ciekawe, że zdanie, w którym obiecuję, że wypatroszę twojego dawnego przyjaciela sprawia, że jesteś tak chętna, żeby mnie przytulić. - uśmiechnęłam się na jego stwierdzenie.
- Wspieram cię w twoich zainteresowaniach. - zaśmiałam się, co i on odwzajemnił.
- Mój świat byłby taki nudny bez ciebie. - odsunęłam się i spojrzałam mu w te jego cudownie zielone oczy. Przez emocje jakie wyrażały miałam ochotę rozpłynąć się w jego ramionach, czując się bezpiecznie, jak nigdy dotąd. Podniosłam się na palcach, żeby dosięgnąć jego ust i pocałowałam go. Od razu odwzajemnił pocałunek i schylił się nieco, żebym nie musiała się męczyć. Owinął swoje ręce ciaśniej wokół mojej talii, przybliżając mnie do niego, a ja obiema rękami oplotłam jego kark.
- Mój byłby zdecydowanie spokojniejszy. - zaśmiałam się, odsuwając się na dwa milimetry. - Ale gdzie tu zabawa? - Loki znów przyciągnął mnie do pocałunku.
Całował mnie tak, jakby nigdy nie chciał przestać. Nie to, żebym ja chciała. Gdybym mogła zostałabym w tym niebie do końca i spędziła tak resztę życia zamrożona w posąg. Uczucie, jakie jego ciepłe wargi wywoływały w moim ciele było nieporównywalne do niczego innego. Jego bliskość, zapach, dotyk sprawiały, że czułam się, jakby wszystko w tym świecie było na swoim miejscu, wraz z naszą dwójką.
- Na Odyna! - usłyszałam krzyk od strony drzwi. Loki szybko odsunął się ode mnie, jako pierwszy odzyskując zdrowe myślenie.
Odwróciliśmy się w stronę drzwi, w których stała Nadina z hełmem Lokiego. Spojrzałam w stronę Lokiego lekko zwężając usta, nagle zdając sobie sprawę z naszej sytuacji. Poczułam jak krew napływa mi do twarzy, więc szybko spuściłam ją niżej.
Loki delikatnie odchrząknął.
- Przyniosłaś mi hełm prawda? - zadał chyba dość oczywiste pytanie i wskazał na swoją własność. Nadina dalej stała w uchylonych drzwiach, patrząc się na naszą dwójkę dużymi oczami.
- Na Odyna... - powtórzyła ciszej. - Wiedziałam!!! - wykrzyknęła i weszła głębiej do pokoju. - Wiedziałam, że coś między wami jest! - wykrzyknęła radośnie. - A ty mi mówiłaś, że mieli braki kadrowe nauczycieli AHA JASNE! - wytknęła mnie palcem zadowolona z siebie. - Tyle napięcia ile jest między wami, nie ma nawet między elektronami!
- Nadino... - upomniałam ją zawstydzona.
- Teraz wszystko jasne, dlaczego masz nawyki Lokiego, skoro tak go pochłaniasz. - chciałam się jej wtrącić, ale zwróciła się do Lokiego. - Oddaje hełm, wybacz za kłopot. - wręczyła mu do rąk metalowy przedmiot. Kiwnął jej delikatnie głową, powstrzymując uśmiech. - Już was zostawiam samych i pamiętajcie: kibicuje wam! - wyszła szybko z pokoju, zamykając drzwi. W pomieszczeniu zapadła grobowa cisza, która trwałaby pewnie przez długi czas, gdyby nie wybuch śmiechu.
Spojrzałam się skrępowana na Lokiego, który trzymał się za brzuch, stojąc na przeciwko mnie i śmiejąc na cały głos. Hełm odłożył gdzieś na stolik obok.
- Żebyś ty widziała swoją minę. - wytknął mnie, obracając się do mnie bokiem.
- Jak niby miałam się zachować?! Księżniczka Alfheimu nakryła nas amorach! - skrzyżowałam ręce na piersi, ukrywając rumieniec.
- Jesteśmy dorośli Kiaro.
- Powiedział ten, który oszukiwał w Monopoly.
- Każdy dorosły oszukuje w Monopoly, to podstawa przetrwania! - podszedł do mnie rozbawiony. - Przyznaj się, zabrakło ci argumentów. - zacisnęłam usta w wąską linię, posyłając mu udawane, wkurzone spojrzenie. Najgorsze jest to, że on doskonale wiedział, że ma rację.
Naburmuszona odwróciłam się od niego i skierowałam w stronę jego łóżka.
- Możesz sobie wrócić do dawnego zajęcia. - odparłam i położyłam się na całej szerokości łóżka.
Loki oparł się o jego ramę na przeciwko i spoglądał się na mnie spokojnie, jednocześnie nad czymś myśląc. Nie mówiąc nic więcej odwrócił się i powrócił do swojego zawalonego książkami biurka.
Położyłam się w normalnej pozycji na chwilę podnosząc głowę sprawdzając, czy naprawdę wrócił do zajęcia. Znów siedział odwrócony ode mnie i studiował książki. Wzruszyłam ramionami i ponownie położyłam głowę na łóżku.
Było takie miękkie i gładkie. Uwielbiałam je ze względu na to, że łóżka królewskie były wypełnianie specjalnym rodzajem pierza, które zachowywało się, jakbyś spał na chmurce.
Już od pierwszej nocy na nim, którą spędziłam podczas święta wiosny wiedziałam, że jest najlepszym miejscem na świecie. Wielkie, wygodne i tak puchato-gładkie.
Zamknęłam oczy wtulając się w koc, którym było przykryte. Pachniał świeżym praniem i lawendą. Przejechałam po nim ręką tonąc w jego falach. Moje oczy odmówiły ponownego otwarcia, a umysł zaczął odpływać gdzieś daleko, dając mi znać, że dzisiejszy męczący dzień miał się zakończyć na tej pachnącej lawendą, puchatej chmurce.
*Kilka godzin później*
Usłyszałam blisko ucha szelest przewracaniej strony. Za moimi plecami znajdowało się jakieś wgłębienie, a oczy wyczuły jasne światło, które zapewne dochodziło z dworu.
Otworzyłam je delikatnie, spostrzegając przed sobą zielony koc, którym byłam przykryta. Przekręciłem lekko głowę do tyłu, spoglądając na obiekt za mną.
Loki siedział oparty o zagłówek łóżka, czytając spokojnie jakąś starą książkę.
- Długo spałam? - zapytałam sennym głosem.
- Całą noc. - wskazał palcem na okno, nie odwracając wzroku od książki. Podążyłam za jego ręka i spojrzałam na zewnątrz. Słońce właśnie wschodziło z drugiej storny pałacu, oświetlając domy za oknem.
Westchnęłam cicho i podparłam się na rękach, siadając na łóżku i ocierając zaspane oczy. To nie pierwszy raz, gdy budzę się w tym pokoju, jednak nigdy się nie zdarzyło, żeby koło mnie siedział Loki.
- Gdzie spałeś? - przekręciłem delikatnie głowę. Uśmiechnął się lekko i wskazał głową na kanapę.
- Tam, gdzie zwykle, gdy tutaj śpisz. - odparł, chwytając za zakładkę od książki i umiejscawiając ją między stronami. - Ale tylko przez kilka godzin. Musiałem załatwić coś w sprawie tamtych strażników.
- Wiesz, że skoro jesteś moim chłopakiem, to teoretycznie możesz spać ze mną? - zapytałam się cicho. Posłał mi mały uśmiech.
- Nie chciałem robić niczego bez twojej zgody. - odparł, odkładając książkę na stolik przy łóżku. Wstał i podszedł do szafy, zaglądając do środka. - Ale zapamiętam! - uśmiechnął się psotnie, idąc z powrotem w moją stronę. Wstałam z łóżka i zaczęłam poprawiać gniazdo włosów na mojej głowie. - Masz. - rzucił mi kilka ubrań.
- Od kiedy to masz w szafie moje ubrania? - zdziwiłam się, kierując się do łazienki.
- Tyle razy tutaj spałaś, że się przygotowałem. - skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Zaśmiałam się na jego słowa i weszłam do łazienki.
Wzięłam szybki prysznic i założyłam świeże ubrania. Włosy wysuszyłam za pomocą magii i po kilkunastu minutach wyszłam przygotowana z łazienki.
- Ustaliłem z doradcami, że wyślemy mały oddział za aurą Eryka, a następnie aresztujemy go wraz z tymi dwoma gnidami. - chciałam go upomnieć, za nazywanie moich rodziców gnidami, ale powstrzymałam się, zdając sobie sprawę z tego, że w sumie to określenie do nich pasuję.
- Kiedy mamy wyruszyć?
- My? - zdziwił się. - Zostajemy tutaj. Wyśle innych żołnierzy, powinni dać sobie radę.
- Co?! Muszę być w tej misji! - bulwersowałam się
- Oni właśnie tego chcą! Nie puszczę cię samej z oddziałem żółtodziobów, do twoich porywaczy!
- W takim razie zabieraj duży plecak! Idziesz ze mną!
- Nie będziesz mi rozkazywać. - upomniał mnie. Podeszłam bliżej niego, patrząc mu prosto w oczy. Cofnął rękę bliżej siebie i wyprostował się skołowany.
- Jesteś tego taki pewien? - podniosłam jedną brew zadowolona z jego reakcji.
Loki złapał mnie za ręce i przytrzymał z tyłu, podnosząc mój podbródek. Spróbowałam wyrwać swoje nadgarstki, ale trzymał je zbyt mocno.
- Jestem. - posłał mi pewny uśmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top