Rozdział 37
- Przybył Król Alfheimu oraz księżniczka Nadina. - usłyszałam donośny głos.
Przez drzwi do sali tronowej weszły dwie osoby z obstawą żołnierzy. Wszyscy byli dość wysocy oraz mieli spiczaste uszy, jak na Alfheimczyków przystało.
Król Alfheimu szedł dumnie wyprostowany. Miał krótkie, białe włosy i bladą cerę. Był szczupłej postury, co tylko podkreślała jego obszerna, srebrna peleryna. Wysokością dorównywał Lokiemu, a gdyby pewnie chciał mógłby go nawet przewyższyć w wysokich butach.
Księżniczka miała piękne, jasne włosy, które sięgały jej prawie do pasa, podłużną twarz oraz pełne usta, które odznaczały się swoim malinowym kolorem wśród jej bladej skóry. Była wyższa ode mnie i z pewnością bardziej... kształtna.
Oboje przystanęli przed Lokim, który zszedł kilka schodków w ich stronę.
- Witam w Asgardzie. - powiedział dumnie. Uścisnął sobie rękę z królem Alfheimu, a następnie odwrócił się do księżniczki.
- Dziękujemy za zaproszenie. - dygnęła przed nim lekko.
- Przyjemność po mojej stronie. - uśmiechnął się i pocałował jej dłoń. Czy mi się zdaje, czy coś mi w sercu buzuje? - Asgard znany jest ze swej gościnności, mam nadzieję, że jej wam tu nie zabraknie.
- Z chęcią będziemy świętować tutaj naszą wygraną nad wrogami, których wraz z wojskami Asgardu udało nam się powstrzymać. - odezwał się król. - Czy moglibyśmy jednak wpierw załatwić wszystkie formalności? Chciałbym jeszcze dzisiaj dołączyć do mojej żony i dwóch córek.
- Zapraszam. - Loki wskazał w kierunku sali obrad. - Generale? - zwróciłam głowę w jego stronę. - Dopilnuj, żeby księżniczka Nadina trafiła bezpiecznie do komnaty wraz z jej dobytkiem. - kiwnęłam głową i bez słowa skierowałam się w stronę jej rzeczy. Kilka wzięłam w ręce, a kilka uniosłam zaklęciem. Co ona tam trzyma?!
- Zapraszam za mną. - powiedziałam pusto i skierowałam się w stronę wyjścia. Poszła za mną, zostawiając obstawę z tyłu.
- Więc to ty jesteś Generał Kiara? - zapytała. Odwróciłam się zdziwiona w jej stronę. - Posłaniec mi o tobie opowiadał. Ponoć jesteś żołnierzem, który zna się i na walce, i na magii. - kiwnęłam delikatnie głową. Nie wiedziałam, że to się aż tak rozniesie. - Jak to możliwe, że tyle umiesz?
- Emm... Wciąż się uczę. - kiwnęłam jej niezręcznie głową. Jak ja niby mam na to odpowiedzieć?
- Nasz najlepszy alfheimski generał tutaj przyjechał. Może się poznacie? - zaproponowała. - Specjalnie wybrał się z nami, żeby móc cię spotkać. - uśmiechnęła się.
- Miło mi to słyszeć. - powiedziałam i przystanęłam przed pokojem gościnnym. Zostawiłam jej torby pod drzwiami. - Pani matka czeka na panią w środku. - ukłoniłam się w jej stronę, chcąc jak najszybciej się od niej ulotnić.
- Nie musisz tego robić. - powiedziała spokojnie. Spojrzałam się na nią skołowana. - W taki sposób kłaniają się mężczyźni. - upomniała mnie. Spojrzałam gdzieś w bok. - Damy robią to delikatnie i z gracją. Poćwicz. - pomachała mi i weszła do środka. Już jej nie lubię.
Odetchnęłam głęboko i skierowałam się w stronę sali tronowej. Tam napotkałam żołnierzy alfhaimskich, których zaprowadziłam do ich pokoi, w międzyczasie opowiadając trochę o zamku. Oni byli zdecydowanie sympatyczniejsi. Kilka razy rzucili jakimś żartem, albo opowiedzieli o swoich przygodach. Alfheimczycy mają zdecydowanie inną kulturę od Asgardczyków, ale rozwinięciem technologicznym i obyciem nie różnimy się od siebie prawie w ogóle.
Gdy wszyscy już dostali odpowiedzi na swoje pytania i udali się do pokoi wróciłam do sali tronowej. Loki i król Alfheimu właśnie skończyli rozmawiać. Władca skierował się w stronę korytarza, który prowadził do komnaty jego rodziny, a Loki ponownie usiadł na tronie. Stanęłam w tym samym miejscu przy schodach i wpatrzyłam się w kolumny. Ile bym dała, żeby dostać ciekawsze zajęcie niż stanie tutaj całymi dniami.
- Czy królewna dotarła bezpiecznie do pokoju? - Nie, wywaliła się do rowu, złamała nos i wpadła do wulkanu, czego on oczekuje?!
- Tak. - odpowiedziałam krótko.
- A żołnierze?
- Też.
- Potrafisz wydobyć z siebie jakieś dłuższe zdania niż te, które mają jedno słowo? - zirytował się. Czuję się jak nastolatka, którą rodzice pytają, jak tam w szkole, oczekując, że zacznie to niezwykle ciekawą rozmowę.
- Tak, potrafię. - odpowiedziałam nieco bardziej agresywnie niż chciałam. Loki przygryzł wnętrze swojego policzka i przesunął się na tronie.
- Fakt, że mimo swojego położenia dalej pyskujesz jest jednocześnie najbardziej wkurzającą i pociągającą cechą, jaką sobą prezentujesz. - stwierdził, podnosząc podbródek.
Spojrzałam się w stronę innych osób w sali. Strażnicy przy drzwiach patrzyli się niezręcznie w sufit, a jeden z doradców wzrokiem próbował rozszyfrować, jak wiele mogło nas łączyć. Przynajmniej już wiem, że Loki nie ma teraz żadnych zahamowań i mówi, co chce.
Postanowiłam nic na to nie odpowiadać.
- Mój królu? - odezwał się wcześniej wspomniany doradca. - Krawcowa informuje, że suknie dla księżniczki są już gotowe. Chce je król odebrać osobiście? - Loki westchnął i wstał z tronu.
- Dzisiaj raczej już nikt nie przyjdzie. Możesz odejść. - machnął na mnie ręką. Oh, żebym ja mu tą ręką nie machnęła w twarz. Ukłoniłam się i wyszłam z sali.
Dzisiaj jednak zamiast udać się do komnaty Diany skręciłam w stronę mojej. Mam w niej wszystkie moje rzeczy i nawet jeżeli nie jest już moja chciałabym je chociaż stamtąd zabrać. Fakt, że Loki zamknął ją, jak bunkier tylko eskaluje to, jak bardzo chcę znów do niej wejść.
Stanęłam przed drzwiami do mojej poprzedniej komnaty. Wyczułam rękami, jakie zaklęcia zostały rzucone i zaczęłam je zdejmować.
Po około minucie szeptania do ściany udało mi się odblokować zamek. Otworzyłam ciężkie drzwi i weszłam do środka. Przystanęłam w progu zszokowana, rozglądając się po jej wnętrzu.
Cała komnata była zdemolowana. Czerwone zaslony zostały zdarte i teraz wisiały bezwładnie na kilku drewnianych kółkach. Prześcieradło leżało zmięte i zdeptane na podłodze tuż koło całej szafki książek i moich notatek. Stół był przewrócony, a woda z rozbitego, szklanego wazonu wylana. Kanapa stała pod oknem, a drzwi od łazienki miały średniej wielkości dziurę w środku. Czy przez to miejsce przeszedł Ragnarok?
Podeszłam do mojego biurka. Na jego blacie dalej leżał mój pamiętnik, a obok niego kilka notatek na temat włóczni. Krzesło stało połamane, przez co musiałam wziąć duży krok, żeby przejść dalej.
Powoli podeszłam do stolika i odwróciłam go na drugą stronę. Na jego powierzchni znajdował się wypalony ślad czyjejś ręki, wokół którego do teraz pozostał szron. Przyłożyłam do niego delikatnie rękę. Ślad ręki był większy od mojej, więc zapewne należał do mężczyzny.
Obok stolika znajdowały się odłamki wazonu oraz wsiąknieta w dywan woda, która w niektórych miejscach zamieniła się w lód.
Dziura w drzwiach łazienki była na wysokości kolan, tak jakby ktoś zwyczajnie kopnął w nie za mocno.
- Zazwyczaj, kiedy zamyka się drzwi chodzi o to, żeby ktoś NIE wchodził do środka - usłyszałam warknięcie za moimi plecami. Odwróciłam się w stronę głosu.
Loki stał mniej niż metr ode mnie, piorunując mnie wzrokiem.
- Co... Co się tutaj stało? - ponownie rzuciłam okiem na cały pokój.
- Nie twój interes. Złamałaś rozkaz! - wycedził. Spojrzałam się na niego dużymi oczami.
- Ktoś... Czy ktoś włamał mi się do pokoju? - zignorowałam jego słowa.
- Wyjdź stąd, albo możesz pożegnać się z pałacem! - podszedł blisko mnie. Odwróciłam wzrok na ziemię, nie będąc w stanie patrzeć mu prosto w oczy.
- Loki...
- ILE RAZY MAM POWTARZAĆ, ŻEBYŚ NIE MÓWIŁA DO MNIE LOKI?! - wydarł się. Skuliłam się lekko. Spróbowałam go lekko odepchnąć dłonią, ponieważ wręcz naskakiwał na mnie, gdy krzyczał. Zanim jednak moja ręka go dotknęła on się cofnął.
- Skoro tak bardzo mnie nie chcesz, to czemu wciąż tu jestem? - wyszeptałam. Nie rozumiałam jego działań. Najpierw mówił, że mamy traktować się jak nieznajomi, a potem zjawiał się na każdym moim kroku.
- Nie chcę cię? - uśmiechnął się kpiąco. - Uwierz mi... wszystko, czym jestem: król, bóg, mag... mężczyzna. Wszystko musi zapierać się w moim środku, żebym tylko utrzymał od ciebie dystans chociażby metra. - wycedził, robiąc krok w moją stronę. - A teraz, gdy wiem już jak to jest mieć cię blisko siebie udowodniłaś mi, jak trudno jest pozostać przyjaciółmi z kimś, kogo od zawsze pragnąłem bardziej niż kogokolwiek innego. - przystopował. - Czy to właśnie chciałaś usłyszeć? - zapytał wciąż wściekły. - Że prowokujesz właśnie potwora?! - znów zaczął krzyczeć.
- To nie tak... - wyszeptałam.
- W takim razie spójrz mi w oczy. - podniosłam wzrok na jego twarz. Znów przyjął formę Jottuna. Wokół niego utworzyła się chłodna aura, a on nawet się nie ruszył z miejsca. Automatycznie skuliłam ręce blisko ciała i spuściłam wzrok. - No właśnie. - odparł twardo.
- Ja... - przełknęłam ślinę, czując jak mój głos drży. - Przepraszam cię... - jedna łza spłynęła po moim policzku. - Może i ty nie zamierzasz mnie przeprosić za utrzymywanie kłamstwa, ale... - nabrałam głęboki oddech, czując uścisk w gardle. - Przepraszam, nie potrafię znów na ciebie patrzeć tak samo. Ty... Ty jesteś Jottunem Loki! - spojrzałam na niego załamana swoim zachowaniem. Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia, co teraz robię. Nagle wszystkie emocje i myśli zaczęły się we mnie kłębić, chcąc dotrzeć do Lokiego.
Loki złapał mnie za kołnierz stroju i przygwoździł do ściany. Z tej odległości jeszcze bardziej czułam temperaturę jego ciała.
- No nie krępuj się! - warknął. - Powiedz moje imię jeszcze raz! Zobaczymy, co się wydarzy!
- Proszę... Przestań... - załkałam. Czułam się teraz żałośnie. Loki zacisnął szczękę i wrócił do swojego wyglądu Asgardczyka. Powoli rozluźnił swój uścisk. - Skoro tak bardzo się zapierasz, że mnie chcesz, czemu ciągle mnie krzywdzisz?
- Bo dopiero teraz zauważyłem, jak nędzna jesteś. Popełniasz wciąż te same błędy i zapominasz ich nauki. Zawsze bujasz w obłokach i nie potrafisz się skupić. Jesteś tylko zwykłą wieśniaczką, która łaskawie została zaproszona do zamku. Nie myśl, że uda ci się skruszyć twarde serce. Jestem twoim królem, a ty podlegasz moim rozkazom. Mogę zrobić co chce, a ty nie masz nade mną żadnej władzy. - wycedził z pogardą. - Wyjdź z tej komnaty zanim pożałujesz swoich decyzji.
Wytarłam twarz i skierowałam się do wyjścia. Nagle przystanęłam w pół kroku.
- To ty zdemolowałeś komnatę. - wyszeptałam, łącząc wszystkie fakty. - Dlaczego? - odwróciłam się.
- Z tego samego powodu, z którego zniszczyłem Bifrost. Taki kaprys. - wzruszył beznamiętnie ramionami.
*Retrospekcja, dzień wybuchu Bifrostu.*
P.O.V. 3 os.
Stali oboje przed złotą kopułą, która kręciła się w zawrotnym tempie, generując coraz więcej energii, która w tej chwili była skierowana na krainę lodowych olbrzymów. Loki podziwiał dzieło, które stworzył, natomiast Thor bezradnie wpatrywał się w katastrofę, która powoli kształtowała się przed jego oczami.
- Już niż nie zrobisz barcie. Portal zniszczy doszczętnie Jottunheim. - Loki odwrocił się do niego. Silny morski wiatr rozwiewał jego włosy oraz trzepotał peleryną, która wyglądała, jakby chciała uciec jak najdalej z tego miejsca.
- To szaleństwo!
- Oh, doprawdy? Robię to, co każdy mądry król by zrobił. Pozbywam się problemu. - zaśmiał się, jakby zniszczenie planety było zwykłym pryszczem na czole.
- Nie masz prawa o tym decydować. Nawet przez chwilę nie pomyślałeś o żołnierzach?! - spojrzał się z pogardą na Thora.
- Ależ pomyślałem. Jeżeli pozbędziemy się tej planety nasi rodacy nie będą musieli ginąć na wojnie, którą bezmyślnie rozpętałeś.
- Przecież oni teraz zginą i tak!
- Jak to? - Thor spojrzał się na niego niedowierzając.
- Legiony asgardzkie już są na Jottunheimie. Wyruszyli kilka tygodni temu. - Loki zastygł na chwilę. Nie dostrzegł ani cienia kłamstwa w oczach Thora.
- To znaczy, że... - spojrzał się z przerażeniem na zamrożoną energię. Bifrost kręcił się coraz szybciej, a jasne światło wypełniało lodową rzeźbę po środku kopuły. Wiedział, że nic nie jest w stanie zatrzymać uwolnionego portalu. - Trzeba zniszczyć ten most! - odwrócił się do Thora.
- Zwariowałeś?! Nie możemy!
- To jedyna szansa, żeby przeżyła! - Thor spojrzał się na niego smutno. Zdawał sobie sprawę, że gdyby mógł Loki zrobiłby dla niej wszystko, ale nie mógł zaszkodzić Asgardowi, niszcząc Bifrost.
- Bracie, nie możemy nic zrobić.
- Rozwal go swoim młotem! - wykrzyczał. Bifrost zaczął pulsować, co utwierdziło ich, że energia uderzająca w Jottunheim wzrasta. Jeszcze minuta i cała planeta zamieni się w pył i gruzy.
- Wybacz Loki, musimy stąd uciekać, zanim ta energia dotknie i nas. - Thor przywołał młot do swojej ręki. Jednak ten zamiast dotrzeć do swojego właściciela minął go. Obejrzał się za nim i ujrzał Lokiego, który biorąc wielki zamach uderzył Mjölnirem w Bifrost.
Thor osłupiały patrzył na swojego brata.
- T-to niemożliwe... - Loki wziął kolejny zamach, a podłoże Bifrostu zaczęło pękać. - To musi oznaczać, że... - Loki uderzył w most sprawiając, że strugi światła zaczęły wydobywać się z jego środka. - ...ty ją kochasz... - stwierdził cicho. Loki odwrócił się po raz ostatni w stronę Thora.
- Bardziej niż bym chciał. - powiedział i zamachnął się po raz ostatni. Most pękł, uwalniając zebraną energię portalu i rozbryzgując swoje kawałki dookoła.
To był pierwszy i ostatni raz, gdy Mjölnir dał się podnieść Lokiemu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top