Rozdział 16

P.O.V Kiary

Następnego dnia obudziłam się niewyspana. Całą noc przeżywałam wczorajsze spotkanie z Lokim. Widać, że zmienił się od ostatniego razu, gdy go widziałam. Nabrał charakterku i pewności siebie. Zachowuje się niezwykle uparcie i cyniczne. W dodatku jego rysy twarzy stały się bardziej zarysowane, a postawa jest wręcz nienagannie prosta. Mam szczęście, że wszystkie moje myśli pozostają w mojej głowie, bo jestem aż skłonna przyznać, że wyprzystojniał... I to nie mało.

Śniadanie zjadłam w towarzystwie Natashy i Clinta. Odtworzyłam ruchy, które wykonał Steve, gdy robił mi tamte kanapki, dzięki czemu poznałam choć jedno zastosowanie produktów znajdujących się w kuchni. Jak się dowiedziałam podczas rozmowy przy stole Natasha i Clint byli agentami Tarczy zanim stali się Avengersami. Clint był całkowicie przeszkolony przez nauczyciela, którego prawdopodobnie dzisiaj spotkam na sali treningowej. Natomiast Natasha uczyła się wcześniej w jakiejś innej szkole, a dopiero potem przeszła prawidłowe szkolenie w Tarczy. Burton powiedział też, że jej umiejętności tak zaskoczyły Fury'ego, że poprowadziła trening dla samych nauczycieli w Tarczy, żeby mogli się podszkolić.

Schodzę właśnie na dół wraz ze Starkiem, który ma na sobie jakiś czerwony, kanciasto-metalowy kostium, żeby zabrać Lokiego na inne piętro.

- Zbieraj się Jelonku! Podnoś ten tyłek i stań na środku celi, tak żebym cię widział. - powiedział do Lokiego, podczas gdy naciskał jakieś przyciski na stole. Loki stanął na środku i wyciągnął przed siebie ręce, jakby czekając aż ktoś założy na nie kajdanki. Chwilę potem z sufitu celi wyleciały jakieś małe metalowe części, które zacisnęły się na rękach Lokiego zapalając na sobie czerwoną kontrolkę.

Stark otworzył drzwi do celi, a następnie przytwierdził zaciśnięte ręce Lokiego do jakiegoś innego urządzenia, które wcześniej przygotował. Chyba będę musiała obeznać się w końcu wśród tych ziemskich urządzeń. Jednak dobrze jest wiedzieć z czym się pracuje. Stark pociągnął Lokiego za ręce, a ten patrząc na niego z pogardą stawiał kolejne kroki w kierunku wyjścia z celi. Widać, że każdy z nich najchętniej zwyzywałby matkę tego drugiego, a następnie wszystkich przodków, kończąc na nim samym.

Weszliśmy w ciszy do windy. Stark znajdował się między mną, a Lokim podtrzymując wspomnianego osobnika za skute ręce.

Winda zatrzymała się jedno piętro pod tym, na którym powinniśmy się znaleźć, ponieważ według zasad izolacji nie zatrzymuje się na nim. Weszliśmy schodami pod ciężkie metalowe drzwi. Stark powiedział coś do Jarvisa, a ten otworzył drzwi. Dostałam informację, że spośród nas tylko ja będę autoryzowana, żeby je otworzyć. Weszliśmy do środka pomieszczenia, które przypomniało windę, a następnie drzwi za mną i Lokim się zamknęły. Kolejne drzwi przed nami się otworzyły i weszliśmy do środka. Cały ten proces przypominał mi próżnię na statkach kosmicznych. Całe piętro wyglądało jak reszta korytarzy w wierzy, tylko zamiast zimnej podłogi miało niebieski dywan. Z prawej strony znajdowała się strzałka wskazująca na pokoje osób trenujących. Przed nami był prosty korytarz z drzwiami z prewej strony, które zostały podpisane jako ,,sala treningowa. Ruszyłam przed siebie chcąc poznać resztę piętra.

- Gdzie idziesz? - odezwał się irytujący głos z tyłu.

- Idę zwiedzać. - odpowiedziałam nawet się nie odwracając. On ruszył cichym krokiem za mną.

Gdy minęło się sale treningową przechodziło się w rozwidlenie korytarzy. Skręciłam więc w ten lewy. Prowadził do dwóch drzwi. Za pierwszymi była łazienka, natomiast za drugimi bardzo przytulny pokój wypełniony mięciutkim poduszkami, piłkami, jakimiś pluszakami i masą innych midgardzkich gier i urządzeń. Idealne miejsce dla osoby z zadatkami na psychopatę.

Weszłam do środka rozglądając się po półkach pokoju. Znalazłam pudełka podpisane jako Monopoly i Scrabble. Było też pudełko na podwyższeniu obok którego stała książka z napisem ,,Instrukcja rzutnika". Jestem pewna, że z nudów nawet i ją przeczytam.

- Widać jasno, co Blaszak miał na myśli projektując ten pokój. W takim miejscu zamyka się przedszkolaki. - odezwał się zirytowany Loki.

- Albo osoby mające problemy z gniewem. - uśmiechnęłam się do niego sarkastycznie i wyszłam z pomieszczenia chcąc zwiedzić też korytarz po prawo. Przeszłam do niego, a tam na jego końcu znajdowała się część kuchenna. Po lewej był wielki blat, szafki i lodówka, w której były rzeczy o nieznanych mi nazwach i właściwościach. Jedyne, co rozpoznałam to chleb znajdujący się na wierzchu. Z prawej stał stół z 12 krzesłami. Były to zapewne miejsca dla agentów. Było ich, albo 11, albo 12 zależy, czy jedno krzesło jest dla Lokiego. W każdym razie to i tak mało, jak na grupę szkoleniową. Widać, że Tarcza bardzo wybiórczo i ostrożne rekrutuje ludzi.

- Możesz znaleźć swój pokój w części dla stażystów. - zaproponowałam nie chcąc dalej robić za kaczkę, za którą drepta pisklak.

- Nawet gdybym chciał, to zapewne nawet drzwi bym nie otworzył.

- A to dlaczego? Zapomniałeś jak się korzysta z drzwi po takim długim czasie spędzonym w pokoju bez klamek?! - wiem, że zachowuje się wrednie, ale im dłużej go słucham tym bardziej coś się we mnie gotuje.

- Nie dlatego. - powiedział sarkastycznie i podniósł swoje ręce. Ah... to dlatego Stark tak szybko wybył. Spojrzałam na jego wciąż skute kończyny.

- Nie mam do nich klucza. - powiedziałam cicho zastanawiając się nad sytuacją.

- Nie zamierzam w nich zostać do końca dnia! - powiedział, jakby jego narzekanie dawało mu jakiś wybór.

- Tylko Stark może to otworzyć, ja się na tym nie znam. Masz jakiś inny pomysł?!

- Spróbuj to otworzyć czymś innym!

- Czym mądralo?! Jesteśmy w odizolowanym miejscu, w którym nie ma dosłownie żadnej broni! Nawet chleb jest tutaj pokrojony, bo nie ma noży w szufladach! Mam to otworzyć pluszową piłeczką, czy instrukcją do rzutnika?

- Magii, ci chyba nie zabrali. - spojrzał na mnie kpiąco.

- Jeżeli Jarvis wykryje w tym sektorze ślady użytkowania magii wezwie tutaj wszystkich Avengers, a ja nie chce im podpaść już pierwszego dnia. Thor mi zaufał i nie zamierzam łamać zasad wieży. Masz jeszcze jakiś genialny pomysł, czy idziemy uczyć cię trzymać kredki stopami? - Loki spojrzał się na stojące obok krzesło.

P.O.V. Anonimowego ucznia.

Trening z Panem Jacksonem zakończył się równo o 15:00, tak jak zapowiedziano. Idę teraz właśnie z resztą agentów na godzinną przerwę. Z racji, że jest to najdłuższa przerwa dzisiaj, zamierzamy spędzić ją na jedzeniu obiadu podawanego przez Jarvisa na specjalnej tacy z górnego piętra, gdzie znajduje się właściwa stołówka reszty agentów.

Trenuje już od dłuższego czasu i aż nie mogę się doczekać aż do nich dołączę. Izolacja agentów pierwszego stopnia jest konieczna podczas systemu rekrutacji i bardzo hartuje psychikę. Dostaliśmy jakiś czas temu wiadomość, że na naszym piętrze zostanie zamknięty jeden z największych przestępców, który będzie tutaj przebywał pod okiem równego mu opiekuna i nawet jeżeli nam tego nie powiedziano wprost, to wszyscy się domyślają, że będzie to dla nas sprawdzian z czujności, koordynacji, pracy w grupie oraz ogólnie gry zawodowej, dlatego już od rana wszyscy czujnie wypatrują nadchodzących w ich stronę sztyletów, pistoletów, czy pięści. Mieliśmy dzisiaj nawet powtórzenie z samoobrony, co tylko potwierdza nasze przypuszczenia.

Gdy podeszliśmy do drzwi kuchni usłyszeliśmy za nimi krzyk dwóch osób: kobiety i mężczyzny. Przysunąłem się, żeby lepiej słyszeć.

- To na trzy!!! - krzyknęła dziewczyna. Lider naszego zespołu wskazał, żebyśmy przygotowali się na wkroczenie. Zgaduje, że w środku znajduje się właśnie ten kryminalista.

- Raz! - wszyscy ustawili się w kolejności pod drzwiami.

- Dwa! - dziewczyna dalej odliczała. Nasza grupa przygotowała się w pozycjach gotowych na zamierzany przez ludzi w środku atak. Jedna z osób położyła już rękę na klamce.

- Trzy! - wykrzyknęła. Wszyscy w jednym momencie wyważyliśmy drzwi i weszliśmy do środka gotowi na dalszą część testu. Naszym oczom ukazała się dość dziwna scena. Na naszym stole stała dziewczyna gotowa do skoku na ustawione przed nią krzesło, pod którego jedną nogą znajdywały się sklejone metalem ręce jakiegoś bruneta.

Oboje spojrzeli się na nas zaskoczeni.

- Dzień dobry. - przywitała się miło brunetka. Nasz zespół powoli otrząsnął się z szoku.

- ...dzień dobry... - odpowiedział lider.

- Jesteście tymi agentami, którzy trenują w tym oddziale? - zapytała siadając na stole i z gracją z niego schodząc. Brunet na dole wyraźnie był niezadowolony z faktu, że jako koleżanka jednak nie skoczyła.

P.O.V Kiary

- Tak... A wy jesteście...? - zapytał się jakiś chłopak, który wszedł tutaj jako pierwszy z całego tego zespołu.

- Jestem Kiara, zostałam tu przydzielona jako opiekunka dla... - w połowie tego zdania nagle dostałam dziwnego dejavu.

- Jestem Loki, bóg kłamstwa, następca tronu Asgardu. - odezwał się za mną Loki.

- Nie musicie się go obawiać. Będę miała na niego ciągle oko. Ma zakaz używania magii oraz przemieszczania się po określonych pokojach, gdy mnie nie ma. - odezwałam się do zebranej tu grupki przyszłych agentów. Loki spojrzał na mnie spod byka, ale nic nie powiedział. - Miło was poznać. - Kiwnęłam im lekko głową. Nie chcę już być więcej główną atrakcją pokoju, więc skierowałam się na korytarz i jak się łatwo można domyślić Loki podążył za mną. Uczniowie natychmiast rozstąpili miejsca przy drzwiach, tak że Loki przechodząc mógłby nawet zrobić szpagat i nikogo by nie dotknął. Skierowałam się do części z pokojami agentów, żeby już odstawić tam Lokiego nie chcąc pokazywać się z nim poza tym miejscem. Niestety sama sprowadziłam na siebie los ,,mamy kaczki" i muszę się pogodzić z tym, że będę skazana na dotrzymywanie mu towarzystwa.

- Nie zamierzasz mi zdjąć tego kawałka metalu z rąk?! - usłyszałam zniecierpliwiony głos Lokiego z tyłu.

- Właściwie, to coraz bardziej zaczynam się do niego przyzwyczajać. - posłałam mu złośliwy uśmiech i weszłam na korytarz, w którym znajdowały się pokoje. Drzwi do nich były rozmieszczone co dwa metry i każde były podpisane nazwiskiem lokatora. Zaczęłam czytać po kolei tabliczki.

- Jak Ci się nudzi to znajdź swoje nazwisko na drzwiach.

- Jak mi zdejmiesz te kajdany to na każdych będę mógł napisać moje nazwisko.

- O tu są! - Loki podszedł do drzwi i przyjrzał się tabliczce. Jej autor z pewnością lubił Lokiego tak samo, jak wszyscy w tej wieży. Było na niej napisane grubymi literami ,,Zła Lokimotywa"

Loki natychmiast rozbił tabliczkę swoimi skutymi rękoma i otworzył drzwi łokciem. To przerażająco satysfakcjonujące patrzeć jak się teraz męczy.

Pokój ten nie miał żadnych okien, ale patrząc po tym, że na tym całym piętrze ich nie ma nie jestem zaskoczona. Znajdowało się w nim zwykłe midgardzkie łóżko, tyle że mniejsze niż te w moim pokoju. Po prawej było drewniane biurko z długopisem przytwierdzonym do blatu, żeby nikt go nie zabrał. Sprytne. Dalej tuż koło drzwi komoda i jakaś półka. Jak dla mnie aż za dużo. Powinien dostać zimny składzik na miotły, najlepiej w jaskini na Jottunheimie, gdzie przez 24/7 puszczano by mu wycie kojota.

Loki przeleciał wzrokiem pokój, jakby oczekując czegoś większego.

- Lepsze to niż cela. - wzruszył ramionami i położył się na materacu. Gdzieś w środku miałam nadzieję, że w środku jest wypełniony pokruszonym szkłem, ale jak się okazało to tylko zwykły materac.

- Znając prawo powinieneś teraz siedzieć w zabetonowanym bunkrze z kratami, więc nie marudź.

- Tak właściwie, to powinienem teraz siedzieć w moim własnym pokoju w Asgardzie, mając pod balkonem rzesze osób gratulujących mi wszystkiego, czego dokonałem ostatnio w imię naszego kraju. - poprawił mnie.

- Dokonałeś?! Ty zaatakowałeś inną planetę!

- Gdyby się poddali nie umarło by tyle!

- Ty siebie słyszysz?! - zapytałam niedowierzając.

- Głośno i wyraźnie. Midgard już od dawna był stracony, chciałem go pokierować ku lepszej przyszłości. Czyż nie tak robi król?

- Ty nie jesteś królem! - Loki natychmiast poderwał się z łóżka i stanął tuż przede mną. Był tak blisko, że czułam jego oddech na swoim policzku. Patrzył mi prosto w oczy, mając na twarzy wymalowaną czystą wściekłość. Ani mi się myśli odwracać wzroku. Już nie takie rzeczy przeżyłam, żeby teraz płoszyć się jednym spojrzeniem.

- Zamierzasz coś zrobić, czy tylko będziesz mnie piorunował spojrzeniem? - odparłam niewzruszona. - Nie jesteś w stanie nic zrobić w związku z wybraniem Thora na króla i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Nie wyżywaj się na świecie, ponieważ nie jesteś w stanie dostać wszystkiego, co chcesz.

- Na początku nawet nie chciałem nim zostać. Chciałem tylko, żeby zauważono, że byłbym w stanie nim być. Jednak niedługo potem zrozumiałem, że w oczach Odyna zawsze będę tym, kim naprawdę jestem, więc postanowiłem wywalczyć sobie miejsce na piedestale sam. - wzruszył ramionami.

- Teraz dzięki zniszczeniu Bifrostu i całego Nowego Jorku faktycznie znalazłeś się na piedestale. Największych przestępców.

- Nigdy nie chciałem zniszczyć Bifrostu!

- A to nowość.

- Chciałem zniszczyć Jottunheim, że...

- Wow to rzeczywiście wiele zmienia! - wcięłam mu się w zdanie. - Teraz faktycznie można cię uniewinnić, bo chciałeś zrobić coś nad wyraz miłosiernego! - zakpiłam.

- ŻEBY - próbował dokończyć zdanie. - zakończyć wojnę z Jotunnheimem. Gdyby pozbyć się tej planety wszystkie problemy Asgardu by zniknęły!

- Łącznie ze mną? - spostrzegłam wkurzona. Loki zamilkł cofając się o krok. - Nie wstydź się. W końcu taki dumny jesteś ze swoich dokonań. Przyznaj się, jak to miło było zamknąć mnie w krainie pełnej lodowych olbrzymów z nadzieją, że może zamarzne tam na śmierć. - wyrzuciłam z siebie tak długo trzymaną urazę. W całym pokoju zapadła cisza.

- Nie wiedziałem, że tam byłaś, bo w dniu w którym wyjechaliście byłem już pod aresztem domowym. - zaczął spokojnie. - Gdy zamroziłem Bifrost myślałem, że wszystkie wojska jeszcze nie wyruszyły, dopiero Thor mnie o tym uświadomił. - spojrzał się na mnie. Nie potrafiłam odgadnąć z jego oczu, co teraz czuję. Ewidentnie przez te lata podszkolił się w utrzymywaniu kamiennej twarzy. - Zniszczenie Bifrostu było jedynym sposobem, żeby przerwać naładowany energią portal, który uderzył w Jottunheim. Może i nie mogliście wrócić, ale przynajmniej była szansa, że żyjecie. - spoglądałam na niego, mając przed oczami te dwa lata spędzone w lodowej krainie. - Myślałem, że pomogę was później odnaleźć dzięki innym portalom, ale zostałem wessany w próżnię, z której nie mogłem powrócić do Asgardu. Uznałem więc, że jakiekolwiek szanse zniknęły i postawiłem wszystko na jedną kartę: Midgard. W końcu co miałem do stracenia? - zakończył z gorzkim uśmiechem.

Nie do końca wiedziałam, co mam na to wszystko odpowiedzieć.

- Masz prawo chować do mnie urazę. Mimo wszystko... - wyglądał, jakby ledwo udało mu się namówić samego siebie na wypowiedzenie na głos następnych słów. - Naprawdę cieszę się, że żyjesz.

- Wtedy przed wyjazdem, gdy szukałeś lerdionu...

- Otwierałem portal. Tak, miałaś rację. Szukałem dogodnego miejsca na otwarcie portalu, żeby wpuścić kilku olbrzymów i przerwać koronację. Nie ma już sensu tego ukrywać. - wzruszył ramionami. - Strzeliłem sobie w kolano ucząc cię run. - zaśmiał się dumnie. Nawet ja prawie się uśmiechnęłam.

- Kiaro... Wiem, że się spóźniłem, ale... - wziął głęboki wdech. - Przepraszam. Za tamtą kłótnie, za wysadzenie po kolei Jotunnheimu i Bifrostu, za to, że ciebie potem nie odszukałem, ZA MIDGARD NIE PRZEPROSZĘ! Ta planeta to i tak kupa śmieci. - wtrącił. - W tym pokoju nie ma kamer, więc Stark ani Thor nie będą mi wypominać tych słów do końca życia. Nie mów im, że to słowo jest w moim słowniku dobrze? - upewnił sie i znów zrobił pauze. - Ale ciebie szczerze przepraszam. Tylko Ciebie.

Stałam osłupiała. Thor miał rację... Dawny Loki wciąż istnieje! Patrzyłam się na niego, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę. Loki zwęził wargi i spojrzał się gdzieś w bok. Widać, że trudno mu przyszły te słowa, ale były w stu procentach szczere. Wiem, że jedno ,,przepraszam" nie zwróci mi straconego czasu, ale przynajmniej teraz jestem w stanie chociaż spróbować mu wybaczyć.

Podeszłam do niego szybko. Loki zamknął mocno oczy gotowy na dostanie w twarz. Przytuliłam go. Czułam jak cały się spiął, zamieniając się w zdębiały posąg. Teraz, gdy zrobiłam jakiś krok do przodu, czuje się jakby wszystko, co w sobie trzymałam, nagle uleciało. Cała ta uraza, złość, smutek i nienawiść - wszystko nagle znikło. Poczułam się, jakbym była wolna. Przebaczając mu nie uwolnie od winy tylko jego, ale także i siebie. Ten fakt tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że to, co teraz robię jest dobre. Przez ten cały czas potrzebowaliśmy tylko zwyczajnej rozmowy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top