8 - DZIEŃ 2

* Gregory Montanha *

- Absolutnie nie ma takiej opcji - stwierdził szef Alex, kiedy zapytałem się go, w jego biurze z obecnością chłopaków, czy mógłbym pomóc im w śledztwie

- Czemu?! - zapytałem z zdenerwowaniem w głosie, który można było bardzo dobrze usłyszeć

- Nie możesz, już o tym gadaliśmy - oznajmił - Idź na patrol, proszę cię.. - błagał

Z nerwów walnąłem dłońmi o blat, wstałem z krzesła, popatrzyłem się w oczy Alex'owi, a po chwili wyszedłem trzaskając drzwiami. Na potrzeby uspokojenia mojej złości, udałem się do łazienki.
Oparłem się rękoma o zlew, patrząc na siebie jak na totalnego nieudacznika życiowego. Moje oczy były coraz to bardziej czerwone i zalewane łzami. Zacisnąłem zęby, aby powstrzymać płacz, jednak bezsilnie opuściłem głowę, wylewając krople łez, które zlatywały z moich policzków.
W akcie wszystkiego walnąłem z pięści w lustro, powieszone nad zalewem, przez co rozpadło się na kilka kawałków. Jedyne co zostało z lustra to był ślad po uderzeniu i krew, cieknąca z mojej dłoni. Wtedy ktoś wszedł do łazienki, a był to Nelson, który od razu jak mnie zobaczył w takim stanie, podbiegł i odsunął mnie od szkła.

- Grzegorz.. - powiedział ze zmartwieniem w głosie - Coś ty narobił, trzeba znowu na szpital jechać..

- Odczep się ode mnie - odparłem, odsuwając się od niego

- Chodź, pojedziemy - odrzekł

- Powiedziałem już że nie! - pod wpływem emocji, popchnąłem go z dużą siłą w stronę ściany, przez co od razu po kontakcie z nią plecami, upadł na podłogę

Postanowiłem że nie będę dłużej czekać. Zobaczyłem godzinę w telefonie i po stwierdzeniu że za kilka godzin miałem spotkać się na umówionym miejscu, które po opisie poznałem, bo był to dach na którym zawsze spotykałem się z Erwinem, stwierdziłem że muszę zacząć igrać z życiem i szukać go jak najszybciej, żeby uratować go, bo zrozumiałem że.. Morwin to coś więcej niż tylko wymysły.

* Erwin Knuckles *

Minęły niecałe dwa dni, odkąd zostaliśmy porwani, a ja już tęskniłem za wolnością. Jedyne co pozostało mi to liczyć na policję, która nie daje sobie rady z nami, a co dopiero z nimi. Przecież to jest jasne że nie uda im się nas odszukać, podejrzewając tego że nawet jeszcze nie zaczęli.
Najbardziej jednak zastanawiało mnie to co teraz dzieje się u Gregory'ego Montanhy. W głowie rodziły mi się różne pytania, między innymi czy stara się mnie odszukać tak jak obiecał, czy tylko tak powiedział aby było mi miło? Sam tego do końca nie wiedziałem, bo po nim spodziewać się było można wszystkiego. Raz był dla mnie cholernie miły, aż za, a następnego dnia już raptem mnie nienawidził. Dobrze wiedziałem że Grzesiu miał i dalej nie panuje nad emocjami. A wszystko to była wina policji. Oni psuli i dalej psują naszą relację.. od samego początku nie byli przekonani co do naszej znajomości, trzeba było się przez jakiś czas ukrywać, a później gdy już się dowiedzieli, stwierdzili że biednego Grześka wywala od tak z komendy bo czemu nie. Na szczęście jakieś kilka tygodni później zrozumieli że zrobili błąd i przyjęli go z powrotem. Lecz przez ten krótki czas, coś pomiędzy nami zaistszyło. Staliśmy się dla siebie prawie jak bracia, chociaż dalej na pierwszym miejscu stali chłopacy z mojej grupy. Jednak coś mi się spodobało w nim.. inaczej nie dałbym mu propozycji aby do nas dołączył, co oczywiście odrzucił. Bałem się do tego przyznać, bo zawsze od początku twierdzono że kiedyś będziemy w związku a ja nigdy nie lubiłem, i dalej nie lubię przyznawać komuś racji. Jednak w tym temacie, każdy shipujący nas miał stuprocentową rację.. od pewnego momentu gdy spotykałem się w cztery oczy z policjantem.. nie oszukując stawał mi jak go widziałem, lecz zawsze to było niezauważalne bo nosiłem za duże spodnie, które musiałem podciągać później co chwilę. Jeszcze później byłem wręcz zazdrosny że zadawał się z jakąś Samanthą więc...zastrzeliłem ja i schowałem do śmietnika, aby nikt jej nie zobaczył. Oczywiście wszystko zrobiłem w rękawiczkach, bo już wystarczyłoby gdybym jeszcze został poszukiwany za morderstwo. Pamiętam jak dziś, jak chłopak przeżywał to i mi się wyżalał na ramieniu, a ja udawałem że miałem to kompletnie w dupie, bo miałem. Nie interesowała mnie ona tylko on. Również wymyśliłem plan biznesowy, nie po to aby wziąć pieniądze i spierdolić, co nawet Grzesiek tak myśli oraz wszyscy znajomi, tylko z moich uczuć które ukrywałem.

- Witaj - nagle usłyszałem jakiś znajomy mi głos

Lekko podnosłem się do siadu, uważając szczególnie na mój bark, i nie mogłem uwierzyć w to co widziałem. Na samym środku pokoju, a bardziej przy łóżku Dii, stał oparty rękoma uśmiechnięty Kui Chak. Przetarłem oczy z niedowierzania, alle jak z powrotem je otworzyłem, dalej go widziałem.

- Kui? - odezwałem się - Ty.. ty żyjesz?

- Cześć misiu kolorowy - przywitał się - Nie żyje Erwin.. ale niedługo znowu się zobaczymy.. w niebie - oznajmił - Do tego czasu będę ci towarzyszyć. Tylko ty będziesz mógł mnie zobaczyć, bo widzę że nie radzisz sobie z myślą że niedługo cię odjebią...

- Nie chce umierać - westchnąłem - Chce jeszcze żyć, robić napady, porywać ludzi, no i... spotykać się potajemnie z Grzesiem..

- Mhm, czyli wolisz go niż czas ze mną? - podpytał oburzony

- Oczywiście że nie, jesteśmy rodziną, tak jak to powiedziałeś - wyjaśniłem - Ale.. ostatnio coś do niego poczułem..

- Knuckles opanuj się, jesteś przestępcą a on policjantem. Jesteście z dwóch różnych światów - oznajmił - Nigdy jeszcze nie było tak że jakaś większą relacja łączyła terrorystów i funkcjonariuszy

- Wiem, ale...

- Erwin, to nie ma racji bytu, jeśli dalej będziesz chciał utrzymywać miłosna relacje z Montanhą, to oznacza że nie jesteś nam wierny - odrzekł Kui - Nie chcesz umrzeć za rodzinę, równa się zdrada.. teraz żegnaj.. - odparł i rozpłynął się w powietrzu

* Hank Over *

W oczekiwaniu na Tommy'ego w biurze szefa, stwierdziłem że najlepiej by było porozmawiać z Alexem, póki jeszcze jest, na temat Grzesia. Ostatnio wydawał mi się on jakoś podejrzanie dziwny. Albo to nie mógł czegoś zrobić, bo akurat mu coś wypadło, albo całymi dniami myślał i dekoncentrował się na akcjach.

- Szefie, mógłbym tak pogadać jeszcze w cztery oczy? - zapytałem, siadając naprzeciwko

- Jasne - przytaknął, biorąc łyka kawy - O czym chcesz porozmawiać?

- O Grzegorzu - odparłem - Jakoś ostatnio dziwnie się zachowuje.. to jakiś cały czas zamyślony, to nie wykonuje poleceń od wyższych stopni.. coś jest z nim nie tak i ja to widzę w porównaniu do innych policjantów

- Mówisz sama prawdę Hank, ja też ostatnio to zauważyłem - oznajmił - Wydaje mi się że to przez Erwina tak się zachowuje. Chłop kompletnie oszalał na jego punkcie. Przez pewien czas nawet całymi dniami mówił mi o nim, tak jakby znali się od dziecka - rzekł

- Może spotykają się potajemnie na rozmowę - stwierdziłem

- Może łączy ich coś więcej niż przyjaźń, tak też może być - odpowiedział Alex, gdy nagle do gabinetu wszedł Nelson, trzymając się za plecy

- Słuchajcie, Grzegorz najprawdopodobniej chce się spotkać na tej wskazówce od tajemniczej osoby - poinformował nas obydwóch - Musimy go chronić..

- Co ci się stało? - dopytał szef

- Rzucił mną o ścianę, ale jestem cały na szczęście - przytaknął ciemno skóry - Do 16, zostały 3 godziny.. musimy się przygotować i sam Alex nam w tym pomoże..

Hejo, następny rozdział
Błędy - Przepraszam

PeepoBay :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top