8. Rycerz na białym koniu...

Tykanie zegara odbijało się echem w całej sali. Wpatrywałam się w pusty zeszyt próbując zapisać na nim choćby dawno podyktowany temat. Mijała mi właśnie pierwsza lekcja matematyki. Szło mi o wiele gorzej niż mogłam sądzić. Ledwo nauczyłam się na pamięć tabliczki mnożenia, a już kazano mi jakieś logarymy wyliczać.

Ku mojej uciesze nie tylko ja miałam minę udręczonego kota. Połowa sali patrzyła się z niezrozumieniem i wyczerpaniem to na tablice a to na swój zeszyt.

Zrezygnowana oparłam się o krzesło. Następna lekcja zapowiadała się bardziej przekonująco, mianowicie było nią "wychowanie fizyczne" cokolwiek miało to znaczyć. Brzmiało to co najmniej dziwnie a poza tym odbywało się na boisku.

Równo z dźwiękiem dzwonka opuściłam swój stolik. Louis powiedział mi, że na tak zwanym według niego "WF'ie" mam iść do szatni i przebrać się w strój sportowy.

Wyjęłam z plecaka mapę szkoły i desperacko próbowałam znaleźć odpowiednie pomieszczenie.

Z całych sił próbowałam nie zawracać uwagi na zaczepki albo szepty innych.

W końcu zrezygnowana wertowaniem po raz setny tej samej strony papieru podeszłam do dwóch dziewczyn, które były ze mną w sali matematycznej.

- Cześć, jestem tu nowa... I mam pytanie - spojrzałam na nie, by potwierdzić, czy mnie słuchają. - Wiecie może gdzie jest szatnia?

Dwie antylopy niepewnie po sobie spojrzały i kiwnęły głową.

- Chodź za nami to Cię zaprowadzimy - powiedziała jedna z nich miłym tonem.

Zrobiłam jak mi kazały i szłam ich śladami. Podczas marszu jeździłam wzrokiem po korytarzach w nadzieji na znalezienie twarzy Louisa. Nie sądziłam, że tak rzadko będę go widywać mimo, że była dopiero pierwsza przerwa.

- Tutaj się przebieramy, jak chcesz to możesz już wejść do środka - odezwała się po dotarciu do celu. - Przerwa jeszcze i tak trwa 8 min.

Podziękowałam im i postanowiłam wejść.

W środku było pełno szafek i drewnianych ławek. Spojrzałam na numer mojego kluczyka i spróbowałam odszukać szafki.

Wszystkie dosłownie wyglądały tak samo, a rzędy zdawały się ciągnąć w nieskończoność.

Dobrze, że postanowiłam wejść wcześniej, przecież nigdy bym jej nie znalazła!

108, 109, 110, 111...

- W końcu - powiedziałam do siebię gdy ujrzałam numer 112.

Kluczyk na szczęście pasował i szafka się otworzyła. W środku niej znajdowała się para butów, bordowe szorty, białe koszulki sportowe, jedna z krótkim rękawem, a jedna na ramiączkach, zestaw dresów w kolorze takim samym co spodenki, strój kąpielowy, który mnie zdziwił, bo nie sądziłam, że będę tutaj mogła pływać, oraz ręcznik.

Oczywiście to wszytko załatwił dla mnie Louis.

Dotknełam materiału bluzki, a na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Byłam ciekawa jaką będzie mieć teraz lekcje.

- Nie mogę uwierzyć, że dali nam WF z trzecią klasą! - odezwał się piskliwy dziewczęcy głos.

- Sądzisz, że chłopacy będą grali bez koszulek? - odpowiedział jej również tak samo wysoki i podniecony głos.

Zrozumiałam, że właśnie skończyła się przerwa. Tylko czemu robią tyle szumu o dzielenie lekcji z inną klasą? Przecież według planu często mamy zajęcia z innymi klasami.

- Wiesz kogo chciałabym zobaczyć najbardziej... - głosy zaczęły się zbliżać w moją stronę.

- Ja chyba wiem i jest to też moja osoba, którą chciałabym zobaczyć!

- LOUIS! - Ich pisk był tak głośny, że aż zakryłam z bólu uszy.

Inne dziewczyny też zgodziły się z wypowiedzią poprzedniczek.
Zdziwiłam się faktem dużej popularności Louisa. Oczywiście był bardzo przystojny, ale jego chłodna osobowość może odpychać.

W końcu grupa rówieśniczek dotarła do swoich szafek które, Bóg wie dlaczego, były akurat w tej samej alejce co moja.

- WOW - podeszła do mnie lisica z fascynacją. - A czy Ty mnie słyszysz?! - Mówiąc to wykonywała bardzo dziwne gesty.

Zamrugałam kilka razy ze zdziwienia o co może jej chodzić.

- A dlaczego miałabym Cię nie słyszeć? - Odpowiedziałam niepwnie. Ten dzień był najdziwniejszym co mogło mi się kiedykolwiek przydarzyć.

- Oh, myślałam, że nie masz uszu - znacząco poruszyła swoimi.

Ręką rzwawo odgarnęłam swoje włosy.

Wszystkie dziewczyny zbiegły się do mnie by zobaczyć niecodzienny widok.

- O mój Boże! Możesz tym ruszać?

- Jak dobrze słyszysz kiedy zakrywa je
Twoje długie futro?

- A mogę je dotknąć?

Zalała mnie fala zainteresowania moją osobą. Nie do końca wiedziałam co mam zrobić. Najsprytniej byłoby się z tego jakoś wymigać.

- Hej czy czas się nam już nie kończy? Słyszałam że mamy lekcje z starszą klasą... - powiedziałam pierwsze co mi przyszło do głowy.

Jak na rozkaz każda dziewczyna szybko zdejmowała swoje ubrania i w pośpiechu zakładała sportowe.

Zrobiłam dokładnie to samo póki wszystkie były zajęte sobą. Nie chciałabym być wypytywana o pochodzenie moich blizn.

Nie udało mi się jedynie zakryć zabandarzowanej rany na nodze. Przypomina mi o Rizie. W końcu to on mi ją zadał. Potem przez myśl mi przeszła umięśniona sylwetka lekarza. Mam nadzieję, że kiedyś dam radę mu się czymś odwdzięczyć.

Udałam się z resztą dziewczyn na boisko gdzie mają odbyć się zajęcia.
Stała już na nim w szeregu grupa trzecio klasistów. W przeciwieństwie do nas mieli spodenki w kolorze granatowym, a koszulki zostały niezmienne.

- Patrzcie stoi już tam! - powiedziała do nas zebra półszeptem.

Miała rację, w szeregu stał nie kto inny niż nasz popularny Jeleń.

On też mnie zauważył. Ucieszyłam się na jego widok i wysłałam ciepły uśmiech. Oczywiście rozbił się niczym Titanic na górze lodowej (czyt. Louisie).

- Dwuszereg zbiórka! - odezwał się trener - Ale dziewczyny ruchy mi tu! - Widać, że był nieźle zirytowany naszym tempem.

Nie należałam do najwyższych więc wylądowałam z przodu. Dokładnie na przeciwko szeregu chłopaków. Ich oczy były skierowane wszędzie tylko nie na twarz. Jedynie Louis stał spokojnie patrząc na trenera.

- Robimy rozgrzewkę 5 kółek.

Na znak każdy zaczął biec truchtem. Ja próbowałam wtopić się w towarzystwo dziewczyn i uniknąć ciekawskich oczu starszych kolegów.

Jedyne o czym rozmawiały to o ich szczęściu, że w tym roku mają WF z klasą Louisa, albo też o samym Louisie. Nie powiem byłam bardzo ciekawa co powiedzą na jego temat.

Dziwne było to, że gadały jaki to on nie jest ciepły i życzliwy. Nigdy nie widziałam żeby się tak zachowywał, warto byłoby wyprowadzić ich z tego błędu.

Nabrałam powietrza by zrobić długi monolog o jego charakterze, ale się powstrzymałam.

Coś ciekawszego obiło się o moje uszy.

- A słyszałyście, że mamy nową pielęgniarkę? A tak w zasadzie to pielęgniarza - jedno zdanie a jak bardzo umie zaciekawić.

- Też o tym słyszałam, podobno jedna dziewczyna wybiła sobie kilka dni temu palca i musiała iść do gabinetu - tym razem odezwała się surykatka - potem odpowiadała, że on jest bardzo przystojny i super umięśniony!

Kolejna fala głosów zachwytu tego dnia.

Aż musiałam przystanąć bo włosy latały mi we wszystkie strony. Uporczywie odgarniałam je z twarzy. Niestety bez większego skutku.

Spojrzałam na dłoń i pacnęłam się w czoło. Miałam cały czas na ręce gumkę do włosów.

Jednym ruchem ściągnęłam ją z nadgarstka i... ona wypadła mi z rąk.
Zatoczyła kółeczko po czym położyła się koło mojej stopy. Pokręciłam głową i schyliłam się po nią.
Szybko zawiązałam włosy w niski kucyk i biegłam dalej. Na moje nieszczęście grupa dziewczyn biegała dokładnie po drugiej stronie boiska, a ja byłam wśród rozproszonych chłopaków.

- Ej patrz na nią - odezwał się za mną męski głos - to jest ta ludzka dziewczyna co nie? Niezłe ma towary - mogłabym przysiądz że w tej chwili na ich twarzach pojawił się typowy uśmieszek.

- No chłopie lepsze od tych wszystkich młodszych - odpowiedział mu drugi głos. - Mogę się z Tobą założyć, że nie klepniesz ją w pośladek - dodał po chwili.

- Ha! Ty chyba mnie nie znasz - zaśmiał się ten pierwszy. Byłam w tym momencie bardziej niż pewna, że ten koleś nagle przyspieszył tempa.

Nie wiedziałam co zrobić. Czy stanąć i mu coś powiedzieć, a może pobiec szybciej i ucieknąć. Żadna opcja mi nie odpowiadała.

W pewnym momencie usłyszałam zdyszany oddech kogoś obok siebię.

Louis! Czyżby chciał mnie uratować.

Spojrzała się na mnie a ja na niego. Wyrównał ze mną krok i przybliżył się do mnie.

Nie wiem czemu chciałam chwycić go za rękę. Odruchowo moja dłoń ruszyła się w jego stronę.

- Lou... - Nie skończyłam bo wylądowałam twarzą na tartan przez to, że Jeleń podłożył mi swoją długą nogę. Oczywiście za mną potknęło się dwóch spiskowców i jakiś niewinny chłopak.

Louis, nie nadawałbyś się na rycerza na białym koniu...

●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●

Daje wam tu taki przeprosinowy kolejny długi rozdział za moją nieobecność.

Miłego czytania i dobranoc dla wszystkich marków nocnych.

(Poprawię ewentualne błedy rano)

•01:42 •26.12.2020r.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top