Ones
Razem z Blu0509 mamy dla was, drogich czytelników, prezęty. Razem z właśnie tą osobą w tym samym czasie wleciały Xante, jedno u mnie, drugie u Blue. Trochę jeszcze od mojej strony, wesołych świąt jak i spokojnej drogi jeżeli ktoś gdzieś wyjeżdża. Miłego czytania ❤️
~----‐-------------------‐----------------------------------------~
Chłopak o czarnych włosach siedział na jednej z nudniejszej lekcji w tym dniu - Historii Stanów Zjednoczonych. Jednym uchem słuchał, a drugim rysował coś w zeszycie. Chciał aby ten dzień już się zakończył, jednak on nie wiedział, że on dopiero się zaczął.
Ósma dwadzieścia wybiła właśnie na zegarkach w Los Santos. Większość osób siedziała w pracy czy w szkole. Tak nie było inaczej z Dante. Siedział w jednej z ławek w sali numer szesnaście. Lekcja jak każda inna - nudna. Jedni rozmawiali, drudzy się śmiali, a trzeci po prostu siedzieli z głową w chmurach albo ze słuchawkami na uszach. Skoro nauczyciel na to pozwalał to czemu nie skorzystać. Patrząc z trzeciej osoby można było uznać, że Dante jest normalnym uczniem jak na tą klasę. Tak na prawdę to odstawał od reszty drastycznie. Jako jedyny nie miał swojej grupki znajomych i siedział sam na przerwach czy lekcjach. Nie był jakoś bardzo lubiany, a przez nie jedną grupkę ludzi - gnębiony, poniżany i wyzywany. Zostały mu jeszcze dwa lata, a jego przybrani rodzice nie słuchali jego próśb o zmianę szkoły. Po czasie odpuścił z tym i wziął się za naukę. Nie był z niej jakoś bardzo utalentowany, fakt, leciał na czwórka czy trójkach ale nigdy do domu nie przyniósł żadnej jedynki. Był dzieckiem, które było ale nic nie wnosiło jego towarzystwo czy osoba. Dla niektórych był duchem, a dla innych - pośmiewiskiem. Jedną osobą, która miała to drugie nastawienie do Dantego, był Xander. A dokładniej Xander Wayne, niebieskowłosy chłopak z klasy wyżej od Dantego. Od kiedy czarnowłosy pojawił się w jego szkole, Wayne wziął go za swój "cel zniszczenia." Razem ze swoją grupką znajomych, która była w klasie Capeli, od początku planowali plan destrukcji niebieskookiego. Ale kim tak na prawdę był Xander dla Dantego?
To pytanie zadawał sobie Capela od pewnego czasu. W sensie wiedział jak się nazywał czy jak wyglądał, ale nie wiedział dlaczego jego ciało tak na niego reaguje czy dlaczego niebieskowłosy sprawia to wszystko dla Dantego. To nękało czarnowłosego dniami jak i nocami.
Nie można tego samego powiedzieć o Xanderze. On nie zadręczał się pytaniami czy zagadkami, wolał siedzieć na siłowni czy na wyścigach, na których swoją drogą czarnowłosy był jednym z dwóch organizatorów ale nigdy nie brał w nich udziału. Tak samo jak nie przyznawał się, że w nich pomaga.
Jeden z uczniów rzucał kartkami po swoich znajomych. Pech chciał, że jedna z nich poleciała na znajomego Xandera, a on musiał wyrzucić na niego wszystko co możliwe. Dante jedynie przewrócił oczami i wstał z miejsca, podszedł do nauczyciela i zapytał się o wyjściówkę do toalety. Nie chciał być przy tym plus musiał skorzystać z toalety. Oczywiście dostał to co chciał i jak najszybciej udał się do łazienki. Była pusta a cisza towarzysząca na korytarzu była strasznie przyjemna. W niecałe kilka minut skorzystał z toalety i stanął przed lustrem. Nie potrafił popatrzyć na odbicie, więc opierał się o ceramikę i patrzył pod siebie. Przez zaniżoną samoocenę czy inne głupoty, którymi zadręczał się, Dante nie potrafił nawet spojrzeć w lustro. Zawsze patrzył na nie z obrzydzeniem i od razu w głowie kreowały mu się linie na ciele, których stawało się coraz więcej z dnia na dzień. Z jego lewej ręki właśnie to krew skapywała kropelkami na ziemię. Chciał to posprzątać ale gdy odbił się umywalki i chciał podejść do dystrybutora z papierem, lecz odbił się od czyjejś klatki piersiowej. Powoli odwrócił się w tą stronę z myślą, że to jakiś nauczyciel, jednak grubo się mylił. Za nim stał Xander.
- C-co ty tu robisz?- Głos Dantego się lekko zawahał. Nie chciał pokazywać strachu nigdy, ale te momenty nigdy nie były łatwe.
- Myślałeś, że jak pójdziesz do toalety na lekcji to nic się nie stanie?- Zignorował pytanie czarnowłosego i popchnął go na ścianę. Ten pokiwał głową na nie, nie potrafił nic innego zrobić.- Odpowiedź
- Nie...- szepnął i opuścił wzrok.
- Żałosne jest uciekanie przed czymś, co i tak cię przytrafi, racja?- Spytał chociaż znał odpowiedź. Dante nic nie powiedział, wiedząc co się stanie.- Nie myślisz, że lepiej było by bez ciebie?- Xander się zaśmiał i uderzył niebieskookiego z pięści w twarz a następnie brzuch. Capela skulił się i sapnął z bólu.- Nie myślałeś o tym by to po prostu skończyć?- Zaśmiał się pusto i popatrzył na Dantego, który zdążył zjechać na ziemię.- Zrobiłbyś coś dobrego dla siebie i świata.
- Przestań- szepnął czarnowłosy, chowając twarz w kolanach.
- Nie sądzisz, że było by lżej dla twoich rodziców? A no tak... nie masz ich- udał smutek aby chwile później głęboko się zaśmiać.- Przez ciebie, gdybyś tylko nie mieszał się w ich sprawy pewnie by żyli- ukucnął przy nim i wymierzył kolejny cios na co Dante wypluł ślinę pomieszaną z krwią.
- Wynaśmiewaj się bardziej, proszę- szepnął w jego stronę i podniósł wzrok na Xandera.
- Oh to ty nie wiesz- złapał jego podbródek, unosząc go w jego stronę.- Jesteś pośmiewiskiem dla całej szkoły, mój drogi. Wszystko co najlepsze jest na jednej stronie- zaśmiał się i wyjął nożyczki.- Jakby tak, obciąć ci włosy?- Złapał za jedną z końcówek włosów.
- N-nie proszę- głos Dantego ledwo wyrabiał, kolejne myśli go przytłaczały, a słowa Xandera nabierały sensu.
- Oh to nie twoja wola- zaśmiał się i przyłożył nożyczki do pasma. Chciał już uciąć ale coś mu przerwało...
Strzał
Pojedynczy strzał, a potem następny i następny.
Dantemu rozmazywał się wzrok, który próbował utrzymywać na Xanderze.
Xander zaprzestał obcinać włosy.
Na korytarzu można było słyszeć krzyki osób, a w łazience - nierówny i płytki oddech Dante.
Xander popatrzył się na Capele ze wzrokiem, jakby czarnowłosy naskarżył na niego do jakiegoś nauczyciela, chociaż on wiedział, że tego nie zrobi z jednego powodu. Za bardzo się bał konsekwencji. Tego, że Xander ma takie wtyki, że to Dantemu się oberwie a nie mu.
- Przestań beczeć- chciał krzyknąć, ale wolał nie być znaleziony przez osobę z bronią.
- N-nie m-mog-gę - jego głos był ledwo zrozumiały przez słaby dopływ tlenu do płuc. W ogóle dla niego było cudem, że się odezwał.
- A co? Panika wzięła górę?- Zaśmiał się cicho ale widząc, że Dante kiwa głową na tak spoważniał.- Nie żartujesz?- Znowu pokręcił głową tylko tym razem na nie.- Japierdole- Xander wstał i rozejrzał się dookoła siebie, pierwszy raz nie wiedział co zrobić. Zauważył jedynie zamkniętą toaletę z kartką na drzwiach.
Not working, sorry
Uznał to za jedyną deskę ratunku, podniósł Dantego za rękę i pociągnął w stronę kabiny.
- C-Co t-ty r-robisz - Dante ledwo co skleił zdanie.
- Zamknij się - niebieskowłosy zaczął majstrować przy zamku. - Chcesz umrzeć? - Przekręcił ostatni raz a drzwi się otworzyły. - Chociaż z czas dla ciebie było by to na rękę.- Wszedł do środka i usiadł nad toaletą. Za nim wszedł Capela ale on usiadł na ziemi i spróbował się uspokoić, lecz natłok myśli w jego głowie zaczął się powiększać i coraz bardziej pogarszać sytuacje. Strzały na zewnątrz nie ustawały tak samo jak i krzyki.- Co ty robisz?
- P-prób - nie potrafił nic powiedzieć, jedynie patrzył na swoje dłonie.
- Chodziło mi, byś usiadł tam, gdzie nie widać cię od dołu - westchnął i popatrzył na Capele. - Chyba, że chcesz nas wydać i żebyśmy umarli. - Zszedł lekko niżej i usiadł na toalecie przy okazji opierając się o spłuczkę.
- Z-zająłeś m-mi m-miejsce - Dante ledwo wstał i popatrzył na Xandera.
- No i? - Złapał jego dłoń i pociągnął w swoją stronę tak, aby czarnowłosy upadł na niego. - Zawsze możesz sobie pójść. - Nie widząc oporu Capeli przytulił go do siebie. - A teraz oddychaj.
Nie można by powiedzieć, że Dante nie zdziwił się tego co zrobił Xander. Nie potrafił dopuścić do tego co się stało, jednak jego ciało zareagowało tak samo jak on. Na początku przeszedł go dreszcz ale z chwilą się rozluźnił i oparł głowę na klatce Xander, który nie wiedział co zrobić. W akompaniamencie strzałów, które były coraz głośniejsze, Wayne podśpiewywał piosenkę znaną dla niego jak i Dantego, który zaczął coraz bardziej się uspokajać. We dwójkę usłyszeli trzaśnięcie drzwiami, głośne kroki roznosiły się po pomieszczeniu, Dante prawie pisnął by, gdyby nie dłoń Xandera, która pojawiła się na ustach czarnowłosego. Napastnik zaczął otwierać kabiny, a jeżeli nie działały klamki to sprawdzał czy ktoś jest w środku kucając przed. Serce Capeli zabiło mocniej kiedy napastnik spróbował wejść do ich kabiny, a oczy ponownie zapełniły się łzami. Popatrzył na Xandera, który też wyglądał nie za dobrze, jednak on nie płakał, nieraz widział broń czy słyszał strzały, ale wizja zginięcia w szkole wraz Dante niezbyt go przekonywała. Wayne przytulił mocniej Dantego, który wleciał twarzą w jego klatkę piersiową i przytrzymał jego głowę, nie chciał być zdradzony przez głupotę, i to własną. Po chwili we dwójkę usłyszeli zamykanie drzwi, odetchnęli z ulga
- Dlaczego to zrobiłeś? - Zapytał się niebieskooki i popatrzył na niebieskowłosego, jego głos nie wrócił jeszcze do normy ale dało się go zrozumieć.
- W sensie? - Dopytał i spojrzał na Dantego.
- Dlaczego mi pomogłeś i... ty... ty mi pomogłeś. - Szepnął do niego. - Ja... ja tego nie rozumiem....
- Tak mi serce powiedziało... sam nie wiem czemu - westchnął i oparł głowę o ścianę.
- Czyli pomogłeś mi, bo tak ci serce mówiło? - Dante dopiero teraz zrozumiał, że cały ten czas siedział na kolanach Xandera.
- Po części, szczerze mówiąc to też chciałem ci pomóc...
- C-chciałeś m-mi pomóc? - Capela na początku nie dowierzał w to co usłyszał. - Po tych wszystkich latach... ty mi pomogłeś - jego serce skakało z radości, ale on sam nie wiedział czemu. To wszystko wydawało mu się takie realistyczne, a zrazem jak wytwór jego wyobraźni.
- Tak, pomogłem ci z własnej woli. - Nie wiem czemu, ale tak wyszło. Wszystkie szęśliwe emocje wypłynęły z Capeli, a jego twarz była lekko mokra. Zrobił to z własnej woli ale nie dlatego, czego oczekiwał Dante.
- Jasne - chciał skorzystać z chwili i przytulił się do klatki Wayne'a, przez chwilę, gdy nie czuł żadnego odzewu, chciał się odsunąć, ale Xander w czas położyć ręce na plecach czarnowłosego. Uśmiechnął się pod nosem przy okazji ciesząc się, że niebieskooki tego nie widzi. - Myślisz, że możemy już wracać na lekcje?
- Co najwyżej to do domów, wątpię żeby po tym co się stało zostawili nas tu.
-Okej - Dante nie chciał, by ta chwila kończyła jak najszybciej jednak wiedział, że koledzy Xandera już go szukają, lecz Dante nie wiedział jednej rzeczy. Wayne również nie chciał tego zakańczać. Niebieskowłosy nie mógł tego do siebie doprowadzić, ale od pewnego czasu zakochał się w niebieskookim, który siedział na jego kolanch. Capela sam czuł motylki w brzuchu a gdyby nie to, że miał schowaną głowę w klatce piersiowej Xandera.
W takiej samej pozycji siedzieli przez dobre pół godziny, do póki nie usłyszeli ciszy na korytarzu jak i w całej szkole. Wayne powoli wstał z miejsca i postawił Dantego obok, i powoli otworzył drzwi od kabiny.
- Przeżyliśmy - powiedział Xander, wychodząc z kabiny. Rozejrzał się po pomieszczeniu i skierował się do wyjścia.
- Xander...? Dziękuję- Dante popatrzył w oczy niebieskowłosego.
- Nie ma sp- -Wayne nie zdążył dokończyć z powodu osoby, która wleciała na jego plecy.
- Xander ty szmato, co ty tu robisz?- Odezwał się jeden ze znajomych niebieskowłosego. Dante jedynie przewrócił oczami i wyminął chłopaków, i wyszedł z łazienki. Włożył ręce do kieszeni, a w jednej z nich wyczuł kartkę, wyjął ją i przeczytał.
Dante
Pewnie wiesz kto to, albo domyślasz się.
Mimo, że nie jestem w tym dobry
Chcę cię zaprosić na spotkanie.
Dach przy Mission Row
24.12.2023
22⁰⁰
Dante uśmiechnął się pod nosem i ruszył w stronę wyjścia ze szkoły. A to, co stanie się na dachu, pozostanie zagadką...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top